Widać, że coś tajemniczego dzieje się obecnie w Polsce.
Nie wiem, czy jakieś cuda się dzieją, czy to może ja mam jakąś moc sprawczą, ale 24 stycznia tego roku zrobiłem wpis na blogu, w którym zastanawiałem się dlaczego GUS od prawie dwóch miesięcy nie podaje danych o zgonach Polaków, a tu proszę, 26 stycznia pojawiła się aktualizacja danych o zgonach aż do 22 stycznia 2023 roku. Zrobiłem zestawienie graficzne, które prezentuję na rysunku powyżej. Jaw widać liczba zgonów gwałtownie wzrosła w grudniu osiągając maksimum w ostatnim tygodniu grudnia i potem nastąpił spadek i w trzecim tygodniu stycznia 2023 roku zgonów było 7668, czyli tyle ile wynosi przeciętna liczba tygodniowych zgonów z lat poprzedzających pandemię. Dla porównania podaję wykres pokazujący liczbę tygodniowych zgonów w roku 2011. Rok ten został wybrany losowo. Jak widać w roku 2011 maksymalna liczba zgonów oscylowała wokół wartości osiem tysięcy, chociaż wtedy też były w powietrzu różne wirusy. Był to rok po epidemii świńskiej grypy, która szalała między 11 czerwca 2009, a 10 sierpnia 2010. Zrobiłem też zbiorczy wykres dla śmiertelności z lat 2009 - 2010. Epidemia świńskiej grypy panowała od czerwca 2009 do sierpnia 2010, ale najwięcej zgonów w tych dwóch latach nastąpiło między 22 stycznia, a 11 lutego 2009. Z wykresu widać, że szczyt śmiertelności w Polsce wypadł w pierwszych dwóch miesiącach 2009 roku. Stąd można wysnuć wniosek, że grypa A/H1N1 grasowała w Polsce wcześniej niż nam się to oficjalnie mówi i zebrała większe żniwo. Ale i tak w tygodniu największej umieralności w roku 2009 zmarło 9427 osób. To jest o 1 371 osób mniej niż w ostatnim tygodniu grudnia 2022, kiedy to zmarło 10 798 osób.
Widać, że coś tajemniczego dzieje się obecnie w Polsce.
0 Comments
Od pewnego czasu podglądam sobie stronę Głównego Urzędu Statystycznego, gdzie jest baza danych zgonów w ujęciu tygodniowym. Nawet na tej podstawie napisałem dwa artykuły: "Śmiertelność Polaków od 2010, Covid 19 - przegląd danych GUS" i "Czy Putin uratował życie tysiącom Polaków?" Teraz ze zdumieniem zauważam, że obserwowana przeze mnie strona ostatni raz aktualizowana była 30.11.2022 i dane tam zawarte zawierają zgony do 27 listopada 2022, co pokazuję na obrazie wprowadzającym do artykułu. Kiedy piszę te słowa jest 24 stycznia 2023 roku, a na wyżej wymienionej stronie znajdujemy taką oto informację: "Prezentowany szereg czasowy zawiera informacje od 2000 roku i jest aktualizowany w cyklach miesięcznych, pod koniec każdego miesiąca. Dane za lata 2000-2021 są danymi ostatecznymi i nie będą ulegały zmianie, natomiast dane za 2022 rok mają status danych wstępnych i będą co miesiąc aktualizowane oraz uzupełniane o kolejne tygodnie." I mamy wyraźnie zaznaczone: "będą co miesiąc aktualizowane oraz uzupełniane o kolejne tygodnie". Pomyślałem, że dane o zgonach polscy urzędnicy przenieśli na jakaś inną stronę. Szukałem różnymi wyszukiwarkami, a nawet użyłem Google Dorks, Wayback Machine i tym podobne. I nic, nie znalazłem statystyk zgonów za grudzień 2022 i początek stycznia 2023 w Polsce. Nie wiem co się dzieje. Czyżby pracownicy GUS odpowiedzialni za aktualizację tej bazy danych dostali covid i nie byli w stanie uzupełnić danych? Rozpoczęło się właśnie Światowe Forum Ekonomiczne (WEF). Blogerzy i vlogerzy prześcigają się w spiskowych teoriach, co tam może być knute, jakie niedogodności dla zwykłych ludzi roją się w umysłach uczestników forum. Najpierw zapoznajmy się z tym co Wikipedia mówi o tym forum: "Światowe Forum Ekonomiczne (ang. World Economic Forum, WEF) – szwajcarska fundacja non-profit znana z organizacji corocznej konferencji w Davos. Konferencja w Davos jest spotkaniem prezesów najbogatszych światowych korporacji, przywódców politycznych (prezydentów, premierów i innych) oraz wybranych intelektualistów i dziennikarzy. Bierze w nim udział około 2000 osób. W roku 2013 konferencja odbyła się w dniach 23–27 stycznia. Oprócz konferencji w Davos fundacja organizuje również spotkania regionalne oraz publikuje raporty. WEF zostało założone w 1971 r. przez Klausa W. Schwaba, niemieckiego profesora biznesu. Według zwolenników, WEF jest odpowiednim miejscem dla dialogu i debaty na temat głównych społecznych i ekonomicznych problemów planety, ponieważ wśród uczestników obecni są przedstawiciele największych ekonomicznych organizacji i najbardziej wpływowych organizacji politycznych, a także intelektualistów, co sprzyja odpowiedniej atmosferze do prowadzenia szerokiej i otwartej debaty. Według krytyków WEF, jest to tylko forum biznesu, na którym najbogatsze przedsiębiorstwa mogą łatwo negocjować umowy między sobą, a także wywierać nacisk na najbardziej wpływowych polityków świata. Zdaniem krytyków, celem tych spotkań jest bardziej zysk niż rozwiązywanie ekonomicznych problemów, takich jak bieda. Uważa się, że WEF jest zdominowane przez korporacje i ma wpływ na globalne podejmowanie decyzji, więc jest postrzegany przez krytyków jako niewybierany, niedemokratyczny, elitarny, poufny światowy Senat. Do 2001 roku głównymi zarządami podejmującymi decyzje w WEF były Forum Zarządu Dyrektorów i Rada Zarządu Dyrektorów. Z tych powodów, w trakcie spotkań WEF (szczególnie od czasu Corocznych Spotkań WEF w styczniu 2000) przeciwnicy regularnie organizują protesty. Akty ograniczania praw obywatelskich podczas protestów są odbierane przez krytyków jako dowód współpracy między władzami lokalnymi a WEF przeciwko prawom człowieka." I mniej więcej od roku 2000 usłyszeliśmy o WEF. W tym właśnie roku Aleksander Kwaśniewski zaszczycił to spotkanie swoją obecnością. A wcześniej przez prawie trzydzieści lat forum działało sobie, jak gdyby nigdy nic, w ciszy i spokoju. W międzyczasie kształciło tak zwanych "młodych liderów" o których można przeczytać np. na portalu pl.technocracy.news: "W 1992, Klaus Schwab i Światowe Forum Ekonomiczne uruchomił program początkowo nazwany Globalni Liderzy Jutra. W 2004 roku program ten został przekształcony w Forum Młodych Globalnych Liderów (które opisuję w mojej książce) Globalny zamach stanu) – 5-letni program indoktrynacji zasad i celów WEF. Celem było – i jest – znalezienie odpowiednich przyszłych liderów dla wschodzącego społeczeństwa globalnego. W programie od samego początku uczestniczyli politycy, liderzy biznesu, członkowie rodziny królewskiej, dziennikarze, wykonawcy i inne osoby mające wpływ na kulturę, którzy osiągnęli sukces w swoich dziedzinach, ale nie ukończyli jeszcze 40 lat (pierwotnie 43, aby uwzględnić Angelę Merkel). Od tego czasu rozrosła się do rozległej globalnej sieci oddanych przywódców o ogromnych zasobach i wpływach, pracujących nad wdrożeniem technokratycznych planów Światowego Forum Ekonomicznego w swoich krajach i dziedzinach.". "Jak mówi Klaus Schwab we wstępnym cytacie, stało się to bardzo udane. Już w pierwszym roku 1992 wybrano szereg bardzo wpływowych kandydatów. Wśród 200 wybranych były profile globalne, takie jak: Angela Merkel, Tony Blair, Nicolas Sarkozy, Bill Gates, Bono, Richard Branson, Jorma Ollila i José Manuel Barroso ". Oprócz nich wśród młodych liderów znalazł się Włodzimierz Putin, Leonardo Di Caprio, David de Rothschild, Larry Page - Google, Niklas Zennstrom - Skype, Jack Ma - Alibaba, Mark Zuckerberg i założyciel Wikipedii, którą często cytuję w swoim blogu - Jimmy Walae. Zaczęło mnie nurtować pytanie jakie są bariery, że ci wszyscy sygnaliści piszą o WEF, nagrywają o nim filmiki, ale żaden z nich zwyczajnie nie wykupił uczestnictwa w forum i nie posłuchał o czym tam się mówi, nie porozmawiał w barze, korytarzu lub kibelku z jakimś Gatesem albo Rotszyldem czy Rockefellerem. Sprawdziłem w Wikipedii koszt takiego uczestnictwa: "W 2002 r. każde przedsiębiorstwo będące członkiem płaciło podstawową coroczną opłatę w wysokości 12 500 USD i 6250 USD opłaty za Coroczne Spotkanie. Jednakże aby przedsiębiorstwo mogło uczestniczyć w podejmowaniu decyzji odnośnie do porządku obrad Corocznego Spotkania oraz regionalnych spotkań, musiałoby zapłacić 250 000 USD każdego roku i uzyskać miano Instytucjonalnego Partnera lub Partnera Wiedzy oraz 78 000 USD, by zostać Partnerem Corocznych Spotkań. WEF opisuje sposób doboru Partnerów, opierając go na umiejętności zasilania i osiągania celów Forum." Domyślam się, że demaskatorzy nie byli zainteresowani podejmowaniem decyzji, ale zobaczeniem co się na takim forum dzieje i porozmawianiem z wpływowymi ludźmi. Czyli zapłaciliby niecałe 20 000 USD. Domyślam się, że dla polskich blogerów i vlogerów to spora kwota, ale już dla organizacji Alexa Jonesa to z pewnością jakieś drobne. Tak było w roku 2002. Teraz mamy rok 2023. Postanowiłem się zapisać do WEF. Tam niby piszą, że należy użyć firmowy adres, ale ja użyłem adresu gmail.com. Dostałem takie warianty kosztów uczestnictwa i dostępu do informacji: Mało tego, dostałem również zaproszenie do uczestnictwa w forum. Co prawda tylko online, ale zawsze. Jeżeli tacy ludzie jak ja są zapraszani i do tego za takie pieniądze, to znaczy, że światowe forum ekonomiczne całkowicie straciło na znaczeniu. Wyczerpało już swoje możliwości i jest takim dorocznym spotkaniem towarzyskim. Ewa Pawela w swoim vlogu wspomniała, że w tym roku w Davos nie pojawili się ważni ludzie, czym potwierdziła moje podejrzenia.
Prawdopodobnie WEF już w roku 2000 traciło na znaczeniu, bo ważne rzeczy omówiono i zaczęto wdrażać wcześniej. Tak podejrzewam, bo ( za Wikipedią): "WEF próbowała stworzyć dialog z krytykami, zapraszając reprezentantów organizacji pozarządowych do uczestniczenia w Corocznym Spotkaniu. W 2000 roku w Corocznym Spotkaniu, uczestniczyły następujące organizacje pozarządowe:
W 2001 roku inne organizacje pozarządowe zostały zaproszone do obrad, wśród nich znalazły się organizacje z biednych krajów, takich jak:
Greenpeace przez dwa lata próbował współpracować z WEF nad tematem globalnego ocieplenia, ale ostatecznie organizacja ta zadecydowała się nie brać udziału w Corocznym Spotkaniu, które odbyło się w 2002 roku. Powodem tego był brak współpracy ze strony WEF. W liście skierowanym do Greenpeace, Klaus M. Schwab napisał, że wymagania Greenpeace w stosunku do przemysłu samochodowego w Coroczym Spotkaniu w 2001 roku prowadzą do problemów." Prawdopodobnie obecnie nowy etap mądrości światowej jest omawiany w zupełnie innym punkcie globu, a WEF jest zasłoną dymną, jak to wcześniej było z Grupą Bilderberg i Światowym Forum Ekonomicznym. Ja o tej grupie dowiedziałem się gdzieś na przełomie lat 80tych i 90tych ubiegłego wieku, kiedy to WEF pracowało w najlepsze i nikt o nim nie słyszał. Za to bardzo dużo szumu było wokół Grupy Bilderberg. Czyli grupa ta wtedy już straciła na znaczeniu i służyła tylko odwróceniu uwagi od WEF. Dla przypomnienia, za Wikipedią, wyjaśnię co to jest ta grupa: "Grupa Bilderberg lub Klub Bilderberg – międzynarodowe stowarzyszenie osób ze świata polityki i gospodarki organizujące coroczne spotkania, do których zapraszanych jest od 120 do 150 osób złożonych z najwyższej rangi polityków (premierów, ministrów, przedstawicieli monarchii), członków zarządów wielkich instytucji międzynarodowych, znaczących fundacji, banków i korporacji o globalnym zasięgu i wpływie. Podczas spotkań za zamkniętymi drzwiami, omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące bezpieczeństwa, polityki i gospodarki. "Pierwsze spotkanie zorganizowane przez grupę miało miejsce w holenderskim hotelu "Bilderberg" (stąd pochodzi nazwa grupy) w Oosterbeek w maju 1954 roku. Odbyło się z inicjatywy polskiego emigranta i wpływowego europejskiego polityka Józefa Retingera, który przekonał do swojego pomysłu holenderskiego księcia Bernharda. Retinger był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960 roku. Celem utworzenia grupy było zbliżenie interesów gospodarczych Europy i Stanów Zjednoczonych" "Do spotkań grupy spośród obywateli Polski zostali zaproszeni:
Warto zauważyć, że Polacy zaczęli być zapraszani długo po tym, gdy grupa straciła na znaczeniu. Tacy członkowie grupy jak Retinger czy Brzeziński raczej nie identyfikowali się z Polską i Polakami tylko z krajami anglosaskimi. Powracając do WEF, jeśli forum w Davos od co najmniej 2000 roku zaczęło tracić na znaczeniu, to równolegle powstało gdzieindziej inne forum, gdzie najbardziej wpływowi ludzie świata wymyślają nowy etap światowej mądrości i planują przyszłość nam maluczkim. Będąc na Filipinach w roku 2010 dowiedziałem się, że jedna z wysp jest tam pilnie strzeżona, że nawet rybacy nie mogą podpłynąć w okolice, żeby ryby łowić. Ponoć jest tam lotnisko na które przylatują samoloty superbogatych ludzi. Wszystko było ściśle tajne łamane przez poufne. Być może właśnie tam odbywają się tajne spotkania, o którym dowiemy się za parę lat. Polska węglem stoi. Mimo zamykania polskich kopalń według portalu atlasbig.com: "Polska, z 121 954 783,965 tonami produkcji rocznie, plasuje się na 9." W poniższej tabelce, zaczerpniętej z powyższego artykułu, wyszczególnieni są najwięksi producenci węgla na świecie. Różne portale, tzw. "niezależne" karmią nas informacjami, że w zimie będą w Polsce wyłączenia prądu. Portal 300gospodarka.pl zapewnia, że prądu w Polsce nie braknie:
"W 2022 r. Polska produkowała więcej energii elektrycznej niż rok wcześniej. Do połowy roku była jej eksporterem netto. Zapotrzebowanie od stycznia do lipca 2022 oscylowało wokół wartości z tego samego okresu w 2021 roku. Mimo skomplikowanej sytuacji geopolitycznej, kryzysu energetycznego i niedoborów surowców energetycznych krajowa produkcja energii elektrycznej do czerwca tego roku przekraczała zapotrzebowanie. System elektroenergetyczny gwarantuje nieprzerwane dostawy energii elektrycznej – nawet w przypadku niespodziewanego wzrostu zapotrzebowania lub pojedynczej awarii. Obowiązkiem operatora jest utrzymywanie nadwyżki mocy w systemie. Gdy jest ona niewystarczająca, operator może skorzystać z popytowych i podażowych usług regulacyjnych. Rezerwa wirująca, czyli różnica między mocą znamionową zespołów wytwórczych a mocą pobieraną przy typowym obciążeniu, powinna wynosić w Polsce nie mniej niż 9 proc. zapotrzebowania na moc w systemie. Dodatkowo możliwe jest redukowanie zapotrzebowania na energię. PSE operuje mechanizmem IRP (Interwencyjna Redukcja Poboru), który polega na dobrowolnym i chwilowym obniżeniu lub przesunięciu w czasie poboru energii przez firmy w zamian za wynagrodzenie. Istnieje również możliwość interwencyjnego zakupu mocy za granicą, w ramach międzyoperatorskiej pomocy awaryjnej." Załóżmy, że w powyższym portalu objawiona jest prawda. A jak to jest u innych wielkich producentów węgla? Indonezja jest czwartym producentem węgla, a Republika Południowej Afryki - siódmym w świecie. I właśnie z tych krajów, między innymi oczywiście, importujemy węgiel. Napisałem do kolegi z Kapsztadu. Odpisał mi, że nie mają węgla dla własnych elektrowni i mają wyłączenia prądu, nawet czternastogodzinne. A przecież Kapsztad jest jednym z największych miast RPA i jedną z trzech stolic. Napisałem do koleżanki z Indonezji mieszkającej w Bogor pod Dżakartą. Odpisała mi, że mają wyłączenia prądu, ale lokalne, w poszczególnych regionach. Nie pamięta, czy był moment, gdy cała Indonezja byłą bez prądu. Przypomina mi to sytuację Polski z okresu komuny, kiedy to PRL był jednym z największych na świecie producentów cukru, a my mieliśmy najpierw talony na cukier, a potem kartki. Do tej pory Polska jest liderem wśród producentów cukru. Cytowany wyżej portal atlasbig.com sytuuje Polskę na 16 miejscu. A mimo to mieliśmy ostatnio zawirowania z cukrem. Napisałem do kraju w pewnym sensie neutralnego węglowo i energetycznie, do Kenii. Okazuje się, że na noc wyłącza im się prąd. A czasem i w ciągu dnia to się zdarza. Ale z Kenii dostałem również inną ciekawą informację. Wielki biznes ma swoje generatory. Kościoły również, bo też są częścią wielkiego biznesu. Podejrzewam, że w RPA i Indonezji korporacje również mają swoje generatory prądu, więc wyłączenia prądu ich nie dotyczą. Stąd nasuwa się przypuszczenie, że trwają testy eliminacji małego i średniego biznesu na świecie. Szczególnie dotyczy to przemysłu spożywczego: małych przetwórni spożywczych, hurtowni, sklepików, restauracji. Na razie próby przeprowadzane są poza krajami tzw. "złotego miliarda", jak nazywają Rosjanie państwa Unii Europejskiej, USA, Kanadę, Australię, Japonię, Izrael i Koreę Południową. Ale, gdy tam eksperyment się powiedzie, to i u nas to samo zacznie się dziać. W połowie sierpnia napisałem post "Dziwne zachowanie chmur na monitorze burz", w którym pokazałem, że centrum, ku któremu kierują się chmury w Polsce pokazane w aplikacji "Monitor Burz", znajduje się w okolicach Warszawy. Nieczęsto sprawdzam tą aplikację, ale 30 sierpnia zerknąłem na nią i okazało się, że centrum zmieniło swoje położenie i znalazło się w okolicach Rzeszowa (zdjęcie poniżej). Pomyślałem, że to przypadek, że chmury skierowały się w stronę Rzeszowa. Ale zacząłem sprawdzać co parę dni i cały czas kierunek był ten sam. Poniżej pokazuję zrzuty ekranu Monitora Burz z 13 września. Z początku myślałem, że wskazanie na Warszawę, to jakiś błąd odczytu z radaru. Ale skoro teraz to lokalne centrum chmur przeniosło się do Rzeszowa, to raczej sugeruje, że urządzenie wpływające na ukształtowanie chmur w okolicy przeniosło się spod Warszawy w okolice Rzeszowa. W tym czasie w Krakowie można było obserwować dość dziwne chmury. Wyglądały jak wytworzone w chmurach fale stojące lub wzór interferencyjny nałożonych na siebie fal. Jeśliby ktoś nie wiedział co to takiego fala stojąca, to podaję za portalem medianauka.pl: "Fala stojąca jest to zjawisko występujące w ruchu falowym, gdy interferują ze sobą fale o takiej samej amplitudzie, częstotliwości (tym samym długości fali), jeśli rozchodzą się w przeciwnych kierunkach.Fale stojące najczęściej powstają, gdy fala podążająca wchodzi w interferencję z falą odbitą. Tak się dzieje w ośrodkach o ograniczonych rozmiarach. Miejsca, w których amplituda jest maksymalna, to tak zwane strzałki fali stojącej. Miejsca, w których amplituda drgań wynosi zero, to tak zwane węzły fali stojącej. Nazwa "fala stojąca" odnosi się do faktu, że węzły i strzałki nie zmieniają swojej pozycji. Mówiąc inaczej, grzbiety i doliny fali są cały czas w tych samych miejscach, choć zmienia się wysokość grzbietów w czasie. W odróżnieniu od fali biegnącej, wszystkie punkty ośrodka, które znajdują się pomiędzy węzłami, drgają z tą samą fazą, choć amplituda drgań jest uzależniona od miejsca położenia." Za Wikipedią przytoczę wyjaśnienie interferencji fal: "Interferencja (łac. inter – między + ferre – nieść) – zjawisko powstawania nowego, przestrzennego rozkładu amplitudy fali (wzmocnienia i wygaszenia) w wyniku nakładania się (superpozycji) dwóch lub więcej fal. Warunkiem trwałej interferencji fal jest ich spójność, czyli korelacja faz i równość częstotliwości." Poniżej pokazuję symulację interferencji zaczerpniętą z wyżej cytowanego portalu medianauka.pl Obraz interferencyjny z powyższego zdjęcia jest zdumiewająco podobny do tego, co można obserwować na niebie. To sugeruje, że część chmur w pewnych okresach czasu jest formowana w sposób sztuczny. Zastanówmy się jak to może zostać zrobione. Na myśl nasuwają się fale elektromagnetyczne i akustyczne. Mogą być też inne sposoby, np. fale ciepła. Ale rozważmy dwie pierwsze metody. Weźmy na przykład to zdjęcie. Załóżmy, że jest to obraz fali stojącej, która jest najprostszym przykładem interferencji fal. Załóżmy, że obłoczki są węzłem fali, a czyste niebo strzałką. Poniżej pokazany jest model fali stojącej zaczerpnięty z portalu zpe.gov.pl. Jak widać z rysunku odległość między dwoma strzałkami lub węzłami, to połowa długości fali. Cała fala to odległość między pierwszym i trzecim węzłem lub strzałką. Patrząc na niebo i widząc chmury, a już patrząc na zdjęcie chmur, bardzo trudno jest ocenić odległość między obłoczkami. Podejrzewam, że jest to jakieś 50 do 100 metrów. czyli taka fala ma długość od 100 do 200 metrów. Długość fali obliczmy dzieląc jej prędkość przez częstotliwość. Czyli zakładając, że chmury są tworzone przez fale elektromagnetyczne szybko można obliczyć ich częstotliwość. 300 000 000 m/s dzielimy przez 100 m i otrzymujemy częstotliwość 3 miliony herców, znaczy 3 MHz. Są to tak zwane fale krótkie, które przyjmuje się w zakresie długości od 160 do 10 metrów. Fale dłuższe, to fale średnie. Ciekawe, że w zakresie fal krótkich pracują radary, a szczególnie radar pozahoryzontalny (Wikipedia):
"Radar pozahoryzontalny (ang. Over-the-horizon radar, OTH) – urządzenie radiolokacyjne dalekiego zasięgu, wykorzystujące odbicie fal radiowych z zakresu krótkofalowego od jonosfery do wykrywania obiektów (samolotów i rakiet) w przestrzeni powietrznej poza zasięgiem horyzontu" Może się okazać, że ciekawe wzory chmur na niebie są efektami pracy właśnie tych radarów. Jeśli ktoś jest zainteresowany jakim aktywnościom w polskim eterze odpowiadają różne częstotliwości radiowe, to portal elektronikjk.pl udziela takich informacji. Inną metodą kreacji tego typu wzorów na niebie mogą być fale dźwiękowe. Policzmy częstotliwość tych fal. Prędkość dźwięku w powietrzu, to w przybliżeniu 340m/s. Czyli 340/100 daje 3,4 Hz. Tak niskie dźwięki nie są słyszalne przez człowieka, ale ciało je odczuwa. 3,4 cykle na sekundę, to 204 cykle na minutę. Puls zdrowego człowieka, to około 70 uderzeń na minutę. Ale w stresie lub po wysiłku fizycznym można mieć i 200 cykli na minutę. Czyli serce może wpadać w rezonans z infradźwiękami kształtującymi chmury. A objawami wysokiego tętna są (za apteline.pl): "duszności, kołatanie serca, osłabienie, spłycony oddech, zimne poty, ból w okolicy mostka" Czyli zabawy z kształtowaniem pogody za pomocą infradźwięków mogą dawać objawy takich chorób: "niewydolność serca, migotanie przedsionków, zaburzenia rytmu serca, nadciśnienie tętnicze, anemia, nadczynność tarczycy, miażdżyca." Chyba, że ktoś właśnie chce wywołać takie objawy. Podsumowując, dziwne wzory chmur na niebie i skierowanie chmur w stronę Rzeszowa może być wynikiem działania radarów w tym radarów pozahoryzontalnych, lub ktoś przeprowadza eksperymenty z pogodą i zdrowiem ludzi. Pamiętamy, że w lutym tego roku przygotowywano nas do kolejnej fali kowida, chyba już piątej, choć z wykresu śmiertelności zamieszonego powyżej wyglądała raczej, że czwartej. Na powyższym rysunku, który wykonałem na podstawie danych GUS, przedstawiłem umieralność tygodniową od 1 stycznia 2020 do 28 sierpnia roku 2022. Ja pisałem we wcześniejszym poście o śmiertelności Polaków, w poprzednich latach średnio tygodniowo umierało około 7500 ludzi. Jak widać na powyższym wykresie przez większą część roku 2020 umierało około 8000 obywateli Polski tygodniowo. I niespodziewanie od połowy października tego roku zgonów zaczęło przybywać osiągając maksimum w tygodniu między drugim, a ósmym listopada. Potem zgonów zaczęło ubywać osiągając minimum w połowie lutego 2021 i śmiertelność ponownie zaczęła rosnąć osiągając maksimum na przełomie marca i kwietnia tego roku. Od tego momentu liczba zgonów zaczęła maleć, by w lecie spaść nawet poniżej 7 500 tygodniowo. Czyli pod koniec roku 2020 i na początku 2021 mieliśmy kolejno dwie fale dużej umieralności w krótkim odstępie czasu, potem długa przerwa i kolejna fala umieralności pojawiła się pod koniec 2021 roku osiągając maksimum w połowie grudnia. Ponownie umieralność zaczęła rosnąć w lutym 2022 roku i nagle niespodziewanie zaczęła systematycznie spadać osiągając w maju pułap poniżej 7 500 zgonów tygodniowo. Pod koniec sierpnia liczba zgonów w tygodniu spadła nawet poniżej 7 000. Jakiś cud się stał. Tym cudem mógł być wybuch wojny na Ukrainie 24 lutego tego roku, który zaburzył plany nadzorców pandemii w Polsce. Wtedy to ruszyła nawała uchodźców z Ukrainy, których nikt nie badał na przenoszenie chorób zakaźnych. Mogli mieć nie tylko kowid, ale cholerę, gruźlicę, żółtaczkę, tyfus, a co niektórzy, jak np. uciekinierzy z Krymu, nawet gorączkę krwotoczną krymsko - kongijską i inne śmiertelne choroby, że o dżumie nie wspomnę, bo ponoć i takie przypadki tam się zdarzały. I mimo to śmiertelność systematycznie spadała do końca sierpnia tego roku. Żeby uzmysłowić czytelnikom ilu Polaków zmarło nadprogramowo wezmę pod uwagę tylko tygodnie, w których śmiertelność była wyższa niż 12 000 i porównam ze średnią śmiertelnością 8 000. Weźmy pierwszy okres od 19 października do 13 grudnia 2020 roku. Wciągu tych ośmiu tygodni zmarło łącznie 112 439, a powinno 8 x 8 000 = 64 000. Czyli nadmiarowo zmarło 48 439 ludzi. To tak, jakby w ciągu dwóch miesięcy zniknęły takie miasta jak Bełchatów czy Kołobrzeg. I nie było rabanu w mediach. Ciekawa sprawa. Ludzie przejmują się śmiercią dziewczynki w Winnicy, czy zbombardowaniem ludności Buczy, a w Polsce w ciągu dwóch miesięcy znika dość spore miasto z nieznanego powodu i cisza. Teraz przyjrzę się drugiemu okresowi zwiększonej śmiertelności. Też tylko tygodnie, w których było powyżej 12 000 zgonów. Okres ten rozpoczyna się 22 marca 2021 i trwa do 18 kwietnia. Kolejny tydzień był minimalnie poniżej 12 000 zgonów, ale zawsze poniżej, więc go nie wliczam. W ciągu tych czterech tygodni zmarło 53 026 osób. Powinno umrzeć 4 x 8 000 = 32 000. Czyli nadmiarowych zgonów jest 21 026. W ciągu miesiąca zniknęło miasto wielkości Mrągowa. I znowu cisza w mediach. I teraz trzeci okres wzmożonej umieralności obejmujący 7 tygodni od 15 listopada 2021 do 2 stycznia 2022. W kolejnym tygodniu było 11995, czyli poniżej 12 000, więc go nie wliczam. W ciągu tego okresu zmarło 93041. A powinno umrzeć 7 x 8 000 = 56 000. Nadmiarowo mamy 37 041 zgonów. To więcej niż liczą mieszkańców Nowy Targ czy Olkusz. I nikt tym się kompletnie nie przejmuje. Żaden dziennikarz śledczy nie docieka, co było powodem takiego pomoru. Łącznie nadmiarowych zgonów mamy 106 506 w ciągu tylko tych wymienionych przeze mnie okresów. Ponad sto tysięcy nieoczekiwanych trupów i nic. Nic się nie dzieje. Media milczą w tej sprawie. To tak jakby Polska stoczyła jakąś małą wojenkę. I nikogo to nie obchodzi. A co ciekawe, uśredniając nadmiarowe zgony w tym okresie, to wychodzi, że w pierwszej fali było trochę ponad 6 000 zgonów na tydzień, a w pozostałych dwóch powyżej 5 000. Czyli w każdej fali było mniej więcej tyle samo nadmiarowych zgonów mimo, iż od końca grudnia 2020 roku Polacy zaczęli się szczepić przeciw kowid. Wygląda jakby ktoś sterował liczbą śmierci. Warto się pochylić nad tym wnioskiem w obliczu tego, że znowu grozi nam się kolejną falą kowida. Ze środy na czwartek (10/11.08.2022) nie mogłem spać w nocy, głowa mnie bolała i dla zabicia czasu ściągnąłem na smartfona monitor burz. O pierwszej w nocy zacząłem bawić się nową aplikacją i zrobiłem zrzut ekranu, który wyglądał jak poniżej. Widać, że chmury są jakieś podłużne i jakby przedłużenia linii wyprowadzonych z chmur skupiały się w jednym punkcie, gdzieś koło Warszawy. Oczywiście dodałem linie proste i efekt można zobaczyć poniżej. Ewidentnie punkt skupienia jest na północny wschód od Warszawy. Jakby chmury stamtąd wyszły. W czwartek w ciągu dnia w Krakowie były ulewy. Rozkład chmur o godzinie 15:30 pokazuje obraz poniżej. Deszcze skupiły się w południowo - wschodniej ćwiartce Polski i w zachodniej części Ukrainy. W nocy z czwartku na piątek (11/12.08.2022) znowu głowa mnie bolała w nocy i nie mogłem spać, więc znowu spojrzałem na aplikację radar burz. Zrzut ekranu zrobiłem o 2:30 Chmur było mniej niż poprzedniej nocy, ale jakby znowu były skierowane w stronę Warszawy. I znowu punkt skupienia prostych poprowadzonych z chmur znajduje się na północny wschód od Warszawy. Praktycznie w tym samym miejscu, co poprzedniej nocy. Na północy można zauważyć drugi punkt skupienia znajdujący się już poza obrazem. W dzień deszcze były ponownie w południowo - wschodniej Polsce i na zachodzie Ukrainy, tylko na mniejszym obszarze niż poprzedniego dnia. Poniższy zrzut ekranu został zrobiony w piątek o godzinie 14:00. I tak się zastanawiam. Czy ten punkt skupienia linii poprowadzonych z chmur wynika z geometrii wykonywania obserwacji radarowych, czy pod Warszawą znajduje się urządzenie wpływające na pogodę w Polsce i u najbliższych sąsiadów?
Małpia ospa, covid 19, choroba mikrofalowa, stan wyjątkowy i inne plagi padające na Polskę28/7/2022 Znowu nas straszą wzrostem zakażeń na covid 19 i powrotem obostrzeń. Małpia ospa jest jakby w odwrocie, ale nie daje o sobie zapomnieć. Może to być odwrót pozorowany. Ostatnio pojawiło się kolejne zagrożenie pandemiczne: gorączka krwawiących oczu inaczej gorączka krwotoczna krymsko - kongijska, której śmiertelność wynosi 40%. Jest to choroba przenoszona przez kleszcze. Chorobę pierwszy raz opisano na Krymie w 1944 roku. Była to choroba bardzo rzadka. Ciekawe są pierwsze objawy. Jak podaje MSN: "Początkowe objawy gorączki krymsko-kongijskiej pojawiają się po 1-3 dniach od ugryzienia lub 5-6 dniach po kontakcie z zakażoną krwią i mogą przypominać grypę. Są to: - wysoka gorączka; - bóle mięśniowo-stawowe; - bóle głowy i światłowstręt; - dreszcze." Bardzo podobne do pierwszych objawów małpiej ospy (za gov.pl): "- wysoka gorączka, powyżej 38,50C - uogólnione lub miejscowe powiększenie węzłów chłonnych (w odróżnieniu od ospy wietrznej) - ból głowy - ból pleców - znaczne osłabienie Dalsze objawy, odsunięte w czasie: Po 1-3 dniach u pacjenta rozwija się wysypka (w kolejności: plamki, grudki, pęcherzyki, krosty, strupki) - Wysypka zazwyczaj zaczyna się na twarzy i następnie rozprzestrzenia się na inne części ciała. - W czasie wystąpienia wysypki osoba chora jest zakaźna. - Wysypka utrzymuje się przez 2-4 tygodni. - Blizny po odpadnięciu strupów na skutek wysypki są bardzo głębokie, ale zanikają w okresie 1-4 lat. I covid 19 (za zdrowie.radiozet.pl): "Najczęściej występujące objawy COVID-19: gorączka kaszel zmęczenie utrata smaku lub węchu. Rzadziej występujące objawy: ból gardła ból głowy ból mięśni biegunka wysypka skórna lub przebarwienia palców u rąk i stóp zaczerwienione lub podrażnione oczy. " Czyli dla tych trzech chorób mamy wspólne: bóle głowy, bóle mięśni, gorączka. Covid i małpia ospa mają wspólna dodatkowo wysypkę. Gorączki krwawiących oczu nie lekceważyłbym. Jest przenoszona przez kleszcze, jak borelioza. Borelioza była nieznaną chorobą w Polsce do roku 1987, a już w roku 2017 zapadalność na tą chorobę wynosiła średnio 56 osób na 100 000. Dla porównania w roku 2007 zapadalność wynosiła 20 osób na 100 000. Widać wyraźną tendencję wzrostową. Jak to się stało, że przez ponad 1000 lat historii Polski kleszcze w Polsce były, a boreliozy nie było, a w ostatnich 35 latach nagle tak się rozpleniła? Pewna teoria spiskowa wyjaśnia tą dziwną sytuację (jarek-kefir.com): "Niektórzy uważają że borelioza jest bronią biologiczną stworzoną na Plum Island, która przedostała się na wybrzeże niedaleko miasteczek Lyme i Old Lyme w stanie Connecticut (Pierwszy przypadek boreliozy odnotowano właśnie w mieście Lyme -przyp. tłum).Borelioza miała zostać zaszczepiona małej populacji kleszczy. Kleszcze zaraziły ptaki które przeniosły je do innych części kraju. Resztę historii znamy: miliony zainfekowanych ludzi." Jeśli jest to prawda, to gorączka krymsko - kongijska równie szybko rozprzestrzeni się w Europie. Na razie gorączka krwawiących oczu to pieśń przyszłości, więc pozostańmy przy małpiej ospie i kowidzie. Wiadomo, że codziennie straszą nas kowidem, choć już nie tak natarczywie, jak jeszcze parę miesięcy temu. Za to przycichło z małpią ospą, a tu wczoraj mamy informację z radia RMF, że: "W środę wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował, że w Polsce potwierdzono ponad 50 przypadków ospy małpiej. Około 20-30 osób w tej chwili przebywa w szpitalach, ma dość łagodne objawy" i przypomnienie, że: "W maju br. został wprowadzony obowiązek hospitalizacji osób zakażonych lub chorych na ospę małpią, a także osób podejrzanych o zakażenie lub zachorowanie na tę chorobę. Jest obowiązek zgłaszania każdego przypadku do służb sanitarnych." Widać, że trzy wyżej wymienione choroby mają podobne objawy, więc hospitalizować i izolować będzie się każdego z objawami grypopodobnymi. Ale jeszcze nie dzisiaj. Ciekawą informację kilka dni temu, podał założyciel fundacji Dobrego Pasterza Paweł Bednarz w wywiadzie dla VTV1. Gdy wywiad zaczniemy słuchać 25 minucie i zerowej sekundzie, to dowiemy się, że na 1 sierpnia tego roku planowane jest wprowadzenie. stanu wyjątkowego. Stan wyjątkowy ma być wprowadzony przez wojsko amerykańskie. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo 12 grudnia 1981 roku, ani ja, ani nikt z mojej rodziny czy znajomych nie spodziewał się, że 13 grudnia zostanie wprowadzony stan wojenny. Tak samo w sierpniu 1939 roku ani moi rodzice ani nikt z rodziny czy znajomych nie spodziewał się, że we wrześniu wybuchnie wojna. Ojciec miał wtedy 20 lat i dostał powołanie do wojska na październik. Co prawda coś mówiono o wojnie ale wszystkim wydawało się, że do tego nigdy nie dojdzie. Napisałem już o kowidzie, o małpiej ospie, o stanie wojennym, o innej pladze, czyli gorączce krwotocznej krymsko kongijskiej i zostaje nam jeszcze choroba mikrofalowa umieszczona w tytule. Co ona ma z tym wszystkim wspólnego? Kiedyś już opisywałem skutki działania mikrofal na organizm człowieka i podałem objawy choroby mikrofalowej. Generalnie człowiek czuje się osłabiony, ma bóle głowy, czuje się zmęczony, ospały, jest drażliwy, ma problemy z układem trawiennym i jest wrażliwy na słońce. Ma obniżone ciśnienie krwi, zwolniona akcję serca, drżenie rąk, nadmierną potliwość etc. Czyli znowu część objawów pokrywa się z kowidem, małpią ospą, a nawet z gorączką krwotoczną krymsko - kongijską. Czyli jeśli ktoś dostanie choroby mikrofalowej, to wyląduje na kwarantannie i będzie leczony na kowida albo małpią ospę. Jakiś czas temu myślałem, że głównym zagrożeniem są stacje bazowe telefonii komórkowej. Obecnie myślę, że być może i są, ale dla względnie małej grupy osób. Wydaje mi się, że o wiele groźniejsze są nasze routery i routery sąsiadów. Emitują one mikrofale o częstotliwości 2,4 i 5 GHz. O tym jak agresywne mogą być routery sam się niedawno przekonałem, gdy sąsiedzi zza ściany wymienili router na jakiś silniejszy i umieścili akurat po drugiej stronie ściany w miejscu, gdzie miałem głowę podczas snu. Router przez kilka dni pracował z małą mocą, ale w pewnym momencie to się zmieniło. Obudziłem się ze strasznym bólem głowy i karku. Wszystkie mięśnie mi drżały. Z początku nie wiedziałem co się działo, ale gdy zmierzyłem moc pola elektromagnetycznego wysokiej częstotliwości (e-m w-cz) aplikacją ElectroSmart okazało się, że moc pola e-m w - cz dochodziła do 5 mikrowatów. Pierwsze, co zrobiłem to założyłem na głowę foliową czapeczkę. Śmiech śmiechem ale od razu odczułem ulgę, a po kilkunastu minutach przestałą mnie głowa boleć. Teoretycznie opisałem to zjawisko w artykule "Covid - 19 - czy jesteśmy już na wojnie czy na drodze do światowego niewolnictwa?". Zrobiłem również eksperyment. Co prawda nie miałem do dyspozycji mikrofal, tylko fale długie generowane przez zasilacz do komórki. Ale to fale e-m i to fale e-m, więc myślę, że jakieś analogie między nimi są. Eksperyment miał geometrię jak na poniższym rysunku. Z lewej strony jest źródło fal e-m, następnie miernik pola e-m i metalowa czapeczka. W tym przypadku była to miska ze stali nierdzewnej. Gdy czapeczkę zbliżałem do miernika od strony przeciwnej do źródła fal e-m (jak na rysunku), to sygnał zmierzony na mierniku zmniejszał się, czyli można wysnuć wniosek, że czapeczka chroni nawet jeśli nie znajduje się pomiędzy źródłem fal e-m i chronionym obiektem. Filmik z eksperymentu zamieściłem na Youtube. Szybko zrobiłem prowizoryczne zabezpieczenie z jakiś blach i krat z lodówki, piecyka gazowego i komputera, które miałem w piwnicy i lustra, które pokryte było aluminium. Umieściłem też pojemniki z wodą na ścianie skąd dochodził sygnał. Woda pochłania mikrofale. To obniżyło sygnał z mikrowatów do dziesiątków nanowatów. Następnie wykleiłem ścianę przez którą przechodził sygnał folią aluminiową. Okazało się, że zwykły klej biurowy dobrze mocuje folię do ściany. Zabezpieczenie folią i wodą zmniejszyło moc promieniowania kilka tysięcy razy.
I naszła mnie taka refleksja. Zapowiadają kolejna falę kowida. Zapowiadają epidemię małpiej ospy. Małpia ospa i kowid mają podobne objawy do choroby mikrofalowej. Pan Bednarz wysypał plany wprowadzenia stanu wyjątkowego w Polsce już na dniach. Czyli po wprowadzeniu stanu wyjątkowego zostanie ograniczone przemieszczanie się ludzi. Ludzie zostaną zamknięci w domach, gdzie główną aktywnością będzie buszowanie w internecie. Routery będą okresowo zwiększać swoje moce, co już kiedyś opisywałem, i będą powodować chorobę mikrofalową. Ludzie będą kierowani na kwarantannę, żeby jeszcze dłużej siedzieć w otoczeniu routerów własnych i sąsiadów. Objawy będą się pogłębiać, więc kwarantanny będą przedłużane. I tak aż do zejścia z tego świata co bardziej wrażliwych na mikrofale. Mimo wojny na Ukrainie, która w cudowny sposób uzdrowiła Polaków z kowida, minister Niedzielski znowu zaczyna pomrukiwać o nawrocie pandemii, którejś tam fali i powrocie do obostrzeń. Z tego powodu pozwoliłem sobie przeglądnąć dane GUS i dla niektórych danych zrobiłem wykresy za pomocą bezpłatnego Excela online. Na wykresie wprowadzającym do artykułu powyżej można zauważyć, że liczba zgonów w miesiącu pomiędzy styczniem 2010 roku, a wrześniem 2020 utrzymywała się mniej więcej na tym samym poziomie. Z gruba licząc średnio miesięcznie umierało około 33 - 34 tysiące osób. Dopiero w październiku 2020 nastąpił wzrost zgonów osiągając w listopadzie liczbę 66 tysięcy. Nie wiem, czy skojarzenie jest na miejscu, ale liczba 66 jest dość ważna w chrześcijańskiej demonologii. Według Wikipedii: "Johann Weyer w swojej Pseudomonarchia Daemonum (1583) po skomplikowanym systemie hierarchii i kalkulacji oszacował liczbę demonów na 4 439 622, podzieloną na 666 legionów, każdy legion złożony z 6666 demonów, a wszystkimi rządzonymi przez 66 piekielnych książąt, książęta, królowie itp. Mały klucz Salomona (XVII w.) skopiował podział na legiony z Pseudomonarchia Daemonum, ale dodał więcej demonów, a więc więcej legionów. Sugeruje to, że zarówno Spina, jak i Weyer użyli 666 i innych liczb składających się z więcej niż jednego 6 do obliczenia liczby demonów (133 316 666 demonów, 666 legionów, 6666 demonów w każdym legionie, 66 władców)" Powracając do analizy danych, to następne maksimum śmiertelności miało miejsce w grudniu 2021 i wyniosło 61 100 zgonów. Za to między lipcem, a wrześniem 2021 śmiertelność spadła do przeciętnej z lat wcześniejszych. Dla większej przejrzystości zrobiłem zestawienia tygodniowych zgonów dla lat 2014, 2019, 2020, 2021 i dla 25 pierwszych tygodni roku 2022. Poniżej zestawienie dla roku 2014. Widać, że średnia zgonów tygodniowo utrzymuje się w okolicy siedmiu tysięcy. Najmniejsza liczba zgonów oscyluje w okolicy 6500, a największa nie przekracza 8000. Różnica między najmniejszą liczbą zgonów, a największą wynosi około 1500, czyli największa liczba zgonów jest o jakieś 23 procent większa od najmniejszej. Teraz popatrzmy na dane za rok 2019 (poniżej). Patrząc na wykres widzimy, że największa liczba zgonów przekracza 9 000, przyjmijmy 9 500, a najmniejsza oscyluje w okolicy 7 000. Licząc jak poprzednio otrzymujemy, że największa liczba zgonów jest o jakieś 36 % większa od najmniejszej. I przyjrzyjmy się wykresowi za rok 2020 (poniżej). Patrząc na rysunek można w przybliżeniu ocenić, że tygodniowa najmniejsza liczba zgonów wynosi około 7 000, a największa przekracza 16 000. Licząc jak poprzednio otrzymujemy, że największa liczba zgonów jest o około 230 % większa. W czasie, gdy odnotowujemy największą tygodniową śmiertelność jeszcze nie było szczepień. Więc to nie szczepionki wpłynęły na raptowny wzrost zgonów. Służba zdrowia była zamknięta od marca. Powód może być inny. Spójrzmy na śmiertelność w roku 2021 (poniżej). Patrząc na rysunek widzimy, że największa liczba zgonów dochodzi do 14 000, a najmniejsza oscyluje w okolicy 7 500 i mamy wzrost o około 190% . I rok 2022, ale tylko 25 tygodni (wykres poniżej). Największa wartość to jakieś 12 000 zgonów, a najmniejsza około 7 000. W tym przypadku wzrost ilości śmierci od najmniejszej wartości do największej wynosi około 72 %.
Widać, że gwałtowny wzrost zgonów w latach 2020 - 2021 następował nagle i równie nagle spadał. W roku 2020 wystąpiło jedno takie maksimum, a w roku 2021 dwa, z czego drugie zahaczyło o rok 2022. Co może być przyczyną? Prawdopodobnie nie szczepionki (w każdym razie na razie), bo mielibyśmy w roku 2021 - 2022 podwyższony poziom zgonów w całym okresie w stosunku do lat poprzednich. A tu mamy wzrost i nagły spadek. W roku 2020, mimo lokdałnów, ekipy montujące stacje bazowe 5 G pracowały bez wytchnienia i obecnie telefonia 5 G jest dostępna bez większych problemów. Zauważyłem i opisałem w moich postach, że routery, włącznie z moim okresowo zwiększają swoją moc i przez krótkie odcinki czasu emitują duże moce. To trwa kilka dni, a potem routery wracają do normalnego stanu i promieniują jak zwykle, Więc jesteśmy narażeni nie tylko na mikrofale ze stacji bazowych, ale i na ataki ze strony własnych routerów lub routerów sąsiadów. Kiedyś już opisywałem objawy choroby mikrofalowej i długotrwałe skutki narażenia na słabe promieniowanie mikrofalowe. Ale tutaj tylko krótko podam za portalem infozdrowie.com: "Mikrofalówka – jak mikrofale wpływają na nasze zdrowie? powodują wady wrodzone u płodów raka zaćmę niszczą układ odpornościowy zmniejszają odporność na zakażenia bakteryjne i wirusowe zwiększają ogólną chorobowość" I może to jest klucz do cyklicznej zwiększonej umieralności w ostatnich latach. Korea ma bardzo długa historię. Za Wikipedią podam, że: "Archeologiczne i paleontologiczne dowody wskazują, że ludzie żyli już na terenach dzisiejszej Korei 70 000 lat temu, a 2,5 miliona lat temu przodkowie człowieka. Przez większą część poprzedniego tysiąclecia Korea była politycznie jednym państwem z własnym językiem.W IV oraz V w. p.n.e. istniało państwo Go-Joseon, pokonane w 108 p.n.e. przez chińską dynastię Han. Po tym okresie, w I w. p.n.e., powstały trzy niezależne królestwa – Goguryeo, Baekje i Silla. Powstanie ich rozpoczęło nowy okres Trzech Królestw Korei, który sporo wniósł dla rozwoju kultury koreańskiej oraz japońskiej." A w czasach nam bliższych (Wikipedia): "Do 1905 roku na Półwyspie Koreańskim istniało Cesarstwo Koreańskie. Wtedy to, po zwycięstwie w wojnie rosyjsko-japońskiej, aneksji terytorium Korei dokonała Japonia. Po kapitulacji Japonii w 1945 roku Półwysep Koreański został podzielony przez Związek Radziecki i Stany Zjednoczone na dwie strefy wpływów, oddzielone granicą wzdłuż 38. równoleżnika. " A dlaczego został podzielony? Oficjalne wytłumaczenie jest takie (Wikipedia): "Amerykanie po naleganiach ostatniego japońskiego gubernatora Korei, Nobuyukiego Abego, skierowali swoje wojska do Korei 8 września 1945 roku i przejęli od Nobuyuki władzę w południowej części Korei. Kwestia Korei była w roku 1945 (podobnie jak kwestia Wietnamu) traktowana przez administrację amerykańską marginalnie wobec zasadniczych celów wojny. " Co niekonicznie musi być prawdą. Kluczowym wydarzeniem w dwudziestowiecznej historii Korei była wojna koreańska, która rozpoczęła się 25 czerwca 1950 roku. Do 5 września 1950 roku wojska Korei Północnej opanowały prawie cały półwysep (95% terytorium Korei Południowej) i zatrzymały się w okolicach miasta Busan w nadziei na korzystne rokowania pokojowe. Do negocjacji nie doszło, nastąpiła kontrofensywa amerykańska i do 25 października 1950 roku 90% terytorium Korei Północnej znalazło się pod okupacją amerykańską. Wtedy do boju ruszyli Chińscy Ochotnicy Ludowi, którzy dotarli do Seulu. I znowu nastąpiła kontrakcja USA i przesunęła linie frontu nieznacznie poza równoleżnik 38 na tak zwana linię Kansas-Wyoming i tak zostało do dzisiaj. Dlaczego o tym piszę? Bo w czasie tej wojny nastąpił jakby reset gospodarczy Korei. Zarówno Północ, jak i Południe zostało doszczętnie zrujnowane przez wojnę. Ciekawostką tej wojny jest to, że (Wikipedia): "W czasie tych walk MacArthur ogłosił, że Amerykanie użyją broni atomowej, co spotkało się z protestem ich sojuszników z NATO, obawiających się atomowego odwetu ZSRR na Wielkiej Brytanii," Jakoś to brzmi znajomo. Obecnie podczas konfliktu na Ukrainie również (radiozet.pl): "Londyn zostanie zbombardowany jako pierwszy – powiedział w rosyjskiej telewizji gen. Andriej Gurulow. Bliski przyjaciel Władimira Putina zagroził atakiem na stolicę Wielkiej Brytanii w przypadku wybuchu trzeciej wojny światowej. " A jakiś czas wcześniej (radiozet.pl): "W państwowej telewizji Dmitrij Kisielow mówił, że podwodny dron nuklearny Posejdon wywoła tsunami, a "Wyspy Brytyjskie zostaną zanurzone w morskich odmętach" i zamienione w "radioaktywną pustynię". Widać pierwszy cel ataku Rosjan nie zmienił się mimo upływu 70 - ciu lat. Ale powróćmy do Korei. W roku 1957 ( za Encyklopedią Popularną PWN z roku 1962) Korea Północna zajmowała 124 000 km2 powierzchni i liczyła 10,2 miliona ludności, a Korea Południowa odpowiednio - 97 000 km2 i 22,3 miliona ludności. Powierzchnia Korei Północnej jest o 30% większa, za to miała o połowę mniej mieszkańców. Na Północy w prowadzono autorytarny komunizm i totalną kontrolę, a Południe mogło się normalnie rozwijać. Nie wdając się w niuanse historyczne na dzień dzisiejszy Korea Północna jest jednym z najbiedniejszych krajów świata, gdzie jednostka praktycznie nie ma żadnych praw, a Południowa jest jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo i technicznie krajów świata, gdzie istnieją duże swobody obywatelskie. Może Korea Południowa ma więcej bogactw naturalnych? Okazuje się, że nie. Według "Politycznego Atlasu Świata - 1988" Korea Południowa dysponuje pokładami węgla, rudy miedzi, cynku i ołowiu, wolframu, molibdenu i żelaza. Posiada złoża grafitu, srebra i złota. A co w ziemi ma Korea Północna? Węgiel kamienny, rudy żelaza, cynku i ołowiu, miedzi, wolframu i molibdenu, niklu, uranu, jak również srebro, złoto, siarkę i magnezyty. Widać obie Koree mają podobne surowce, a Północna jest nawet bogatsza o uran. I co ciekawe, w Korei Północnej jest zamordyzm, łamane są wszelakie prawa człowieka, nie wspominając nawet o istnieniu namiastki demokracji. Reżim buduje sobie bombę atomową i rakiety dalekiego zasięgu i USA wraz z krajami tak zwanego "wolnego świata" nic. A przecież Irak został zaatakowany pod pretekstem produkcji broni masowego rażenia i oczywiście brakami w demokracji. W Libii i Syrii też brakowało demokracji, jak również i w Afganistanie. W wymienionych krajach były masowe protesty ludności. Ciekawe, że w Korei Północnej takowych protestów nie ma. Ktoś powie, że kraje demokratyczne nie wprowadzają demokracji w Korei Północnej, bo ta graniczy z Chinami i Rosją. Ale Afganistan też graniczy z Chinami i z bliskimi sojusznikami Rosji czyli Uzbekistanem, Tadżykistanem i Turkmenistanem i jakoś operację "przywracania demokracji" udało się przeprowadzić. W Syrii znajdowała się baza rosyjska, wojska rosyjskie zostały zaproszone do pomocy przez prezydenta Asada, a jednak udało się Amerykanom wprowadzić swoje wojsko okupacyjne do tego kraju. A w Korei Północnej nic się nie dzieje. Od siedemdziesięciu lat nie ma protestów społecznych, żadnych rewolucji, nikt nie chce wprowadzać tam demokracji, nikt nie chce powstrzymać "szalonych przywódców" przed produkcją broni jądrowej i rakiet dalekiego zasięgu. Dziwna sprawa. Pewne światło na tą sytuację rzuca artykuł z portalu phys.org: " "Oznacza to, że w przeszłości Półwysep Koreański wykazywał większą różnorodność genetyczną niż w naszych czasach" - mówi Gelabert. Z drugiej strony, współcześni Koreańczycy wydają się tracić ten związany z Jomonem składnik genetyczny z powodu względnej izolacji genetycznej, która nastąpiła po okresie Trzech Królestw. Wyniki te potwierdzają dobrze udokumentowaną historię Korei po Okresie Trzech Królestw, sugerując, że Koreańczycy tamtych czasów mieszali się na półwyspie, a ich różnice genetyczne zmniejszały się, aż populacja koreańska stała się jednorodna, jaką znamy dzisiaj." Czyli Koreańczycy są bardzo jednorodni genetycznie i obie Koree posiadają podobne bogactwa naturalne. Obie też zostały zrujnowane przez wojnę w podobnym stopniu, czyli praktycznie doszczętnie. Na mój prosty rozum podział populacji jednorodnej genetycznie na dwie, dysponujące podobnymi zasobami naturalnymi, startujące z podobnego poziomu gospodarczego, ale żyjące w diametralnie różnych systemach społecznych i politycznych, wygląda na jakiś wielki eksperyment społeczny. Podczas wojny koreańskiej został dokonany totalny reset własności prywatnej. Wszystko zostało zniszczone. Warto zwrócić uwagę, że przed wybuchem wojny koreańskiej, w roku 1946 była epidemia cholery, gdzie zachorowało 15 644 osób, z czego zmarło 10 181. Korea Południowa jest więc populacją kontrolną, odniesienia, a populacja Korei Północnej podlega eksperymentowi socjologicznemu. Widać, że przez siedemdziesiąt lat eksperyment przebiegał pomyślnie. Wyrosły już trzy pokolenia Koreańczyków żyjących systemie państwowego niewolnictwa i nikt się nie buntuje. Istnieje mała grupa bonzów partyjnych posiadających wszystkie dobra Korei i cała masa ludzi nic nie posiadających będących de facto niewolnikami. Cóż za zadziwiająca zbieżność z tezami Klausa Schwaba wyrażonymi w książce "Wielki reset". Wygląda na to, że eksperyment koreański przebiegł pomyślnie i teraz warto doświadczenia tam zdobyte rozszerzyć na cały świat. Dziwne znaki pojawiają się ostatnio na niebie i ziemi. Trwa wojna na Ukrainie. Polska wspomaga Ukrainę jak może. Wysłała nawet jakiś czas temu ponad 200 czołgów, żeby pomóc braciom ze wschodu, przez co dość znacznie się rozbroiła. Podobno Rosjanie przechwycili jeden z polskich czołgów, co widać na zdjęciu poniżej Ciekawostką jest, że Amerykanie, którzy tak pragną zwycięstwa Ukrainy, rozlokowali w Polsce swoje czołgi i haubice, ale jakoś nie spieszą się, żeby oddać je Ukraińcom, choć droga do pokonania dla czołgów polskich i amerykańskich w Polsce jest taka sama. Niespodziewanie narasta dyplomatyczny konflikt polsko - izraelski o wycieczki szkolne. Portal O2.pl tak go relacjonuje: "Minister edukacji Izraela Jifat Szasza-Bitton zawiesiła program wycieczek szkolnych do Polski. Powodem ma być niemożność posiadania broni przez izraelskich ochroniarzy wycieczek." Ale dalej jakby sprawa się bardziej wyjaśniała: "Powodem decyzji ma być "dialog o względach bezpieczeństwa" z polskim rządem." Właśnie bezpieczeństwo. Czyżby coś poważnego miało się zadziać na ziemiach polskich w najbliższym czasie? Przecież portal O2 zapewnia, że: "Polska jest krajem bezpiecznym dla Żydów." Ale chyba nie tylko tutaj ma się coś zadziać. Portal niezalezna.pl alarmuje takim tytułem: "Rząd Izraela wzywa obywateli do opuszczenia Turcji" I dalej czytamy: "Szef izraelskiej dyplomacji Jair Lapid wzywa obywateli Izraela do opuszczenia Turcji. Powodem ma być "realne zagrożenie terroryzmem"." Czyli zadyma ma objąć większe terytorium. Rządy świata, jak wytrawny iluzjonista, stosują odwracanie uwagi społeczeństw od ważnych zdarzeń, skupiając ludzi na mało istotnych rzeczach. Teraz cały świat skoncentrowany jest na walce z covid 19 i nowym zagrożeniem - małpią ospą. W Europie dochodzą problemy z "nadmiarem" dwutlenku węgla i ociepleniem klimatu. Akurat tak się składa, że w Europie jest teraz cieplej, bo jest lato. W zimie będzie w Europie globalne ochłodzenie. Ale nie zostanie to nazwane ochłodzeniem, tylko zmianami klimatu. Z którymi też trzeba walczyć, bo spowodowane są "nadmiarem" dwutlenku węgla. Ludzie w to wierzą, bo wydaje mi się, że rządzący oprócz odwracania uwagi od rzeczy istotnych, o których nic nie wiemy, bo w żadnych mediach nie pojawiają się, stosują również hipnozę poprzez np. telewizję. W wyniku hipnozy możemy oglądać świat zupełnie inaczej niż jest w rzeczywistości. W jednym z moich postów już cytowałem książkę Lechosława Gapika "Hipnoza i hipnoterapia". Teraz zacytuję jeszcze raz w celu zobrazowania, co widzi, a czego nie widzi człowiek w transie hipnotycznym. Książka pana Gapika pochodzi z roku 1984. Przez ostatnie prawie 40 lat metody hipnozy z pewnością bardzo się rozwinęły, szczególnie w zastosowaniach militarnych. Może się okazać, że świat który widzimy jest światem podstawionym, a żyjemy w zupełnie innym świecie. A teraz powróćmy do sytuacji wojennej. Wojna na Ukrainie trwa i nie widać, żeby się kończyła. A tym czasem na Pacyfiku też dzieją się niezwykłe rzeczy. Od co najmniej dwóch lat jest silne napięcie wokół Tajwanu, o czym już wspominałem w jednym z moich starych artykułów. Kilka dni temu You Si Kun, przewodniczący Zgromadzenia Ustawodawczego Tajwanu ogłosił, że Tajwan posiada rakietę mogącą dolecieć do Pekinu. Prawdopodobnie czas na podanie takiej wiadomości nie został wybrany przypadkowo. Niewiele wcześniej Chiny podpisały umowę wojskową z Wyspami Salomona. A dzień przed oświadczeniem You Si Kuna media obiegła wiadomość, że (za onet.pl): "Prezydent Nikaragui Daniel Ortega pozwolił rosyjskim wojskom, samolotom i okrętom na rozmieszczenie się na terytorium jego kraju. Rosjanie mają znaleźć się w Nikaragui w celu szkolenia, ale również, by móc szybko zareagować w sytuacjach kryzysowych. Co więcej, wojska rosyjskie na mocy dekretu prezydenta Ortegi zdobędą uprawnienia krajowych organów ścigania. " Kilka miesięcy wcześniej dowiedzieliśmy się, że (tvp.info): "Były dyrektor Boliwariańskich Narodowych Służb Wywiadowczych (SEBIN) ujawnił obecność dwóch rosyjskich baz wojskowych na terenie Wenezueli." Pewien czas temu zapytałem znajomą Japonkę o konflikt japońsko - rosyjski o Kuryle, o którym rozpisywały się nasze media. Japonka nic o tym nie słyszała. Za to poinformowała mnie, że to Japonia boi się Chińskiego ataku na Okinawę. Ciekawe, że nasze media o tym milczą. Widać trwa rozstawianie figur na szachownicy III wojny światowej i to rejon Pacyfiku będzie jej głównym teatrem. W tamtym rejonie może być ostro, bo broń jądrową mają z jednej strony Rosja, Chiny i Korea Północna, a z drugiej - USA, Wielka Brytania i prawdopodobnie Japonia. Japonia nic nie mówi, ale ma potencjał do budowy takiej broni, a 29 marca 2016 roku Donald Trump zasugerował Japończykom by rozwijali swoją broń jądrową, bo dla USA ochrona Japonii przed Chinami. Rosją czy Koreą Północna jest zbyt kosztowna. I co z Polską? Przecież nie leży nad Pacyfikiem. Polska nie, ale Rosja już tak. Rosja również graniczy z Polską. Wypadałoby związać siły rosyjskie w Europie, żeby odciążyć Anglosasów na Pacyfiku. I jak to władze Polski mają w wielowiekowym zwyczaju, nie bacząc na straty Polaków, będą bronić interesów anglosaskich wszelkimi środkami. W artykule "Ekolodzy i Ukraina, Rosja związała rubla ze złotem i wciąganie Polski do wojny" pisałem, że tuż przed wojną i w pierwszych dniach wojny mój router i routery sąsiadów zachowywały się dziwnie. Przy pomiarach pola elektromagnetycznego wysokich częstotliwości, zawsze w tym samym punkcie mojego mieszkania zwiększały swoją chwilową moc nawet kilkadziesiąt razy w stosunku do zwykłego poziomu. A mój telefon komórkowy chwilami wykrywał nawet do 30 stacji bazowych i niekiedy były to stacje nawet 2 G. Od kilku dni obserwuję podobne zjawisko. Oczywiście sąsiedzi od tamtego czasu zmienili routery na bardziej wypasione i nie mam już w pokoju 1 nanowatów (nW) mocy promieniowania mikrofalowego, a średnio 50 nW. Czasem spada do kilku nW, a potem rośnie do 63 nW. Przeciętnie utrzymuje się około 50 nW. Ale w porywach natężenie pola elektromagnetycznego wysokiej częstotliwości sięga nawet 800 nW i więcej. Liczba stacji bazowych wykrywanych przez mój telefon waha się od 1 do kilku, 5 - 6 ciu. Ale czasem dochodzi do 25 i więcej. I są to stacje bazowe nawet 3 G. Widzę tu dość duże analogie z czasem przed i zaraz po wybuchu wojny na Ukrainie. Może się okazać, że do rozpoczęcia interwencji rosyjskiej w Polsce dzieli nas krótki okres czasu.
Chyba, że światowi ważniacy dogadają się i wszystko się zmieni. Do tej pory znaliśmy białe smugi chemiczne tzw. chemtrails. Wikipedia tak o nich nas informuje: "Smugi chemiczne, chemtrails (pol. „chemiczne ślady”; termin chemtrails jest skrótem od chemical trails i grą słów na contrails[a]) – teoria spiskowa zakładająca, że smuga kondensacyjna powstająca za lecącym samolotem jest – zawsze bądź tylko w niektórych przypadkach – wytworem mającym utajony cel, wywoływany dystrybucją na wielkich obszarach dużych ilości substancji, które mogą być szkodliwe dla organizmów żywych. Środowiska naukowe i rządowe zaprzeczają tej tezie i jest ona uznawana za teorię spiskową Teoria dotycząca smug chemicznych nie jest teorią kompletną i spójną. W zależności od środowiska osób postulujących istnienie chemtrails podawane są całkiem różne motywy i metody ich tworzenia, m.in.:
Rzekomo rozpylane substancje to np.
Tyle Wikipedia na temat smug chemicznych. Ale ta sama Wikipedia wspomina o "zasiewaniu chmur", zasiewaniu oceanów" i generalnie o geoinżynierii. Schematyczny proces zasiewania chmur pokazuje rysunek poniżej zaczerpniety z portalu businessinsider.com.pl O chemtrailsach nad Krakowem pisałem parę lat temu na moim blogu cytując też innych, bo sam nie mam możliwości prowadzenia takich badań: "„Istnieje badanie naukowe (jego wyniki potwierdzono, a samo badanie rozszerzono o kolejne aspekty), które wykazało, że nad ludzkością rozpylany jest toksyczny popiół lotny: Porównano stosunki wagowe glinu do baru (Al/Ba) w wodzie deszczowej i odcieku z węglowego popiołu lotnego – okazało się, że wynosiły one niemalże tyle samo. Podobnie rzecz się miała ze stosunkiem wagowym strontu do baru (Sr/Ba) w deszczówce i w odcieku.” Czyli ktoś wykombinował sobie, że zamiast płacić ciężkie pieniądze za magazynowanie popiołu, to będzie go rozpylał w powietrzu w szczytnym celu ochrony ludzkości przed złowrogim globalnym ociepleniem." Tak było parę lat temu. Teraz badania nad smugami chemicznymi poszły do przodu. Zobaczmy co tam mamy w artykule dr Jamesa Marvina Herndona z roku 2016, który ukazał się, a następnie został wycofany ze względu na niepoprawność polityczną, we Frontiers in Public Health, czasopisma z impact factorem dla czasopism 3,018 za lata 2021 - 2022: "Metody: Zastosowano trzy metody: (1) porównanie ośmiu pierwiastków analizowanych w próbkach wody deszczowej, uważanych za wypłukane z popiołów lotnych węgla w aerozolu, z odpowiednim laboratoryjnym odciekiem popiołu lotnego węgla; (2) porównanie 14 pierwiastków analizowanych w pyłach filtra powietrza z odpowiadającymi im pierwiastkami w popiołach lotnych węgla; oraz (3) porównanie 23 pierwiastków analizowanych w siatce włóknistej znalezionej po stopieniu śniegu z odpowiednimi pierwiastkami w popiołach lotnych węgla." "Przeanalizowano proporcje pierwiastków pyłu zebranego na czterech wysokowydajnych filtrach powietrza pokazane w celu porównania z zakresem odpowiednich współczynników pierwiastków i średnimi wartościami dla 23 niewymytych europejskich próbek popiołu lotnego węgla kamiennego (48) i zakresów współczynnika pierwiastków 12 amerykańskich próbek popiołu lotnego węgla (55). Pokazano również 11 z 22 proporcji pierwiastków włóknistych oczek (z fotografii poniżej wykresu); pozostałe 11 współczynników pierwiastków pokazano na rysunku 7." Poniżej przedstawione są wykresy i obrazy z powyższego artykułu. Na fotografii widać włóknistą siatkę obserwowaną na trawie, gdy śnieg stopił się, pokazując jej początkową "lepką" naturę. Kolejny wykres przedstawia dane dla pozostałych 11 z 22 analizowanych proporcji pierwiastków zawartych we włóknistej siatce znalezionej po stopieniu śniegu (zdjęcia powyżej) pokazanych dla porównania z zakresem odpowiednich współczynników pierwiastków i średnimi wartościami dla 23 niewypłukiwanych próbek popiołu lotnego węgla europejskiego i zakresami proporcji pierwiastków 12 próbek popiołów lotnych węgla amerykańskiego. Mamy takie ładne rysunki i co z tego? W artykule dalej czytamy: "Wyniki: Współczynniki pierwiastków wody deszczowej pokazują, że pył zawieszony w powietrzu ma zasadniczo takie same właściwości ługowania wody jak popiół lotny z węgla. Proporcje elementów pyłowych filtra powietrza występują w tym samym zakresie kompozycji co popiół lotny węgla, podobnie jak proporcje pierwiastków w włóknistej siatce znalezionej na trawie po stopieniu śniegu. Włóknista siatka zapewnia wywnioskowane bezpośrednie połączenie z aerozolowym samolotem odrzutowym poprzez związek popiołu lotnego węgla ze środowiskiem spalania odrzutowca. Konkluzja: Mocne dowody na poprawność hipotezy: popiół lotny z węgla jest prawdopodobnie pyłem w aerozolu umieszczonym w troposferze do celów geoinżynierii, modyfikacji pogody i / lub zmiany klimatu. Udokumentowane stowarzyszenia zdrowia publicznego dotyczące zanieczyszczenia pyłem ≤ 2,5 μm mają również zastosowanie do popiołów lotnych z węgla w aerozolu. Zdolność popiołu lotnego węgla do uwalniania aluminium w chemicznie mobilnej formie po wystawieniu na działanie wody lub wilgoci w organizmie ma potencjalnie poważne konsekwencje dla ludzi i środowiska w szerokim spektrum, w tym implikacje dla chorób neurologicznych i osłabienia fauny i flory. Zdolność popiołu lotnego węgla do uwalniania metali ciężkich i pierwiastków radioaktywnych po ekspozycji na wilgoć ciała ma potencjalnie poważne konsekwencje dla zdrowia ludzkiego, w tym raka, choroby sercowo-naczyniowe, cukrzycę, choroby układu oddechowego, zmniejszoną płodność mężczyzn i udar mózgu. Dane z siatki włóknistej dopuszczają możliwość katastrofalnego dla środowiska tworzenia się metylortęci i zubożających warstwę ozonową chlorowanych fluorowanych węglowodorów w spalinach strumieniowych. Implikacje geofizyczne obejmują ocieplenie atmosfery i opóźnienie opadów." To był jeden z przykładów badań. Sam dr James Marvin Herndon napisał wiele artykułów anty-geoinżynieryjnych, a przegląd ich zawartości można znaleźć w artykule "Chemtrails Exposed: Coal Fly Ash and New Manhattan Project". Czyli już wiemy, że białe smugi chemiczne pochodzą z rozpylania popiołu węglowego w atmosferze. Kilka dni temu znajomy przysłał mi filmiki samolotów pozostawiających czarne smugi. Wykonał je podczas lotu samolotem. Pierwszy raz w życiu je widział. Filmiki te można zobaczyć klikając na kolejne liczby: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10. Poniżej są zdjęcia , które są kadrami z podanych filmików. Smugi pozostawione przez samoloty ciągnęły się na setki metrów, jeśli nie na kilometry. Ciekawy był również nośnik substancji rozpylanej w atmosferze. Nie wygląda na samolot. Na poniższym zdjęci widać go z boku. Znajomy filmował telefonem komórkowym i nie mógł zrobić optycznego zbliżenia. A tak z przodu. Oczywiście może to być zjawisko dyfrakcyjne wynikające z dużej odległości i słabej optyki aparatu. Poniżej na obrazku możemy zobaczyć jak zmienia się obraz talerza w zależności od odległości talerza od źródła światła i ekranu na którym jest obserwowany obraz talerza. Poniższy rysunek został zaczerpnięty z książki Szczepana Szczeniowskiego "Fizyka doświadczalna, część IV, optyka" wydanej w roku 1963. Obiekt ze zdjęcia zostawiający czarną smugę może być bardzo zdeformowanym samolotem w wyniku działań zjawisk optycznych, ale też samolotem być nie musi. Obiekt sfotografowany z boku na powiększonym zdjęciu poniżej również nie wygląda na samolot, ale może to być deformacja optyczna. Oczywiście nie tylko mój znajomy zauważył czarne smugi za samolotami. Różni blogerzy i vlogerzy o tym informują.
A teraz zastanówmy się czym może być substancja rozpylana w atmosferze pochłaniająca światło. Najprostszą odpowiedzią jest sadza, pył węglowy, fulereny lub nanorurki węglowe. I teraz, co pisze Wikipedia na temat sadzy w atmosferze? "Atmosferyczna sadza – drobne cząstki sadzy (o wielkości poniżej 2,5 µm) unoszące się w powietrzu i tworzące aerozol. Jest jednym z głównych składników smogu, szczególnie "smogu londyńskiego" występującego m.in. na terytorium Polski. Jest jednym ze składników zanieczyszczeń powietrza najsilniej wpływających na zdrowie ludzi. Ze względu na pochłanianie światła widzialnego i podczerwieni atmosferyczna sadza ma wpływ na klimat Ziemi". I jak powstaje sadza? Znowu Wikipedia nam podpowie: "Sadza (pot. kopeć) – produkt powstający w trakcie niepełnego spalania paliw i innych materiałów zawierających w swoim składzie chemicznym znaczne ilości węgla. Głównym, choć nie jedynym składnikiem sadzy jest amorficzna postać węgla. Oprócz tego sadza zawiera zwykle drobne struktury grafitopodobne, niewielkie ilości fulerenów i struktur fulerenopodobnych oraz resztki spalanych substancji. Istnieje wiele badań naukowych sugerujących, że wdychanie powietrza zawierającego sadzę może powodować różnego rodzaju schorzenia układu oddechowego, krwionośnego i powodować zmiany nowotworowe" Widać, że dla globalistów planujących redukcję liczby ludzi na świecie sadza może mieć dużą wartość. A teraz pył węglowy. Co o nim mówi Wikipedia? "Jednak pył węglowy jest niebezpieczny dla pracowników, jeśli jest zawieszony w powietrzu poza kontrolowanym środowiskiem urządzeń do mielenia i spalania. Stwarza ostre niebezpieczeństwo tworzenia się mieszaniny wybuchowej w powietrzu i przewlekłe niebezpieczeństwo wywołania choroby płuc u osób wdychających jej nadmierne ilości. Pneumokonioza górnika lub czarna choroba płuc jest spowodowana wdychaniem pyłu węglowego, zazwyczaj pyłu wytwarzanego w górnictwie węglowym." Generalnie nie wiadomo jak działają fulereny na zdrowie. O korzystnych własnościach możemy przeczytać jedynie w przypadku fulerenu C60. Portal zielarz-dietetyk.pl tak przedstawia pozytywne strony tego fulerenu: "Badania wykazały, że Fuleren C60 ma właściwości, które są bardzo korzystne dla zdrowia:
Inni badacze, stosujący Fuleren C60 zauważyli u siebie takie efekty, jak:
Obawiam się, że te cechy fulerenu C60 nie leżą w sferze zainteresowań ludzi zarządzającymi światowymi opryskami atmosferycznymi. Weźmy teraz pod lupę nanorurki węglowe. Wikipedia nas informuje, że: "W roku 2008 stwierdzono, że niektóre rodzaje nanorurek mogą wywoływać zmiany nowotworowe u myszy – międzybłoniaka opłucnej, podobnie jak azbest. Szkodliwość nanorurek zależy w znacznym stopniu od ich budowy i dotyczy szczególnie struktur długich i cienkich; dla niektórych rodzajów nanorurek nie zaobserwowano natomiast szkodliwości." Powyżej była mowa o pustych nanorurkach. Ale one wcale puste być nie muszą. Portal biotechnologia.pl informuje nas: "Nanorurki węglowe zawierające w swoich strukturach leki, białka, przeciwciała czy cząsteczki DNA mogą służyć jako doskonały środek transportujący lek bezpośrednio do chorych tkanek. Pierwsze prowadzone w tym kierunku badania dotyczyły przede wszystkim możliwości wykorzystania tych materiałów w terapii nowotworów i do leczenia infekcji wirusowych. Obecnie wiadomo również o możliwości wykorzystania nanorurek węglowych jako nośników w terapii genowej czy immunoterapii. Poniżej kilka przykładów.
Z powyższego wynika, że różne ciekawe rzeczy można umieścić w nanorurkach. Niekoniecznie to będzie służyć dobrym celom ku szczęściu ludzkości. Ostatnio wzmogła się presja na świecie na wprowadzanie upraw genetycznie modyfikowanych, a także na hodowlę zwierząt genetycznie modyfikowanych. Portal polskawliczbach.blogspot.com podaje takie informacje: "W zeszłym miesiącu Egipt ogłosił nową odmianę pszenicy GM. Zaledwie dwa dni temu Narodowe Centrum Badań Biotechnologii Rolnej w Etiopii ogłosiło, że przeprowadziło badania i teraz w kraju będzie uprawiana genetycznie zmodyfikowana bawełna i kukurydza. Pomimo całkowitego zakazu uprawy i/lub importu genetycznie zmodyfikowanych roślin, Rosja stworzyła projekt o wartości 111 miliardów rubli, aby wyprodukować do 30 odmian genetycznie zmodyfikowanych roślin i zwierząt gospodarskich. Deregulacja żywności GM w Wielkiej Brytanii jest zawsze opisywana jako ruch „po Brexicie” – z UE zbesztaną na całym świecie za „zasadę ostrożności” dotyczącą upraw GM – a jednak już w kwietniu ubiegłego roku UE wzywała do „ przemyśleń” na temat upraw GM. W rzeczywistości, właśnie dzisiaj, European Biotechnology Magazine donosi: Komisja Europejska rozpoczęła ostateczne konsultacje w sprawie deregulacji nowych technik hodowlanych w rolnictwie". Opryski w atmosferze mogą służyć temu, żeby naturalne uprawy zbóż, warzyw i owoców nie miały szans dalej istnieć. Jedynie genetycznie modyfikowane okazy będą w stanie się rozwijać. Takie państwa jak Sri Lanka i Iran zakazały uprawy genetycznie modyfikowanych roślin i co teraz mają? Taki tytuł z portalu foodcollapse.com: "Zamieszki związane z żywnością: na Sri Lance i Iranie. Wybuchają gwałtowne protesty, gdy ceny towarów codziennego użytku gwałtownie rosną" Podskoczyli globalistom, to teraz maja za swoje. A jak to się stało, że nagle na świecie zaczyna brakować żywności? Pewną odpowiedź może dać artykuł "Chemtrails: The Root Cause of the California Wildfires" zamieszczony na portalu stillnessinthestorm.com: "Wiele czynników przyczyniło się ostatnio do tych niezwykle dużych i intensywnych pożarów w Kalifornii. Podstawową przyczyną wszystkich tych czynników są skutki trwających operacji opryskiwania smugami chemicznymi. Wysuszenie, zanieczyszczona woda, szkodliwe promieniowanie UV, choroby i inwazje owadów przyczyniają się do tych pożarów, a wszystkie są wynikiem oprysków chemtrails. Zapewniając poparcie dla tych twierdzeń, wybitny naukowiec J. Marvin Herndon, PhD i jego współautor, dyrektor medyczny Monroe County, Florida Department of Health, dr Mark Whiteside napisali recenzowany artykuł w czasopiśmie zatytułowany "California Wildfires: Role of Undisrevealed Atmospheric Manipulation and Geoengineering". W tym artykule autorzy zauważają, że smugi chemiczne powodują wzrost palności, intensywności, nasilenia i zasięgu tych pożarów. Herndon i Whiteside piszą: "Niekorzystne skutki obejmują zaostrzenie suszy, wymieranie i wysychanie drzew i roślinności oraz nienaturalne ogrzewanie atmosfery i obszarów powierzchni Ziemi. Palność lasu jest zwiększona przez pochłaniające wilgoć cząsteczki w aerozolu. Obecnie najczęstszym sprayem chemtrails jest atmosferyczny środek osuszający. Te rozproszone cząstki atmosferyczne wysuszają powietrze, wiążąc się z maleńkimi, atmosferycznymi cząstkami wody. Często zapobiega to łączeniu się cząstek wody atmosferycznej w celu utworzenia kropelek wody; w związku z tym hamowanie opadów. Dr Marvin Herndon, Raymond Hoisington i dr Mark Whiteside są współautorami innego recenzowanego artykułu w czasopiśmie zatytułowanego "Deadly Ultraviolet UV-C and UV-B Penetration to Earth's Surface: Human and Environmental Health Implications". Ten artykuł dostarcza naukowych dowodów na to, w jaki sposób dzisiejsze działania geoinżynieryjne pozwalają szkodliwemu promieniowaniu UV dotrzeć do powierzchni Ziemi. Uważa się, że tego typu promieniowanie UV (UV-C i UV-B) jest prawie całkowicie odfiltrowane przez warstwę ozonową, ale dowody wskazują inaczej. Dowody wskazują, że zubożenie warstwy ozonowej wynikające z działań geoinżynieryjnych jest powodem, dla którego tak się dzieje." I w taki oto sposób ktoś pozbawia ludzkość żywności. Wygląda na to, że ktoś z olbrzymimi możliwościami dąży do wypełnienia się słów Apokalipsy św. Jana. Mieliśmy już jednego jeźdźca Apokalipsy czyli zarazę, teraz mamy drugiego - wojnę, a za rogiem już się czai kolejny, czyli głód. Niewidoczny jest czwarty - śmierć, ale pewnie już do nas jedzie. Wojna na Ukrainie toczy się w najlepsze i generalnie nie wiadomo co się tam dzieje. Propaganda płynąca z mediów jest zdumiewająco podobna do tej z roku 1939, Znalazłem gdzieś w internecie zdjęcie Gazety Robotniczej i taki tytuł: "Zapowiedź upadku Hitlera". I obecny tytuł z portalu DW.com: "Rosyjski politolog: Rosję czeka rewolucja i upadek Putina". I znowu GR: "Cały świat pod bronią. I obecnie portal eska.pl: "Cały świat wspiera Ukrainę! Protesty, pochody, wspólne modlitwy". O innych ciekawostkach na temat polskich "sukcesów" we wrześniu 1939 roku nożna przeczytać na portalu onet.pl. Te "sukcesy" sprzed 83 lat są wypisz, wymaluj sukcesami ukraińskiej armii obecnie. Czyżby w propagandzie nie było postępu, czy ludzie są tak tępi, że nabierają się na triki sprzed dziesięcioleci? Wojna jest katastrofą klimatyczna, więc czekałem kiedy ożywią się ekolodzy. Kiedy Greta Thunberg zacznie grzmieć na forum ONZ, że wojny są przyczyna największego zanieczyszczenia planety i największych zmian klimatu, bo machiny wojenne przepalają mnóstwo różnego rodzaju paliw tworząc tlenek i dwutlenek węgla, tlenki azotu i emitują inne toksyczne substancje, że pociski wybuchając tworzą nano i mikrocząstki, a wywołane pożary przyczyniają się do emisji dioksyn i innych trujących gazów. Czekałem kiedy aktywiście Greenpeace zaczną przykuwać się do rosyjskich czołgów i ukraińskich wyrzutni rakiet, żeby chronić gniazdujące w okolicy ptactwo. Jakby nie było teraz rozpoczął się sezon lęgowy. A tu nic z tego. Jedyne na co było ich stać to (za nakolei.pl) zablokowanie torów kolejowych w Finlandii: "Aktywiści z Greenpeace i Extinction Rebellion zablokowali trasę kolejową na wjeździe do portu Koverhar, w południowej Finlandii. Blokada uniemożliwia wjazd pociągów z węglem do portu eksportowego. Jak podają aktywiści, port ten jest jednym z trzech fińskich portów, które są wykorzystywane do eksportu rosyjskiego węgla na rynki światowe." i ( za e-petrol.pl): "Aktywiści Greenpeace w czwartek zablokowali dwóm tankowcom u wybrzeży Danii możliwość przeładowania 100 tys. ton rosyjskiej ropy, co według organizacji było próbą powstrzymania finansowania inwazji Rosji na Ukrainę." i jeszcze (za również e-petrol.pl): "W nocy z sobotę na niedzielę przez sześć godzin aktywiści Greenpeace blokowali w porcie w Antwerpii zacumowanie tankowca przewożącego rosyjską ropę. Protest jest skierowany przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainę. Działacze Greenpeace przykuli się łańcuchami do śluzy w porcie, gdzie miał zacumować statek "Seszele Pioneer", przewożący 30 tys. ton oleju napędowego z Rosji. Dopiero po sześciu godzinach policji udało się zakończyć protest." Powiem szczerze, że jak na tak dużą organizację i pieniądze jakimi dysponuje, to słabo. I to jeszcze protesty w bezpiecznych krajach. A co z innymi organizacjami ekologicznymi? Jestem głęboko rozczarowany postawą działaczy ekologicznych. Ubolewam również nad milczeniem polskich organizacji ekologicznych. W Polsce to potrafią walczyć o jakiegoś modraszka fioletowego czy glistnika bordowo - brodatego, a w sprawie Ukrainy zachowują całkowite milczenie. Nie jadą tam, żeby własnym ciałem chronić siedliska jakiś rzadkich komarów czy kleszczy. Zdumiewające! Może spodziewają się, że wojna przeniesie się również na teren Polski i tutaj się wykażą chroniąc siedliska mszyc i mrówek. To że wojna może niedługo do nas zawitać widać po działaniach Anglosasów, którzy na siłę próbują nas wkręcić w awanturę ukraińską aby osłabić Rosję i Unie Europejską. O tym już pisał George Friedman w swojej książce "Następne 100 lat", którą to książkę cytowałem wielokrotnie na swoim blogu: "A co na to NATO? Według Friedmana: ”Rosja zmierzy się z grupą państw, które nie mogą się bronić i sojuszem NATO, który jest skuteczny tylko pod warunkiem, że Stany Zjednoczone są gotowe do użycia siły. Jak widzieliśmy, Stany Zjednoczone prowadzą w Eurazji ściśle ukierunkowana politykę - starają się nie dopuścić do tego, by jakiekolwiek państwo podporządkowało sobie ten region lub jego część. Jeśli Chiny będą słabe lub podzielone, Europejczycy zaś słabi i podzieleni, Stany Zjednoczone będą miały jeden zasadniczy cel: zapobiec powszechnej wojnie, skupiając uwagę Rosjan na Bałtach i Polakach, a odciągając ją od sytuacji globalnej.”" A jak będzie wyglądała interwencja amerykańska, jeśliby Polska została zaatakowana? Friedman daje odpowiedź na podstawie innych amerykańskich operacji: „Amerykańskie działania będą się wydawały irracjonalne i rzeczywiście takie by były, gdyby cel podstawowy polegał na na ustabilizowaniu Bałkanów czy Bliskiego Wschodu. Ale ponieważ podstawowym celem pozostanie najprawdopodobniej destabilizacja Serbii lub Al Kaidy, interwencje będą całkowicie racjonalne. Na pozór nigdy nie doprowadzą do czegoś zbliżonego do „rozwiązania” i zawsze będą dokonywane siłami niewystarczającymi, by mogły się okazać decydujące.” To już wiemy jak będziemy bronieni przez sojuszników. Przyjrzyjmy się teraz słynnemu artykułowi piątemu paktu NATO (Dz.U. 2000 nr 87 poz. 970 ): Czyli jak możemy przeczytać w tym artykule każdy członek NATO udziela wsparcia krajowi napadniętemu w stopniu jaki uzna za konieczny. Ważne jest "łącznie z użyciem siły". Ale użycie siły nie musi być konieczne, bo np. Dania uzna, że powinna udzielić napadniętej Polsce wsparcia moralnego oświetlając budynki barwami biało - czerwonymi, a Niemcy będą nas klepać po ramieniu i mówić "Gut Pollack". Amerykanie przyślą do Polski swoich żołnierzy, ale tylko po to, żeby pilnowali, żeby polskie wojsko za szybko się nie poddało i , nie daj Bóg, żeby jakiemuś polskiemu decydentowi nie przyszło do głowy przepuścić Rosjan dalej na zachód np. do Ramstein. Nie wiem ile było prób wciągnięcia Polski do wojny. ale mogę tu podać kilka przykładów. Pierwszy z brzegu - stworzenie sojuszu Polska - Ukraina - Wielka Brytania. Gdy Ukraina zostałaby zaatakowana, to Polska od razu włączyłaby się do walki, a NATO na to, że to jest zupełnie inny sojusz i ich to nie obchodzi. Kolejny pomysłem anglosaskim było, żeby Polska odstąpiła Ukrainie 28 MiGów i pozwoliła ukraińskim pilotom lądować na polskich lotniskach. Gdy ktoś przytomny w Warszawie wymyślił, żeby podarować Stanom Zjednoczonym te MiGi i wysłać je do bazy w Ramstein, żeby już Amerykanie zadecydowali co z nimi zrobić, to okazało się to złym pomysłem, bo mogłoby to doprowadzić do eskalacji konfliktu. To znaczy jeśliby Rosja zaatakowała Polskę, to nie byłaby to eskalacja konfliktu? Kolejnym pomysłem było wkroczenie wojsk rozjemczych na Ukrainę bez udziału Amerykanów. A ostatnio Jarosław Kaczyński zaproponował, że Polska udostępni bazy na amerykańską broń jądrową. Nie będziemy mogli w razie zagrożenia skorzystać z tej broni, za to posiadanie takich baz wystawi nas na strzały Rosji. Tak na marginesie podobno od co najmniej 2015 roku amerykańskie głowice jądrowe już są w Polsce. Wprowadzenie Polski do wojny planowano już od wielu lat i to w taki sposób, żeby nikt nie współczuł Polakom, bo można wtedy przedłużać wojnę w nieskończoność jak wojnę w Jemenie czy w Afganistanie. Takie wojny są idealne dla producentów broni, którzy właśnie w ostatnią środę mieli naradę w Pentagonie, o którym portal radioszczecin.pl informował w ten sposób: "W przypadku pomocy dla rządu w Kijowie przedyskutowana zostanie kwestia pilnych potrzeb dla bezpieczeństwa Ukrainy w zakresie nawet od 2 do 4 lat." Widać, że wojna jest planowana na dłużej. przemysł farmaceutyczny przez dwa lata zarabiał na pandemii covid 19, a teraz czas na przemysł zbrojeniowy. Gdy w Polsce rozpocznie się wojna, to pewnie też jest planowana na wiele lat. Tak się zastanawiałem czemu służyła inwazja Polski na Afganistan czy Irak. Przecież ani nam te państwa nie zagrażały ani tam specjalnych interesów nie mieliśmy. O co chodziło z tą sprawą w wiosce Nangar Chel rozgłoszona na cały świat, po co nam były więzienia CIA? Dlaczego Żydzi uaktywnili się w ostatnich latach w oczernianiu Polski i Polaków i przedstawianiu ich jako morderców Żydów. W świetle wprowadzenia Polski do długoletniej wojny powyższe fakty stają się jasne. Gdy w Polsce rozpocznie się wojna od razu zostanie przypomniana polska agresja na Irak i Afganistan, zabicie cywili w Nangar Chel i szmalcownictwo Polaków w czasie drugiej wojny światowej. Świat uzna nas za naród bandytów nad którym nie warto się litować, ani mu pomagać. I tak sobie będzie tu ta wojna trwała. A teraz przejdźmy do obecnych zdarzeń. W internecie pojawiły się filmy pokazujące eszelony wojskowe jadące z czołgami i innym sprzętem wojennym ale ze wschodu na zachód. Wczoraj znajomi poinformowali mnie, że widzieli kolejowe transporty wojskowe jadące w odwrotnym kierunku do spodziewanego, czyli na zachód. Także dowiedziałem się pocztą pantoflową, nie wiem na ile to jest prawdą, że w niektórych częściach Warszawy lokatorzy dostali zalecenie opróżnienia piwnic w celu przygotowania ich pod schrony. Czyżby najazd Rosji był przesądzony, a NATO umacniało się na Odrze i Nysie? Tak mnie zastanawiało dlaczego polskie władze z takim uporem od trzech lat starały się wprowadzić telefonię 5 G. I jakbym znalazł odpowiedź. Tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie aplikacja ElecroSmart na moim telefonie zaczęła pokazywać dziwne rzeczy. Normalnie moc pola elektromagnetycznego w miejscu, gdzie zwykle leży mój smartfon wynosi około 1 nanowata. W porywach dochodzi do 3nW. Aplikacja pokazuje ileś tam routerów (ponad 20), kilka stacji bazowych telefonii komórkowej i kilka urządzeń z bluetoothem. Przeciętny obraz z aplikacji wygląda jak na zdjęciu poniżej. Ale tuż przed wybuchem konfliktu i w pierwszych jego dniach Mój router i router sąsiada w krótkich przedziałach czasu pracował z mocą kilkaset razy większą. Mój router pracuje z mocą między 100 a 300 pikowatów, a tu jego moc dochodziła do prawie 40 nW czyli kilkaset razy więcej. Również pojawiało się ale tylko przez krótkie chwile dużo więcej stacji bazowych niż zwykle. Nieraz ich liczba dochodziła do 30. I było to czasami stacje bazowe nawet 2 G. Wyglądało to na testowanie jakiejś alternatywnej łączności, jak np. komunikatora Briar, który, gdy nie działają stacje bazowe, ani sieć internetowa może się łączyć poprzez bluetooth smartfonów znajdujących się pomiędzy łączącymi się osobami. Jeżeli zwykły router może przez krótkie chwile nadawać z mocą kilkaset razy większą niż normalnie, to domyślam się, że stacje bazowe telefonii komórkowej mają również taką zdolność, czyli mogą być używane jako broń. Inną ciekawą rzeczą, którą zaobserwowałem był zwiększony poziom radioaktywności w okolicach jednostki wojskowej w Krakowie. Portal radarburz.pl pokazuje poziomy radioaktywności w różnych częściach świata. Pomiary wykonywane są prawdopodobnie przez amatorów. I dla Krakowa otrzymuję coś takiego jak na rysunku poniżej. Tam gdzie jest 45 zliczeń na minutę znajduje się 16 Batalion Powietrznodesantowy. Też posiadam licznik Geigera Millera i wskazuje on wartości podobne do dwóch pozostałych mierników, czyli gdzieś około 20 zliczeń na minutę. Czasem mniej czasem więcej. Generalnie nic nie chcę sugerować, ale błąd pomiaru w badaniach jądrowych to pierwiastek z liczby zliczeń. Czyli pierwiastek z 45 to mniej niż 7, pierwiastek z 19 to mniej niż 5. 45 - 7 =38 >> 19 + 5 = 24. Czyli poziom promieniowania radioaktywnego wokół jednostki wojskowej jest wyższy niż w innych rejonach Krakowa.
Formalnie Polska nie posiada broni masowego rażenia co nawet potwierdza Wikipedia. Ale w swoim wystąpieniu z 25 stycznia 2002 roku Andrzej Lepper powiedział takie słowa: „Tam są cieki wodne i są te doły, jest to tam zakopane. Stwierdzono to. Ale tego odkopywać nie będą, boby mogła być jakaś zaraza, epidemia. To ona sama wybuchnie zaraz. Za 10 czy 15 lat powiedzą, że w Klewkach są wody skażone. Ale o tym, że mówiłem o tym z tej trybuny, to nie. Napisał on w piśmie, że był tam wąglik, ale nie napisał nawet ile, tylko dokładnie tak: lat temu był tam wąglik. Ile lat? 3, 30, 300 lat temu? To jest pismo urzędnika państwowego: ˝lat temu był tam wąglik˝. On nie był bojowy, bo jakże ma być bojowy. Bojowy to powstaje dopiero na pożywce. Ten nie był bojowy. Dobry wąglik, pogłaskać go tylko. (Wesołość na sali)”. A co z bronią chemiczną? Też się znajdzie. Portal neweurope.eu zainteresował się tajemniczym zniknięciem zbiornika z bronią chemiczna znalezioną w Bałtyku: "W styczniu 1997 roku polscy rybacy znaleźli w Morzu Bałtyckim pięć kilogramów gazu musztardowego z okresu II wojny światowej. Po niedawnych zeznaniach prawników i byłych urzędników wojskowych, ta broń chemiczna została przewieziona do jednostki wojskowej na Rozewiu na polskim wybrzeżu i od tego czasu zniknęła. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości zostało poinformowane już w 2006 r. o zaginięciu tej broni, ale do dziś nie przeprowadzono żadnego poważnego śledztwa." Anglosasi zapowiadają, że Putin użyje broni chemicznej. Jeśli będzie się ociągał, to już wiadomo kto będzie to musiał zrobić za niego. Dlaczego Amerykanom tak zależy na wciągnięciu jak największej liczby państw do wojny z Rosją? Oczywiście sami się boja Rosjan, więc chcą wykrwawić Rosję cudzymi rękami. Ale dlaczego? Po pierwsze Putin zrobił rzecz zbrodniczą, a mianowicie powiązał rubla ze złotem. Jak podaje Adelaide National Review : "Centralny Bank Rosji oficjalnie ogłosił, że rosyjski rubel będzie powiązany ze złotem od 28 marca 2022 r. Stawka wynosi 5000 rubli za gram złota. Kurs wymiany rubli na dolary amerykańskie wynosi 100 rubli za każdego dolara amerykańskiego. Jeśli ruble są powiązane ze złotem przy 5000 rubli za gram, a za uncję jest 28 gramów, oznacza to, że uncja złota kosztowałaby 140 000 rubli, wówczas przeliczenie na dolary amerykańskie oznacza, że złoto kosztuje 1400 dolarów za uncję zamiast 1928 dolarów za uncję za pomocą dolarów. Rosja właśnie zniszczyła około 30 procent (30%) dolara amerykańskiego na całym świecie, jeśli chodzi o sztabki złota." Za związanie swojej waluty ze złotem Kadafi i Husajn zapłacili życiem i zniszczeniem krajów. Rody bogaczy posiadające wyłączność na emisję pieniędzy nigdy się nie zgodzą na coś takiego. Dlatego Rosja musi się wykrwawić, a gdy będzie już słaba, to Anglosasi ja dobiją. Inne już mniej ważne powody prowadzenie tej wojny to problemy Bidenów syna i ojca - prezydenta na Ukrainie i z chińskim biznesem. Obaj mogą z tych powodów wylądować na długie lata w więzieniu. Może podczas operacji ukraińskiej likwidowane są dowody i świadkowie przestępczej działalności Bidenów. Są pewnie i inne powody by wojna z Rosją się przedłużała. Dominacja Anglosasów w tej części świata nie wróży nam spokoju w najbliższym czasie. Wszyscy cieszymy się, że prezydent USA Joe Biden odwiedził nasz kraj. Media rozpływają się nad ta wizytą A tymczasem bez echa przeszła wizyta pani Laurene Powell Jobs w Polsce, ze szczególnym wskazaniem na Kraków, do którego przybyła z międzynarodową grupą miliarderów, wśród której był na przykład brazylijski potentat żydowskiego pochodzenia Michael Klein. O tej wizycie pisałem w artykule "Biden w Polsce! A co robiła w Krakowie w ostatni weekend Laurene Powell Jobs z grupą bogaczy ?" W tym artykule sugerowałem, że być może na spotkanie z panią Laurene przybyli również rosyjscy i ukraińscy oligarchowie. I chyba się nie pomyliłem, bo jak informuje onet.pl: "Roman Abramowicz przyjechał w tajemnicy do Polski Rosyjski oligarcha przybył w czwartek w tajemnicy do Polski specjalnym pociągiem z Ukrainy – ujawnił dziennikarz Superwizjera TVN Jakub Stachowiak." Oczywiście poinformowano, że we czwartek, tylko nie napisano który czwartek. Domyślam się, że to był czwartek 17 marca, aby pan Abramowicz mógł zdążyć na spotkanie miliarderów w Krakowie, na którym jedną z najważniejszych osób była Laurene Jobs - główna sponsorka Partii Demokratycznej w USA, Joe Bidena i Kamali Harris. Dla wyjaśnienia dodam za Onetem, kim jest pan Abramowicz: "Roman Abramowicz jest rosyjskim miliarderem od ponad 20 lat związanym z Kremlem. Swoją fortunę zdobył przy prywatyzacji państwowych spółek naftowych w latach 90. Oprócz rosyjskiego posiada także portugalskie i izraelskie obywatelstwa. Jest właścicielem licznych nieruchomości w krajach zachodniej Europy, a także angielskiego klubu piłkarskiego Chelsea Londyn." Portal celebritynetworth.com wycenia jego majątek osobisty netto (to co posiada minus zobowiązania) na 14 miliardów dolarów. Warto odnotować, że: "Ze względu na swój znaczny majątek Abramowicz był czasami najbogatszą osobą w Izraelu." Takie zjazdy obrzydliwie bogatych ludzi są bardzo niebezpieczne, bo wyznaczają kształt świata na następne kilkadziesiąt lat. Weźmy przykłady tylko z XX wieku. Takie, na przykład, powstanie Rezerwy Federalnej, o której nie jakiś tam foliarski, a poważny portal bankier.pl pisze: "Sto lat temu - 23 grudnia 1913 roku - powstała wszechwładna instytucja finansowa, która przejęła monopol na kreację pieniądza w największej gospodarce świata. Narodziny systemu Rezerwy Federalnej były jednym z najważniejszych wydarzeń XX wieku.Ustawa powołująca do życia bank centralny Stanów Zjednoczonych (Federal Reserve Act) została uchwalona 23 grudnia 1913 roku. Na dzień przed Wigilią, gdy część kongresmanów była już poza Waszyngtonem, Kongres przegłosował ustawę łamiącą konstytucję Stanów Zjednoczonych*. Wybrany za pieniądze bankierów prezydent Woodrow Wilson niezwłocznie podpisał ustawę, która tego samego dnia weszła w życie. Ustanowienie prywatnego banku centralnego mającego monopol na emisję pieniądza (Federal Reserve Notes) było nie tylko naruszeniem treści ustawy zasadniczej, ale też pogwałceniem ducha państwa amerykańskiego. Thomas Jefferson – jeden z Ojców Założycieli USA – powiedział: „Jeśli naród amerykański kiedykolwiek pozwoli, by prywatne banki przejęły kontrolę nad emisją pieniądza, to banki i rozwinięte wokół nich korporacje pozbawią ludzi ich własności, aż nasze dzieci obudzą się bezdomne na kontynencie podbitym przez ich ojców”. "Kluczowe było tajne spotkanie na wyspie Jekyll Island, gdzie jesienią 1910 roku grono najbardziej wpływowych finansistów podyktowało Aldrichowi projekt ustawy o Rezerwie Federalnej. Konspiracja była tak silna, że uczestnicy obrad nie ujawniali swoich nazwisk." "Rzecz w tym, że Fed ma przywilej kreacji dolarów według własnego uznania, w dowolnym momencie, do dowolnego adresata i w dowolnych ilościach. „Dajcie mi władzę nad pieniądzem w państwie, a nie będzie mnie obchodzić, kto ustanawia jego prawa" – miał powiedzieć jeszcze na długo przed powstaniem Rezerwy Federalnej Amschel Rotschild." "Inflacja, która eksplodowała za sprawą powstania Rezerwy Federalnej i odejścia od standardu złota, doprowadziła do szeregu negatywnych konsekwencji. Przede wszystkim do nieuzasadnionej ekonomicznie redystrybucji majątku i dochodu na niespotykaną wcześniej skalę. Biedni stawali się coraz biedniejsi, bogaci coraz bogatsi, a klasa średnia zaczęła wymierać." To takie wybrane fragmenty z artykułu z poważnego portalu. Kolejnym przykładem może być tajne spotkanie w Berlinie na Dorotheenstrasse, które odbyło się 23 listopada 1918 roku i miało kolosalne znaczenie w późniejszym rozwoju sytuacji w Europie Środkowej. Roman Dmowski tak je opisuje: "Wieczorem 23 listopada 1918 roku w rzęsiście oświetlonym gmachu wielkiej loży masońskiej przy Dorotheenstrasse w Berlinie panował ruch niebywały. Zwołano zjazd wolnomularzy z całych Niemiec; wezwania podpisane były przez szereg wielkich osobistości, takich między innymi, których przedtem o udział w masonerii nawet nie posądzano! Nazajutrz po tym zjeździe rozeszły się po Berlinie wieści, że stanął na nim pakt między masonerią niemiecką a Żydami, mocą którego Żydzi otrzymują całkowitą swobodę działania wewnątrz Niemiec i szereg naczelnych stanowisk w ich życiu politycznym, a za to zobowiązują się do tego, że żydostwo międzynarodowe będzie broniło interesów niemieckich przy zawieraniu pokoju w Wersalu." Kolejny przykład to mapa Gomberga, którą opisałem w artykule "5 G - przygotowanie do wojny na terenie Polski?" przedstawiona poniżej. Rysowanie mapy ukończono w październiku 1941 roku, czyli wtedy gdy wojska niemieckie rozpoczynały dopiero bój o Moskwę, a Japonia radośnie pustoszyła Azję nie myśląc jeszcze o wojnie z USA. Mapa zdumiewająco trafnie odwzorowuje wygląd Euroazji po II wojnie światowej. Nawet znalazło się miejsce dla państwa Izrael. Jak widać z powyższej mapy miliony ludzi zginęły tylko po to, żeby zrealizowane zostały pomysły bogaczy być może powstałe jeszcze w latach 30-tych XX wieku, a może i wcześniej.
Następnym przykładem może być spotkanie Jaruzelskiego z Rockefellerem w 1985 roku w Nowym Jorku, które zapoczątkowało przemiany w Europie i na świecie i czego skutki odczuwamy do dzisiaj. Tak to spotkanie opisuje "Rzeczpospolita", czyli znowu nie jest to gazeta szurów i płaskoziemców: "Po kwadransie oglądania prywatnej kolekcji gospodarza obaj panowie udali się na lunch do sali nr 72, gdzie czekali na nich: były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych Zbigniew Brzeziński, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Norman Ernest Borlaug, zastępca sekretarza stanu USA Lawrence Eagleburger i jeden z wiceprezesów Chase Manhattan Bank reprezentujący Fundację Rockefellera, a ze strony polskiej: minister spraw zagranicznych Stefan Olszowski, sekretarz polskiego premiera płk Wiesław Górnicki, członek Biura Politycznego KC PZPR Józef Czyrek oraz chargé d'affaires Zdzisław Ludwiczak. Goście od razu zauważyli, że David Rockefeller odnosi się do polskiego dyktatora z wyraźnym szacunkiem i nieukrywaną sympatią. Potwierdzają to słowa Zbigniewa Brzezińskiego, który był także zaskoczony serdecznością ze strony komunistycznego przywódcy. „Kiedy wprowadzono mnie do pokoju, byłem dosyć zaskoczony serdecznością, z jaką mnie przywitał. (...) Następnie poinformował mnie, że przywiózł ze sobą pewne dokumenty mające związek z moją rodziną. (...) Powiedziałem generałowi, że jestem tym głęboko wzruszony, prawdziwie to doceniam i że przypomina mi to wcześniejsze spotkanie z premierem Beginem, który także przywiózł mi dokumenty dotyczące działalności mojego ojca w obronie Żydów w Polsce"." I jeszcze takie ciekawostki z powyższego artykułu: "Na politykę amerykańskiego rządu mają wpływ nieformalne grupy nacisku, w skład których wchodzą przedstawiciele najbogatszych i najbardziej wpływowych rodów Ameryki. Są to potomkowie budowniczych wielkich fortun przemysłowych przełomu XIX i XX w.: potentatów amerykańskiego przemysłu hutniczego (jak Andrew Carnegie), twórców przemysłu samochodowego (jak Henry Ford), magnatów kolejowych (jak E.H. Harris) oraz najpotężniejszych wśród nich właścicieli wszechmocnego Standard Oil – dynastii Rockefellerów. Patrząc na te niezwykle wpływowe familie rządzące Ameryką i światem zza bram swoich bajecznych rezydencji, możemy zrozumieć, dlaczego współczesna klasa polityczna Stanów Zjednoczonych i zachodnich demokracji jest tak przeżarta korupcją i nepotyzmem." Czyli skakanie Wałęsy przez płot czy obalenie muru berlińskiego, to było tylko takie przedstawienie dla gawiedzi, żeby prostaczki cieszyły się, że cokolwiek od nich zależy i że mają moc. Tak na prawdę te wszystkie przemiany ustrojowe i rozpad RWPG, Układu Warszawskiego czy ZSRR zostały umówione w ciszy gabinetów przez możnych tego świata. Obawiam się, że spotkanie bogaczy tydzień temu w Krakowie również wytyczyło nowy kształt Europy, a może i świata na następne kilkadziesiąt lat. Biden w Polsce! A co robiła w Krakowie w ostatni weekend Laurene Powell Jobs z grupą bogaczy ?25/3/2022 Właśnie prezydent USA jest w Brukseli, a już niedługo zawita do naszego kraju. Jak podaje "Gazeta Wyborcza": Joe Biden, prezydent Stanów Zjednoczonych, prawdopodobnie rozpocznie swoją wizytę w Polsce od lądowania na lotnisku w Rzeszowie-Jasionce. Spotkanie z amerykańskimi żołnierzami w podrzeszowskiej Jasionce to już pewny punkt wizyty Joego Bidena, podobnie jak spotkanie prezydentów Polski i USA oraz przemówienie do Polaków na Zamku Królewskim w Warszawie. Szczegóły są jednak wciąż trzymane w tajemnicy. Niemal do ostatniej chwili utrzymywane są dokładna data i godzina lądowania amerykańskiego prezydenta na Podkarpaciu." No proszę, wszystko ściśle tajne łamane przez poufne. Zastosowane są szczególne środki ostrożności. Jak podaje portal fakt.pl: "Przyjazd prezydenta Joe Bidena do Polski nie będzie zwyczajną wizytą, bowiem tuż przy granicach naszego kraju toczą się działania wojenne. Zdaniem Jerzego Dziewulskiego z pewnością wpłynie to na sposób chronienia głowy państwa.– Przewiduję ponadstandardowe zabezpieczenie wizyty, ze szczególnym zwróceniem uwagi na to, że przy granicy Polski trwają działania wojenne. Secret Service zawsze zabezpiecza stuprocentowo. Zawsze są gotowi na zamach i na każdą okoliczność – wyjaśnia Dziewulski. Z pewnością agenci dokładnie sprawdzą każdy metr Placu Zamkowego, na którym pojawić ma się prezydent Biden, a ich skrupulatność może niejednego zaskoczyć. Kontrolowane będą nie tylko domy, kamienice, dachy, ale nawet kanały ściekowe. – Właśnie w tych miejscach studzienki telekomunikacyjne, wodne, kanały burzowe są szczególnie sprawdzane, a często plombowane. A znam sytuację, gdy w jednym przypadku studzienki były nawet zaspawane – wspomina Jerzy Dziewulski. Na czas wizyty amerykańskiej głowy państwa zamknięta zostanie znaczna część przestrzeni powietrznej nad stolicą, a na dachach pojawią się snajperzy. Liczyć się trzeba też z poważnymi utrudnieniami w ruchu." Piękna sprawa. Pewnie pół Polski zostanie sparaliżowana wizytą prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wszystkie polskie media rozpływają się nad nią. A tymczasem w ostatni weekend, a dokładnie między piątkiem, a poniedziałkiem odwiedziła nas międzynarodowa grupa obrzydliwie bogatych ludzi. Nie wiem czy takich grup było wiele, czy tylko jedna, czy była też grupa oligarchów rosyjskich i ukraińskich. W każdym razie grupie, o której słyszałem, liderowała pani Laurene Powel Jobs - była żona Steva Jobsa współzałożyciela Apple. W tej grupie znaleźli się między innymi Gil Bellows i Michael Klein. Nie wiem po co się tu znaleźli. Z pewnością nie przylecieli tu zwiedzać Wawel czy bunkry Nowej Huty. Kaplica świętego Gereona, gdzie według podań znajduje się czakram Ziemi, jest czasowo zamknięta, więc pewnie też nie przybyli tu chłonąć energię czakramu wawelskiego. Co ich tu mogło sprowadzić i to akurat teraz? Może najpierw zapoznajmy się z wymienionymi wyżej osobami, żeby dowiedzieć się, co to są za ludzie. Laurene Powel Jobs jest wdową po świętej pamięci Stevie Jobsie i amerykańską miliarderką, bizneswoman, dyrektorką wykonawczą i założycielką Emerson Collective. Emerson Collective to korporacja nastawiona na zysk, koncentrująca się na edukacji, reformie imigracyjnej, środowisku, mediach i dziennikarstwie oraz zdrowiu. Pani Jobs w pażdzierniku 2016 roku napisała artykuł dla WIRED Magazine pod tytułem "Imigranci napędzają innowacje. Nie marnujmy ich potencjału". No i mamy teraz zalew imigrantów z Ukrainy. Chyba nie jest to przypadkowe. Wizytę pani Jobs w Krakowie można tłumaczyć tym, że zajmuje się imigrantami, a Kraków jest teraz chyba najbardziej obłożonym uchodźcami miastem w Polsce. Ale spójrzmy, co jeszcze możemy przeczytać o pani Laurene? Na przykład to, że zarządza Laurene Powell Jobs Trust. Ciekawe, że o tym truscię niewiele można w necie znaleźć, a jedna ze stron odnosząca się do tego trustu jest blokowana przez mój program antywirusowy ostrzegający przed niebezpieczeństwem. Ale co najważniejsze, pani Jobs jest głównym darczyńcą polityków Partii Demokratycznej, w tym Kamali Harris i Joe Bidena. Czyli bez kasiorki pani Laurene Partia Demokratyczna nie istnieje. I pan Biden i pani Harris nie wysikają się nawet, ani nie puszczą bąka bez akceptacji pani Jobs, nie wspominając już o podejmowaniu decyzji o zasięgu światowym. I proszę, pani Laurene pojawia się w Krakowie na tydzień przed wizytą pana Joe w Polsce. Co za dziwna zbieżność w czasie. Wiadomo, że pan Biden nie powie nic, czego by wcześniej nie zaakceptowała pani Jobs. Na portalu nickiswift.com o pani Jobs można wyczytać takie ciekawostki: "Forbes szacuje wartość netto Powell Jobs na około 20 miliardów dolarów, Bloomberg szacuje, że jest warta 33 miliardy dolarów. Niezależnie od dokładnych sum, Powell Jobs pozostaje szóstą najbogatszą kobietą na świecie." Drugą najważniejszą osobą w tej grupie, po pani Laurene, był chyba Michael Klein. Tatusiem Michaela był Samuel Klein – polsko-brazylijski magnat biznesowy i filantrop, który założył sieć domów towarowych Casas Bahia w Brazylii. Pan Samuel urodził się w Zaklikowie w województwie Podkarpackim. I tu ważny cytat z Wikipedii: "Noc spędził na polach, gdzie pomagali mu uciekać chrześcijańscy Polacy, także uciekinierzy" "Po wojnie połączył się z resztą rodziny, siostrami Sezią, Esterą i bratem Salomonem. Bracia Klein wyjechali następnie do Niemiec i byli w stanie znaleźć swojego ojca Suk'her żywego. Klein mieszkał w Monachium w Niemczech Zachodnich do 1951 roku, gdzie poznał Chanę, swoją przyszłą żonę." Czyli pan Michael ma jak najbardziej słuszne korzenie. O panu Michaelu można sobie poczytać w Wikipedii jakimi to przedsięwzięciami biznesowymi zarządza. Fakt jest faktem, że w 2015 roku, w corocznym rankingu najbogatszych ludzi na świecie, Forbes wymienił Kleina z z majątkiem osobistym netto (to co posiada minus zobowiązania) wartym 1,3 miliarda dolarów. Trzecim rozpoznanym członkiem grupy pani Laurene był kanadyjski aktor Gil Bellows. W porównaniu z wyżej wymienionymi, to jakiś gołodupiec. Jego wartość netto według depthbio.com to zaledwie 5 milionów dolarów. Nie wiem skąd się wziął w tej grupie. Może go po prostu lubią? A może pan Gil reprezentuje kogoś potężniejszego, o kim praktycznie nic nie można znaleźć w internecie, a komu nie chciało się przylatywać do Polski i szwendać po krakowskich uliczkach. Nie wiem ile takich grup bogaczy przyleciało w ostatni weekend do Krakowa, gdzie się spotkali i o czym rozmawiali. Fakt jest faktem, ze taki zjazd na kilka dni przed wizytą prezydenta USA w Polsce najpewniej nie wróży dobrze naszemu krajowi. Ciekawe, że o wizycie Joe Bidena trąbią wszystkie media, są jakieś kosmiczne przygotowania na jego powitanie, a osoba znacząca dużo więcej niż Joe Biden i Kamala Harris razem wzięci pozostała niezauważona przez media, a ulice w Krakowie nie były blokowane. Miasto żyło normalnie, nie licząc najazdu uchodźców. Stąd można wnioskować że ten cały przyjazd pana Joe, to taki teatrzyk dla polskich gojów, żeby się cieszyli, że ktoś ważny ich zaszczycił swoją obecnością. Pan Joe nie powie w Polsce ani słowa więcej, ani mniej niż ustalono, że ma powiedzieć, na nasiadówce w Krakowie w ostatni weekend. Wojna na Ukrainie, tłumy kobiet z dziećmi uciekają do Polski i potem dalej na Zachód. Jeszcze niedawno wszyscy baliśmy się kowida, a teraz już kowid w zasadzie nie istnieje, bo oto bracia Ukraińcy są w potrzebie. Wszyscy kochamy Ukraińców, a jeszcze dwa miesiące temu, byli to banderowcy - mordercy Polaków. Jak to wszystko błyskawicznie się zmienia. Jakiś czas temu w jednym z artykułów pisałem o tym jak telewizja hipnotyzuje ludzi. Teraz dorzucę coś do tego, pewną mądrość zawartą w książce Lechosława Gapika "Hipnoza i hipnoterapia" wydanej 1984 roku przez Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich: Nie chcę nic mówić, ale zdaje się, że społeczeństwo polskie zostało kiedyś wprowadzone w permanentny stan hipnozy i co jakiś czas zmieniane są tylko sugestie hipnotyczne.
Telewizja i internet karmią nas dramatycznymi wiadomościami z Ukrainy. Wygląda na to, że jest tam rzeźnia. Ale pamiętam sytuację z roku 2008 - ego. Akurat w czasie wojny gruzińsko - rosyjskiej byłem w Tbilisi. W telewizji i internecie wyglądało, że Tbilisi spływa krwią, jest krwawa łaźnia. A ja normalnie chodziłem po ulicach i nic się nie działo. W drugim czy w trzecim dniu wyłączono wodę i prąd. Wodę dość szybko włączono ponownie. Prąd po jakimś czasie, ale wszystkie knajpki i sklepy miały swoje generatory prądu, więc wszystko pracowało prawie normalnie. Generalnie nic się nie działo. I teraz chciałbym przeanalizować działania wojenne na Ukrainie poprzez pryzmat zachowania kobiet, które tu przyjeżdżają. Napisał do mnie kolega z Odessy, że chce wysłać do mnie swoją żonę i córkę, bo jest niebezpiecznie. Ja się go zapytałem, czy coś tam się dzieje w Odessie. On na to, jakby za telewizją powtarzał, że giną ludzie, kobiety , dzieci. Ja mu zasugerowałem, żeby spojrzał przez okno, a nie w telewizor i czy tam się coś dzieje. On odpowiedział, że nic. Powiedziałem mu, że jak się jak się zacznie coś dziać, to wtedy mogą oni wszyscy przyjechać. Powiedziałem, że mieszkam ze zniedołężniałą matka, ale w trudnej chwili i oni się zmieszczą. Minął jakiś czas i pisze do mnie ten kolega, że właśnie wysłał żonę i córkę do Polski. Córka lat siedemnaście. Udało mi się namówić koleżankę, która właśnie przygotowywała mieszkanie do remontu, żeby jeszcze nie go nie remontowała, tylko, żeby przyjęła dwie biedne kobiety z Ukrainy. Koleżanka się zgodziła. Dowiedziałem się od mojej sąsiadki, że jej córka i syn są w Holandii i organizują lokale dla Ukraińców uciekających przed wojną. No super. Panie przyjechały w piątek tydzień temu do Balic. Miały ogromny bagaż. Do nich przyłączyła się trzecia pani z równie wielkim bagażem. Mam mały samochód, więc był wielki kłopot, żeby to wszystko zmieścić. Część bagaży panie trzymały na kolanach i podczas jazdy co chwila zrzucały go na mnie. Trzecia pani bez ogródek wręcz zażądała, żebym zawiózł ją do Zakopanego jeszcze tego samego dnia. Powiedziała, że posiedzi w Zakopanem ze dwa tygodnie i wróci sobie do Odessy. Ja jej na to, że jej nie zawiozę, bo mam po południu inne zajęcia. To wymyśliła, że przenocuje w mieszkaniu ze swoimi nowymi koleżankami i następnego dnia zawiozę ją do Zakopanego. Ja jej na to, że nie zawiozę. Ona znowu się upiera, mówi, że zapłaci, bo potrzebuje Polaka, który znajdzie jej dobrą kwaterę w Zakopanem. Skończyło się z nią tak, że wysadziłem ją przy dworcu głównym w Krakowie i powiedziałem, że ma za darmo pociągi, to może sobie pojechać do Zakopanego. No dobrze, jednej się pozbyłem. Zostały dwie. Sąsiadka zawiadomiła mnie, że jej córka mieszkająca w Holandii i organizująca pomoc dla Ukraińców w tamtym kraju, znalazła świetne mieszkanie dla moich pań, co prawda nie w samej Holandii, ale przy granicy po stronie niemieckiej w Nadrenii Północnej - Westfalii w jakiejś wsi. Transport od razu i bezpłatny. Panie spytały co będą tam robić. Ja im na to, że nie wiem, ale to teren rolniczy, to pewnie będzie jakaś praca w rolnictwie. Panie na to, że nie pojadą. Okej pomyślałem, są zmęczone. Dam im sobotę odpoczynku, a w niedzielę zaczniemy coś szukać dla nich do roboty. Należało się spieszyć, bo chmara Ukraińców waliła do Polski. Dałem im, jak na mnie, sporą kwotę pieniędzy, bo ich mąż i ojciec mówił, że nie mają pieniędzy. W niedzielę zapoznałem panie z z zaprzyjaźniona Ukrainką, która tydzień wcześniej przyjechała do Krakowa i miała już rozeznanie w rynku pracy, możliwości nauki polskiego itp. Ta Ukrainka robiła doktorat w Krakowie, więc bardzo dobrze mówi po polsku. Przyjechała tu z matką i synem. Na spotkaniu uzgodniliśmy, że za pensję, którą panie tu w Polsce mogą dostać, jeśli znajdą pracę, nie będą w stanie utrzymać się, zważywszy na to, że nie bardzo mają jakiekolwiek kwalifikacje i nie znają polskiego. W poniedziałek poszliśmy do mojej sąsiadki organizującej schronienie w Holandii, żeby porozmawiać o możliwościach ewakuacji dalej na Zachód. Pokazałem moim paniom jak mieszkam i powiedziałem, że w razie czego, gdy moja koleżanka zechce je wyrzucić, to mogą mieszkać u mnie. Panie po wizycie były zdegustowane i nie było mowy o tym, żeby mogły się tu przeprowadzić. Moja sąsiadka zaproponowała im opiekę nad starą kobietą na wsi, która była sprawna, tylko wymagała towarzystwa i doglądnięcia, czy się nie przewróciła itp. Zapłatą byłby dach nad głową, wyżywienie i jakaś drobna pensja. Panie odmówiły. Na drugi dzień sąsiadka zawiadomiła mnie, że jest mieszkanie w domu przy rodzinie w Holandii. Nawet zdjęcie tego małżeństwa przysłała. Na wszelki wypadek zapoznałem panie poprzez Whatsapp z moją przyjaciółką mieszkającą w Holandii na wypadek, gdyby coś źle poszło, to ona mogłaby im pomóc. Panie spytały, co mogą tam robić u tego małżeństwa. Ja na to, że może praca przy kwiatach, w sadzie, w polu. Generalnie nie wiedziałem. Panie stwierdziły, że nie jadą. Szczerze, to już miałem dość tych pań. W środę prezes Kaczyński zaproponował misję stabilizacyjna na Ukrainie, Niemcy wstrzymali ruch pociągów z uchodźcami z Polski do Niemiec, a na dodatek "Gazeta Wyborcza" opisała dantejskie sceny jakie dzieją się w Krakowie w związku z brakiem mieszkań dla uchodźców: "Po Krakowie błąka się właśnie mnóstwo bezdomnych osób z Ukrainy, które walczą ze sobą o każde dostępne na rynku mieszkanie, nie wiedzą, gdzie najbliższej nocy położą się spać i które dramatycznie próbują sobie ułożyć na nowo życie w obcym kraju, wydając na to resztki oszczędności - opowiada nam pani Dorota, krakowianka." Zacząłem je naciskać, żeby wyjechały z Polski. Panie stwierdziły, że jednak zostaną w Polsce i poszukają pracy. Ja im na to, że właśnie od tego dnia zaczęto rejestrację Ukraińców i nadawanie numerów PESEL. Gdy się zarejestrują, to dostaną 600 zł, mogą wystąpić o 500 + , jakieś bezrobocie, a koleżanka użyczająca im mieszkania dostanie jakąś rekompensatę od państwa. Panie powiedziały, że się nie zarejestrują. Zacząłem naciskać, żeby wyjechały z Polski, bo tu nie znajdą w miarę dobrze płatnej pracy, a ja im nie dam więcej pieniędzy. Matka powiedziała, że przed wtorkiem nie mogą wyjechać, bo w poniedziałek ma ktoś przyjechać z Ukrainy i mają mu coś przekazać. Zapytałem skąd wiedzą, że ktokolwiek przyjedzie w poniedziałek, bo grupa innych moich znajomych od tygodnia nie mogła wydostać się z Ukrainy. Pani już nie ciągnęła tematu, ale od tego czasu przestała wychodzić z domu. Siedziała w mieszkaniu jak kwoka na jajkach. Tylko córka chodziła po mieście. Już nie będę się rozpisywał o dalszych ofertach odrzuconych przez panie, czy ich pomyśle wyjazdu do Walencji, ale za darmo. Gdy okazało się, że bezpłatnych biletów już nie ma, powiedziałem im, że dostały tyle kasy ode mnie, że mogą sobie kupić bilety, to pominęły to milczeniem. Gdy dowiedziały się, że w Holandii uchodźca dostaje 60 euro zapomogi tygodniowo, to znowu chciały jechać do Holandii. Ale mniejsza z tym. Nadszedł poniedziałek, moja znajoma - właścicielka mieszkania poszła po południu je odwiedzić. Pani - matka była odmieniona, uśmiechnięta, zrelaksowana. Postanowiła we wtorek wracać do Odessy, mimo iż w poniedziałek informowano w mediach, że Rosjanie ostrzelali Odessę. Widocznie pani miała lepsze informacje od medialnych, skoro nie bała się powrotu. We wtorek panie wyjechały, a mnie nawet nie powiedziały dziękuję, do widzenia, czy spieprzaj dziadu. Nic. Tylko zawiadomiły mnie przez mesendżera, że wyjeżdżają o dziesiątej rano. Pewnie, żebym je gdzieś zawiózł. Moja koleżanka zapytała matkę, czy w poniedziałek spotkała się z tą osobą na którą czekała. Starsza z pań powiedziała, że nie, ale moja koleżanka zauważyła, że mają o jeden bagaż mniej. Czyli, albo im się skończyło jakieś jedzenie, czy wyrzuciły jakieś ubrania i dodatkowy tobołek nie był potrzebny, albo jednak spotkały się z tą tajemniczą osobą i coś jej przekazały. Mogły to być tabliczki czekolady, butelki wódki, albo coś poważniejszego. Już mi zaczęły chodzić po głowie spiskowe teorie, że panie przyjechały tu wykonać jakieś zadanie i na wakacje, a nie, żeby chronić się przed wojną. Moje spiskowe teorie podsyciła wiadomość od innej koleżanki, że w jednym z krakowskich hoteli pokój wynajęła Laurene Powell Jobs, żona Steve współzałożyciela Apple, która: "Jest także głównym darczyńcą polityków Partii Demokratycznej, w tym Kamali Harris i Joe Bidena" Pani Laurene przyleciała tu swoim prywatnym samolotem i pokój w krakowskim hotelu miała wynajęty i opłacony właśnie do tego znaczącego poniedziałku. Już zacząłem łączyć moje Ukrainki z panią Laurene. W każdym razie ten ostatni poniedziałek był w jakiś sposób znaczący. Tak sobie zacząłem rozmyślać. Skoro panie nie bały się wrócić do, według mediów, ostrzeliwanej, Odessy, to znaczy, że ta cała wojna ukraińska to jakiś teatrzyk dla głupich gojów, a tak na prawdę coś zupełnie innego dzieje się na świecie. Ukrainki tłumnie z olbrzymimi bagażami przekraczają polską granicę i dalej mogą już jechać niezatrzymywane aż do Lizbony. Nikt ich nie kontroluje. W swoich tobołach mogą wieźć wszystko. Na przykład materiały rozszczepialne. Wiemy, że radzieckie elektrownie jądrowe były to raczej wojskowe obiekty. Służyły do produkcji plutonu do bomb atomowych. Wojskowa elektrownia atomowa tym się różni od cywilnej, że w cywilnej paliwo jądrowe wypala się do końca. W wojskowej - pręt paliwowy wyciąga się w momencie, gdy zawartość plutonu osiąga maksymalną zawartość. Żeby nie być gołosłownym zacytuję Wikipedię: "239Pu ulega rozszczepieniu neutronami termicznymi i jest używany w reaktorach jądrowych oraz w bombach jądrowych (np. w bombie Fat Man zrzuconej na Nagasaki). Izotop ten powstaje przez bombardowanie neutronami izotopu 238U. Reakcja ta zachodzi w reaktorach jądrowych – powstały w ten sposób pluton ulega w nich rozszczepieniu, odgrywając ważną rolę w funkcjonowaniu reaktora" Stawiam hipotezę roboczą, że Ukraińcy, co prawda, pozbyli się bomb atomowych otrzymanych w spadku po ZSRR, ale cichaczem chcieli wyprodukować swoją bombę atomową mając odpowiedni sprzęt do produkcji plutonu i specjalistów odziedziczonych po ZSRR i nowe kadry wykształcone przez tych specjalistów. Co jeszcze mogą przewozić panie Ukrainki? Na przykład plecakowe bomby jądrowe (Wikipedia): "Najmniejszą możliwą bombę tego typu będzie stanowić kula plutonu Pu-239 (lub uranu U-233). Bez reflektora, kula plutonu Pu-239 w odmianie alotropowej alfa waży 10,5 kg i ma średnicę 10,1 cm. Aby doszło do wybuchu, musi zostać zapoczątkowana reakcja rozszczepienia. Potrzebna jest masa większa od krytycznej – wystarczy już 1,1 masy krytycznej, aby spowodować eksplozję o sile wybuchu 10-20 ton trotylu. Ładunek taki wydaje się niewielki w porównaniu z kilotonami czy megatonami osiąganymi przez "normalne" głowice jądrowe, jednak jest wyraźnie większy od siły wybuchu jaki można uzyskać w wybuchach materiałów konwencjonalnych. Ponadto nawet niewielka eksplozja atomowa emituje poważną dawkę promieniowania przenikliwego. Dla przykładu, wybuch nuklearny o sile zaledwie 20 ton wytwarza niebezpieczne promieniowanie 500 rem 400 metrów od miejsca eksplozji, natomiast 300 m to promień o 100% śmiertelności (ekspozycja na 1350 rem)." I co jeszcze? Panie mogą wywozić jakieś pojemniki z wirusami i bakteriami z Ukraińskich bio-laboratoriów : "A wydaje się, że jest wiele do ukrycia. „Te laboratoria biologiczne (na Ukrainie) stworzyły patogeny o potencjale pandemicznym, które wykorzystują ludzki układ odpornościowy i stanowią podstawę oszustw medycznych, zaniedbań, śmierci poszczepiennej i ludobójstwa”, wyjaśnia na przykład ekspert Lance Johnson. Aby wyjaśnić, o czym mówimy, sieć 15 amerykańskich biolabów na Ukrainie obejmuje ośrodki badawcze w Odessie, Winnicy, Użgorodzie, Lwowie, Kijowie, Chersoniu, Tarnopolu oraz dwa podejrzane obiekty w Charkowie i Nikołajewie. Wiele z tych laboratoriów osiągnęło poziom bezpieczeństwa biologicznego 2, co pozwala naukowcom eksperymentować z wirusami i bakteriami. Mówiąc wprost, to Pentagon (a nie Departament Zdrowia i Opieki Społecznej USA) produkuje śmiercionośne wirusy, bakterie i toksyny w laboratoriach broni biologicznej zlokalizowanych między innymi na Ukrainie, bezpośrednio naruszając Konwencję ONZ." W roku 2015 był olbrzymi napływ młodych śniadych i czarnych mężczyzn do Europy. Między nimi znajdowały się zakapiory z ISIS czy Al kaidy i podobnego chowu męty społeczne. Panie Ukrainki mogą im wieźć broń w swoich walizach. Wystarczy, że jeden promil pań coś trefnego przewozi w swoim bagażu, to już się robią tysiące sztuk broni. Mogą również przewozić pieniądze dla organizacji terrorystycznych i innych skrajnych ugrupowań. To, że panie Ukrainki coś takiego przewożą opisuje Wirtualna Polska: "Ukraińskie media donoszą, że żona byłego posła Kotwyckiego próbowała zabrać z Ukrainy 28 milionów dolarów i 1,3 miliona euro. Pieniądze zostały znalezione przez węgierską straż graniczną" A po co one by to robiły? Być może Ukrainki w większości nie są świadome tego co wiozą. Ktoś je prosi lub każe przewieźć dodatkowy bagaż i nie zaglądać do niego. Ktoś wielki robi jakiś eksperyment społeczny. Po pierwsze miesza rasy wysyłając białe kobiety do kolorowych mężczyzn, którzy masowo przybyli do Europy parę lat temu. Po drugie może chodzi o wywołanie jakiejś ogólnoeuropejskiej rewolucji, żeby skonsolidować kraje Unii Europejskiej w jedno państwo pod totalitarnym przywództwem. i zredukować przy okazji liczbę rdzennych Europejczyków. Są być może i inne powody o których ja nie mam zielonego pojęcia, bo mój umysł jest zbyt ograniczony, żeby sobie to wyobrazić i nie mam takiej wiedzy, która by mi pomogła dojść do prawdy. Według wywiadu amerykańskiego czy brytyjskiego, a może jednego i drugiego. krwiożerczy Putin miał zaatakować Ukrainę dzisiaj o 2 w nocy o czym pisały wczoraj media, a dzisiaj portal Billa Gatesa msn.com wspomniał: "Przydacz skomentował w ten sposób doniesienia medialne (m.in. dziennika "New York Times"), z których wynikało, że według amerykańskiego wywiadu Rosja może dokonać agresji na Ukrainę 16 lutego. Brytyjskie media pisały nawet, że atak na Ukrainę rozpocznie się o 2 w nocy 16 lutego od uderzenia rakietowego." Atak co prawda nie nastąpił, ale i tak dziwne rzeczy działy się nad Krakowem. Byłem dzisiaj na kopcu Wandy i zmierzyłem moc pola elektromagnetycznego w zakresie częstotliwości mikrofalowych na jego szczycie aplikacją Electrosmart. Zrzut ekranu prezentuję poniżej. Siedem stacji bazowych telefonii komórkowej tam się ujawniło, a co ciekawsze dwanaście punktów dostępu sieci bezprzewodowych. Co prawda kopiec prawie graniczy z kombinatem metalurgicznym. Bocznica kolejowa kombinatu jest kilkadziesiąt metrów od kopca, a najbliższe budynki około 150 metrów od niego, co pokazuje zrzutu ekranu z Google Maps. Według Wikipedii: Punkt dostępu, punkt dostępowy (ang. access point, AP) – urządzenie zapewniające hostom dostęp do sieci komputerowej za pomocą bezprzewodowego nośnika transmisyjnego, jakim są fale radiowe. Punkt dostępowy jest zazwyczaj mostem łączącym bezprzewodową sieć lokalną (WLAN) z siecią lokalną (LAN). W związku z tym punkt dostępowy musi posiadać co najmniej dwa interfejsy sieciowe: - bezprzewodowy działający w oparciu o standard IEEE 802.11 (Wi-Fi) - przewodowy służący połączeniu PD z siecią standardu IEEE 802.3 (Ethernet) bądź modem standardu DSL Większość współcześnie wytwarzanych punktów dostępowych wyposażonych jest w serwer DHCP, koncentrator sieciowy i router pełniący rolę bramy sieciowej. Niektóre modele wyposażone są dodatkowo w interfejs standardu USB, umożliwiając tym samym podłączenie i następnie współdzielenie np. drukarki." Poniżej jest pokazany schemat takiego punktu dostępu wzięty z tego samego artykułu z Wikipedii Czyli haker siedzący na ławeczce obok kopca Wandy może spokojnie wykradać tajne dane kombinatu, a człowiek chcący oddawać się pradawnej magii słowiańskiej nie ucieknie tam od promieniowania mikrofalowego 5 G. Ale co mnie zdziwiło, to tajemnicze zachowanie samolotów na niebie które obserwowałem aplikacją Flightradar. Na przykład o 11:40 wystartował z lotniska w Balicach samolot Cessna 206, zrobił kilka kółek nad Krakowem i poleciał nie wiadomo dokąd. Według Flightradar należał do prywatnego właściciela. W sumie prywatny właściciel mógł sobie zrobić kilka kółek nad Krakowem i polecieć gdziekolwiek. Kolejny tajemniczy samolot PZL - Mielec - M - 20 - 03 Mewa leciał nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Flighradar zaobserwował go gdzieś w okolicach Mielca gdy zmierzał w kierunku Piotrkowa Trybunalskiego, przed Piotrkowem samolot skręcił w kierunku Krakowa i w momencie mojej obserwacji był nad Krakowem. Co prawda aplikacja pokazała, że był to samolot Mewa, ale kto go tam wie, bo portal hej.mielec.pl w notce z wczoraj, czyli 15-go lutego, ujawnił: "Wczoraj wieczorem z lotniska w Mielcu wystartował po raz pierwszy RQ-7 Shadow - liczący blisko 4 metry rozpiętości dron taktyczny, wyposażany zazwyczaj w kamery i laserowe wskaźniki celów. Dzisiaj około 15:00 na płycie lotniska Mielec wyeksponowany został większy bezzałogowy statek powietrzy należący do wojska USA, prawdopodobnie to MQ-1C Grey Eagle. Ten dron może realizować misje rozpoznawcze i bojowe, jego rozpiętość to 17 metrów, w locie może przebywać około doby. " Porównując Mewę i MQ-1C Grey Eagle widzimy, że mają podobne wymiary. Mewa ma rozpiętość skrzydeł niecałe 12 metrów, a Eagle - 17 m, długoś Mewy to niecałe 9 metrów, a Eagle - 8 m. Maksymalna prędkość rozwijana przez Eagle to 250 km/h. Co prawda według Flighradar samolot leciał z prędkością 261 km/h, ale mogło to być zafałszowanie pochodzące z zakłócającej elektroniki drona. Oczywiście mogła to być i Mewa, ale bardzo dziwna miała trasę lotu. Trasa taka bardziej pasuje do testowego lotu drona bojowego. Oczywiście jest to moja spiskowa hipoteza, bo według Flighradar samolot należał do firmy Royal-Star Aero, która prowadzi kursy pilotażu, wynajmuje samoloty na podróże biznesowe itp. Przy kursie pilotażu takie zachowanie samolotu jest raczej wytłumaczalne. Jeszcze ciekawiej zachowywał się kolejny samolot. Był to samolot PZL-Mielec M-28B/PT Bryza. Latał sobie tak między Skawina, a Dobczycami. Wystartował z Krakowa i nie wiadomo dokąd leciał. Niepokojące jest, że wielokrotnie przelatywał nad Zbiornikiem Dobczyckim, który według Wikipedii: "dostarcza wodę pitną między innymi do pobliskiego (około 20 km) Krakowa (około 55% zapotrzebowania)." i na dodatek należy do polskich sił powietrznych. Niepokoi mnie to dlatego, że pamiętam, gdy pojechałem na wakacje do Gruzji i akurat wybuchła tam wojna, to już w drugim dniu konfliktu ja i mój kolega, z którym podróżowałem, staliśmy się dziwnie otępiali. Wróciliśmy samolotem, który ewakuował Polaków z Gruzji poprzez Armenię, i jeszcze przez kilka dni po powrocie obaj byliśmy otępiali. Jakby ktoś coś dodał do wody pitnej w Gruzji, albo rozpylił w powietrzu. Sądząc po wydarzeniach z ostatnich miesięcy, czyli terror maseczkowy, lokdałny, nacisk na szczepienia itp, nie jestem pewien, czy wiele dobrego można się teraz spodziewać po polskich siłach zbrojnych. Zważywszy na to, że nasze siły zbrojne są praktycznie niesamodzielne, a zależne od naszych sojuszników, którzy są od nas różni kulturowo i rasowo, nie posiadających słowiańskiej haplogrupy R1a1. Procentowy udział haplogrupy R1a1 w różnych nacjach pokazuje poniższa tabelka zaczerpnięta z Wikipedii. Jak widać nasi najlepsi sojusznicy - Anglosasi nie mają ani odrobiny słowiańskiej haplogrupy. O tym, że w relacjach z Anglosasami należy być bardzo czujnym pisałem już parę lat temu w artykule "Uchodźcy, Polska i sankcje UE":
"To, że Anglosasi są dużymi cwaniakami znajduje potwierdzenie w ich historii. Grzegorz Braun żali się, że Powstanie Listopadowe i Styczniowe zgotowali nam Brytyjczycy prowadzący "Wielką Grę" z Rosjanami. Gabriel Maciejewski oskarża Brytyjczyków o wszelkie zło jakie nam Polakom przydarzyło się w historii, czyli powstanie Chmielnickiego, wojna z Turcją, rozbiory etc. A Krzysztof Gędłek tak pisze o początku II wojny światowej: "Dowództwo III Rzeszy planowało najpierw ekspansję na Austrię i Czechosłowację, potem na Francję. Polska wcale nie musiała być pierwszym obiektem agresji potężnych sił niemieckich. Wiele wskazuje na to, że machinę wojenną Hitlera skierowali na nas Brytyjczycy." Ale nie można powiedzieć, że Brytyjczycy uwzięli się na Polskę i Polaków. Oni ze wszystkimi tak postępowali i postępują. Wystarczy wspomnieć innego drobnego cwaniaka Europy czyli Francję, która też chce Polsce narzucić limity imigrantów. Weźmy takie wojny napoleońskie, Brytyjczycy rozegrali wtedy Francuzów i część krajów europejskich przy okazji. Amerykanie skorzystali z okazji i kupili od Francji Luizjanę za brytyjskie pieniądze. Przez wiek dziewiętnasty Brytyjczycy Niemcami szachowali Francję. Oczywiście Brytyjczycy nie ograniczali się tylko do Europy i najbliższych sąsiadów o czym pisze xportal w artykule "O co chodzi z Katarem? Analiza podłoża i przebiegu kryzysu" : "Mianowicie w momencie kiedy Imperium Osmańskie powoli dogorywało, jego podłożem ideologiczno-religijnym wstrząsnęła rebelia na terenie osmańskiej Arabii, wspierana logistycznie przez Brytyjczyków. Klan Saudów, razem z błogosławieństwem wahhabickiego duchowieństwa, ogłosił iż Turcy „nie są prawdziwymi muzułmanami” więc nie mają prawa zarządzać świętymi miastami islamu. Powstanie wahhabitów doprowadziło do długotrwałego konfliktu którego wynikiem było przejęcie kontroli nad Arabią przez nietolerancyjnych Saudyjczyków, a także wielkim upokorzeniem Turków którzy stracili władzę nad najświętszymi miejscami dla muzułmanów; Mekką i Medyną." Jak widać Polacy wcale nie są jakoś w specjalny sposób wyróżnieni przez Brytyjczyków. Oni ze wszystkimi tak postępują. W czasie I wojny światowej austriacki filozof i mistyk Rudolf Steiner twierdził, że brytyjskie towarzystwa okultystyczne uważały, że Anglosasi rządzą światem i misją Anglosasów jest sprawowanie rzeczywistego światowego rządu przez wiele wieków w przyszłości. Ich celem było ustanowienie kasty panów na Zachodzie i kasty ekonomicznych niewolników na Wschodzie od Renu aż do Azji. Jeśli spojrzy się na świat współczesny, to należy podziwiać jego dalekowzroczność." To była mała dygresja, teraz powróćmy do wody pitnej. W Krakowie mamy generalnie trzy źródła wody pitnej: woda z wodociągu, w butelkach i ze studni głębinowych. Wiele lat temu, gdy woda w butelkach nie była jeszcze tak rozpowszechniona, Krakusi tłumnie pobierali wodę ze studni głębinowych umiejscowionych w wielu punktach miasta. I ta woda była zdatna do picia. Ale gdy masowo pojawiła się w sklepach woda w butelkach, wtedy również na studniach głębinowych pojawiły się tabliczki, że woda ze studni nie nadaje się do celów spożywczych. Od tego czasu ludzie już tak masowo nie biorą wody z tych studni, część studni została nawet zamknięta. Zwalczanie studni głębinowych moim zdaniem ma trzy główne powody: pierwszy - konkurencja dla wody w butelkach. Teraz taka butelka wody kosztuje ponad 3 złote. Po co Krakus jeden z drugim ma mieć dobrą wodę za darmo, jeśli może za nią zapłacić. Drugi powód - władza chce przycisnąć społeczeństwo pozbawiając je wody. Wodociągi nie zadziałają, firmy transportowe nie dowiozą wody do sklepów, ale jeden z drugim mieszkaniec ma jeszcze studnię głębinową. I plany przywódców trochę się komplikują. Trzeci powód, z pewnością dużo ważniejszy, - wiele studni głębinowych trudno jest wzbogacić substancją, którą władza chciałaby karmić obywateli. Wodociągi - prosta rzecz, producenci wody w butelkach - któryś się nie zgodzi na "ulepszenie" wody, to znajdzie się jakieś bakterie w jego wodzie i wypada z rynku. A ze studniami głębinowymi władza ma problem. Więc należy je zlikwidować. I tak mnie zastanawia dlaczego samolot wojskowy tak uporczywie krążył nad jeziorem Dobczyckim zaopatrującym w wodę większość mieszkańców Krakowa. Z obserwacji i z portali internetowych wiemy, że samoloty często gęsto zostawiają za sobą tajemnicze smugi, z których substancje potem opadają na ziemię. Kilka dni temu 24 stycznia na dwóch zdjęciach zrobionych o godzinie 15:08 i 15:31 aparatem Nikon Coolpix P900 nieoczekiwanie uchwyciłem obrazy podwojonych samolotów, co pokazuję na zdjęciu wprowadzającym i zdjęciach poniżej. Przedstawiłem już je w artykule "Samoloty, smugi chemiczne, orby i tajemnicze obiekty", gdzie opisywałem tajemnicze obiekty na krakowskim niebie. Na zdjęciach poniżej po lewej stronie dodałem wszystkie parametry tych zdjęć włącznie z datą i godziną wykonania. Wydawać by się mogło, że to jakiś błąd obiektywu. Aparat mam od ponad czterech lat, robiłem nim zdjęcia nie tylko bardzo wielu samolotów, Księżyca, ale nawet Marsa i Jowisza i nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Na dowód, że moim aparatem da się sfotografować Jowisza przedstawiam zdjęcie poniżej. Powyższe zdjęcie jest rozmyte, a nie podwojone. Za to zdjęcia Księżyca są perfekcyjne. Można je zobaczyć np. w artykule
"Promieniowanie podczerwone może chłodzić?", "Czy światło Księżyca ochładza przedmioty?" lub "Płaska Ziemia, czemu nie płaski Księżyc?" Więc może to były realne dwa lecące samoloty jeden nad drugim, a nie jakiś defekt obiektywu? Pewną sugestię co do realności obu samolotów daje portal onet.pl w artykule "Spór pomiędzy kontrolerami lotów i Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Jest zawiadomienie do prokuratury": "W zawiadomieniu czytamy, że mogło dojść najpierw do zatajenia informacji o krytycznym dla bezpieczeństwa ruchu lotniczego błędzie systemu Pegasus P21 przed pracownikami operacyjnymi Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, a po jego wykryciu powyższy krytyczny błąd mógł nie zostać im zakomunikowany w odpowiedni sposób. Pracownicy operacyjni PAŻP wykonują swoją pracę przy pomocy systemu Pegasus P21, który ma na celu zapewnienie radarowej służby kontroli ruchu lotniczego. "Od nieznanego bliżej czasu, najprawdopodobniej od 23 grudnia 2021 r., istnieje błąd w ww. systemie polegający na tym, że samolot znajdujący się w przestrzeni RVSm (reduced vertical seperation minimum), lecący w niej na zasadach odstępstwa od wymogów RVSM (RVSM exempted state aircraft), ma odznaczenie zielone »S« (tzn., że może wykonać lot w tej przestrzeni z minimum separacji (odległości — red.) pionowej 1000 stóp), a powinien mieć żółte »S«" — czytamy w zawiadomieniu. "W przypadku oznaczenia żółtym »S« minimum separacji wynosi 2000 stóp. Tym samym kontroler ruchu lotniczego wprowadzony w błąd (wobec oznaczenia zielonego »S« zamiast żółtego »S«) może stosować separację pionową samolotu do 1000 stóp, nie będąc świadomym, że powinna wynosić 2000 stóp" — zaznacza autor." Tak dla jasności podam, że 1000 stóp to 304,8 metra. I w dalszej części artykułu jest jeszcze ciekawiej: "Co więcej, składający zawiadomienie wskazuje, że są znane przypadki, iż pod samolotami transportowymi "przemycane są" samoloty bojowe." No rewelacja, lecą dwa samoloty jeden nad drugim, a kontroler ruchu pewnie widzi na radarze jeden obiekt, gdyż jest błąd oprogramowania i w ten prosty, acz wymagający dużych umiejętności od pilotów, sposób są przemycane są samoloty z trefnym towarem. No chyba, że samolotem steruje sztuczna inteligencja (AI), czego wykluczyć nie można. Dla AI takie loty to błahostka. I jeszcze ciekawostka z artykułu: "Świadome podejmowanie ryzyka w ruchu lotniczym będące następstwem planowania zbyt małych obsad stanowisk operacyjnych w harmonogramie pracy – zwiększa obciążenie pracą, przemęczenie i prawdopodobieństwo popełnienia błędu" I super! Błąd w oprogramowaniu, zmęczeni kontrolerzy i można przemycać samoloty z podejrzanym ładunkiem. Jeśli nawet taki kontroler powie, że gołym okiem widział dwa samoloty zamiast jednego, to mu się wmówi, że był przemęczony i dwoiło mu się w oczach. Na dodatek wyśle się go na badania psychologiczne, czy aby na pewno dalej nadaje się do pracy na tak odpowiedzialnym stanowisku. Być może to ciągłe rozpylanie czegoś w atmosferze zwane potocznie chemtrailsami służy do tego, żeby postronni ludzie, tacy jak na przykład ja, nie widzieli, co to lata nad naszymi głowami, a nie daj Bóg, żeby to jeszcze sfotografowali. W internecie, szczególnie alternatywnym, jest mnóstwo informacji dotyczących protestu kierowców ciężarówek w Kanadzie. W antysystemie jest radość, że ludzie wreszcie się budzą, że zostanie wreszcie obalona dyktatura kowidowa. Wiadomości z portalu pch24.pl: "Kanada się budzi. To, co dzieje się w Ottawie znacznie przerasta wszystkie dotychczasowe protesty w innych częściach globu. Konwój ciężarówek na 70 kilometrów i setki tysięcy osób na ulicach. Polityczne szczury chowają się po piwnicach. Lewicowy premier z ukrycia próbuje piętnować własny naród jako „nazistów”. Ale, daj Boże, jest już za późno. Coś się dzieje i rodzi się nadzieja dla reszty świata. " Ów portal nie idzie za entuzjazmem innych i zadaje dość mądre pytania: "Tylko pytanie – nadzieja na co?" I dalej: "Jak to bywa w przypadku takich zrywów, przychodzi moment, gdy większość mówi „dość!”. Wszystkich opanowuje euforia, nagle okazuje się, że jeszcze wczoraj spolaryzowane społeczeństwo staje ramię w ramię, by walczyć ze zwyrodniałą władzą. Ale jednocześnie nikt nie zadaje pytań o głębsze podstawy protestu. W imię czego protestujemy i co chcemy osiągnąć? Jaka ma być Kanada, gdy rząd będzie zmuszony wysłuchać woli ludu?" "Znamy to z dziejów Solidarności. Z dzisiejszej perspektywy widzimy, jak błędne były drogi do rzekomej niepodległości osiągniętej w 1989 roku. Część środowisk, traktowanych wówczas jako wybawcy uciśnionego narodu, zgromadziła się wokół Gazety Wyborczej, prowadząc w wolnej Polsce dzieło zniszczenia wszystkiego, co istotnie polskie. Resztę przejęły służby. " Również mainstreamowy portal wprost.pl opisuje protesty: "Kierowcy tirów z Freedom Convoy (Konwoju Wolności) 2022 zapewniają, że nie ruszą się ze stolicy, dopóki premier Justin Trudeau nie zniesie zakazów pandemicznych. Premier został wraz z rodziną ewakuowany przez służby specjalne ze stołecznego mieszkania w obawie o jego bezpieczeństwo. Wcześniej nazwał protestujących „małą mniejszością z marginesu”. Wszystkie drogi dojazdowe do miasta są zablokowane. Na przedmieściach słychać jedynie ogłuszający dźwięk klaksonów. Tłum na placu przed Parlamentem, oceniany przez jego służby ochrony na 10 tys. ludzi, w niedzielę się powiększył." Według słów Krzysztofa Nazarewicza z jutubowego kanału Reset 2024 Trudeau uciekł do Niemiec. Poniżej przedstawiam trasę lotu domniemanego samolotu z premierem Kanady na pokładzie. Zaczerpnąłem ją filmiku pana Nazarewicza. Mnie ten protest od początku się nie podoba. Od czasu do czasu organizuję spotkania dla kilkudziesięciu osób i wiem jak trudno zebrać ludzi, szczególnie gdy muszą zapłacić np. za imprezę noworoczną. A tu proszę tysiące ludzi pakuje się do swoich ciężarówek i za własną kasę pędzi od Ottawy.
Czerwona lampka w mojej głowie rozbłysła jasnym światłem, gdy przeczytałem na portalu wolnemedia.net: "Tymczasem platforma zbiórkowa „Go Fund Me” twierdzi, że uwolniła pierwszy 1 milion dolarów z 6,2 miliona dolarów zebranych na konwój kierowców ciężarówek i ich zwolenników, którzy teraz zmierzają do Parliament Hill, aby protestować przeciwko mandatom dotyczącym szczepień. Strona pozyskiwania funduszy została uruchomiona na początku tego miesiąca przez Tamarę Lich, aby zebrać datki na pokrycie kosztów paliwa, jedzenia i zakwaterowania konwoju." Rozumiem jeśli byłoby tam 90 000 dolarów, to w porządku. 100 000 osób zrzuciło się po około dolarze. Ale 6 milionów? Szczerze wątpię, żeby Kanadyjczycy byli tacy hojni. Platforma zbiórkowa została uruchomiona na początku stycznia, kiedy, jak sobie przypominam, nie było jeszcze mowy o żadnym konwoju do Ottawy. Może pamięć mnie zawodzi, ale w necie też nie znalazłem, żeby na początku stycznia przygotowywano się do najazdu na stolicę Kanady. Wygląda na to, że tym protestem ktoś dobrze zarządza. Tylko kto? Z pewnością jest to specjalista od zarządzania tłumem, bo jak wiemy z klasycznej książki Gustawa Le Bona "Psychologia tłumów" (strona 125, PWN rok 1986): "Duszą tłumu nie kieruje bowiem potrzeba wolności, lecz potrzeba uległości. Potrzeba posłuszeństwa każe tłumowi poddać instynktownie każdemu, kto chce być jego panem". I tu jest chyba cała kwintesencja udanych i nieudanych protestów. Udanymi "spontanicznymi" protestami ktoś kieruje, kto ma rozleglejszą wiedzę na temat sterowania ludźmi niż ja, więc nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakie sztuczki stosuje. Kanał Niesamowite Newsy 5 Killuminati Team również nie daje się zwieść romantycznym protestom i uważa, że to jest fragment dłuższego scenariusza przygotowanego nam przez globalistów, których frontmenem jest Klaus Schwab. Według kanału protesty kierowców ciężarówek przerwą łańcuch dostaw produktów, za co odpowiedzialnością zostaną obarczeni protestujący kierowcy. Coś w tym jest, bo w Australii został już przećwiczony ten scenariusz. Był protest kierowców, który nic nie zmienił w australijskim terrorze sanitarnym, ale nastąpiły braki w sklepach o co oskarżani są protestujący kierowcy. Portal wolnemedia.net 31.08.2021 podawał: "Zaczyna się wielki protest kierowców ciężarówek przeciwko tyranii sanitarnej rządu. W 1979 roku 7000 kierowców ciężarówek zablokowało 40 głównych dróg w Australii w proteście przeciwko podatkowi drogowemu. Po 8 dniach blokady całego kraju rząd ustąpił i wycofał się z wprowadzenia podatku. Dziś historia się powtarza, i kierowcy ciężarówek zablokują kraj. Ale tym razem stawka jest o wiele większa Ten protest jest przeciwko sanitarnej tyranii i medycznemu faszyzmowi. Żądania kierowców są następujące: 1. Nie będzie obowiązkowych tzw. „szczepień” na COVID-19. 2. Żadna firma nie będzie mogła zmuszać osób do tzw. „zaszczepienia” w jakikolwiek sposób i z jakiejkolwiek przyczyny. 3. Żadnych ograniczeń lub obostrzeń w życiu codziennym dla tzw. „niezaszczepionych”. Kierowcy zapowiedzieli, że będą blokować kraj do skutku, czyli do wycofania się rządu z obecnych działań. Protest zapowiedziano wiele dni wcześniej, aby obywatele zdążyli zrobić zapasy żywności i najpotrzebniejszych produktów." I następnie informacja z Twittera z 5 września 2021: "Kolejny film z Australii - tym razem autorka mówi co się dzieje i pyta sprzedawcę o powody. Obsługa sklepu: powodem są przerwane łańcuchy dostaw. Trwa strajk kierowców ciężarówek przeciwko obowiązkowi "szczepień" i tyranii sanitarnej rządu, blokady dróg. Media ukrywają i mataczą" "Prawie 10000 kierowców ciężarówek w Australii strajkowało, co znacząco wpłynęło na paczki oraz dostawy żywności i benzyny" Australia i Kanada to kraje w jakiś sposób podobne do siebie. Oba są prawie puste. Mają olbrzymie terytoria i relatywnie mało ludności. A ludność jest głównie anglosaskiego pochodzenia i wychowana w duchu protestanckim. Australia ma powierzchnię około 7,7 miliona kilometrów kwadratowych i niecałe 26 milionów ludności, a Kanada odpowiednio: ok 10 mln km kw. i 38 mln ludności. W Australii średnia gęstość zaludnienia to 3,3 osoby na km kw., a w Kanadzie 3,8. Dla porównania w Polsce są 122 osoby na km kw. Powróćmy do filmiku Killuminati Team. Miał zostać przerwany łańcuch dostaw, a następnie miały wybuchnąć zamieszki spowodowane niedoborami produktów w sklepach. W Australii protesty kierowców były na początku września zeszłego roku, a teraz mamy luty i nic nie słychać o jakiś zamieszkach w Australii wywołanych np. głodem. Nawet odbył się turniej tenisowy Australian Open. Czyli to chyba nie chodzi o wywołanie głodu, albo coś się nie udało światowym spiskowcom spod znaku Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Wygląda to na jakąś bardziej wyrafinowaną grą toczoną pomiędzy rodami rządzącymi światem, o czym już kilkukrotnie pisałem. Premier Australii nigdzie nie uciekał podczas protestu kierowców w zeszłym roku, natomiast premier Kanady gdzieś się schował, być może nawet uciekł z kraju, co sugerował Krzysztof Nazarewicz w swoim filmiku. Co prawda w poniedziałek 1 lutego premier Trudeau odbył konferencję prasową, ale z izolacji, o czym informuje portal nczas.com: "W poniedziałek premier Trudeau poinformował o uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa, w związku z czym konferencję prasową zorganizował z izolacji. Przypomnijmy, że już w sobotę premier został wraz z rodziną ewakuowany przez służby specjalne ze stołecznego mieszkania w obawie o jego bezpieczeństwo. Podczas konferencji Trudeau potępił rzekomą „nienawistną retorykę” konwoju kierowców ciężarówek, a także powiedział, że nie spotka się z organizatorami protestu przeciw covidowym obostrzeniom i obowiązkowym szczepieniom, powołując się na symbole nienawiści i retorykę wyznawaną przez niektórych członków konwoju ciężarówek i ich zwolenników." Czyli w Australii mógł być testowany jakiś scenariusz ze szkoły Klausa Schwaba, ale coś do końca się nie udało, a w Kanadzie zupełnie coś poszło nie tak, bo jakieś tajemnicze siły wmieszały się i przeszkadzają w realizacji planu. Również w Polsce coś dziwnego się dzieje. Jakoś Polska na razie nie podąża drogą Australii i Kanady, bo ktoś włożył kij w szprychy toczącego się koła nieubłaganego postępu i na przykład ustawa zwana Lex Kaczyński (druk 1981) przepadła w sejmie. Od jakiegoś czasu bawię się aplikacją Network Cell Info Lite i sprawdzam z która stacją bazową jestem aktualnie w kontakcie. Aplikacja pokazuje gdzie jestem ja i gdzie stacja bazowa. Do przedwczoraj gdy otwierałem mapę w tej aplikacji wyświetlała się prawidłowa lokalizacja i współrzędne. Od dwóch dni, gdy otwieram mapę współrzędne mojej pozycji podawane są prawidłowo, ale mapa pokazuje fragment dna Oceanu Atlantyckiego w okolicach południowej części Afryki. Zaczyna się od bardzo powiększonej rozmytej części, po zmniejszeniu obrazu pojawia się coś takiego jak na zdjęciu poniżej. Przy dalszym oddalaniu obrazu otrzymuję coś takiego. I przy dalszym oddalaniu widzę to. Zdumiało mnie dlaczego zmieniło się obserwowane miejsce, jeśli żadnych ustawień nie zmieniałem. Od dłuższego czasu miałem ustawioną mapę satelitarną i zawsze po uruchomieniu aplikacji pojawiało się miejsce, gdzie akurat znajdowałem się. Moje przemyślenia nie doprowadziły mnie do żadnych konkretnych wniosków, ale postanowiłem przyjrzeć się wskazywanej okolicy za pomocą Google Earth. Kiedyś na podstawie obserwacji z Google Earth napisałem artykuł "Co to za struktury na dnie mórz?", gdzie zastanawiałem się nad pewnymi dziwnymi obiektami znajdującymi się na dnie oceanów. Teraz też znalazłem we wskazanej przez aplikację okolicy jakieś dziwne obiekty. Obszar, który przeglądałem ma współrzędne geograficzne pokazane na poniższym zdjęciu na dole. Po większym oddaleniu można zauważyć regularne kształty, jak gwiazda pięcioramienna z prawej strony poniższego zdjęcia, czy linia załamująca się pod kątem prostym w centralnej części zdjęcia. Na większym zbliżeniu ta gwiazda już nie wygląda jak gwiazda, ale składa się z regularnych linii, jakby był to twór sztuczny (współrzędne geograficzne i skala długości umieszczone są w prawym dolnym rogu zdjęcia). W niedalekiej odległości od powyżej przedstawionych struktur znajdują się inne, równie ciekawe, wyglądające na sztuczne. Są to równoległe linie proste. Na zdjęciu poniżej widać, że Google niektóre fragmenty dna oceanu zrobił w lepszej rozdzielczości. Współrzędne geograficzne i skala długości pokazane są w prawym dolnym rogu zdjęcia. Po powiększeniu widać jakby wyżłobiony w skale kanion ciągnący się na setki kilometrów. W miejscach zeskanowanych przez Google z lepszą rozdzielczością można zauważyć inne ciekawe obiekty o rozmiarach kilkudziesięciu kilometrów wykonanych jakby przez jakąś cywilizację morską tworzoną przez istoty inteligentne żyjące w wodzie lub antyczną w czasach, gdy według niektórych mitów, dna oceanów były lądem. Oczywiście te wszystkie obiekty mogą być spowodowane złudzeniem optycznym i niedoskonałością narzędzi stosowanych przez Google do obserwacji dna morskiego. Mogą też być tworami naturalnymi. Ale równie dobrze mogą być wytworem sztucznym, pozostałością po jakiejś dawnej cywilizacji technicznej.
Szokująca wypowiedź Claptona. Czyżby następowało przegrupowanie sił w wojnie najbogatszych rodów?26/1/2022 Zdumiewający tekst pojawił się na portalu MSN należącym do korporacji Microsoft pod tytułem "Eric Clapton twierdzi, że osoby zaszczepione przeciwko COVID-19 są pod "hipnozą"". I co czytamy w tym artykule? "Eric Clapton wierzy, że w dobie pandemii koronawirusa społeczeństwa są poddawane masowej kontroli umysłu. Brytyjski wokalista mówi o podprogowych treściach, które mają wymusić posłuszeństwo i szczepienia przeciwko COVID-19. Przekonuje, że sam padł ofiarą tej "hipnozy"." "76-letni brytyjski muzyk mówił, że przyjął szczepionkę przeciwko COVID-19 w 2021 r. pod wpływem... podprogowego przekazu w reklamie farmaceutycznej" "Clapton powołał się przy tym na opinie belgijskiego psychologa Mattiasa Desmeta, mówiącego o masowej hipnozie, na którego często powołują się antyszczepionkowcy.Zacząłem zdawać sobie sprawę, że to naprawdę istnieje. (...) I wtedy mogłem to zobaczyć. Kiedy już zacząłem szukać tych treści, widziałem je wszędzie - mówił Clapton."" Zaskakujący tekst jak na portal podporządkowany Billowi Gatesowi - frontmenowi pandemii covid-19. To, że telewizja hipnotyzuje to wiadomo od dawna. Można o tym przeczytać np. w książce Rachel Copelan "Hipnoza - klucz do umysłu" z roku 1992. Poniżej zamieszczam tekst polski z książki wydanej w roku 1996 przez wydawnictwo Limbus. Zdumiewające jest, że taki portal jak MSN drukuje takie rzeczy i to jeszcze w wielu językach świata, bo ja to przeczytałem w języku polski, a tekst oryginału to z pewnością angielski. Wygląda to tak, jakby ludzie stojący za Billem Gatesem zaczęli się wycofywać z projektu kowid, może nie całkowicie, a tylko przegrupowują siły. O tym, ze trwa wojna rodów pisałem już rok temu w artykule "Tajemnicze zgony w styczniu. Czy to jest wojna żydowskich rodów?". Wojna ta prawdopodobnie rozprzestrzeniła się również na nieżydowskie rody. Ludzie stojący za Gatesem zmieniają kierunek natarcia i zwierają szyki o czym może świadczyć niedawna wypowiedź ich frontmena zacytowana przez komputerswiat.pl w artykule "Bill Gates przedstawia plan zakończenia pandemii i zapobieżenia kolejnej": "Bill Gates uważa, że pandemia może zakończyć się jeszcze w 2022 r. Niezbędna będzie do tego jednak jeszcze ściślejsza współpraca naukowców, rządów i firm, mająca na celu przyspieszenie opracowania nowych szczepionek. Zdaniem Gatesa niezbędne będzie wsparcie, przede wszystkim finansowe, dzięki któremu możliwe będzie rozszerzenie pomocy na większość regionów świata." "Teraz były szef Microsoftu zdecydował się przedstawić rozwiązanie, dzięki któremu pandemia miałaby się zakończyć, kolejnych nigdy byśmy nie już nie ujrzeli. Zdaniem Gatesa musimy skupić się na innowacjach, dzięki którym możliwe będzie stworzenie m.in. lepszych szczepionek." Jakby te, którymi teraz jesteśmy szczepieni były złe. Przecież według zapewnień naszych medycznych celebrytów są super-świetne. I dalej: "Fundacja Gatesa ma zwiększyć wsparcie dla Coalition for Epidemic Preparedness Innovations (Cepi) o 50 proc. do 264 mln dol. Chce też, by inne fundacje i państwa dołożyły się do finansowania Cepi, by ta mogła osiągnąć swój cel w wysokości 3,5 mld dol. Dzięki tym pieniądzom możliwe ma być szybsze rozwiązywanie problemu przyszłych epidemii, poprzez przyspieszenie rozwoju szczepionek i pomoc w szybszym i sprawiedliwszym dystrybuowaniu ich do najbardziej potrzebujących krajów. Cepi miało finansować aż 14 projektów szczepionek, z czego trzy wpisano na listę zastosowań awaryjnych przez Światową Organizację Zdrowia, a sześć jest nadal rozwijanych.". O co właściwie chodzi z tymi szczepionkami, skoro szczepionki nie wyeliminowały sztandarowej choroby szczepionkowców czyli czarnej ospy, o czym można przeczytać w wykładzie dr Toma Macka i w moim spiskowym poście sprzed lat? Pewną odpowiedź daje Credo Mutwa - szaman z Południowej Afryki w rozmowie z Davidem Icke, Credo twierdził, że szczepienia białych zabijały w murzyńskich dzieciach zdolność kontaktowania się z duchami. I cos w tym może być, bo Julian Rose w swojej książce " Pokonać umysł robota, zachować człowieczeństwo" z roku 2021 cytuje Rudolfa Steinera: Czyli rody chcą zmienić ludzi w zombie, a gra się toczy o to, kto będzie władał watahą zombie. W możliwość zrobienia z ludzi zombie możemy wierzyć albo nie, ale 30 kwietnia 2011 roku został zatwierdzony conplan 8888 znany również jako „Plan Przeciwdziałania Dominacji Zombie”. Na portalu gamesguru.pl możemy przeczytać coś więcej o tym planie:
"USA postanowiło przygotować plan na wypadek apokalipsy nieumarłych. CONPLAN 8888 jest dokumentem zawierającym nie tylko opis rodzajów zombie, ale i specjalny plan działania podczas potencjalnej epidemii." "został stworzony jako szkolenie dla nowych strategów wojennych do pracy z nietypowymi źródłami zagrożenia, to zawiera on pełny plan działań wojska oraz instytucji państwa podczas apokalipsy. Poza standardowymi, „nietypowymi” sytuacjami, tzn. powodziami, pożarami czy wojnami z innymi krajami, postanowiono podkręcić poziom trudności i dać problem, z którym jeszcze nikt realnie się nie spotkał. Teraz wyobraźmy sobie, że taka apokalipsa zombie jest możliwa. Moim zdaniem stratedzy zdali egzamin. Są przygotowani na różne, nawet najbardziej absurdalne odmiany nieumarłych, mają plan, co robić przed, w trakcie i po. Zdają sobie sprawę, że nie wolno się cackać i dołączać do hordy w skórzanej masce, tylko trzeba je eliminować jako zagrożenie." Conplan wyróżnia osiem typów zombie: "Patogenne zombie, które powstały w wyniku infekcji. Radiacyjne zombie, które powstały w wyniku napromieniowania. Symbiotyczne powstałe na skutek pasożyta. Kosmiczne zombie, które zaraziły się czynnikami z kosmosu (np. w wyniku upadku meteorytu) bądź same są kosmitami. Militarne będące biologiczną bronią wojskową. Magiczne zombie powstałe w wyniku mrocznej magii lub eksperymentów. Wegetariańskie (to może wywołać śmiech, ale wyobraźcie sobie, co będzie, jak taka wiecznie głodna armia przejdzie przez pola uprawne? Klęska głodu gotowa). Zombie kurczaki (ta nazwa również może budzić uśmiech, ale wzięła się z eutanazji kurczaków, które nie mogą już składać jaj. Uśmierca się je dwutlenkiem węgla, a po odcięciu dopływu gazu niektóre kury obudziły się i mimo szoku zaczęły normalnie chodzić)." "Co ciekawe, CONPLAN 8888 reguluje również status prawny zombie. Jako że nie są one istotami żywymi w naszym rozumieniu tego słowa, tj. nie myślą i nie czują, to nie obowiązują ich żadne prawa ochrony ludzi czy zwierząt. W efekcie tego w walce z nimi wszystkie chwyty są dozwolone. Może będą jakieś nagrody „Zombie Kill Of The Year”? Dokument ten posiada nawet instrukcje, jak skutecznie eliminować takie osobniki. Zaleca się uszkodzenie pnia mózgu, czyli elementu odpowiedzialnego za podtrzymywanie wszystkich czynności życiowych. To właśnie w nim znajduje się między innymi ośrodek oddychania, termoregulacji oraz regulujący pracę serca i kończyn. Dodatkowo zalecane jest zapakowanie i oznaczenie zabitych zombie, by mieć sto procent pewności, że nikt się do nich nie zbliży, aż zostaną zutylizowane." Artykuł, który cytowałem zawiera więcej ciekawych rzeczy na temat walki z zombie. Śmiechy śmiechami, ale plan już jest i pewnie pierwsze do niego podejścia były dużo wcześniej niż w roku 2011. Co ciekawe plan został opracowany w okolicy czasowej epidemii grypy A/H1N1 w roku 2009, kiedy to Ewa Kopacz, pełniąca funkcję ministra zdrowia, przeciwstawiła się zakupowi szczepionek przeciw świńskiej grypie. Prawdopodobnie "świńska" pochodzi od tego, że była tak perfidnie spreparowana na zlecenie możnych tego świata. Pani Kopacz, za zgodą lub nawet na polecenie swoich mocodawców, zablokowała zakup szczepionek, przez co cały misterny plan pewnej frakcji globalistów posypał się w tamtym czasie. Teraz już byli lepiej przygotowani i nie pozwolili poszczególnym państwom Unii Europejskiej decydować o zakupie, ale Unia jako całość kupiła szczepionki dla państw członkowskich. Lepiej na zimne dmuchać niż na gorącym się sparzyć, bo w którymś z państw członkowski mogłaby się objawić druga taka Kopacz i znowu plan nie powiódłby się. Widać wtedy pani Kopacz dobrze się spisała i w nagrodę jej mocodawcy zrobili ją premierem Polski, a teraz wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego. Być może tam również ma za zadanie sypać piasek w tryby pewnej frakcji globalistów walczącej z mocodawcami pani wiceprzewodniczącej. Obecnie coraz wyraźniej widać walkę różnych grup globalistów o panowanie nad stadem ludzkim i o dominację jednej grupy nad innymi. Widać ataki, odwroty i przegrupowywanie sił. My ludzie, jesteśmy przez wielkich tego świata traktowani jak stado owiec. A nie ma dobrych czy złych właścicieli stada. Wszyscy oni chcą owce strzyc, doić, a na końcu zabić na mięso. Nawet dobry pasterz szuka zagubionej owieczki, nie dlatego, że ją tak kocha, choć może i to wchodzi w grę, ale głównie dlatego, że ma z niej pieniądze. Niech pretendenci do posiadania nas zabijają się między sobą. Najlepsze co możemy w takiej sytuacji zrobić, to nie przeszkadzać im w tej walce, a tym bardziej nie pomagać. Niech się wybiją nawzajem. My powinniśmy się zająć swoimi sprawami. Gdy wielcy się wykrwawią we wzajemnej walce, to wtedy ich dobijemy. W niedzielę 16-tego stycznia gęsto latały samoloty zostawiając białe smugi na niebie, a w poniedziałek 17-tego była burza śnieżna z walącymi piorunami. Podobnie we środę 19 - go stycznia samoloty latały jak opętane, zasnuwając niebo białymi smugami, a we czwartek 20 - tego znowu mieliśmy burzę śnieżną z piorunami. W środę po południu udało mi się zrobić zdjęcie dziwnego obiektu, co opisałem w artykule "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?". Po przeczytaniu tego artykułu kolega podesłał mi zdjęcie, które wykonał o zachodzie słońca we środę, na którym widniały trzy dziwne obiekty. Opisałem to w artykule "Czy w środę 19 stycznia nad Krakowem rozegrała się jakaś bitwa powietrzna?". W międzyczasie chciałem rozgryźć przyczynę zmiany koloru obiektu, który zaobserwowałem we środę 19 - tego. Swoje przemyślenia opisałem w poście "Dziwne obiekty na niebie - odbłyski w obiektywnie, czy pojazdy pokryte metamatariełem?". Wczoraj w poniedziałek 24 - go stycznia była ładna pogoda i od rana latały samoloty i ciągnęły za sobą smugi różnej długości. Wyglądało na to, że część samolotów należała do jakiś linii lotniczych, a część była nieokreślona. Zdarzył się też jeden samolot nie zostawiający smugi, ale leciał on relatywnie nisko. Nieoczekiwanie zrobiłem zdjęcia zdublowanych samolotów. Ciekawe, że samolot, smugi, które zostawił i jego zdublowany obraz ze smugami są różnie oświetlone przez słońce. Jakby to były dwa różne samoloty, a nie błąd zdjęcia. I poniżej drugi samolot w podwojonej wersji, jakby to były dwa różne samoloty jeden nad drugim. Jedna smuga tego powyżej jest przesłonięta, przez smugę tego poniżej. Dziub samolotu wyżej lecącego jest przesłonięty przez skrzydło samolotu niżej lecącego. Wydaje mi się, że jeśli byłby to błąd obiektywu, to cały dziób samolotu wyżej lecącego dałby się zauważyć na skrzydle tego poniżej lecącego. Ale może mi się tylko zdaje i jest to złudzenie optyczne i błąd zdjęcia. Smugi pozostawione przez samoloty układały się później w ciekawe wzory i chmury. Koniec końców niebo zaczęło się pokrywać ciemnymi chmurami i na drugi dzień we czwartek było już pochmurnie, ponuro i cały dzień była mżawka. Korzystając, że w środę dzień był słoneczny i samoloty coś w atmosferze rozpylały postanowiłem sprawdzić moją hipotezę o możliwości sfotografowania tajemniczych obiektów poruszających się w powietrzu zwykle niewidocznych, ale możliwych do sfotografowania, gdy wystąpią trzy czynniki: smugi samolotowe na niebie, silne źródło światła i odpowiedni kąt źródło światła - tajemniczy obiekt - obiektyw aparatu fotograficznego. Około 14.00 wyszedłem na spacer na Łąki Nowohuckie, aby przeprowadzić eksperyment. Zabrałem ze sobą smartfon Motoroli i aparat fotograficzny Nikon Coolpix P900. Na łąkach robiłem zdjęcia oboma urządzeniami w różnych kierunkach: i pod słońce i ze słońcem i obok słońca i pod różnymi katami w stosunku do słońca. Aparat Nikon ma opcję fotografowania pod słońce. Robiłem zdjęcia w różnych trybach aparatu, a tylko w jednym ustawiłem datę i godzinę wykonywania zdjęcia, stąd tylko na niektórych fotografiach uwidoczniony jest czas robienia zdjęcia. Poza tym część zdjęć obciąłem, żeby usunąć zbędne rzeczy. Pewna grupa zdjęć została zrobiona smartfonem, gdzie nie ustawiłem wyświetlania czasu wykonania zdjęcia. Na zdjęciach robionych smartfonem nic niepokojącego nie zauważyłem. Co innego z Nikonem. Zdjęcia pod słońce, albo obok słońca, ale w jego kierunku czasem nic ciekawego nie pokazywały. A czasem coś dziwnego pojawiało się na nich. Oczywiście komentarze będą takie, że to jakieś refleksy w obiektywie i że zdjęcia są sknocone. Może być to prawdą ale może nią nie być. Refleksy na zdjęciach mogą być tak zwanymi orbami. W artykule "Orby - tajemnicze świetliste kule" możemy przeczytać opis tych dziwnych obiektów: "Zagadkowe, półprzeźroczyste kule, zwykle niewidoczne gołym okiem, ale pojawiające się na fotografiach… Nazwa Orby pochodzi od łacińskiego słowa „orbis” – krąg, sfera. Pojawiają się pojedynczo, albo w grupach po kilka-kilkanaście sztuk. Średnice tych sfer wynoszą od kilku centymetrów do pół metra i więcej. Jeśli chodzi o kolor - bywają białe, niebieskawe, zielone, różowe albo złociste. Orby można spotkać o dowolnej porze roku i dnia.Czasem przybierają kształty niekonieczne kuliste. Większość orbów posiada podobną strukturę: w pobliżu zewnętrznej granicy obiektu widać koncentryczne formy, a powierzchnia nie jest gładka, wygląda na komórkową i nierówną. Bywa, że centrum odznacza się wypukłością albo większą przezroczystością, przez którą widoczny jest drugi plan. Pojawienie się w kadrze podobnych obiektów próbowano początkowo tłumaczyć wadą zdjęcia, kroplą zanieczyszczenia na obiektywie, pyłem albo odbiciem światła. Jednak optycznie orby wydają się być przed obiektywem, a nie na jego soczewkach.". Jeśli przyjrzeć się pierwszemu zdjęciu z orbami, to z lewej strony słońca orb przeslania gałązkę krzaka, jakby był bliżej obiektywu niż krzak. Oprócz orbów na dwóch zdjęciach udało mi się również uwiecznić tajemniczy obiekt podobny do tych z wcześniejszych artykułów. A poniżej pokazany jest ten świetlisty obiekt wycięty ze zdjęcia i powiększony. Może to być jakieś zjawisko optyczne, które zaszło w obiektywie, ale może to też być realny obiekt unoszący się w powietrzu. Jeśli to był pojazd pokryty metamateriałem, to jego tęczowe barwy mogły wynikać z nierównomiernego osadzenia się na jego powierzchni nano i mikrocząstek pochodzących ze smug wypluwanych przez samoloty i różnego oświetlenia jego części przez słońce. Oczywiście jego niewidzialność mogła być wytworzona poprzez zupełnie inne technologie niż metamateriały, ale i tak cząstki sypane przez samoloty zaburzały pracę systemu maskującego.
Ostatnio zaszły tajemnicze zjawiska pogodowe i z tego powodu napisałem dwa posty "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?" i "Dziwne obiekty na niebie - odbłyski w obiektywnie, czy pojazdy pokryte metamatariełem?" w których pokazałem zdjęcia latającego obiektu zmieniającego kolor, który jest na zdjęciu wprowadzającym. Mój kolega, który przeczytał powyższe artykuły, też zrobił zdjęcie nieba 19 stycznia o godzinie 16:13 i przesłał mi je. Ktoś powie, że to satelity Elona Muska z projektu Starlink. Satelity Muska przelatywały nad Polską w ten dzień, ale o godzinie 17:56 i inaczej wyglądały, co jest przedstawione na stronie kontakt24.tvn24.pl. Patrząc na powyższe zdjęcie znowu mamy zbieżność trzech elementów: obecność smug samolotowych, silne źródło światła - zachodzące słońce i odpowiedni kąt między źródłem światła, obiektem i obiektywem smartfona. Zachód słońca w Krakowie był dokładnie o 16:12, czyli praktycznie w chwili robienia zdjęcia. Poniżej przedstawiam powiększone obrazy obiektów. Za jakiś czas może się okazać, ze nad Krakowem rozegrała się jakaś bitwa powietrzna, ale na takim poziomie technologicznym, że nie pojmujemy tego naszym umysłem i nawet nie zauważamy. Możemy być w podobnej sytuacji jak podczas II wojny światowej Papuasi z Nowej Gwinei i inne ludy Pacyfiku, które rozwinęli kulty cargo, o czym wspominałem w "Zamachy terrorystyczne, ŚDM i rozważania teologiczne", które nie rozumiały, że Amerykanie przyszli do nich tylko przypadkiem przegrupowując wojska do rozprawy z Japończykami, a nie po to by im dawać jedzenie, ubrania i pieniądze. Prawdopodobnie Papuasi nie zdawali sobie sprawy, że jakaś wielka wojna toczy się na świecie.
Powracając do naszych podniebnych obiektów, mogły być one pokryte metamateriałem, który czynił je niewidzialnymi z zakresie światła widzialnego i materiałem pochłaniającym fale radarowe, przez co były praktycznie niewykrywalne. Za to samoloty mogły rozpylać jakieś nanocząstki, cząstki submikronowe i mikrocząstki, które przylepiały się do niewidzialnych pojazdów czyniąc je widzialnymi, gdyż bieg promieni świetlnych w metamateriale był zaburzony, a dodatkowo mikrofale z radarów miały się od czego odbić. Gdy już stały się wykrywalne można było je strącić. Być może to było przyczyną szaleńczych lotów samolotów ciągnących za sobą długie smugi, które po jakimś czasie pokrywały całe niebo. Niewykluczone, że za jakiś czas dowiemy się, że nad Krakowem rozegrała się wielka bitwa powietrzna, której nawet nie zauważyliśmy. Kiedyś napisałem post "Dziwne zjawisko na niebie 30 kwietnia 2018 roku", kiedy podczas fotografowania Marsa w pobliżu Księżyca zaobserwowałem dziwny obiekt, który się przemieszczał. Ważny szczegół, że w pobliżu leciał samolot zostawiający za sobą smugę, co widać na zdjęciu wprowadzającym. Poniżej przestawiam zdjęcie układu Mars - obiekt - Księżyc, i zbliżenie cyfrowe samego obiektu. Na kolejnym zdjęciu poniżej widać ten sam obiekt zbliżony bardziej do Księżyca. Zdjęcia powyższej były robione aparatem Nikon Coolpix P900. Po napisaniu artykułu posypały się komentarze, że to brud na obiektywie, odbłysk światła itp. Może to była i prawda, a może nie. Warte podkreślenia jest to, że obiekt jest widoczny w pobliżu smugi samolotowej i pod określonym kątem w stosunku do silnego źródła światła. W ostatnią środę zrobiłem zdjęcia smug chemicznych, tym razem smartfonem, i opisałem w artykule "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?". I znowu na dwóch zdjęciach zrobionych z tego samego miejsca w tym samym kierunku pokazał się podobny tajemniczy obiekt. Oczywiście komentarze czytelników były takie, że to jakiś odbłysk światła w obiektywie, bo zdjęcie było robione pod słońce. Może mają rację, a może nie. Obiekt w powiększeniu był lekko żółtawy. Zdjęcie zrobione kilkanaście sekund później z tego samego miejsca i w tym samym kierunku pokazuje, że obiekt przesunął się względem smug samolotowych i zmienił kolor na seledynowy. Nieznacznie zmienił się kąt słońce- obiekt - smartfon i nastąpiła zmiana koloru.
Mamy trzy elementy znaczące, aby zobaczyć tajemniczy obiekt: 1. smugi chemiczne 2. mocne źródło światła 3. odpowiedni kąt źródło światła - obiekt - aparat fotograficzny. Jeżeli obiekt nie jest jakimś złudzeniem optycznym, czy efektem pracy obiektywu aparatu fotograficznego, a czymś realnym, to co to może być? To może być urządzenie latające pokryte optycznym metamateriałem. Metamateriały to szeroka klasa materiałów oddziałujących z promieniowaniem elektromagnetycznym o własnościach nie występujących naturalnie w przyrodzie. Ciekawy fragment zacytuję z Wikipedii: "Unikalne własności metamateriałów zostały zweryfikowane przez Caloza (2001). Pierwsze lewoskrętne materiały były jednak niepraktyczne z powodu dużego rozpraszania i wpływu na bardzo wąski zakres częstotliwości. W 2004 roku zademonstrowano pierwsze supersoczewki dla mikrofal, zbudowane z materiałów o ujemnym współczynniku załamania. Pozwalały one uzyskać rozdzielczość trzykrotnie mniejszą od długości fali. W kwietniu 2005 przy pomocy innej metody (opartej na powierzchniowych plazmonach) skonstruowano analogiczne supersoczewki dla światła widzialnego. W 2006 roku opisano jak za pomocą metamateriałów można uzyskać optyczną niewidzialność. Przy pomocy odpowiednich metamateriałów fala elektromagnetyczna może zostać zakrzywiana tak żeby ominąć otaczany obiekt i wrócić na dotychczasowy tor. Układ taki zrealizowano dla mikrofal. W 2007 roku zaprezentowano materiał o ujemnym współczynniku załamania dla światła widzialnego. Do 2008 roku wszystkie tego typu struktury działały jedynie dla jednej, wybranej częstotliwości fal elektromagentycznych. W 2009 roku zaprezentowano pierwszą strukturę, która umożliwia ukrycie obiektu przed szerokim zakresem częstotliwości" Czyli już od 13 co najmniej lat mamy materiały pozwalające ukryć obiekty na widoku. Ale być może obiekty pokryte metamateriałem mają pewną słabość i w obecności silnego źródła światła w połączeniu z cząstkami rozpylanymi przez samoloty stają się widzialne w pewnych zakresach długości fal i w pewnych zakresach kątów obserwacji. I raz będą np. żółtawe, a pod trochę innym kątem obserwacji - seledynowe. Być może takich obiektów jest w powietrzu więcej, tylko rzadko je widzimy, bo po pierwsze mało kto gapi się w niebo, a po drugie rzadko występują korzystne warunki obserwacji. Moja mama, gdy wspomina druga wojnę światową, to mówi, że w jeden dzień przez Kraków przemieszczali się umęczeni polscy żołnierze, a w dwa dni później krokiem defiladowym wkroczyli Niemcy. Radia należało oddać. Za posiadanie radia groziła kara śmierci. Informacje czerpano głównie z megafonów rozstawionych na ulicach zwanych szczekaczkami, z obwieszczeń rozklejonych na murach i kto chodził do kina, z kroniki przed filmem. Z podanych wiadomości wynikało, że Niemcy zawsze wygrywali i parli do przodu. W tym czasie były ograniczenia w poruszaniu się, godzina policyjna, sklepy i tramwaje dla Niemców itp. Były niedobory towarów, system kartkowy. Potem Niemcy się wycofali, wkroczyli Rosjanie i tak się wojna skończyła. Oczywiście nie wspomnę o dzikim zasiedlaniu mieszkań przez Krakusów zaraz po wkroczeniu do miasta Armii Czerwonej i innych ciekawych przypadkach, ale to inna sprawa. I tak dla mojej mamy wyglądała wojna. Nic nie wiedziała o Stalingradzie, bitwie pod Moskwą, że nie wspomnę o bitwie o Okinawę. Ale za to, dzięki plotkom rozpuszczanym przez Niemców wiedziała, że Żydzi roznosili tyfus i przez to stanowili zagrożenie dla Polaków. Już w 2019 roku pisałem o przygotowaniach do wojny "5 G - przygotowanie do wojny na terenie Polski?", a w pierwszej połowie 2020 pisałem już o wojnie "Covid - 19 - czy jesteśmy już na wojnie czy na drodze do światowego niewolnictwa?". A teraz spójrzmy, co się działo przez te dwa lata. Mamy eksplozję w Bejrucie, tajemnicze zatonięcie największego irańskiego okrętu wojennego, na świecie wybuchają dziwne pożary, zamieszki w różnych krajach. Obecnie toczą się 42 konflikty zbrojne. Ale wszystko wskazuje na to, że obecnie toczy się jakaś wojna światowa, ale prowadzona metodami, że nie jesteśmy w stanie rozpoznać, że jakieś strony ze sobą walczą. Tak jak moja mama nie wiedziała, że Niemcy przegrali bitwę na Łuku Kurskim. Dowiedziała się dopiero po wojnie. Obecna wojna może rozgrywać się w kosmosie, na morzach na powierzchni i w głębinach, na lądach, również za pomocą broni klimatycznych i geofizycznych, w cyberprzestrzeni i za pomocą manipulowania świadomością ludzi. Ostatnio mieliśmy erupcje wulkanów na Wyspach Kanaryjskich i na wyspie Tonga, tak silną, że: "W sobotę o 20:23 "zameldowała się" na Kasprowym Wierchu." W ostatnich dwóch latach Chiny dotknęły katastrofalne powodzie: 2020 (urszulakuczynska.wordpress.com): "Od czerwca w południowych i środkowych Chinach nieprzerwanie pada deszcz, doprowadzając do największych od dekad powodzi. Ewakuowano już ponad 2 000 000 osób, rośnie bilans ofiar śmiertelnych i strat w rolnictwie, przemyśle i ludzkim mieniu. Dyrekcja stojącej w centralnych Chinach Tamy Trzech Przełomów – największej zapory wodnej i hydroelektrowni na świcie – już trzykrotnie spuszczała wodę ze zbiornika. Zbiornik jest zaprojektowany tak, aby przyjąć wodę do głębokości 175 metrów. Obecny poziom to już 165 metrów a wody wciąż przybywa. W koordynacji ze służbami innych prowincji, zaczęto otwierać śluzy tam na dopływach Jangcy i doprowadzać do kontrolowanego zalania terenu, by zmniejszyć presję na Tamę. " 2021 (dobrapogo24.pl): "Pogoda szaleje niemal na całym świecie. Uderzyła kolejna katastrofalna powódź, ale tym razem w Chinach. W prowincji Henan położonej w centrum Chin spadło ponad 617 mm wody, z czego aż 202 mm w ciągu jednej godziny! Miejscowi katastrofalną powódź określili powodzią tysiąclecia. W mieście Zhengzhou wylała Rzeka Żółta. Woda zalała metro, gdzie zginęło co najmniej 12 osób. Na nagraniach i zdjęciach widać, że woda w wagonach sięgała ludziom po szyję. Wcześniej z zalanych stacji i wagonów metra zdołano ewakuować ponad 500 osób. Ofiar z pewnością może być więcej. W Zhengzhou mieszka ponad 12 milionów osób. Z zalanych terenów do tej pory ewakuowano ponad 100 tys. ludzi. Nadal wiele ulic jest zalanych i nieprzejezdnych." Dziwne rzeczy dzieją się w kosmosie. Elon Musk docelowo chce wysłać w kosmos 42 000 satelitów do swojego internetu. Obecnie jest ich ponad 20 000. Projek Starlink prawdopodobnie docelowo nie ma służyć temu, o czym mówi Musk, czyli dostarczeniu kosmicznego internetu wszystkim potrzebującym, bo jak na razie cena podłączenia jest również kosmiczna: "Oferta jest limitowana – zainteresowane osoby powinny śpieszyć się z zamawianiem usługi. Na cenę internetu satelitarnego dostępnego w ofercie SpaceX składa się:
Wygląda na to, że główne cele budowy sieci satelitów to nie były względy komercyjne, o czym może świadczyć taka oto przesłanka: "Chiny zgłosiły dwa incydenty z satelitami SpaceX Elona Muska, które prawie uderzyły w swoją stację kosmiczną w tym roku". Być może głównym celem umieszczenia tysięcy satelitów jest wojna kosmiczna i strącanie obiektów wroga, a dostarczanie internetu na Ziemię jest tak przy okazji, dla odwrócenia uwagi i zarobienia trochę grosza w czasie pokoju. Za to na naszym podwórku mamy przepychanki z uchodźcami jako fragmentu większej operacji. Na całym świecie trwa akcja szczepień, która wygląda jak znakowanie bydła. Poszczególne rządzące rody z kilku krajów znaczą swoich niewolników. Zauważmy, że obecnie w mediach mało mówi się o ludziach, a zamiast tego używa się sformułowań: "zasoby ludzkie", "siła żywa", "siłą robocza", "ręce do pracy", ewentualnie "zasoby pracowników". Poprzez manipulacje słowami odzwyczaja się nas, od tego, że jesteśmy ludźmi. Jesteśmy zasobem, jak zasoby złóż mineralnych, zasoby naturalne itp. Manipuluje się naszą świadomością i szczepionkowcy atakują antyszczepionkowców i na odwrót, maseczkowcy atakują antymaseczkowców ze wzajemnością, zamiast szukać, kto nam to wszystko organizuje i go powstrzymać. Wróćmy do Polski. Mamy oficjalnie na granicy z Białorusią problem z uchodźcami. Co się tam na prawdę dzieje, tego nie wiemy. O wielu rzeczach media nas nie informują. Na przykład Julian Rose w swojej książce "Pokonać umysł robota" na stronie 23 podaje taką ciekawostkę: "NATO zatwierdziło to przesunięcie na wschód poprzez utworzenie w Krakowie Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO". Pierwsze słyszę, choć w Krakowie mieszkam od urodzenia. A tu inna ciekawostka z tej samej książki, ze strony 36: "Tak jak tereny północno-wschodniej części Szczecina są obecnie przygotowywane pod siedlisko dla bazy wojskowej NATO - tzw. "szpicy", "sił szybkiego reagowania", do użycia w obliczu "rosyjskiego zagrożenia", tak też jednocześnie w nowe miejsce, w okolice Warszawy, przenoszone są baterie rakiet nuklearnych. Mówił o tym generał Hodges w wywiadzie dla Daily Telegraph na odprawie po ćwiczeniach, na których dokonywano relokacji uzbrojonych pocisków Patriot przy użyciu transportu drogowego..., , aby w końcu umieścić je na obrzeżach Warszawy (Daily Telegraph, kwiecien 2015)." Ciekawe, nic w polskich mediach nie słyszałem, żeby na terenie Polski stacjonowała broń jądrowa. A teraz spójrzmy na sytuację w Polsce w ostatnich dniach. W ostatnią niedzielę była dość ładna pogoda. Byłem na wycieczce pod Krakowem i na niebie pojawiły się samoloty zostawiające za sobą białe smugi. W międzyczasie dostałem komunikat o silnym wietrze mającym wiać następnego dnia, przerwach w dostawie prądu itp. Wieczorem niebo nabrało interesujących barw. I faktycznie, następnego dnia ni stąd ni z owąd wiał silny wiatr, najpierw zaczął padać deszcz, potem śnieg z deszczem, a potem była burza śnieżna z wyładowaniami atmosferycznymi. Waliły pioruny na potęgę. Śnieżyca z piorunami trwała relatywnie krótko. A później padły takie komunikaty jak w tvp.info: "Według rzeczniczki szwedzkiego wojska Therese Fagerstedt w poniedziałek o godz. 11:00 sześć rosyjskich okrętów desantowych znajdowało się na międzynarodowych wodach Morza Bałtyckiego na wysokości Trelleborga, portu na południu Szwecji. Zazwyczaj w tym akwenie przemieszcza się jedna lub dwie jednostki. Jak podkreślił na antenie Szwedzkiego Radia dowódca operacyjny sił zbrojnych Szwecji Michael Claesson, okręty „wyruszyły w kierunku zachodnim oraz północno-zachodnim”. – Są w trakcie opuszczania Morza Bałtyckiego – zaznaczył." Nawałnica śnieżna zaczęła się właśnie około 11. Jaka dziwna zbieżność. Tak jakby okręty rosyjskie zostały zaatakowane bronią klimatyczną i zmuszone do ucieczki z Bałtyku. Analogiczna sytuacja wystąpiła we środę i czwartek. We środę była w miarę ładna pogoda, za to samoloty zostawiające za sobą długie smugi latały jak opętane. Wyraźnie widać było, że latają na różnych wysokościach, a smugi, mimo różnych warunków tam panujących, zostawiały. A co ciekawe zdarzały się między nimi samoloty, bardzo rzadko, które smug nie zostawiały. Niestety, tych bezsmugowych samolotów nie udało mi się sfotografować, gdyż miałem przy sobie tylko smartfon. Samoloty zostawiały za sobą dość nietypowe ślady. O zmierzchu we środę niebo również nabrało ciekawych barw jak to było w niedzielę. A następnego dnia, czyli we czwartek, znowu nastąpiła burza śnieżna. W ciągu kilku minut zrobiło się całkiem biało. Wiał silny wiatr i waliły pioruny. Drogi pokryły się śniegiem. Znów jakby ktoś użył broni klimatycznej. W jeden dzień następuje rozpylanie czegoś w powietrzu, a na drugi dzień spadek temperatury i gwałtowne burze śnieżne. Co to może być? Wiemy, że fale krótkie odbijają się od jonosfery i jeśliby ktoś chciał i miał takie możliwości techniczne, to mógłby zaatakować wroga daleko poza horyzontem. Odpowiednikiem laserów dla fal krótkich są rasery. Ale fale krótkie prawdopodobnie słabo nadają się do ataku. Co innego mikrofale. Ale akurat mikrofale nie odbijają się od jonosfery, więc warto by było rozpylić coś w powietrzu, od czego mikrofale mogłyby się odbić i uderzyć w coś za horyzontem. Są jeszcze fale terahercowe, o których mało wiemy. W artykule "Czy światło Księżyca ochładza przedmioty - cześć II" sugerowałem, że promieniowanie to hipotetycznie mogłoby chłodzić. Oczywiście z fizyki wiemy, że gdy ciało pochłonie promieniowanie o danej długości, to jego energia wewnętrzna, a co za tym idzie i temperatura wzrastają. Ale równocześnie wiemy, że gdy do ciepłego ciała przyłożymy zimne, to temperatura ciała ciepłego nie zwiększa się o temperaturę ciała zimnego, a zmniejsza się. Być może czegoś nie wiemy na temat promieniowania. Ale są tacy co to wiedzą i stosują. Oczywiście taka hipoteza wydaje się śmieszna, ale podejrzewam, że gdyby ktoś w roku 1895 powiedział, że za 50 lat dwa miasta w Japonii zostaną zniszczone bombami opartymi o rozpad jądra atomu, to śmiechu by było co niemiara. Wszyscy przecież wiedzieli, że już Lavoisier udowodnił, że pierwiastki się nie zmieniają w reakcjach. Wtedy znano tylko reakcje chemiczne. W 1896 roku odkryto rozpady jądrowe. Podobnie z hipotezami dlaczego Słońce świeci. W XIX wieku wierzono, że na powierzchni Słońca są ogromne pokłady węgla, które płoną. Podobnie może być za jakiś czas z obecnie panującymi teoriami naukowymi. Podczas środowego fotografowania zlotu pilotów - miłośników chemtrailsów zrobiłem dwa zdjęcia w odstępie kilkunastosekundowym na którym był dziwny obiekt. Obiekt ten jest w prawym górnym rogu poniższego zdjęcia. I poniżej ten tajemniczy obiekt wycięty ze zdjęcia i powiększony. Jest jakby lekko żółty. A poniżej kolejne zdjęcie. I powiększony obiekt. Teraz jest jakby seledynowy. Zmienił kolor. Nie jest to Księżyc. Widać na zdjęciach, że w ciągu tych kilkunastu sekund obiekt zmienił położenie względem smug na niebie. Ktoś może powiedzieć, że to refleks w obiektywie. Może i tak, tylko na dwóch zdjęciach, w różnych kolorach i trochę innym położeniu? Parę lat temu zaobserwowałem podobne zjawisko, które opisałem na blogu. Do tej pory nie wiem co to było. Powracając do powyższych zdjęć ja raczej przychylam się do hipotezy, że ten obiekt był realny i miał związek z rozpylaniem czegoś w atmosferze. Mogło to być jakieś urządzenie militarne wykorzystywane w toczącej się obecnie wojnie światowej.
|
Archives
Sierpień 2023
Categories
Wszystkie
|