Jak widać nikt w Europie nie buduje jeszcze żadnych elektrowni pływowych, czy farm rybnych, czy innych tego typu budowli na terenach w głębi lądu, które mają się znaleźć pod wodą w ciągu niedługiego czasu w wyniku globalnego ocieplenia. Wygląda na to, że podobnie ma się sprawa z brakiem wody w Europie, a szczególnie w Polsce. Oczywiście Polska w bardzo łatwy sposób może stracić swoje zasoby wodne i trzeba będzie importować wodę z Rosji czy z Niemiec. Jak pisze portal gazlupkowy.pl: „Zanieczyszczenie wód gruntowych, powierzchniowych oraz powietrza to największe ryzyka dla ludzi i środowiska związane z wydobyciem gazu łupkowego – wynika z piątkowego raportu przygotowanego na zlecenie KE. Raport wskazuje też na luki w istniejącym prawie UE. Jak przekonują autorzy raportu, do wydobycia gazu łupkowego, w porównaniu z wydobyciem konwencjonalnego gazu ziemnego, zużywa się o wiele więcej wody oraz chemikaliów. Ponadto wydobycie to powoduje większy wyciek gazu do powietrza, stwarza ryzyko przedostania się chemikaliów do wód gruntowych i powierzchniowych oraz ich oparów do powietrza, wymaga też większej przestrzeni i więcej sprzętu, który trzeba transportować – argumentują. Dlatego wśród ryzyk dla człowieka i środowiska wymieniają też wzmożony ruch transportowy, hałas i emisje z paliw.”
Czyli grandziarze, którzy chcą zarabiać na sprzedaży wody pitnej mogą celowo zanieczyścić wody podziemne w Polsce przy okazji eksploatacji gazu łupkowego i nie będziemy mieli ani gazu, bo okaże się, że go za wiele nie ma, ani wody. Ci ludzie dysponują tak wielkimi pieniędzmi, że zrobienie takiego myku to dla nich pestka. I okaże się, że prof. Peter Rogers miał rację.