W swojej książce z roku 1990 pt. „wojna w kosmosie?” Wacław i Zbigniew Świątniccy opisują przestrzeń kosmiczną jako niezwykle ważny obszar dla działalności militarnej. Nie ograniczają się tylko do przestrzeni okołoziemskiej, ale sięgają skraju naszej galaktyki. Opisują różne rodzaje broni możliwe do zastosowania w kosmosie, jak i różnorakie napędy pojazdów kosmicznych, takie jak napędy jądrowe, elektryczne (elektrotermiczny, elektrostatyczny, elektromagnetyczny) czy laserowe. Książka pochodzi sprzed ćwierćwiecza i wątpliwym jest, by kompleks militarny porzucił swoje dawne idee i zaczął wprowadzać w życie hippisowski slogan „Make love, no war”.
Więc co może być przyczyną oficjalnych braków postępów w rozwoju techniki kosmicznej i spadku zainteresowania kolonizacją Księżyca i najbliższych planet, a także przekierowania zainteresowania ludzi z ekspansji w kosmos na tworzenie i penetrację rzeczywistości wirtualnej?
Być może mamy tutaj sytuację podobną do tej z końca lat 30-stych dwudziestego wieku, gdy periodyki naukowe w pewnym momencie przestały pisać na temat procesu rozszczepienia jądra atomowego. Na tej podstawie Georgij Florow wysnuł wniosek, że wszyscy pracują nad bombą atomowa i zaalarmował o tym Stalina. I teraz może być podobnie. Nasze media krzyczą o sukcesie polskich naukowców budujących prototyp silnika plazmowego, którzy zadziwili swoich zachodnioeuropejskich kolegów:” Bezproblemowe uruchomienie silnika wprawiło w zaskoczenie nawet doświadczonych pracowników ESA.” Tak, sukces naszych rodaków rzuca na kolana, lecz podejrzewam, że główne mocarstwa światowe jak Rosja, USA czy, Japonia, ze szczególnym wskazaniem na Japonię, rozwiązały problem takich napędów już parę dziesiątków lat temu i mają teraz w pełni sprawne statki międzyplanetarne i budują sobie bazy wojskowe na innych planetach.
Dlaczego Japonia?
Od drugiej wojny światowej Japonia nie może posiadać swoich sił zbrojnych. Ma tylko Siły Samoobrony. Zwycięskie Stany Zjednoczone narzuciły Japonii taką konstytucję, która zabrania posiadania przez nią sił zbrojnych. Nie może też zbudować bomby atomowej lub wodorowej. Nie to, że naukowcy japońscy tego nie potrafiliby zrobić, bo ponoć już próbowali to robić podczas drugiej wojny światowej i to z sukcesem, ale nie pozwalają im na to umowy międzynarodowe. Na Księżycu, czy na Marsie takie ograniczenia nie obowiązywałyby Japończyków. I właśnie teraz mogą sobie coś tam kombinować na przykład na ciemnej stronie Księżyca.
A ludzie na świecie zajęci są grami komputerowymi i wstawianiem nowych postów na Fecebooka i dlatego nie protestują przeciwko militaryzacji kosmosu.
I co teraz może zrobić Polska?
W roku 1996 ukazała się książka Roberta Zubrina i Richarda Wagnera „Czas Marsa”. W książce tej autorzy opisują, jak za pomocą oficjalnie znanych rozwiązań technicznych skolonizować Marsa i przekształcić go w planetę zdatną do życia dla ludzi, zwierząt i roślin. Korzystając z sugestii zawartych w tej książce Polska mogłaby zacząć budować swój program podboju Marsa praktycznie od dzisiaj. Jeśli tego teraz nie zaczniemy robić, to może się okazać, że znowu prześpimy swój czas, jak to już bywało w historii. Weźmy przykład choćby z okresu wielkich odkryć geograficznych. Polska zajęta wojnami z Rosja, Szwecją, czy Turcją nie stała się potęgą kolonialną, a w końcu przestała istnieć. Co prawda książę Kurlandii Jakub Kettler, lennik króla Władysława IV, kupił wyspę św. Andrzeja i św. Marii w Gambii. Kurlandczycy zajęli także wyspę Tobago na Karaibach, którą nazwano Nową Kurlandią. Czyli pośrednio Polska też była potęga kolonialna, ale potęgą na skalę naszych możliwości, jak można parafrazować cytat z filmu „Miś”.
Powracając do podboju Marsa, dzięki wybudowaniu wielkiej bazy zamieszkiwanej przez setki tysięcy, a nawet miliony Polaków, obejmującej większość, jeśli na całą planetę, Polska stałaby się krajem nie do podbicia jak np. Francja w czasie drugiej wojny światowej. Co prawda Hitler zajął europejską część Francji, ale nie był w stanie zająć jej części afrykańskiej, azjatyckiej czy amerykańskiej, nie wspominając o Oceanii. Był zmuszony do stworzenia marionetkowego państwa Vichy podporządkowanego Niemcom. A i tak de Gaulle hasał sobie po koloniach francuskich, któremu podporządkowało się wiele terytoriów zamorskich Francji, lekceważąc wolę rządu Vichy.
Powracając do Polski, w razie konfliktu zbrojnego, w którym ziemska część Polski dostałaby się pod panowanie innego kraju, część ludności wraz z władzami i dowództwem wojskowym mogłaby się ewakuować na Marsa, skąd przygotowane zostałoby kontruderzenie na Ziemię. Poza tym na Marsie w czasie pokoju Polacy mogliby rozwijać nowe rodzaje broni, które są obecnie zakazane konwencjami międzynarodowymi na Ziemi.
Oczywiście oprócz korzyści strategicznych, byłyby również korzyści ekonomiczne. Z kolonizacją Marsa rozwijałby się przemysł nowych technologii, który nie dość, ze tworzyłby nowe miejsca pracy dla Polaków, to jeszcze dostarczałby nowych rozwiązań technicznych, które można by było eksportować.
Otóż Zubrin w swojej książce opiera podbój Marsa na rakietach z napędem chemicznym. I właśnie takie rakiety jest w stanie produkować Ukraina. Co prawda rakiety międzyplanetarne z napędem chemicznym mają się tak do pojazdów z nowocześniejszymi napędami, którymi prawdopodobnie dysponują mocarstwa światowe, jak żaglowce do lotniskowców, ale w Dżakarcie w Indonezji nadal funkcjonuje port Sunda Kelapa, gdzie towary ładuje się na żaglowce. Jak widać, mimo postępu technicznego, żaglowce jako środek transportu towarów nadal się sprawdza.
Powracając do Ukrainy, to po rozpadzie Związku Radzieckiego odziedziczyła po nim część przemysłu kosmicznego. Na Ukrainie w Diepropietrowsku znajdowało się znane biuro konstrukcyjne Jangela, obecnie działające pod nazwą Piwdenne (ros. Jużnoje, ang. Yuzhnoye). Stowarzyszone z nim dawne zakłady produkcyjne Makarowa noszą nazwę Piwdenmasz (ros. Jużmasz, ang. Yuzhmash). Produkowane są tam rakiety nośne serii: Zenit, Cyklon, Dniepr i Kosmos-3M. Ponadto produkuje się tu pierwszy człon rakiet Taurus II dla Orbital Science. Ukraina nie jest w stanie w pełni wykorzystać potencjał kosmiczny jaki posiada. W związku z tym stara się wejść we współpracę międzynarodową oferując swe możliwości, przede wszystkim rakiety. I tu jest pole do współpracy dla Polski. Zamiast budować nikomu nie potrzebne stadiony, organizować Euro 2012, olimpiadę zimową w Krakowie, czy mieszać się w sprawy innych państw i finansować opozycję na Białorusi, czy banderowców na Ukrainie, to lepiej wydać te pieniądze na rozwój polskiego przemysłu kosmicznego. Współpracując z Ukrainą ,wraz z nabieraniem doświadczenia przez polskich naukowców i techników, można będzie stopniowo przenosić produkcję rakiet do Polski, poprzez np. zakup licencji. Taka współpraca będzie na pewno milion razy korzystniejsza dla Ukrainy niż sponsorowanie przez Polskę ukraińskiej tzw. demokratycznej opozycji.
A co z kosmodromem?
Najlepiej wystrzeliwuje się tradycyjne rakiety kosmiczne z równika, gdyż do prędkości rakiety dodaje się prędkość obrotowa Ziemi. Na równiku prędkość liniowa gruntu wynikającą z ruchu obrotowego Ziemi jest największa. Tak się szczęśliwie składa, że Kenia leży na równiku, jest stabilnym państwem i od kilku lat obcokrajowcy mogą tam kupować grunty na własność. Nie jest też tak daleko od Polski czy Ukrainy jak np. Gujana Francuska od Francji Europejskiej. Polska może tam zakupić grunty i wybudować kosmodrom.
Aby zwiększyć fundusze na realizację projektu można by było robić transmisje telewizyjne na żywo z budowy rakiet, a potem z lotów kosmicznych i pobytu na Marsie. Taki kosmiczny Big Brother. Z pewnością kilka telewizji zainteresowałoby się tym pomysłem, a i taki program zyskałby liczna widownię. Transmisja telewizyjna jest ważna nie tylko ze względu na dodatkowe fundusze ale i na jawność projektu.
O co mi chodzi? Otóż mogłoby się zdarzyć, że jakieś nieprzyjazne Polsce państwo chciałoby storpedować ten projekt. Zaczęłoby od sabotażu na placu budowy. Dzięki obecności wielu kamer i milionów widzów w każdej sekundzie transmisji potencjalny sabotażysta miałby spore trudności z realizacją swojego zadania. Mogło by się również zdarzyć tak, że potencjalnie wrogie państwo jest na tyle rozwinięte technologicznie, że dysponuje możliwością podróży międzyplanetarnych, a co gorsza, posiada już bazy wojskowe na Marsie i starałoby się unicestwić polską załogę podczas podróży na Marsa lub już na Marsie. I w tym przypadku obecność kamer wokół pojazdu i w jego wnętrzu od razu zdradziłaby niecne zamiary przed społecznością światową.
Jak widać Polska ma wszystkie możliwości by rozpocząć kolonizację Marsa praktycznie od zaraz. Potrzebna jest tylko wola polityczna.