Jeśli chcemy zapoznać świat z historią Polski XVI i XVII i uzmysłowić ludziom, że Polska była wtedy mocarstwem, trzeba zrobić filmy „płaszcza i szpady”. Filmy powinny być śmieszne, akcja powinna toczyć się szybko i jak wcześniej pisałem 5 minut gadania i 10 walki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście walki na szable powinny wyglądać jak w linku 1, a nie jak standardowo wyglądają w polskich filmach w linku 2. Mamy ładne szablistki, które marnują się gdzieś ukryte w salach treningowych, a mogłyby grać główne role w takich filmach. Jak widać z dotychczasowej praktyki polskich filmów nie mamy reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy umieliby wyprodukować takie filmy. Należałoby więc wysłać chętną młodzież filmową do Hollywood czy Hongkongu, by nauczyła się kręcić takie filmy. Do produkcji należałoby zaprosić specjalistów z tych ośrodków filmowych. W Polsce mamy znakomitych grafików komputerowych, którzy uatrakcyjniliby filmy efektami specjalnymi. W ten oto prosty sposób Polska zostałaby wypromowana w świecie i jeszcze by się na tym zarobiło. Dodatkowo, dzięki tym filmom, odżyłaby i upowszechniła się staropolska sztuka władania szablą, która z czasem mogłaby się stać dyscyplina olimpijską, a młodzież zamiast męczyć smartfony zaczęłaby trenować władanie szablą.
Jakiś czas temu prezes Jarosław Kaczyński wyjawił chęć nakręcenia hollywoodzkich filmów opowiadających prawdziwą historię II wojny w Polsce. W rządzie PiS panuje przekonanie, że trzeba robić filmy z rozmachem pokazujące prawdę o Polsce. Jakiś czas temu zrobiono parę filmów z rozmachem jak „Quo Vadis” , „Bitwa Warszawska” czy „Ogniem i mieczem”, ale jakoś nie zachwyciły świata. Pocieszmy się, że nie tylko nasze filmy robione z rozmachem odnoszą klapę. W Rosji chciano pokazać „prawdę” o polskiej okupacji Kremla filmem „Rok 1612” i jakoś film ten furory nie zrobił. Hindusi też robią filmy historyczne jak np. „Bahubali”, gdzie scena z bykiem wyszła im zdecydowanie lepiej niż naszym specom filmowym w „Quo vadis”, ale Indie są rynkiem samym dla siebie. Ponad miliard ludzi, ogromna widownia. Hinduskie filmy są również oglądane w innych azjatyckich krajach. Chińczycy też robią historyczne filmy, ale są w podobnej sytuacji do Hindusów i sami są rynkiem dla swoich filmów. Polska raczej nie powinna iść tym tropem. Jesteśmy za mali, żeby robić wielkie widowiska sami dla siebie. A poza tym chcemy, żeby swiat poznał nas od dobrej strony. Japonia w połowie XX wieku filmami historycznymi nie mającymi wiele wspólnego z prawdą historyczną, ale oddającymi japońskiego ducha takimi jak „Siedmiu samurajów”, czy „Tron we krwi” w reżyserii Akiro Kurosawy pokazała się światu. Ten sam reżyser spopularyzował w świecie japoński sport narodowy jakim jest judo filmami „Saga o judo”. Powinniśmy pokazywać światu naszą historię i tradycję nie według prawdy historycznej, która nikogo w świecie nie obchodzi, tak jak przeciętnego Polaka nie interesuje historia Malezji czy Ugandy, a raczej według dawnych wzorców japońskich czy hongkońskich gdzie od lat 30-ch XX wieku kręciło się filmy Kung Fu, czy obecnych z Tajlandii, Malezji lub Indonezji. Chińczycy z Hongkongu pokazują swoja historię i kulturę w sposób atrakcyjny dla świata poprzez walki Kung Fu. Przeciętny widz na świecie nie jest zainteresowany historią Chin i subtelnością ich kultury, ale po powrocie z pracy leżąc na łóżku z butelką piwa chętnie poogląda naparzankę po mordach. I to właśnie oferują Chińczycy z Hongkongu, Tajowie, Malezyjczycy czy Indonezyjczycy. Ktoś powie: „No dobrze, ale tamci mają swoje kung fu, boks tajski, silat melay czy pencak silat, a my Polscy co?”. My mamy staropolska sztukę walki szablą i to trzeba by było przenieść na ekran. Robiłoby się filmy klasy B, C, D czy nawet E, gdzie przez 5 minut byłaby jakaś normalna akcja, jakieś dialogi i potem 10 minut naparzanki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście akcja musi się toczyć wartko, a walki odbywać w odpowiednim tempie.Jeśli chcemy przedstawić np. bohaterską obronę Westerplatte, to nie możemy robić filmu, tak jak to zrobił pan Paweł Chochlew, bo oprócz niego, nikt tego filmu nie obejrzy. Moim zdaniem, żeby przeciętny światowy widz zakonotował sobie w pamięci, że Polacy w czasie II wojny światowej bronili Westerplatte przed Niemcami, to film powinien wyglądać mniej więcej tak jak początek filmu z Jetem Lee „Czarna maska”, wprowadzając elementy humorystyczne, jak w filmach z Jackie Chanem. Żołnierze, oprócz strzelania, powinni walczyć wręcz, na bagnety, a w finałowej scenie tuż przed kapitulacją major Sucharski w ruinach koszar poszatkowałby szablą parę tuzinów Niemców. A w sumie po co mówić w filmie o kapitulacji. Major Sucharski poszatkowałby te tuziny, a może i więcej Niemców, a oni w końcu odstąpiliby od ataku i w tym momencie skończyłby się film. Jak się spodoba, to można dorobić następną część. Weźmy na tapetę inne wydarzenie kampanii wrześniowej Bitwę nad Bzurą. Z tej bitwy pochodzi legenda o ataku z szablami na czołgi. I nie jest to legenda lokalna, tylko polska, bo moi znajomi Niemcy też ją słyszeli. I to nie ode mnie. Skoro jest taka legenda, to trzeba ją wykorzystać w filmie. Już widzę oczami wyobraźni jak ułan podjeżdża na koniu do niemieckiego czołgu, obcina szablą lufę i przez otwór po lufie dźga szablą ładowniczego. Inny ułan jedzie w stronę czołgu niemieckiego, obija się z siodła robi dwa salta w powietrzu, ląduje na wieżyczce niemieckiego czołu, otwiera klapę, wrzuca do środka granat, skacze robiąc dwa salta w tył, ląduje na siodle swojego konia i ucieka. Czołg niemiecki eksploduje. Cały film o bitwie nad Bzurą powinien być wypełniony tego typu elementami, a akcja powinna toczyć się wartko, a nie, jak jest to przyjęte w polskich filmach, jak krew z nosa. Film zakończyłbym w momencie, gdy Polacy uzyskują przewagę nad Niemcami. Nikt w USA czy w Burkina Faso nie jest zainteresowany jak ta bitwa się skończyła.
Jeśli chcemy zapoznać świat z historią Polski XVI i XVII i uzmysłowić ludziom, że Polska była wtedy mocarstwem, trzeba zrobić filmy „płaszcza i szpady”. Filmy powinny być śmieszne, akcja powinna toczyć się szybko i jak wcześniej pisałem 5 minut gadania i 10 walki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście walki na szable powinny wyglądać jak w linku 1, a nie jak standardowo wyglądają w polskich filmach w linku 2. Mamy ładne szablistki, które marnują się gdzieś ukryte w salach treningowych, a mogłyby grać główne role w takich filmach. Jak widać z dotychczasowej praktyki polskich filmów nie mamy reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy umieliby wyprodukować takie filmy. Należałoby więc wysłać chętną młodzież filmową do Hollywood czy Hongkongu, by nauczyła się kręcić takie filmy. Do produkcji należałoby zaprosić specjalistów z tych ośrodków filmowych. W Polsce mamy znakomitych grafików komputerowych, którzy uatrakcyjniliby filmy efektami specjalnymi. W ten oto prosty sposób Polska zostałaby wypromowana w świecie i jeszcze by się na tym zarobiło. Dodatkowo, dzięki tym filmom, odżyłaby i upowszechniła się staropolska sztuka władania szablą, która z czasem mogłaby się stać dyscyplina olimpijską, a młodzież zamiast męczyć smartfony zaczęłaby trenować władanie szablą.
2 Comments
Krzysztof Szumielewicz
13/1/2016 14:05:27
Marnuje się Pan w Krakowie. Czas wrócić w świat. A przy okazji proszę zamienić link 1 i link 2 miejscami.
Reply
Jacek J
14/1/2016 01:08:59
Dziękuję bardzo za cenną informację o linkach. Już poprawiłem.
Reply
Leave a Reply. |
Archives
Sierpień 2023
Categories
Wszystkie
|