Ale Onet już nie ujawnił co kryje sie pod nazwą „technologia kwantowa”. Każdy pomyśli, że ma to jakiś związek z mechaniką kwantową. Ale może się okazać, że mechanika kwantowa, podobnie jak koncepcja epicykli i deferentów geocentrycznej teorii Ptolemeusza, dobrze opisuje zjawiska rzeczywiste, bo najpierw odkrywa się zjawisko, a potem dorabia teorię, ale jej założenia są całkowicie błędne i nie da się zbudować komputera kwantowego. Więc, być może, chodziło tu o komputer oparty o logiki wielowartościowe w ogólności, a nazwano go kwantowym, bo to jest bardziej nośne marketingowo. Michał Gryziński próbował obalić dominacje mechaniki kwantowej zastępując ją mechaniką klasyczną na poziomie atomowym i cząstek elementarnych. Opisujac klasycznie ruch elektronów w atomie i czastkach chemicznych uzyskał wyniki bardzo dobrze zgadzające się z eksperymentem. Mimo, że jego koncepcja jest łatwiejsza do zrozumienia i, w przeciwieństwie do mechaniki kwantowej, łatwo i płynnie przechodzi od skali makro do skali mikro, wyniki obliczeń bardzo dobrze zgadzają się z eksperymentem, to jednak został zmiażdżony przez świat naukowy. Oczywiście nie na drodze dysputy naukowej, ale metodami administacyjnymi. Może nawet eksperci od mechaniki kwantowej zdawali sobie sprawę, że Gryziński miał rację, ale zbyt wiele prac naukowych zostało napisanych na temat mechaniki kwantowej, zbyt wiele doktoratów, habilitacji i profesur zostało nadanych w tej dziedzinie, a co najważniejsze, zbyt wiele grantów na badania w tej dziedzinie zostało przyznanych, żeby teraz profesorowie, którzy 30-40 lat zajmowali sie mechaniką kwantową przyznali, że ta cała mechanika kwantowa to kompletna bzdura. Podobnie rzecz się miała z teorią Kopernika.
Ale powróćmy do Snowdena, kont bankwych i moich plotek na lotnisku. Otóż kilka lat temu czekając parę godzin na lotnisku w Szanghaju poznałem pewnego Amerykanina, który z żoną leciał do Tajlandii na wakacje i też miał parę godzin luzu do nastepnego samolotu. Wiadomo, gadka – szmatka, Andrzej Gołota itp. I w końcu zeszliśmy na tematy profesjonalne. Ja mu opowiedziałem czym się zajmowałem. Moje badania naukowe nie są znane szeroko w świecie nie dlatego, że są ściśle tajne, ale dlatego, że nikogo nie obchodzą. On to przez grzeczność wysłuchał, tak dla zabicia czasu. Potem powiedział, że jest już na emeryturze, ale pracował dla agencji rządowej. Był informatykiem. Powiedział mi, że każdy człowiek ma indywidualny styl pisania na klawiaturze, tak jak charakter pisma odręcznego i służby od lat 60-tych pracowały nad rozpoznawaniem osób poprzez pisanie na klawiaturze komputera. Oczywiście rozpracowano to dawno temu i powstała prywatna agencja, bo konstytucja USA zabrania tego jednostkom rządowym, która zbiera próbki pisma na klawiaturze ludzi z całego świata. Oczywiście ta prywatna firma jest pod pełna kontrolą służb specialnych. I teraz jeżeli ja kiedykolwiek podam swoje dane przez internet lub w jakikolwiek inny sposób ta agencja skojarzy mnie z pismem na klawiaturze, to już zawsze, gdziekolwiek na świecie połączę się z internetem, oni już będą wiedzieć, że to ja piszę. Czyli rewelacja Snowdena o tym, że powstaje jakiś superkomputer kwantowy, który będzie łamał hasła kont bankowych jest jakąś bzdurą, bo NSA nie potrzebuje nic łamać. Ludzie sami podają tej agencji numery kont bankowych, loginy i hasła.
Mój nowy znajomy z lotniska mielił ozorem, co oznaczało, że to co mówił nie było jakąś rewelacją, a raczej było powszechnie znane i nie musiał zachowywać tajemnicy. Przy założeniu, że to co mówił było prawdą, a nie jakimś science fiction. Odnosząc to do rewelacji Snowdena, raczej to była prawda.
I teraz mam refleksję na temat roli Snowdena. Z tego co prasa podaje, ten jegomość ujawnił rzeczy już od dawna znane. Uciekł do Hongkongu i niby prosił o azyl na Islandii, ale wyglądało to tak, jakby chciał nawiązać kontakt z Chińczykami. Z Chinami się nie udało, to poleciał do Rosji. Wydaje się, że Snowden nigdy nie przestał pracować dla NSA. Ta jego ucieczka, ujawnienie tajemnic, kara śmierci czy dożywocia ze strony USA miałaby tylko uwiarygodnić go przed nowymi mocodawcami, których miałby szpiegować na zlecenie NSA. Byłby takim amerykańskim Hansem Klossem. Ale obawiam się, że raczej mu się to nie uda, bo w Rosji każdy obywatel powyżej czterdziestki, a młodsi pewnie też, oglądał „Siedemnaście mgnień wiosny” i „Stawkę większą niż życie”. Myślę się, że Putin i jego drużyna na takie dziecinne sztuczki nie dadzą się nabrać.