![Obraz](/uploads/4/5/7/2/4572546/zalew-02072024-2_orig.jpg)
Już w połowie lat 70-tych ubiegłego wieku Klub Rzymski przewidywał dla Polski liczbę ludności około 15 milionów. Widać, że jego prognozy się spełniają.
![]() Od czasu do czasu sprawdzam dane o zgonach na stronie Głównego Urzędu Statystycznego. Od roku 2010 do 2019 średnio w Polsce umierało około 7500 osób tygodniowo. Dane z 2023 roku są bliskie tej wartości, bo tygodniowo umierały średnio 7652 osoby, co pokazuje wykres poniżej. I tu zrobię drobną dygresję. Na poniższym obrazku zostały pokazane dane do 42 tygodnia. Za rok 2023 dostępne są dane za 47 tygodni, a w roku mamy tygodni 52. Co się stało w ostatnich 5-ciu tygodniach? Jakież było moje ogromne zdziwienie, gdy sprawdziłem dane za rok 2024. Okazuje się, że w tym roku średnio tygodniowo umiera 3868 osób. To jest połowa zgonów z lat poprzednich (rysunek poniżej) W polskiej służbie zdrowia specjalnie nic się nie zmieniło, czyli śmiało można założyć, że stosunek liczby tygodniowych zgonów do liczby ludności w Polsce jest w przybliżeniu stały i wynosi około 0,2 promila. Gdy teraz 3868 podzielimy przez te 2 promile, to powinniśmy otrzymać obecną liczbę ludności. Wychodzi mniej więcej 19 milionów 600 tysięcy.
Już w połowie lat 70-tych ubiegłego wieku Klub Rzymski przewidywał dla Polski liczbę ludności około 15 milionów. Widać, że jego prognozy się spełniają.
0 Comments
![]() Jestem szczęśliwym posiadaczem dwóch smartfonów i jeden noszę ze sobą, a drugi - awaryjny, praktycznie zawsze leży w tym samym miejscu. Na tym drugim telefonie mam na stałe uruchomioną aplikację ElectroSmart mierzącą moc promieniowania okolicznych routerów, bluetoothów i stacji bazowych. Normalnie telefon rejestruje średnią dzienną moc kilka nanowatów (10^-9 W), a moc mojego routera (telefon i router znajdują się po przeciwnych stronach mieszkania) od kilkudziesięciu do 100 pikowatów (10^-12 W). Poniżej przedstawiam zrzut ekranu dla typowego pomiaru. Mój router zaznaczony jest na czerwono. W nocy z 19 na 20 czerwca mój router oszalał. O 1 w nocy i o 3 po południu pokazał wartość 1,6 mikrowata (10^-6 W), czyli wartość 100 000 razy większą niż zaprezentowana na powyższym obrazku. Poniżej przedstawiam zrzut ekranu dla godziny 3 w nocy dnia 20 czerwca. We wpisie "Ekolodzy i Ukraina, Rosja związała rubla ze złotem i wciąganie Polski do wojny" opisywałem dziwne zachowanie mojego i sąsiadów routerów przed i na początku wojny na Ukrainie. Być może i teraz coś poważnego się szykuje, ale nasze media nas o tym nie informują.
![]() Od czasu do czasu zauważam jakieś dziwne zjawiska dziejące się na łąkach w Nowej Hucie i w okolicy. Również od czasu do czasu opisuję je na blogu. W lutym tego roku na tych łąkach pogryzły mnie komary, a pierwszego października zeszłego roku właśnie tutaj mój telefon połączył się ze stacją bazową we Francji i tak trwali w połączeniu co najmniej godzinę. Gdy poszedłem do domu połączenie z francuska stacją bazową zostało przerwane i nigdy więcej nie powróciło. Poniżej, jako dowód pokazuję zrzuty ekranu z aplikacji Network Cell Info Lite. A ostatnio, 29 marca, czyli w Wielki Piątek, zobaczyłem dziwny obiekt na niebie. Wyglądał jak balon. Sfotografowałem go Nikonem Coolpix P 900 i na zdjęciach też wyglądał jak balon. Poniżej pokazuję zdjęcie. Jak wygląda na zdjęciu powyżej, tak go widziałem gołym okiem. Zrobiłem zbliżenie, ale Nikon ma tendencję do przekłamań przy zbyt dużym zoomie, więc nie jestem pewien, czy to rzeczywisty obraz. Mimo to pokazuję na zdjęciu poniżej, co wyszło. Wyglądało, że obiekt się zbliżał. Zrobiłem zdjęcie z mniejszym zoomem. Zacząłem kręcić filmik i w pewnym momencie z kuli zaczął wydobywać się obiekt podobny do samolotu. Filmik można oglądnąć na YouTube. Przestałem kręcić filmik i zrobiłem kolejne zdjęcie. Gołym okiem nadal była widoczna tylko świecąca kulka na niebie, ale aparat uchwycił coś więcej. Po tym zdjęciu obiekt zniknął mi z oczu gdzieś na niebie i na tym skończyła się moja obserwacja. Zacząłem się zastanawiać, czy łąki nowohuckie mogą mieć coś szczególnego. W Krakowie mamy co najmniej dwa starożytne kopce: Wandy i Krakusa. Okazuje się, że linia łącząca te kopce przebiega przez nasze łąki. Mamy trzeci kopiec - Kościuszki, który formalnie zaczął być budowany 16 października 1820 roku. Kopiec miał być budowany gołymi rękami. Według Wikipedii: "Ostatecznie, mimo problemów technicznych i finansowych, budowę zakończono 25 października 1823 r. Usypany kopiec miał 80 m średnicy podstawy, 8,5 m średnicy u wierzchołka i wysokość 34,1 m, zaś jego objętość obliczono na ok. 64 100 m³" Kopiec wybudowano w trzy lata i na jego budowę przyniesiono gołymi rękami ponad 64 tysiące metrów sześciennych ziemi. Policzmy ile kilogramów ziemi przyniesiono na budowę kopca. W tym znowu pomoże nam Wikipedia: "Gęstość fazy stałej zależy od składu mineralogicznego i zawartości materii organicznej, dlatego jest ona charakterystyką o niewielkiej zmienności w długim okresie. W zdecydowanej większości przypadków zawiera się ona pomiędzy 2,40 g/cm3 w glebach próchnicznych a 2,85 g/cm3 w glebach zasobnych w minerały ciężkie, zazwyczaj przyjmuje ona jednak wartości pomiędzy 2,60 a 2,75 g/cm3. " Załóżmy, że ziemia przyniesiona do budowy kopca była lekka i średnio miała gęstość 2,5g/cm3, czyli 2500 kg/m3. Pomnóżmy 64100 x 2500, to daje nam 160 250 000 kg. Załóżmy, że robotnicy byli silni i jednorazowo przynosili 50 kg ziemi. Czyli łącznie było 3 205 000 kursów po ziemię. A tą ziemię należało jeszcze usypać, wyrównać itp. I to miało być robione gołymi rękami. Prawdziwe wyzwanie. Ale być może, to nie była taka ciężka praca jak się wydaje, bo jako Krakusa, dochodziły mnie słuchy, że ten kopiec nie powstał od zera. Że wcześniej już coś przed nim było w tym miejscu. Jakiś kurhan prehistoryczny, czy coś takiego. Więc dosypano tam tylko trochę ziemi i przerobiono na kopiec Kościuszki. I powracamy do łąk w Nowej Hucie. Linia łącząca kopiec Wandy z kopcem Kościuszki również przecina łąki nowohuckie. Może się okazać, że linie łączące kopce są jakimiś liniami przepływającej energii, której nauka jeszcze nie odkryła. Przy okazji wyznaczyłem środek ciężkości trójkąta, którego wierzchołkami są kopce. Bynajmniej nie leży on na Wawelu, ale gdzieś w forcie 17 "Luneta Grzegórzecka". Ciekawe, że deweloperzy wszędzie wokół budują, a tego terenu nie ruszyli. Może to miejsce faktycznie ma jakąś moc. Również hipotezę, że wcześniej na miejscu kopca Kościuszki był już jakiś kurhan i przez niego przebiegają jakieś linie tajemniczych sił, może potwierdzać fakt, że w Krakuszowicach istnieje kolejny kurhan nazwany kopcem Syna Kraka, który z kopcem Krakusa i Kościuszki tworzy praktycznie linię prostą. To pokazuje mapa poniżej. Konkludując powyższe rozważania może się w przyszłości okazać, że łąki nowohuckie nie są takim zwyczajnym miejscem, a przebiegają przez nie, nieznane obecnie, linie mocy. A dziwne zdarzenia na łąkach w Nowej Hucie mogą świadczyć o tym, że ktoś ma jakieś tam pojęcie o tych siłach i wykorzystuje je w sobie znanych celach.
![]() Ostatnio gruchnęła wiadomość, że nasi ukochani przywódcy wraz z przywódcami krajów bałtyckich chcą nas wprowadzić w wojnę na Ukrainie. Wysypał ich premier Grecji. Ciekawa sprawa. Jerzy Friedman w swojej książce z 2009 roku "Następne 100 lat" profetycznie pisał: "Stany Zjednoczone będą miały jeden zasadniczy cel: zapobiec powszechnej wojnie, skupiając uwagę Rosjan na Bałtach i Polakach, a odciągając ją od sytuacji globalnej.” Ciekawa sprawa. Friedman pisał o sprowokowaniu Rosji by zaatakowała Ukrainę, a potem skierowaniu ataku Rosji na Polskę i kraje bałtyckie, a nie na Słowację, Węgry czy Rumunię. I co teraz mamy? Ostatnio odbyła się narada głów państw we Francji i okazało się, że podżegaczami wojennymi byli przywódcy Polski i krajów bałtyckich, a przywódcy Słowacji czy Węgier blokowali pomysł wysłania swoich żołnierzy do walki na Ukrainie. Niby mamy wolność i demokrację, wolne wybory, więc jak to się stało, że Friedman kilkanaście lat temu przewidział, że wybierzemy sobie zdrajców i sprzedawczyków, którzy bez mrugnięcia okiem poświęcą swoje kraj w interesie Anglosasów? Czyżby koncepcja chrześcijańska predestynacji mówiąca, że losy człowieka są z góry określone prze Boga była prawdziwa, a wolna wola to tylko iluzja? ![]() W poprzednim moim wpisie podałem informację o możliwości przybycia do Polski radioaktywnego piasku z Sahary. Sam sobie tego nie wymyśliłem, tylko podałem za portalem polsatnews.pl: "Nad południową Polską we wtorek pojawi się ogromna chmura pyłu znad afrykańskiej Sahary. Drobiny piasku mogą zawierać śladowe ilości radioaktywnych izotopów. Państwowa Agencja Atomistyki w swoim codziennym komunikacie uspokaja zaniepokojonych mieszkańców." Informacja była z 27 lutego. Mam licznik Geigera-Müllera i od 28 lutego do dzisiaj, czyli 1 marca, mierzyłem promieniowanie radioaktywne tła. Nie zauważyłem zmian. Na portalu radarburz.pl też nie zauważyłem podwyższonej radioaktywności. Zrzut ekranu pokazuję poniżej. Na razie spokój, ale jakie pierwiastki mogą przylecieć z piaskiem z Sahary? Portal polsatnews.pl wyjaśnia i to:
"Prowadzone w tamtym okresie w Europie badania laboratoryjne wykazały, że stężenia izotopu Cez-137 (Cs-137) w próbkach pyłu były pomijalne z punktu widzenia narażenia na promieniowanie jonizujące" Ciekawe! W Wikipedii możemy przeczytać o cezie: "W przyrodzie w sposób naturalny występuje w postaci jedynego (spośród 40 znanych w roku 2003) trwałego izotopu 133Cs. Ponadto sztuczne, radioaktywne izotopy cezu, stanowiące produkty rozszczepienia występują w wypalonym paliwie jądrowym. Izotopy 134Cs i 137Cs ulegały deponowaniu w różnych osadach w wyniku opadów promieniotwórczych o zasięgu globalnym, będących skutkiem próbnych wybuchów jądrowych przeprowadzanych w atmosferze w połowie XX wieku oraz awarii nuklearnych, przede wszystkim tej w Czarnobylu. Ze względu na dłuższy czas połowicznego rozpadu, obecnie wykrywany jest przede wszystkim 137Cs," Zacząłem drążyć temat dalej. Sprawdziłem, czy były testy jądrowe na Saharze. Okazuje się, że były: "Pierwszy wybuch miał miejsce na Saharze w Algierii (wtedy jeszcze francuskiej kolonii) 13 lutego 1960. Ogółem w Algierii Francuzi przeprowadzili 4 próby atmosferyczne i 13 prób podziemnych, ostatnią 16 lutego 1966. (próby odbywały się dalej nawet po uzyskaniu przez Algierię niepodległości w 1962)." Z podziemnych prób prawdopodobnie mało materiału rozszczepialnego dostało się do atmosfery. Ważne są próby atmosferyczne. Było ich cztery. Teraz należy sprawdzić ile materiału rozszczepialnego potrzebne jest do zbudowania bomby jądrowej. I znów Wikipedia podpowiada: "Pierścień z plutonu o czystości 99,96%. Waży około 5,3 kg, ma średnicę 11 cm i wystarczy do skonstruowania jednej bomby jądrowej". A teraz policzmy szacunkowo. Prawdopodobnie Francuzi użyli więcej materiału rozszczepialnego przy produkcji jednej bomby. Niech to będzie 10 kg na bombę. Cztery wybuchy - 40 kg. Niech będzie, że po wybuchu powstało 40 kg cezu 137. Niech z pozostałych 13-stu wybuchów do atmosfery dostało się 20 kg cezu 137. Łącznie daje nam to 60 kg. Okres połowicznego rozpadu cezu 137 to w przybliżeniu 30 lat. Mamy 60 lat po francuskich eksperymentach, więc cezu 137 powinno zostać około 15 kg. Na całą Saharę kilkanaście kilogramów i panika. Chciałbym przypomnieć, że Sahara ma powierzchnię około 9 200 000 km², czyli 9 200 000 000 000 m² . 15 kg podzielić na 9 200 000 000 000 m² daje nam 1,6 x 10-9 g/m² cezu 137. W tłumaczeniu na polski to jest mniej niż dwie miliardowe części grama cezu na metr kwadratowy Sahary, przy założeniu, że cały cez z wybuchów osiadł na Saharze, a nie poleciał gdzieś dalej i np. wpadł do oceanu. Chyba, że tego cezu na Saharze jest więcej. I jest nie tylko cez, ale i inne pierwiastki promieniotwórcze. A skąd się mogły wziąć? Wikipedia poinformowała nas, że cez 137 znajduje się w wypalonym paliwie jądrowym. A inne pierwiastki promieniotwórcze? Proces przygotowania uranu jako paliwa do elektrowni atomowej jest skomplikowany. najpierw należy wydobyć rudę, potem następuje proces zatężania uranu i przetwarzanie tlenku uranu do fluorku uranu, następnie zachodzi proces wzbogacenia materiału w uran 235, kolejno wytwarzanie pastylek paliwowych i produkcja prętów paliwowych. Na każdym etapie występują jakieś odpady i te odpady są z pewnością radioaktywne. Zawartość uranu w eksploatowanych rudach wynosi zwykle 0,3–2 kg/t. Czyli jeśli średnio mamy 1 kg uranu w tonie rudy, to 999 kg rudy należy wyrzucić. I to pewnie nie byle gdzie. Następnie mamy proces wzbogacania uranu. Uran występujący w rudach zawiera 99,28% nierozszczepialnego izotopu U-238, 0,71% rozszczepialnego U-235, śladowe ilości U-234. Uran wzbogaca się do około 3,5% U-235. Czyli z 5 kg uranu uzyskujemy 1 kg wzbogaconego uranu. To znaczy, że 4 kg zubożonego uranu należy gdzieś się pozbyć. Część wykorzystuje się do produkcji rdzeni pocisków przeciwpancernych. A reszta? No i na koniec otrzymujemy zużyte paliwo jądrowe z elektrowni. W skali roku jest to kilkadziesiąt ton z jednej elektrowni. Z nim też trzeba coś zrobić. Moja hipoteza jest taka, że ktoś, aby ciąć koszty, wymyślił, żeby to wszystko zmielić na proch i wysypać na Saharę. Przecież tam praktycznie nikt nie mieszka. Rządzący krajami Afryki Saharyjskiej są podatni na korupcję. A nawet jeśli jakiś tam prezydent czy premier, a może nawet i król byłby odporny na pieniądze i szantaż, to istnieją tacy panowie, jak opisani w książce Johna Perkinsa "Hitman - wyznania ekonomisty od brudnej roboty", którzy radzą sobie z "krnąbrnymi i opornymi" przywódcami krajów. Pozbywanie się odpadów radioaktywnych mogło być jedną przyczyn upadku projektu energetycznego Unii Europejskiej DESERTEC. Gdyby zaczęto stawiać na pustyni lustra i turbiny wiatrowe, to szybko wykryto by podwyższoną radioaktywność. Mogłoby to popsuć interesy wielu ważnym ludziom. Ciekawe, że żadni ekolodzy nie zainteresowali się tym tematem. Ale rozumiem, że ekolodzy mają ważniejsze sprawy na głowie. Muszą przyklejać się do jezdni, albo oblewać farbą dzieła sztuki. ![]() Siedziałem sobie dzisiaj na łąkach w Nowej Hucie w Krakowie. Niebo było zasnute chmurami, lecz i tak co jakiś czas poniżej chmur pojawiał się samolot ciągnący za sobą białą smugę. Samoloty latały poniżej warstwy chmur, co widać na zdjęciu powyżej. W Wikipedii możemy znaleźć oficjalne wyjaśnienie tego zjawiska: "Smuga kondensacyjna – chmury typu cirrus w postaci długich linii, powstająca najczęściej za samolotem odrzutowym lecącym w górnej troposferze i dolnej stratosferze, zazwyczaj na wysokości między 8 a 15 km nad ziemią. Może utrzymywać się nawet kilka dni." Ciekawe, że strona Wikipedii dotycząca smug kondensacyjnych była wielokrotnie przerabiana. Za pomocą WybackMachine sięgnąłem do wcześniejszych opisów z roku 2008 i 2009. Tam w ogóle nie było nic napisane jaki czas taka smuga czy chmura może utrzymywać się na niebie. Wikipedia poinformowała nas, że smugi kondensacyjne powstają z reguły na wysokościach 8 - 15 km. Ja obserwowałem i fotografowałem samoloty ciągnące za sobą smugi, które leciały poniżej warstwy chmur. A ta sama Wikipedia przybliża nam charakterystyki typów chmur i wysokości ich podstaw. Podstawy chmur wysokich - cirrusów, według powyższej tabelki, znajdują się na wysokościach 6 - 10 km. Samoloty latały pod nimi i zostawiały za sobą smugi. Teoretycznie jest możliwe, że chmura utworzyła się na wysokości 10 km, a samolot przelatywał pod nią na wysokości 8 km. Chmury ze zdjęcia wprowadzającego na cirrusy mi nie wyglądają, ale może się mylę. Również ktoś może powiedzieć, że to wyjątkowa sytuacja, gdy samoloty zostawiają smugi na małej wysokości. Ale ja takie sytuacje obserwuję dość często. A zdarzają się przypadki, w których samoloty na sporej wysokości nie zostawiają smug. Bywa też tak, że jedna smuga ciągnąca się za samolotem jest ciemniejsza niż inne. O czarnych smugach chemicznych już kiedyś pisałem i nawet sfotografowałem. Powracając do dzisiejszego dnia, czyli 27 lutego i mojego pobytu na łąkach w Nowej Hucie, to ze zdziwieniem zauważyłem, że pogryzły mnie komary. Nawet jednego zabiłem. A znowu Wikipedia nam objaśnia, że samice komara pospolitego w czasie zimy nie pobierają pokarmu. Co prawda dzisiaj było ciepło jak na luty , ale i tak optymalna temperatura dla rozwoju komarów waha się od 20 do 25 °C. Rozwój pokolenia trwa wówczas 10–14 dni, a przez ostatnich 10 dni nie było tak ciepło, a noce są dość chłodne. Dziwne. W ogóle dziwne rzeczy się dzieją w Polsce. Na portalu MSN przeczytałem, że:
"Po kilku dniach lepiarka bluszczowa pojawiła się również w Krakowie na Wawelu, co bardzo zastanowiło dr Kierat, ponieważ obydwa miejsca dzieli 450 kilometrów. "Mało prawdopodobne jest, żeby lepiarka zdążyła przekroczyć granicę na zachodzie, a potem pokonać całą drogę aż do Krakowa, przez nikogo niezauważona w międzyczasie. Pokonanie 450 kilometrów musiałoby jej zająć kilka sezonów i wiązać się z osiągnięciem trudnej do przeoczenia liczebności" - zwróciła uwagę biolożka." Dziwne nie tylko to, że lepiarka tak szybko się przemieściła, ale i to, że żadną służbę to nie zainteresowało. Przecież złowrogi Putin mógł zakazić lepiarkę jakiś zjadliwym bakcylem, który znalazł w ukraińskich biolaboratoriach i teraz rozprzestrzenia to po Polsce. Istnieje spiskowa teoria, że borelioza powstała w amerykańskim laboratorium broni biologicznej na wyspie Plum, bo pierwsze jej ognisko było w miejscowości Lyme w stanie Connecticut oddalonej o 27 km od tego biolaboratorium. Na boreliozę nie ma lekarstwa. W Ameryce chorobę rozpoznano w latach 80-tych ubiegłego wieku, a już w roku 1987 zanotowano pierwszy przypadek boreliozy w Polsce Ciekawe jak te zakażone kleszcze przedostały się tak szybko przez żelazną kurtynę. Wtedy wymiana ludzi i towarów miedzy Wschodem i Zachodem była dość ograniczona. Z kleszczami jest również inna interesująca rzecz. Obrońcy klimatu ze Światowego Forum Ekonomicznego chcą nas zmusić do jedzenia owadów, bo hodowla zwierząt jest "zabójcza" dla klimatu, szczególnie zwierząt z których mamy czerwone mięso. I co się dzieje? No niesamowity zbieg okoliczności. Została odkryta choroba odkleszczowa powodująca alergię na czerwone mięso. Jak możemy przeczytać w „Świecie Nauki” ze stycznia 2024 roku: „Ugryzienie kleszcza Lone Star, występującego na południu, środkowym zachodzie i w środkowej części wschodniego wybrzeża USA, może wywołać dziwne i czasami niebezpieczne alergie na czerwone mięso (m.in. na wołowinę, wieprzowinę i mięso jeleniowatych), nabiał, żelatynę i niektóre leki”. Mało tego, ostatnio dowiedzieliśmy się z mediów, że: "Nad południową Polską we wtorek pojawi się ogromna chmura pyłu znad afrykańskiej Sahary. Drobiny piasku mogą zawierać śladowe ilości radioaktywnych izotopów." "Pył znad Sahary oznacza również nadejście suchego i gorącego powietrza, które może wywoływać problemy z oddychaniem, łzawienie oczu, a nawet zapalenie spojówek." Dzisiaj w sklepie pani ekspedientka powiedziała mi, że ostatnio, może dzisiaj, może wczoraj trzech jej klientów pożegnało się z tym światem. Nie wiem czy to może mieć związek z komarami i piaskiem saharyjskim, które mogły przylecieć w samolotach. A może ma to związek z lepiarką? ![]() Ostatnimi czasy logo fundacji AMORC zainspirowało mnie do zakupu posążka Izydy, która chyba była jego pierwowzorem. Izyda, według Wikipedii, to: "w mitologii egipskiej bogini płodności, opiekunka rodzin i domowego ogniska, patronka małżeństwa i macierzyństwa. Najbardziej znana bogini egipska o charakterze antropomorficznym." "W cyklu solarnym występowała natomiast jako ziemska kobieta i potężna czarodziejka, obdarzona mocą boską. W wymyślny sposób uzyskała ją od Ra w zamian za uleczenie z jadowitego ukąszenia. Stąd czczono ją również jako „mistrzynię czarów”, chroniącą nie tylko swego syna, lecz i ludzkie dzieci przed wężami, drapieżnikami oraz innymi zagrożeniami". "W czasach Nowego Państwa Egipcjanie ściśle powiązali ją z Hathor, którą w późniejszej kosmogonii wyparła i zastąpiła w roli matki Horusa, przejmując też jej atrybuty (krowie rogi z tarczą słoneczną)". I teraz zobaczmy, co w Wikipedii napisane jest o Hator: "Czczona była od najdawniejszych czasów jako niebiańska krowa, jej główna świątynia znajdowała się w Denderze (Ta-Netjer), w Górnym Egipcie, z mieszczącą się w niej wyrocznią, gdzie wróżono ze snów. Stąd jej kult rozprzestrzenił się na cały Egipt. Przedstawiano ją początkowo pod postacią krowy, później jako kobietę z głową krowy i dyskiem słonecznym pomiędzy rogami. W ostatnim okresie jako kobietę z krowimi uszami, rogami i dyskiem słonecznym. Te atrybuty przejęła od niej Izyda." Zacząłem się przyglądać z bliska głowie Izydy. Nijak nie mogłem znaleźć krowich uszu, które niby to przejęła po Hator. Przyjrzałem się też krowie afrykańskiej. Widzę zdecydowane różnice i w kształcie rogów i miejsca z którego wyrastają. Krowie rogi wyrastają po bokach głowy, a Izydzie z czubka. Tarcza pomiędzy rogami Izydy jest różowo - czerwona. Zrobiłem wiele zdjęć słońca o różnych porach dnia. I o zachodzie słońca i podczas silnego zachmurzenia i ani razu nie udało mi się zrobić zdjęcia całego dysku słonecznego o takiej barwie. Raz mi się udało zrobić zdjęcie, o w miarę podobnej kolorystyce. Ale połowa słońca już zniknęła za horyzontem. A nad Izydą widzimy pełny dysk. W internecie też nie znalazłem pełnego dysku słonecznego o kolorystyce jak dysk Izydy. Być może rogi i dysk oznaczają zupełnie coś innego. Warto zwrócić uwagę, że jakby ze środka czoła Izydy wyłania się kobra. Mnie rogi Izydy plus kobra kojarzą się z podwójnym wężem kundalini i czakrami jogi. Na rysunku powyżej z prawej strony można zauważyć, ze środek czoła i czubek głowy, to szczególne punkty dla joginów. To są ośrodki mentalne. A kundalini według portalu anahana.com: "Wąż Kundalini odnosi się do uśpionej energii duchowej często opisywanej jako wąż zwinięty u podstawy kręgosłupa. Wąż Kundalini reprezentuje potężną energię życiową, która drzemie w każdym człowieku. Prawdziwe oświecenie osiąga się poprzez proces znany jako przebudzenie zastałej energii Kundalini. Kundalini odgrywa znaczącą rolę w rozwoju duchowym i ścieżce oświecenia. Siła węża jest podsycana podczas wykonywania różnych czynności jogi i medytacji kundalini, w wyniku czego energia wznosi się przez wszystkie czakry. Proces ten nazywany jest przebudzeniem kundalini. Przedstawienie kundalini jako węża również opiera się na specyficznych cechach, takich jak jej zwinięty kształt w stanie spoczynku i zdolność do unoszenia się, kiedy jest aktywna. Tłumaczenie "Kundalini Shakti" z sanskrytu na angielski to "Serpent Power", co pokrywa się z ruchem energii uwalnianej w twoim ciele od podstawy kręgosłupa w górę przez koronę." Czyli kundalini wznosi się od od najniższej czakry u podstawy kręgosłupa do czakry korony, która znajduje się (swiphealth.com): "Lokalizacja siódmej czakry, tj. czakry Sahasrara lub czakry korony, znajduje się na czubku głowy lub nieco powyżej głowy. " Czakra korony (elle.pl): "jest łącznikiem pomiędzy wyższą energią, a wszystkim tym, co ludzkie i przyziemne. Gdy energia płynnie przechodzi przez czakrę korony, możliwe jest połączenie się ze wszechświatem – poczucie jedności i harmonii. Czakra korony odpowiada za zrozumienie świata, poznania siebie i innych, odkrywanie sensu i celu życia." Może związki między kultura indyjską i egipską są większe niż nam się zdaje i dysk nad głową Izydy oznacza czakrę korony, a rogi - węże kundalini. Może się okazać, że obie kultury religijne mają głębsze korzenie w bardziej pierwotnych wierzeniach, takich, których jednym z wariantów jest hawajska Huna odkryta dla świata zachodniego przez Maxa Freedoma Longa. Podstawowym założeniem Huny jest to, że człowiek składa się jakby z trzech osób: niższego ja, którego odpowiednik możemy znaleźć w dzisiejszej psychologii znany jako podświadomość. Niższe ja obejmuje całe ciało fizyczne, zarządza nim, leczy go itp. Poza tym ma wielką moc kreowania rzeczywistości zgodnie ze swoimi przekonaniami. Potrafi produkować pewną formę energii - materii zwaną maną. W religiach indyjskich mamy pranę. Bardzo podobne wyrazy. Dzięki manie niższe ja potrafi wpływać na świat materialny kreując go według własnego widzimisię. Nieraz zastanawiamy się skąd się biorą choroby czy pech. Oskarżamy o to, zły los, boga, demony, a to nasza podświadomość, nasze niższe ja uznaje, że, z jakiś tam powodów, powinno nas i samego siebie ukarać. Również, gdy jesteśmy przekonani, że nie zasługujemy na szczęście i przyjazny los, to nasza podświadomość kreuje nam życie jakie chcemy, czyli pełne przeciwności losu i porażek. Mówisz i masz. Niższe ja ma psychikę dziecka i wszystkie obrazy i słowa przyjmuje bezkrytycznie i w nie wierzy, a następnie na podstawie tego tworzy nam naszą rzeczywistość. Dlatego powinniśmy uważać na to co mówimy, słuchamy i oglądamy, bo nasza podświadomość to wszystko bezkrytycznie rejestruje i potem na podstawie tego tworzy nam świat w którym żyjemy. Drugą częścią naszej istoty jest średnie ja - świadomość według psychologii. Średnie ja potrafi logicznie myśleć, analizować. To w zasadzie jesteśmy my. Według Huny średnie ja nie ma pamięci, korzysta ze wspomnień niższego ja, które wszystko zapamiętuje jak leci. Średnie ja wytwarza pewien rodzaj energii - materii zwanej w Hunie jako mana mana. Ten rodzaj siły sprawczej może działać w świece idei, w świecie astralnym, ale nie w świecie materialnym. Świadomość, by coś zrealizować w świecie materialnym, musi korzystać z many produkowanej przez podświadomość. Oczywiście za zgodą niższego ja. Świadomość, czyli średnie ja zlokalizowane jest, według Huny, w głowie, a w szczególności w środku mózgu na wysokości środka czoła. Kolejna częścią człowieka jest duch rodzicielski, wyższe ja, nadświadomość. Nadświadomość znajduje się poza ciałem fizycznym, z reguły przedstawiana jest jako obiekt ponad głową człowieka. Nadświadomość działa na poziomach o których świadomość nie ma pojęcia. Wyższe ja widzi więcej co się dzieje wokół człowieka niż średnie ja, poza tym potrafi spojrzeć w przyszłość i wie jakie skutki będą miały działania człowieka. Zna wydarzenia z przyszłości, których logicznym rozumowaniem średniego ja, nie da się przewidzieć. Wyższe ja produkuje swój rodzaj energii - materii zwany mana loa, który działa w świecie subtelnych materii i energii wyższego ja. Aby natchnąć średnie ja do pewnych rozwiązań musi skorzystać z energii - materii średniego ja, czyli many many, a żeby zadziałać w świecie materialnym musi pobrać manę od niższego ja. Średnie ja nie ma bezpośredniego połączenia z wyższym ja. Musi skorzystać z pośrednictwa niższego ja. Obrazowo przedstawia to rysunek poniżej zaczerpnięty z książki Maxa Freedoma Longa "Magia cudów". Rysunek pokazuje, że wyższe ja jest połączone z nadświadomościami innych ludzi. To samo odnosi się do wyższych poziomów. Nadświadomość połączona jest z jaźniami z wyższych poziomów duchowych o których nie mamy wiedzy. Schematycznie pokazuje to poniższy rysunek również zaczerpnięty z tej samej książki. Powracając do praktycznych spraw, aby zrealizować jakiś pomysł w świecie realnym z pomocą nadświadomości musimy przekonać naszą podświadomość, że pomysł jest dobry i wtedy ona kontaktuje się z wyższym ja i pomysł zostaje zrealizowany. Chyba, że nadświadomość uzna, że pomysł jest szkodliwy. Wtedy nie pomaga w jego realizacji, a wręcz rzuca kłody pod nogi. Czasem wydaje nam się, że mamy strasznego pecha i coś tam się nie udaje lub źle dzieje, a to nasz duch rodzicielski chroni nas przed czymś zdecydowanie gorszym, co ma się wydarzyć, gdy dalej pójdziemy tą drogą.
A jak mamy przekonać naszą podświadomość o tym, że pomysł jest dobry i powinien zostać zrealizowany? Generalnie są dwa podejścia: obrazowe i werbalne. W metodzie obrazowej wyobrażamy sobie, że cel już został zrealizowany, cieszymy się, że już to mamy lub jesteśmy zdrowi. Nie wyobrażamy sobie drogi osiągnięcia celu, ale sam cel i naszą radość z jego osiągnięcia. Emocje radości przekonują naszą podświadomość, która przekazuje wyższemu ja cel do realizacji. Nie myślimy o drodze do osiągniecia celu, bo nasze wyższe ja zna 10000000000000 metod osiągnięcia tego celu i wybiera najlepszą. I to są drogi, których sami nie jesteśmy w stanie wymyślić. Drugą metodą jest metoda werbalna. Jest dobra dla ludzi cierpiących na afantazję lub mających kłopoty z wyobrażeniem sobie czegoś. Po prostu mówimy, co chcemy osiągnąć. Najlepiej powtórzyć to trzy razy. Jakoś trójca pojawia się wszędzie i nasza podświadomość lepiej zareaguje na trzykrotne powtórzenie życzenia. Podobnie jak z wizualizacją rezultatu, którą powtarzamy wielokrotnie, tak i w przypadku wypowiadania życzeń najlepiej to zrobić wielokrotnie. To znaczy np. rano i wieczorem wypowiadać życzenie trzykrotnie. I teraz ważne jak wypowiadać. W zależności co nasza podświadomość lubi lub co najmniej akceptuje, możemy życzenie wyrazić w postaci prośby lub stwierdzania faktu albo rozkazu. A jak rozpoznać jaką formę lubi nasza podświadomość? James Doty - neurochirurg ze uniwersytetu Stanforda w jednej ze swoich książek stwierdził, że serce jest jakby drugim mózgiem, że jest silnie unerwione i liczba impulsów płynąca z okolic serca do mózgu jest dużo większa niż płynących z mózgu do serca. Sugerował, że w okolicach serca jest jakby mózg emocjonalny. I co to ma wspólnego z niższym ja? Gdy mamy jakiś pomysł do realizacji i czujemy w okolicach serca coś dziwnego, że coś z tym pomysłem jest nie tak, to znaczy, że nasza podświadomość nie chce jego realizacji. Więc albo staramy się przekonać nasze niższe ja do tego pomysłu, czyli do czasu, gdy w okolicach serca nic nie będziemy czuli, albo poczujemy pewien rodzaj radości. W przypadku dalszych negatywnych uczuć w rejonie serca porzucamy realizację pomysłu lub przenosimy to na przyszłość, gdy czas dojrzeje. I tak obecnie nic z niego nie będzie. Nasza podświadomość nie skomunikuje się z nadświadomością w tej sprawie. Po krótkim opisie Huny powróćmy do Izydy. Moja interpretacja jest taka, że tułów Izydy ze skrzydłami symbolizuje niższe ja o nieograniczonych możliwościach. Skrzydła mówią nam, że nasza podświadomość może nas przenieść wszędzie, dokąd tylko zechcemy. Z czoła Izydy wychodzi wąż. A jaka jest symbolika węża? Portal mateuszbajerski.co.uk nam to wyjaśnia: "Wąż jest również symbolem mądrości i wewnętrznej wiedzy." Wypisz wymaluj średnie ja. A teraz przyjrzyjmy się czerwonej tarczy nad głową Izydy. Otoczona jest jakby dwoma złotymi sznurami, które nie kończą się na tarczy lecz idą dalej w górę. Czerwona tarcza może symbolizować wyższe ja, a dwa złote sznury - substancje zwane maną i maną maną płynące z niższego i średniego ja. Opływają one i zasilają wyższe ja. Następnie płyną wyżej do bytów nadrzędnych istniejących ponad wyższym ja, by one również, w razie potrzeby, mogły interweniować w świecie materialnym i świecie idei. Tak myślę czy nazwisko Rotszyld nie jest związane z czerwona tarczą Izydy symbolizującą wyższe ja. Nie jestem ekspertem w niemieckim ale "zum rothen Schild" można przetłumaczyć jako "dla czerwonej tarczy". Czyli nazwisko nie jest związane z jakimś szyldem na ulicy, tylko kultem Izydy i wtajemniczenia w pewien rodzaj starożytnej wiedzy. W pierwotnej wiedzy - religii nie było miejsca dla kapłanów, bo każdy, kto znał wiedzę o duchowej budowie człowieka był : "Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem;" Dopiero, gdy powstała próżniacza kasta kapłańska zaczęto zmieniać wierzenia, tak aby kapłani byli niezbędnym elementem. ![]() Już prawie dwa lata oczy się wojna na Ukrainie. Powoli zmienia się narracja. Niby wciąż kochamy Ukraińców ale już nie tak bardzo jak dawniej. A teraz, bez emocji, spróbujmy przyjrzeć się obu państwom, które wzięły się za łby. Najpierw Rosja. Według tego co nam się mówi, Rosja to odwieczny wróg Polski, Polaków i polskości. Ale czy Rosjanie myślą, że Polska i Polacy to ich odwieczny wróg? Prawdopodobnie nie, bo Rosja to globalne mocarstwo i ma globalne interesy i problemy. Zacytuję tu fragment z Wikipedii: "Federacja Rosyjska jest największym państwem na świecie pod względem powierzchni oraz szóstym pod względem wielkości w historii świata. Pod względem liczby ludności zajmuje 9. miejsce. Rosja należy do największych gospodarek świata, pod względem PKB zajmuje 11. miejsce na świecie. Dysponuje największymi na świecie zasobami naturalnymi i źródłami energii. Jest członkiem wielu międzynarodowych organizacji, m.in. jednym z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, G20, Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, Wspólnoty Niepodległych Państw, Szanghajskiej Organizacji Współpracy i odgrywa znaczącą rolę w polityce światowej." I jeszcze trochę informacji geograficznych: "Rosja położona jest na kontynencie euroazjatyckim. Rozciąga się od Europy Wschodniej, obejmuje całą Azję Północną aż do Oceanu Spokojnego. Rosja graniczy na lądzie z Norwegią (196 km), Finlandią (1313 km), Estonią (290 km), Łotwą (292 km), Białorusią (959 km), Ukrainą (1576 km), Gruzją (723 km), Azerbejdżanem (284 km), Kazachstanem (6846 km), Chinami (3645 km), Mongolią (3441 km), Koreą Północną (17,5 km) oraz Litwą (227 km) i Polską (210 km) – z dwiema ostatnimi poprzez obwód królewiecki – jak również Abchazją i Osetią Południową (państwami nieuznawanymi przez większość krajów świata, ale uznanymi przez samą Rosję). Graniczy także z kilkoma państwami poprzez Morze Bałtyckie, Morze Czarne, Morze Kaspijskie, Morze Ochockie z Japonią (dzieli tylko 4 km) oraz poprzez Morze Beringa (Cieśnina Beringa) ze Stanami Zjednoczonymi (dzieli 4 km). Długość granic lądowych wynosi 20 241,5 km, morskich – 37 653 km." Łatwo zauważyć, że długość granicy Rosji z Polska to zaledwie 1% granic lądowych Rosji. Wobec powyższego można wysnuć wniosek, że twierdzenie iż Rosja tylko czeka na moment, by zaatakować Polskę, to co najmniej polska megalomania zważywszy na to, że centrum światowych finansów, biznesu, ekonomii przenosi się z Atlantyku na Pacyfik, a Europa zwija się gospodarczo. Wraz z gospodarczym upadkiem Europy Rosja będzie miała coraz mniejszą potrzebę angażowania się na zachodzie. Nawet są pomysły, żeby stolicę Rosji przenieść do Azji bliżej światowego centrum gospodarki. Jak podaje portal vedomosti.ru: "Sens takich pomysłów polega na tym, że "centrum polityczne powinno znajdować się gdzie indziej, środki finansowe powinny być rozłożone bardziej równomiernie, a Moskwa nie powinna być metropolią, która przyciąga wszystkich aktywnych i ambitnych ludzi z regionów". Nie są to pierwsze wypowiedzi o możliwości przeniesienia centrum administracyjnego Rosji poza Ural. Lider Partii Liberalno-Demokratycznej Władimir Żyrinowski (zmarł w 2022 r.) uznał Magadan za najbardziej udane miejsce dla stolicy Rosji. "Z filozoficznego, historycznego punktu widzenia, korzystniej jest dla stolicy Rosji znajdować się na Dalekim Wschodzie. Ale nie Władywostok, nie Chabarowsk, ale gdzieś w okolicach Magadanu – z dala od granicy z Chinami, nad brzegiem Morza Ochockiego" – mówił w 2013 roku. W 2021 r. minister obrony Siergiej Szojgu zaproponował przeniesienie stolicy kraju na Syberię, a także budowę pięciu nowych miast za Uralem z populacją do miliona osób." Gdy Europa była centrum świata, wtedy stolica Rosji była w Petersburgu, czyli nad morzem Bałtyckim i bliżej Europy Zachodniej. Skoro w Rosji coraz głośniej są artykułowane pomysły przeniesienia stolicy do Azji, to znaczy, że współpraca z Europą traci dla Rosji na znaczeniu, co nie znaczy, że przestanie tu pilnować swoich interesów i nie odwinie się, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie słyszałem też, żeby Rosja wysuwała wobec Polski jakieś roszczenia terytorialne twierdząc, że są to ziemie rdzennie rosyjskie. Co innego drugi uczestnik wojny czyli Ukraina. Państwowość współczesnej Ukrainy bazuje w zasadzie na nienawiści do Polski i Polaków. Największymi bohaterami ukraińskimi są Chmielnicki, Bandera Szuchewycz. Czci się oddziały OUN-B i UPA. Ciekawe, że na Ukrainie milczy się o bohaterskich Ukraińcach, którzy ratowali Polaków z rzezi wołyńskiej i innych pogromów ludności polskiej. Ukraina ma również roszczenia terytorialne wobec Polski: "Wielu obserwatorów relacji na linii Kijów – Warszawa zauważa hipokryzje ze strony naszych wschodnich sąsiadów. Jeszcze tak niedawno parlamentarzyści z ukraińskiej partii Swoboda otwarcie wystosowali roszczenia w kierunku władz naszego kraju. Miała to być ich odpowiedź na polską ustawę, która wprost potępiała zbrodnie OUN – UPA. Odpowiedź strony Ukrainy jest pewnego rodzaju nieporozumieniem. Zdaniem liderów jednej z największej partii ukraińskich, dzisiejsze wschodnie ziemię polski przy granicy ukraińskiej, to tak naprawdę okupowane ziemię zachodniej Ukrainy. Znany kijowski adwokat, Ołeksij Kurinnyj, sympatyzujący z otwarcie banderowską partią Swoboda, oświadczył niedawno, że rozpoczynają się prace nad specjalną ustawą, która wyliczy wszystkie roszczenia terytorialne względem Polski. Z zapowiedzi wynika, że władze w Kijowie będą zobligowane do wystąpienia o zwrot terytorium określanego przez nich jako „Księstwo Halico-Wołyńskie” albo „Zakierzoński Kraj”. W jego skład miałyby wchodzić okolice Chełma, Przemyśla, Jasła, Rzeszowa, aż do Białej Podlaskiej. Ukraińscy politycy określają ten obszar „ukraińskimi ziemiami etnicznymi”." I teraz wzięły się za łby te dwa kraje. Jednemu z nich Polska w zasadzie zwisa i powiewa. Oczywiście może zniszczyć Polskę, gdy zajdzie taka potrzeba geostrategiczna. Ale dokładnie to samo zrobią USA, Chiny, Wielka Brytania czy Niemcy, gdy znajdą się w podobnej sytuacji geopolitycznej. Drugi kraj zionie jawną nienawiścią do Polski. Nie piszę tu o zwykłych Ukraińcach, którzy są stłamszeni przez swoich przywódców, ale o tych tak zwanych "elitach". Gdyby rozwój Ukrainy nie zostałby zakłócony przez atak rosyjski i Ukraina zostałaby przyjęta do NATO, to w najbliższych dwudziestu latach moglibyśmy się spodziewać konfliktu militarnego między Polską, a Ukrainą. Traktat NATO, jeśli dobrze się orientuję, nie rozstrzyga problemu, gdy jeden członek NATO napadnie drugiego. Pewnie zgodnie z artykułem 5-tym pogrożono by Ukrainie palcem, albo coś w tym stylu. Widać, że Ukraina stanowiła dość poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski i Polaków.
Na nasze szczęście Rosja z Ukrainą wzięły się za bary. Kto tą wojnę sprowokował ten sprowokował, ale wydaje się, że to jest wojna na wyniszczenie Unii Europejskiej. Unia Europejska, jeśli stanie się jednym państwem z własną armią będzie śmiertelnym zagrożeniem zarówno dla USA jak i Rosji. O tym już kiedyś pisałem: "Jakiś czas temu Jarosław Kaczyński sugerował Unii stworzenie wspólnej armii. Zacytuję go za portalem konserwatyzm.pl: „Stworzenie wspólnej armii przez Unię Europejską dałoby Brukseli status supermocarstwa porównywalnego z Waszyngtonem” Ja zasugerowałbym coś innego. UE z większą kasą niż USA i z większym, co by nie mówić, potencjałem naukowym, byłaby w stanie stworzyć potężniejszą armię niż armia amerykańska. Jeśli procesy integracji UE w jedno federaqlne superpaństwo zostałyby zakończone sukcesem i ogłupianie ludzi ideologiami poprawnymi politycznie zostałoby zintensyfikowane tak, że ludność tego nowego państwa ślepo popierałaby swoich przywódców, to wyrosłoby mocarstwo będące w stanie walczyć z całym światem naraz i jeszcze wygrać. Taki ZSRR bis tylko potężniejszy i gospodarczo i militarnie. Powyższy rozwój wypadków dostarczyłby wielu zgryzot Amerykanom, którzy raczej ciężko by to przeżywali i być może mogliby nawet tego nie przeżyć, gdyby zostali zaatakowani przez Unię Europejską. Być może przewidując taki rozwój wypadków Amerykanie zapobiegają takiemu scenariuszowi promując w krajach europejskich ruchy i partie uniosceptyczne. To mogą potwierdzać słowa Jerzego Friedmana z książki „Następne 100 lat”: „Jak widzieliśmy, Stany Zjednoczone prowadzą w Eurazji ściśle ukierunkowana politykę - starają się nie dopuścić do tego, by jakiekolwiek państwo podporządkowało sobie ten region lub jego część. Jeśli Chiny będą słabe lub podzielone, Europejczycy zaś słabi i podzieleni, Stany Zjednoczone będą miały jeden zasadniczy cel: zapobiec powszechnej wojnie, skupiając uwagę Rosjan na Bałtach i Polakach, a odciągając ją od sytuacji globalnej.”" Dla superpaństwa europejskiego naturalnym sojusznikiem byłyby Chiny. Dzięki takiemu sojuszowi USA i Rosja trzymane by były w ryzach. Chiny mogłyby zaprowadzić swój porządek w Indiach i nikt by się nie wtrącił. Oczywiście USA i Rosja nie mogą dopuścić do spełnienia się takiego scenariusza. USA i Rosja, mimo pozornej wrogości, współpracują ze sobą od samego powstania Stanów Zjednoczonych. Jak wiemy choćby z Wikipedii podczas wojny o niepodległość Rosja nie wparła Wielkiej Brytanii mimo usilnych próśb, a nawet próby przekupstwa: "W 1781 roku Wielka Brytania próbowała przekupić Rosję, aby uzyskać jej pomoc. Zaniepokojony i zdający sobie sprawę, że Brytyjczycy są bliscy przegrania wojny, James Harris zapytał, czy kawałek brytyjskiego terytorium mógłby przekonać Rosję do przyłączenia się do walki. Oferując wyspę Minorkę, Harris nie zażądał w zamian żołnierzy. " O rosyjskim wsparciu dla rewolucjonistów amerykańskich możemy również przeczytać na portalu global-review.info: "Tymczasem chcąc odciąć dostawy zbuntowanym koloniom, Wielka Brytania próbowała narzucić blokadę morską na kontynencie amerykańskim. Pod wpływem korespondencji z filozofami francuskimi, oświecona cesarzowa rosyjska Katarzyna Wielka od samego początku sympatyzowała z walczącymi o wolność Amerykanami. Kierując się interesami narodowymi własnego kraju, Katarzyna stanowczo sprzeciwiła się brytyjskiej blokadzie morskiej. Kontynuowała handel z 13 byłymi koloniami. W 1780 roku Rosja ogłosiła politykę neutralności zbrojnej, co oznaczało, że jej statki będą walczyć, jeśli flota brytyjska będzie próbowała przeszkodzić im w przepłynięciu Atlantyku. Co więcej, w czasie wojny o niepodległość, król brytyjski Jerzy III, próbując odwoływać się do monarchicznych nastrojów Katarzyny, błagał ją o wysłanie 20-tysięcznego rosyjskiego korpusu ekspedycyjnego do Ameryki w celu walki z rewolucjonistami. Cesarzowa Rosji odmówiła. Następnie król próbował przekupić Katarzynę, oferując wyspę Minorkę na Morzu Śródziemnym w zamian za przekonanie Francji do wyjścia z wojny i tym samym zmuszenie amerykańskich rebeliantów do samotnej walki. I znowu oferta została odrzucona." W czasie wojny secesyjnej Francja, Wielka Brytania, Meksyk i Hiszpania znowu coś knuły przeciwko Stanom Zjednoczonym i znowu Rosja uratowała integralność USA: "Wracamy do roku 1861, wraz z wybuchem wojny secesyjnej, prezydent Lincoln musiał nie tylko walczyć z Konfederacją, ale także stawić czoła spiskowi Londynu i Paryża przeciwko Unii. Tym razem Francja, realizując swój program w Meksyku, zdradziła Stany Zjednoczone, potajemnie dostarczając broń separatystycznemu Południu. A Wielka Brytania, również kierując się własnym interesem, podstępnie zwiększyła legitymację Konfederacji, uznając ją za stronę walczącą. Domyślnie Londyn i Paryż były gotowe przyłączyć się do wojny po stronie armii generała Lee. Głównym czynnikiem, który do tego nie dopuścił, było stanowisko zajmowane przez Imperium Rosyjskie. W 1863 roku Aleksander II wysłał dwie floty rosyjskie pod dowództwem admirała Lessowskiego i Popowa do Nowego Jorku i San Francisco, aby wywrzeć presję na Londyn i w razie potrzeby walczyć z flotą brytyjską. Rosyjskie statki patrolowały amerykańskie wybrzeża przez 10 miesięcy. Tym samym Rosja była pierwszą potęgą europejską, która oficjalnie poparła Unię i prezydenta Lincolna. Wkrótce wojna się skończyła. W 1867 roku Mark Twain przybył z delegacją dziennikarzy do Sankt Petersburga, gdzie został ciepło przyjęty przez cara Rosji. Słynny amerykański pisarz scharakteryzował Rosjan jako ludzi przyjaznych." I dalej padają bardzo ważne deklaracje polityków rosyjskich i amerykańskich: "Ówczesne stanowisko Rosji wobec Stanów Zjednoczonych najlepiej opisuje stwierdzenie najsłynniejszego rosyjskiego dyplomaty, kanclerza Gorczakowa: „Polityka Rosji wobec Stanów Zjednoczonych jest określona i nie ulegnie zmianie. Przede wszystkim chcemy zachować Unię Amerykańską jako niepodzielny naród”. Będąc głęboko zadłużonym wobec Rosji, rząd amerykański zdecydował się w 1866 roku wysłać do Petersburga specjalną delegację, aby wyrazić cesarzowi i narodowi rosyjskiemu wdzięczność Stanów Zjednoczonych za pomoc udzieloną przez wysłanie rosyjskich flot do Ameryki. Słowa, wypowiedziane przez amerykańskiego dyplomatę Berga na oficjalnym przyjęciu zorganizowanym kilka lat wcześniej na cześć marynarzy, którzy w godzinie potrzeby stanęli u boku Stanów Zjednoczonych, okazały się prorocze: „Istnieje przyjaźń między nami, która nie została przyćmiona żadnymi złymi wspomnieniami. Będzie kontynuowana, z zastrzeżeniem rygorystycznego zakazu wtrącania się w swoje wewnętrzne sprawy. Łatwo sobie wyobrazić ogromne korzyści, jakie taka polityka może dać wszystkim rządom świata, jeśli będą jej uważnie przestrzegać.” I widać ta przyjaźń trwa do dnia dzisiejszego. Współpraca między Związkiem Radzieckim i USA podczas II wojny światowej doprowadziła do upadku potęg kolonialnych Wielkiej Brytanii i Francji i poskromiła imperialistyczne zapędy Japonii i Niemiec: "Gerd-Helmut Komossa ujawnia niewygodna prawdę o warunkach podyktowanych po wojnie Niemcom przez USA i aliantów. Układ z 21 maja 1949 roku, którego treść została zaklasyfikowana przez BND jako ściśle tajna, sugeruje utrzymanie ograniczenia suwerenności państwowej RFN aż do 2099 roku. Wspomniane restrykcje obejmują m.in. sprawowanie całkowitej kontroli nad mediami niemieckimi oraz środkami komunikacji przez zwycięskich koalicjantów. Poza tym, każdy nowo-wybrany kanclerz musi podpisać tzw. Federalny Akt Kanclerski a na niemieckie rezerwy złota został nałożony areszt." Po drugiej wojnie światowej ZSRR i USA podzieliły między siebie świat i przekomarzały się między sobą, tworząc wrażenie, że są śmiertelnymi wrogami. Miało to na celu zastraszenie własnych społeczeństw, żeby łatwiej poddawały się kontroli władz. Powróćmy do obecnej wojny rosyjsko - ukraińskiej. Jak się wydaje jej głównym celem jest demontaż Unii Europejskiej, a w każdym razie znaczne jej osłabienie ekonomiczne, militarne i polityczne. I przejdźmy do roli Polski w obecnym konflikcie. Czy Polska prowadzi teraz wojnę z Ukrainą? Definicja wojny jest trudna. Nawet Wikipedia nie daje jednoznacznej odpowiedzi co to jest. Polska dostarcza broń Ukrainie, zagrzewa Ukraińców do dalszej walki przeciwko Rosji, na forum europejskim naciska na inne państwa, aby dostarczały broń na Ukrainę. Polska przygarnęła miliony ukraińskich kobiet i dzieci, a również i mężczyzn. Wielu z nich przywiozło tutaj swój dobytek, a obecnie pracują w Polsce. Władze polskie wystąpiły również z iluzorycznym postulatem przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej. Przyjrzyjmy się wojnom i konfliktom zbrojnym w historii. jedno państwo napadało na inne w celu zagarnięcia terytorium, zdobycia łupów i niewolników. Jeśli nie było w stanie utrzymać terytorium, jak np. Tatarzy najeżdżający Polskę w XVII wieku, to niszczono infrastrukturę, czyli palono miasta, wsie i pola uprawne, porywano kobiety i dzieci, mordowano mężczyzn, a część niedobitków brano jako niewolników do pracy. Teraz spróbujmy wymienić cechy świadczące o tym, że państwo wygrało wojnę. Po pierwsze zwycięskie państwo niszczy infrastrukturę we wrogim państwie, niszczy domy, elektrownie itp. Po drugie morduje mężczyzn, a część z nich uprowadza jako niewolników. Po trzecie uprowadza kobiety i dzieci. Po czwarte zagarnia dobytek mieszkańców podbitego państwa. Po piąte, jeśli ma na tyle siły, zagarnia ziemie wroga albo w całości albo w części. I teraz spójrzmy na Polskę i Ukrainę. Polska dostarcza broń i żywność, Władze Polski zachęcają Ukraińców do walki mówiąc: "Jesteście dzielni, bronicie Europy przed hordami ze Wschodu! Brawo Ukraińcy!" itp. Dzięki temu wojna się przedłuża, Rosjanie coraz bardziej niszczą ukraińską infrastrukturę, Ukraińcy walczą i giną w ogromnej liczbie zamiast się od razu poddać Rosjanom. Czyli rosyjskimi rękami władze polskie mordują ukraińskich mężczyzn. Część ukraińskich mężczyzn uciekło do Polski, gdzie pracują za najniższą krajową wykonując prace, których Polacy nie chcą się tknąć. Czyli pierwszy i drugi punkt zwycięskiej wojny mamy zaliczony. Polacy z otwartymi rękami przyjęli ukraińskie kobiety i dzieci. Trzeci punkt zwycięskiej wojny również jest zaliczony. Ukraińcy uciekli tutaj ze swoim majątkiem, który wydają na zakup mieszkań w Polsce, jedzenia, ubrań i innych dóbr. Jakby nie było Polska przejęła ich dobytek. Czwarty punkt zaliczony. I zostaje piąty punkt, czyli zagarnięcie ziemi ukraińskiej. Na razie nic z tego, ale pomysły już były. Zbigniew Parafianowicz w swojej książce "Polska na wojnie" opisuje pewne wydarzenie podczas wizyty Kaczyńskiego w Kijowie: "Tylko Kaczyński wyskoczył z tym pomysłem o misji NATO na Ukrainie. Nikt nie rozumiał, o co w tym chodzi." Czyli pomysł zajęcia choć części Ukrainy był. Wojska NATO, głównie polskie, wejdą na Ukrainę i już nie wyjdą. Widać władze polskie w mistrzowski sposób ogrywały Ukraińców i wykorzystywały szansę daną przez światowe mocarstwa. Oczywiście nasz najwspanialszy sojusznik, czyli Stany Zjednoczone, chciał nas wepchnąć w tą wojnę, o czym również pisze Zbigniew Parafianowicz w swej książce, ale tęgie głowy w Warszawie nie dały się ograć: "Postanowiliśmy dostarczyć Ukraińcom Migi-29. Chcieliśmy jednak znaleźć sposób na ich bezpieczne przekazanie." "Stanowisko Amerykanów w sprawie migów było niejednoznaczne. Co innego mówił Departament Stanu, co innego Pentagon." "Wcześniej Amerykanie wręcz napuścili na nas Zełenskiego. On dzwonił do Dudy i miał do niego pretensje, że nie chce przekazać tych maszyn." "W tym oświadczeniu do państw NATO, a przede wszystkim do Amerykanów, była mowa o tym, że my chętnie oddamy te migi. W każdej chwili. Nasi piloci lecą nimi do Ramstein. Wysiadają i wracają do Polski samolotem rejsowym albo casą i załatwione. Nie obchodzi nas , kto tam do tych migów wejdzie, kto siądzie za sterami i dokąd poleci. Nie nasza sprawa. Nie wiemy , czy to Ukraińcy wsiądą w te migi, czy obywatele Paragwaju. Nic nie wiemy. Ale Amerykanie zaczęli nas dojeżdżać. Pytali w co gramy. My też pytaliśmy, w co grają. Skoro nasz pomysł im się nie podoba, to jak mamy rozumieć ich stanowisko. Czy baza w Ramstein jest innej kategorii NATO niż Rzeszów czy Lublin? Czy Niemcy maja większą ochronę niż Polska? Nie odpowiedzieli na to pytanie." Widać lekko nie jest na tej wojnie. Ale z tej książki dowiadujemy się o innym mistrzowskim zagraniu Dudy. Media robią mu czarny piar, że to niezguła, nie potrafi się wysłowić, a jak już co powie to boki zrywać. Być może Duda sam celowo przykłada to tego rękę, żeby w opinii publicznej funkcjonować jako niedorajda, a tak na prawdę jest mistrzem finezyjnych intryg. Kolejny fragment wyżej wspomnianej książki traktujący o propozycji przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej: "Dziś jest gadanie dziennikarskie, że pomysł nam ukradł Macron. Dla państwa jest istotne, żeby się stało, a nie żeby dostać pochwałę." I gdy Ukraińcy zorientują się, że zostali zrobieni w bambuko, że do Unii Europejskiej się nie dostaną, a chodziło tylko o przedłużenie wojny i większe zniszczenie Ukrainy, to Duda powie, że to nie on. To przecież Macron obiecał Ukraińcom Unię Europejską. Podsumowując, Polska chyba pierwszy raz w historii wygrywa wojnę z poważnym wrogiem tak niskim kosztem. Niedawno układ sił w polskim parlamencie zmienił się i nie wiadomo, czy nowa koalicja doprowadzi tą wojnę do ostatecznego zwycięstwa Polski. ![]() Globalne mocarstwa mają globalne interesy. Właśnie teraz rozgrywają miedzy sobą partię szachów szachując się wzajemnie. A to wojna na Ukrainie, a to w Izraelu, a to Tajwan, przewroty w Afryce, a to napięta sytuacja między Wenezuelą, a Gujaną. Nic tu nie jest przypadkowe. I nagle mamy aferę z posłem Braunem w roli głównej. W zasadzie nic wielkiego się nie stało, bo człowiek wykazał się postawą obywatelską zgodną z rozporządzeniem w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków: "Bardziej konkretną regulację zawiera rozporządzenie z dnia 16 czerwca 2003 roku w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów. Zgodnie z nim w obiektach oraz na terenach przyległych do nich jest zabronione wykonywanie czynności, które mogą spowodować pożar, jego rozprzestrzenianie się, utrudnienie prowadzenia działania ratowniczego lub ewakuacji" Mężczyzna, widząc palący się otwarty ogień i tłum ludzi, uznał, że zachodzi niebezpieczeństwo pożaru i problemu z ewakuacją, wziął gaśnicę i ugasił płomienie. Powinien dostać order od marszałka sejmu za zdecydowane działanie wobec zagrożenia pożarowego. Ale jak to w Polsce bywa zamiast nagrody dostał karę. Ukarano go obcięciem diety poselskiej. W sumie nic wielkiego się nie stało a jednak okazało się, że informacja o zdarzeniu obiegła cały świat i ukazała się nie tylko w wiadomościach arabskich, ale również koreańskich, japońskich czy chińskich. I taka drobna akcja miała rezonans na całym świecie, a to, że przeciw byłemu premierowi Włoch Giuseppe Conte i siedemnastu innym osobom toczy się śledztwo w sprawie zabójstw związanych z działaniami podczas epidemii kowid 19 jakoś nie słychać. Media dziwnie zamilkły w tej sprawie. Stąd można wysnuć wniosek, że akcja pana Brauna nie była spontaniczna. Podczas gaszenia świec chanukowych poseł Braun - znany antyszczepionkowiec był szarpany przez panią doktor Magdalenę Gudzińską-Adamczyk zwolenniczkę szczepień. Czyli starł się antyszczepionkowiec - antysanitarysta ze szczepionkowcem - sanitarystą. Już ten fakt jest znamienny. Ma wydźwięk symboliczny. Pan Grzegorz Braun był posłem również poprzedniej kadencji, czyli to była jego piąta chanuka i dopiero teraz zorientował się, że takie ceremonie maja miejsce w sejmie. "Gazeta Wyborcza" informuje nas: " Z kolei w Sejmie świeca chanukowa zapalana jest od 2007 roku." Nie powinna być to nowość dla pana posła. Akcja chanukowa miała miejsce w czasie, gdy rząd premiera Morawieckiego stracił władzę, Żydzi dokonują rzezi w Strefie Gazy (ciekawe, że nie ma rzeźni na Zachodnim Brzegu Jordanu), Ukraińcy przegrywają wojnę, a władze USA nie bardzo chcą dalej ich finansować. Mało tego. W niecałe dwa dni po akcji posła ukazuje się na YouTube piosenka o Grzegorzu Braunie. Co za ekspresowe tempo. Zupełnie jak w filmie "Fakty i akty". Można stąd wysnuć wniosek, że cały performans posła Brauna został starannie wyreżyserowany. Ciekawe co miał przykryć? Być może dowiemy się tego za jakiś czas. Przy okazji incydentu z posłem Grzegorzem Braunem dowiedzieliśmy się pewnych rzeczy. Okazało się, że lewica laicka wcale nie jest ateistyczna, tylko głęboko wierząca i praktykująca. Wyznaje judaizm. W Polsce jest rozdział kościoła od państwa, ale nie ma rozdziału synagogi od państwa. ![]() Jakiś czas temu vloger Ator w swojej wideoprezentacji mówił o prognozie Deagel 2025. Prognoza ta przewiduje na rok 2025 liczbę ludności danego kraju, produkt krajowy brutto i inne parametry ekonomiczne. Rokiem odniesienia jest rok 2017. Ciekawe jest porównanie liczby ludności w roku 2017 z prognozą liczby ludności w roku 2025. Poniżej przedstawiam początkowy fragment raportu Z raportu wynika, że w ciągu ośmiu lat Wielka Brytania straci 77,1% swojej ludności, Irlandia - 72,4%, Stany Zjednoczone 68,5%, Niemcy - 65,1%, Kanada tylko 26,1%. Generalnie straty w ludziach poniosą kraje Europy Zachodniej i Ameryki Północnej: USA i Kanada. Ale co ciekawe dużej grupie krajów w tym czasie przybędzie ludności jak np. Meksykowi, co pokazuję poniżej. Polsce ubędzie 13,4% obywateli. Jak do tej pory, a mamy końcówkę roku 2023 - go, w państwach, w których ma nastąpić największy ubytek ludności nic się nie wydarzyło. Liczba ludności praktycznie się nie zmieniła. Produkt krajowy brutto również, a przecież jak widać na pierwszym zdjęciu produkt krajowy brutto Wielkiej Brytanii ma spaść o 92,1%, a Stanów Zjednoczonych o 88,9%. Takie zmiany są raczej zauważalne, a jednak nic o tym nie słyszymy. Kilka lat temu Artur Lalak, na podstawie swoich badań i wyliczeń, doszedł do wniosku, że co 676 lat następuje jakaś katastrofa niszcząca świat, a przynajmniej znaczną jego część. I z jego badań wyszło mu, że do kolejnej katastrofy ma dojść w roku 2024, czyli już niedługo. Biorąc pod uwagę prognozę Deagel 2025 i badania Lalaka w przyszłym roku może się coś wielkiego wydarzyć. Ostatnimi czasy zauważyłem jakieś dziwne zjawiska dziejące się wokół mnie, a co gorsza, w mojej głowie. Pierwszego października, czyli na sześć dni przed atakiem Hamasu na Izrael, mój telefon komórkowy połączył się ze stacją bazową we Francji i to jeszcze w paśmie 5 G, a ponoć zasięgi stacji bazowych 5 G są niewielkie, do dwóch kilometrów. Oczywiście opisałem to wydarzenie. Nigdy później mój telefon nie łączył się z tamtą stacją bazową. Więcej, nie łączył się z żadna stacją bazową spoza najbliższego rejonu. Widać, ktoś prowadził jakieś testy. W ostatnią sobotę 25 listopada mój telefon w moim mieszkaniu zrejestrował niebywałą liczbę routerów. Normalnie rejestruje około dwudziestu sąsiedzkich routerów, a w sobotę o godzinie 17-tej było ich aż 142. Mało tego. Router pizzerii oddalonej od mojego mieszkania w prostej linii o ponad 300 metrów (według Google Maps) był drugim najsilniejszym routerem zarejestrowanym przez mój telefon. Fragment zrzutu ekranu pokazany jest poniżej. Podobne rzeczy działy się przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie. Mój router i routery sąsiadów na krótki czas zwiększały gwałtownie swoje moce, pojawiało się bardzo wiele tajemniczych stacji bazowych, które wykrywał mój smartfon. Jakby testowano alternatywne sposoby łączności. I teraz to podobnie wygląda. Może szykuje się jakaś poważna wojna, albo jest spodziewana jakaś wielka katastrofa naturalna lub sprowokowana np. wybuch wulkanu w Yellowstone. Superwulkan Yellowstone znajduje się na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych, co widać na obrazie poniżej. Po wybuchu wulkanu olbrzymie ilości pyłów i trujących gazów zostaną wyniesione wysoko do atmosfery. A stamtąd prądy strumieniowe przeniosą je nad Europę. Poniżej obraz prądów strumieniowych z 27 listopada godziny 19. Widzimy, że prąd strumieniowy nad Ameryką Północna omija Meksyk, który według prognoz nie ucierpi. Następnie przechodzi głównie nad Irlandią i Wielka Brytanią, które poniosą największe straty. Z tego wszystkiego od pewnego czasu zacząłem mieć dziwne sny. W połowie września śniło mi się, że byłem na jakimś wykładzie na którym wykładowcą był Donald Trump. Niewiele zrozumiałem, bo wykład był po angielsku, ale w pewnym momencie Trump powiedział, że amerykańska baza wojskowa z bronią jądrową znajduje się w rejonie Zatoki Gdańskiej. Gdy się obudziłem zacząłem sprawdzać, gdzie w Polsce są amerykańskie bazy wojskowe. I coś znalazłem. "W Elblągu znajduje się Wielonarodowa Dywizja Północny Wschód, która jest odpowiedzialna za koordynację działań grup wzmocnionej wysuniętej obecności (eFP) rozmieszczonych w krajach bałtyckich i w Polsce. Wydział odgrywa ważną rolę w zapewnieniu ścisłej koordynacji szkoleń i świadomości sytuacyjnej pomiędzy różnymi jednostkami eFP."
Pod koniec maja 2021 roku rozpoczęły się poważne manewry morskie NATO na Bałtyku i w Zatoce Gdańskiej, a potem zapadła cisza w sprawie przekopu w Mierzei Wiślanej. Może w tamtej okolicy faktycznie została ulokowana broń atomowa. Ostatnio miałem całkowicie odjechany sen. Byłem na spotkaniu najbardziej wpływowych ludzi świata. Nie wiem skąd się tam wziąłem, ale mniejsza z tym. Było tam paręset osób. Zdaje się część z nich nie była ludźmi, choć wszyscy wyglądali jak ludzie. Na tym spotkaniu podjęto decyzję o wyeliminowaniu 80 do 90 procent populacji świata. Nie wszyscy z tym się zgodzili i zaczęli coś knuć, żeby plan nie wszedł w życie. Obudziłem się, więc nie wiem jak poszło. Podsumowując, przyszły rok może być rokiem niezwykłym. ![]() Przekształcanie miast w 15 - minutowe idzie pełną parą. Już pisałem o 15 - minutowych miastach więc nie będę tego powtarzał. Najważniejszymi postulatami 15 -minutowych miast są: - odległość do najważniejszych obiektów czyli sklepy, szkoły, urzędy, przystanki komunikacji zbiorowej itp. ma być nie większa niż 15 minut spaceru lub jazdy na rowerze, - ludzie mają żyć we wspólnotach na wyznaczonym obszarze, - samochody spalinowe są niemile widziane, ostatecznie mogą być pojazdy elektryczne. Z praktycznego punktu widzenia miasta mogą się rozrastać na szerokość, można tworzyć szersze drogi, gdzie pomieszczą się piesi, rowery, transport zbiorowy i samochody prywatne, sprawy w urzędach czy bankach można w większości załatwić przez internet, wiele prac można wykonywać zdalnie, a dużą część zawodów mogą zastąpić roboty połączone ze sztuczną inteligencją. Przy obecnym poziomie techniki nie jest koniczne grupowanie ludzi na małych obszarach miejskich. Pewną wskazówkę na temat ideologicznych podstaw 15 - minutowych miast daje David Icke w swojej książce "Iluzja percepcji" opisując dokonania wysokiej rangi masona sir Christophera Wrena (1632 - 1723): "Posługiwał się on jednostką miary zwaną łokciem, a wiele z zaprojektowanych przez niego budynków w mieście zostało zlokalizowanych w odległości 2000 łokci od siebie (nieco ponad pół mili), ponieważ jak mówiono, Góra Oliwna oddalona jest o 2000 łokci od Jerozolimy i tyle wynosiła najdłuższa droga, na której przebycie Żydowi zezwala Tora szabat (w dzień Saturna)." "Christopher Wren studiował żydowską kabałę, na której tak wiele z tego rytuału okultystycznego się opiera. Wren przebudował 51 kościołów w mieście po wielkim pożarze z 1666 roku z udziałem Nicholasa Hawksmoora, innego masona wysokiego stopnia, który stał się znany jako "Architekt diabła" z racji swojego zamiłowania do pogańskich symboli i geometrii". Tak myślałem wierzyć czy nie wierzyć Dawidowi Ickowi. Z racji swojego imienia i nazwiska może tam coś wiedzieć w tym temacie. Sprawdziłem jaką ma długość łokieć staroegipski, bo chyba takim posługują się kabaliści. Wynosi około 52,36 cm. Pomnożony razy 2000 daje 1 047,2 metra, czyli akurat tyle ile można przejść niespiesznym krokiew w 15 minut. Zaintrygowało mnie to i zacząłem dalej szukać. Na portalu chabad.org.pl, organizacji, która z Kabałą ma wiele wspólnego, przeczytałem taki oto nakaz szabatowy: "Dlatego w Szabat nie wolno wychodzić na miasto w poszukiwaniu handlowego punktu (kupno-sprzedaż), który będzie użytkowany po Szabacie. Zabrania się również wychodzenia poza miasto w Szabat w granicach "thum Szabat" (granica szabatowa - ok. 1 km od miasta) w celu załatwienia spraw na „po Szabacie”, chociaż w zasadzie dozwolone jest spacerowanie w Szabat, aby zaraz po zakończeniu Szabatu kontynuować spacer ze względu na to, co jest zabronione czynić w Szabat... (Np. w Szabat można dojść do granicy „thum Szabat”, a zaraz po Szabacie iść dalej, by zatrudnić pracownika, albo pracować w polu lub na budowie, co jest zabronione w samą Szabat)." Wiemy, że miasto 15 - minutowe ma być podzielone na mniejsze jednostki, gdzie ludzie mają tworzyć wspólnoty lokalne, coś na kształt gmin żydowskich. A teraz zastanówmy się co z samochodami? Dlaczego jest taka walka z samochodami spalinowymi i zmuszanie na przejście na elektryki? I dlaczego tak forsowana jest jazda na rowerze? Na te pytania daje odpowiedź artykuł z portalu tvn24.pl: "Żyd może jeździć w szabat do synagogi samochodem elektrycznym, choć lepiej byłoby rowerem - orzekł komitet konserwatywnych rabinów, o czym poinformował w piątek portal "Jerusalem Post". Za dopuszczeniem elektrycznych pojazdów opowiedziało się dziesięciu rabinów, sześciu było przeciw, a pięciu wstrzymało się od głosu." A samochody spalinowe? Ten sam artykuł daje odpowiedź: "W 1950 roku rabini ruchu konserwatywnego zdecydowali jednak, że jeżeli nie ma innych możliwości, wolno w szabat pojechać do synagogi samochodem. Decyzja ta, wyjaśnia portal, była związana z coraz częstszym osiedlaniem się wyznawców judaizmu w amerykańskich osiedlach podmiejskich.Decyzja nie była łatwa: podróż samochodem mogłaby spowodować konieczność jego naprawy, która jest przecież pracą, lub wywołać pokusę podróży dalszej niż tylko w obrębie wspólnoty. Dodatkowo zaś uruchamianie silnika wymaga jawnego złamania zakazu rozpalania ognia, bo bez iskry samochód spalinowy nie ruszy." Czyli jeśli mamy samochody elektryczne, to korzystniej jest jeździć nimi. Zastanawiam się czy forsowanie transakcji bezgotówkowych nie jest również związane z prawem żydowskim. Na wcześniej cytowanej stronie Chabadu możemy znaleźć i takie zakazy: "Dodatkowo, z powodu zakazu pisania, mędrcy wprowadzili „zakaz kupna-sprzedaży”: zakaz wprowadzony przez mędrców dokonywania w Szabaty jakichkolwiek transakcji kupna i sprzedaży z obawy przed naruszeniem zakazu pisania. Transakcje związane z najmem również podlegają temu zakazowi. Z tego powodu zabrania się otrzymywania pieniędzy za pracę wykonaną w Szabat, nawet jeśli sama w sobie praca nie jest zabroniona, np. ochrona własności itp. W związku z tym w prawie żydowskim istnieje termin „Kawlaa” (ukryta płatność). Oto jego istota: Powodem zakazu otrzymywania pieniędzy za pracę wykonaną w Szabat jest to, że wygląda to na transakcje kupna-sprzedaży (a zakaz kupowania i sprzedawania jest sam w sobie zakazem wprowadzonym przez mędrców, mającym na celu zapobieganie takich czynności, jak pisanie umów itp.). Dlatego też jeżeli wynagrodzenie za pracę w Szabat jest ukryte - zawarte („muwla”, stąd określenie „hawlaa”) w łącznym wynagrodzeniu za niektóre wspólne prace, bez wyodrębniania wynagrodzenia za pracę w Szabat, będzie można je otrzymać, ponieważ nie będzie to wyglądało jak kupno-sprzedaż w Szabat." Nie jestem żydowskim mędrcem, ale jeśli coś kupie w sobotę i zapłacę kartą albo smartfonem, to zostanie zaksięgowane w poniedziałek, czyli nie naruszam zakazu szabatowego. Te sprawy mamy załatwione, a teraz pochylmy się nad naszym pożywieniem. Ostatnio forsowana jest moda na jedzenie robaków. To znaczy wiele się o tym mówi, ale mało robaków zostało zatwierdzonych do spożycia w Unii Europejskiej. Spójrzmy co prawo żydowskie mówi o jedzeniu robaków: "Gady, płazy, robaki i owady: Z wyjątkiem czterech rodzajów szarańczy, wszystkie one nie są koszerne do spożycia" Szarańcza jest koszerna. I co na to Unia Europejska? Wpisała szarańczę do katalogu produktów nowej żywności? A jakże by inaczej?: "Dziś dowiadujemy się zaś, że na wniosek Holendrów na listę trafiła również szarańcza wędrowna (Locusta migratoria)." Ale co nam gojom do praw żydowskich? Okazuje się, że wiele. Istnieją tak zwane prawa noachickie, które, jak donosi "Rzeczpospolita" mają swoich lobbystów w polskim sejmie: "Niewielka religia ma aż czterech oficjalnych lobbystów przy Wiejskiej." Wiemy, ze prezydent II RP hrabia Jan Zbigniew Potocki będzie chciał wprowadzić prawa Noego w Polsce za uzyskane pieniądze z reparacji wojennych od Niemców, o które ponoć wystąpił. Co to są te prawa? Wikipedia objaśnia nam co nieco w czym rzecz: "
"Według judaizmu każdy nie-żyd, który żyje według tych zasad i uznaje, że pochodzą one od Boga, uznany jest za sprawiedliwego obcego i ma udział w przyszłym świecie. Ktokolwiek żyje według tych praw, ale nie uznaje ich Boskiego pochodzenia, stosując się do nich z przyczyn intelektualnych lub etycznych nazywany jest w literaturze rabinicznej „mądrym nie-żydem”." Wydawać by się mogło, że te prawa są nieszkodliwe. Pewne obawy powstają, gdy zacznie się czytać żydowską interpretację tych praw. Gdzieś obiło mi się o uszy czy o oczy, że za nieprzestrzeganie tych praw dla goja jest tylko jedna kara - kara śmierci. Ale może się mylę, a nie mogę tego odnaleźć w internecie. Podsumowując idea 15 - minutowego miasta, zakazywanie ludziom używania samochodów spalinowych, narzucanie im poruszania się na rowerach i pojazdami elektrycznymi ma raczej podłoże religijno - mistyczne, a nie praktyczne. ![]() Kiedyś znany ufolog Steven Greer rozmawiał z księciem Lichtensteinu i zapytał księcia o co im bogaczom właściwie chodzi. Przecież mają wszystko. Książę odpowiedział, że o spełnienie proroctw. Istnieje taka przepowiednia, o której wspominałem w jednym z moich wpisów, że ma zginać 6 milionów Żydów: "Książka Dona Heddesheimera "The First Holocaust: Jewish Fundraising Campaigns With Holocaust Claims During and After World War One, " opisuje, że już pod koniec XIX wieku Żydzi chcieli się pozbyć 6 milionów swoich braci w wierze: "Pierwszy holokaust pokazuje zdumiewającą kolekcję wycinków z gazet i artykułów propagandowych od końca XIX wieku, które mówiły o cierpieniach i nadchodzącej eksterminacji europejskiego żydostwa. W nich odkrywamy, że dziesiątki razy przed II wojną światową Żydzi przywoływali kabalistyczną liczbę “6 milionów”, jako liczbę Żydów na skraju śmierci i destrukcji, w różnych okresach zamieszek i konfliktów w Europie i Rosji. Niewątpliwie książka demaskuje celowy oszukańczy charakter tych żydowskich kampanii i ataków medialnych, na długo zanim Hitler został kanclerzem Niemiec w roku 1933, zaprojektowanych na wzbudzanie sympatii opinii publicznej i uzyskanie wsparcia finansowego dla żydowskich ambicji politycznych, głównie ustanowienia państwa Izrael. Obsesyjne posługiwanie się kabalistyczną bajką o “6 mln zmarłych lub umierających Żydach” sprzed co najmniej 40 lat przed II wojną światową, bezpośrednio osłabia i zdradza pojęcie, jak twierdzili, że w latach 1939-1945 w Europie zginęło 6 mln Żydów. To było kłamstwem za pierwszym razem, i jest kłamstwem teraz!" Widać po pierwszej wojnie światowej Jahwe nie dał się nabrać na 6 milionów ofiar, po drugiej też nie, ale do trzech razy sztuka. Ktoś zgromadził w jednym miejscu prawie 6 milionów Żydów i wystarczy jedna bombka atomowa, żeby te 6 milionów wyparowało. I Jahwe będzie zadowolony. Zdaje się, że istnieje jakaś grupa osób, opętana jakimś mistycznym szaleństwem, która wierzy, że zabijając 6 milionów Żydów dostąpi zbawienia, bo ofiara 6 milionów zostanie złożona." I proszę, coś takiego napisałem w 2017 roku, a teraz mamy jakby preludium do zagłady Żydów. Niedawno nastąpił atak Hezbollahu na Izrael i teraz trwa odwet sił izraelskich. Atak Hezbollahu na Izrael nie był zaskoczeniem dla służb izraelskich, a wręcz bardzo ułatwiono siłom muzułmańskim ten atak wyłączając system zabezpieczeń na granicy i wycofując stamtąd żołnierzy, o czym mówi film "Wojna izraelsko - palestyńska konfliktem światowym". Widać ktoś zrobił operacje fałszywej flagi, żeby osiągnąć jakieś tam swoje cele. Mało tego, ten ktoś jest na tyle potężny, że nie omieszkał nas o tym wcześniej poinformować w symboliczny sposób, o czym pisałem w artykule z 27 września tego roku. Wygląda na to, że sprawa będzie poważniejsza, bo USA wysyłają swoje siły w rejon Izraela [polsatnews.pl]: "W niedzielę wieczorem szef Pentagonu Lloyd Austin poinformował, że USA skierowały grupę uderzeniową z lotniskowcem USS Gerald R. Ford do wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, która ma stanowić wsparcie dla zaatakowanego w sobotę przez palestyński Hamas Izraela. Trzy dni później rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby oświadczył, że Waszyngton wysyła w to miejsce kolejny lotniskowiec - USS Dwight Eisenhower wraz z grupą eskortujących go okrętów." Lotniskowce same nie pływają, a w tak zwanych lotniskowcowych grupach uderzeniowych (Carrier Strike Group). Jedna taka grupa ma większą siłę ognia niż cała polska armia. Dodatkowo Amerykanie szykują się do wysłania swoich żołnierzy do Izraela. Że nie wspomnę, że taka potęga militarna jak Polska już wysłała swoich żołnierzy do "ziemi świętej". To tylko pomoc z zewnątrz. Liczebność sił obronnych Izraela to 187 tysięcy żołnierzy. Dodatkowo, jak donoszą media Izrael mobilizuje od 300 do 700 tysięcy rezerwistów. Widać Palestyńczycy to nie byle jaki przeciwnik. Rosja mniejszymi siłami walczy z Ukrainą. Przy okazji po świecie rozniosły się słowa ministra obrony Izraela Yoav Gallanta, który zarządził oblężenie Strefy Gazy. "– Nie będzie prądu, żywności, paliwa. Walczymy ze zwierzętami w ludzkiej skórze i będziemy odpowiednio postępować – stwierdził." Niektórzy oburzyli się na te słowa, a ja jestem zdziwiony, że ktoś się oburza słowami ministra.. Przecież w Talmudzie stoi napisane, że goje to zwierzęta w ludzkiej postaci stworzone przez Boga, aby służyć Żydom. Jedne goje się zbuntowały, to Żydzi wytępią je do trzeciego pokolenia, a inne - wierne goje, czyli my Polacy, popędziły w podskokach pomagać Żydom. Ale powróćmy do głównego wątku, czyli do zgładzenia 6 milionów Żydów. Po ataku Hamasu, Aljazeera donosi[tłumaczenie automatyczne]: "Ale Netanjahu i jego fanatyczni ministrowie mogą mieć coś zupełnie innego na myśli w odniesieniu do rozmieszczenia sił przez USA, co wykracza poza odstraszanie wojskowe i polityczne pozerstwo. Może próbować poszerzyć zakres wojny o Iran. Jego rząd oskarżył już Iran o wspieranie i kierowanie operacją Hamasu, tak jak wcześniej robił to w przypadku innych palestyńskich ataków na Izraelczyków. Dziesiątki zwolenników Izraela i neokonserwatystów, a także ekspertów medialnych w USA i Europie, przyłączyło się do argumentów za irańskim zaangażowaniem." Zgromadzone siły w Izraelu i wokół niego mogą świadczyć o planie ataku na Iran, co może zakończyć się III wojna światową i nuklearnym holokaustem Żydów w Izraelu. Według Wikipedii w roku 2018 w Izraelu było 6,6 miliona Żydów, czyli więcej niż wymagane dla spełnienia przepowiedni. W sumie nie wiadomo o których Żydów chodzi, czy o tych z duszami żydowskimi czy bez nich. Z Kabały wiemy, że dusz żydowskich jest 600 tysięcy. Czyli akurat dokładnie tyle co wynosi nadwyżka ponad 6 milionów. Te 600 tysięcy mogą być tą resztą Izraela, która dochowując wierności Bogu ma zostać przez niego zbawiona. I być może stworzy Niebiańską Jerozolimę na terenie pięciu ukraińskich obwodów: Odessy, Dniepropietrowska, Zaporoża, Chersonia i Mikołajowa. ![]() Dość często chodzę na łąki w Nowej hucie w Krakowie czytać książki lub robić zdjęcia. Od czasu do czasu sprawdzam za pomocą aplikacji Network Cell Info Lite z którą stacją bazową łączy się mój telefon komórkowy. Aplikacja podje przybliżoną lokalizację stacji bazowej i sprawdza czy to jest 2G, 3G, 4G czy 5G. Normalnie mój telefon łączy się ze stacjami lokalnymi jak pokazuje poniższy rysunek. W powyższym przykładzie mój telefon połączył się ze stacjami bazowymi 5 G. I to by się zgadzało z opisem ze strony rządowej gov.pl: "W przeciwieństwie do tak zwanych makrokomórek, wykorzystywanych dziś przez sieci komórkowe i obsługujących obszar do kilkunastu kilometrów od znajdującego się najczęściej na maszcie przekaźnika, mikrokomórki to stacje bazowe o zasięgu do dwóch kilometrów, a najczęściej kilkuset metrów. Pikokomórki są jeszcze mniejsze i rozmiarami przypominają pudełko po butach, a swoim zasięgiem obejmują zwykle kilkadziesiąt metrów, na przykład wnętrze budynku. Najmniejsze, femtokomórki, zwykle obejmują zasięg mniejszy niż 10 m. Mikro-, piko- i femtokomórki są o wiele mniejsze od dobrze znanych dziś stacji bazowych. Tym samym będą w o wiele mniejszym stopniu wpływać na krajobraz. Ich niewielkie rozmiary i niewielkie zapotrzebowanie na energię pozwoli instalować je w miejscach, w których nie będą rzucały się w oczy." Ale pierwszego października, gdy znajdowałem się w moim zwykłym miejscu na łąkach w Nowej Hucie, mój telefon komórkowy połączył się ze stacją bazową 5 G we Francji, co pokazuję poniżej. Google Maps pokazuje z gruba dystans 1344 km. To zdecydowanie więcej niż 2 km wspomniane w rządowym dokumencie. W kolejnych dniach sprawdzałem, czy mój telefon ponownie połączy się z Francją. Ale bez skutku. To było jednorazowe wydarzenie. Nie wiem, czy miało coś wspólnego z rozpoczęciem działań zbrojnych w Izraelu tydzień później. Mógł to być jakiś test długodystansowej łączności, a wydarzenia w Izraelu były zaplanowane dużo wcześniej i wiele służb na świecie przygotowywało się do nich.
![]() Systematycznie jesteśmy przygotowywani do nowej pandemii w zimie, bo w wojnie na Ukrainie zaczyna się stagnacja. Prawdopodobnie do zimy działania wojenne prawie całkowicie wygasną. Globalistyczni stratedzy gotują więc nas na nową pandemię. Pewne oznaki już mamy. Podobno w USA od 15 września, oprócz stanów Teksas i Floryda w placówkach służby zdrowia i na wyższych uczelniach medycznych znowu jest obowiązek noszenia masek. Nie wiem jak tam jest, ale portal cnbc.com z 1 - go września tego roku podaje takie zasady noszenia maseczek (tłumaczenie automatyczne): "Powiedziała jednak, że firmy, szkoły i systemy opieki zdrowotnej mogą ponownie wdrożyć nakaz noszenia masek na poziomie instytucji, zwłaszcza jeśli liczba przypadków i hospitalizacji wzrośnie jeszcze bardziej w całych Stanach Zjednoczonych. Garstka już to robi: Morris Brown College, historycznie czarna uczelnia w Atlancie, ogłosiła na początku tego miesiąca, że ograniczy zgromadzenia i wprowadzi nakaz noszenia masek przez dwa tygodnie z powodu doniesień o pozytywnych przypadkach wśród studentów. Firma opieki zdrowotnej Kaiser Permanente ponownie wydała nakaz noszenia masek w swoich placówkach w Santa Rosa w Kalifornii po tym, jak zaobserwowano wzrost liczby pacjentów z pozytywnym wynikiem testu na Covid. Podobnie jak kilka systemów szpitalnych w stanie Nowy Jork, w tym Auburn Community Hospital i United Health Services. Nawet hollywoodzkie studio Lionsgate tymczasowo wymagało od pracowników noszenia masek na dwóch piętrach pięciopiętrowego biurowca z powodu wybuchu Covid na początku tego miesiąca." Portal newsweek.com w artykule z 29-go sierpnia również wymienił placówki, które przywróciły obowiązek noszenia maseczek. U nas na razie trąbi się o nowych wariantach kowida typu pirola, Czyli przygotowania do nowej pandemii trwają. A co z nową wojną? W czasie trwania poprzedniej pandemii dominującymi kolorami były żółty i niebieski, co pokazuję na obrazach poniżej, jak również na zdjęciu wprowadzającym do artykułu. Takich zdjęć jest całe mnóstwo. Nie będę pokazywał więcej przykładów, bo to staje się nudne. I gdy kowid zaczął się przejadać, to wybuchła wojna na Ukrainie. Wszyscy znamy kolory flagi ukraińskiej. Obecnie straszy nas się nowymi wariantami, żeby napędzić spiralę strachu. Nowa pandemia dopiero się rozkręca, więc jeszcze nie wiadomo jakie będą jej dominujące kolory. W internecie przy okazji przeglądania nowych wariantów kowida znalazłem głównie kolory niebieski i biały. Ale również był żółty i czerwony, oraz żółty, czerwony i czarny. Wiele państw posiada na swej fladze wyłącznie kolory niebieski i biały. Są to na przykład : Grecja, Finlandia, Izrael, Honduras, Nikaragua i Antarktyda. Jest jeszcze Mikronezja, na której, wbrew pozorom, coś tam może zacząć się dziać. W każdym z tych krajów może być wojna. Grecja jest w stałym konflikcie z Turcją, a Turcja coraz bardziej rozpycha się na mapie Euroazji. W wypadku ataku Turcji na Grecję nie wiadomo jak zachowa się NATO, bo to będzie atak wewnątrz NATO, a nie z zewnątrz.
Co prawda Finlandia jest już w NATO, ale co jakiś czas słyszymy, że złowrogi Putin uparł się właśnie na Finlandię i chce ją napaść. Może w tym być coś prawdy, bo globaliści mają zwyczaj przyzwyczajać ludzi to tego co planują poprzez filmy, pogadanki ekspertów i dramatyczne komunikaty w mediach. Być może jest planowana jakaś wojenka na terenie Finlandii. Kolejny kandydat do wojny to Izrael. Od wielu lat grozi Iranowi atakiem bez względu na to czy będzie miał wsparcie USA, czy nie. Ostatnio takie wojownicze pokrzykiwania było słychać z Izraela w kwietniu tego roku: "Musimy szykować się na wojnę z Iranem nawet bez pomocy USA" - powiedział w czwartek były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Izraela Jakow Amidror, cytowany przez "Times of Israel". Honduras może oberwać rykoszetem, bo graniczy z Nikaraguą. Nikaragua nie ma co prawda jednolicie niebiesko białej flagi, inne kolory też tam się znajdują, ale wraz z Chinami buduje kanał łączący oceany, a Rosjanie chcą tam budować swoje "punkty zaopatrzenia i obsługi technicznej", co z pewnością nie podoba się w USA. I jeszcze Mikronezja. Na wiosnę tego roku prezydent: "oskarżył Chiny o prowadzenie brudnej wojny politycznej. Zarzuty wobec Pekinu zebrał w trzynastostronicowym liście, który rozesłał do przywódców politycznych innych państw Pacyfiku. Ujawnił, że Chińczycy oferowali mu 50 milionów dolarów w zamian za lojalność." A takie triki Chińczyków zdecydowanie nie podobają się Amerykanom. Czyli Mikronezja też może być punktem zapalnym nowej wojny. Amerykanie lubią niszczyć swoich wrogów właśnie na takich wysepkach. Kluczowa bitwa wojny na Pacyfiku rozegrała się na Guadalcanal - wysepce o powierzchni 5302 km2. Na koniec pozostaje nam Antarktyda, która ma wiele surowców, a ponoć lód tam odpuszcza z powodu globalnego ocieplenia i stałych erupcji podlodowych wulkanów. Może tam dojść do starcia mocarstw. Kolory żółty i czerwony znajdują się na flagach Chin, Wietnamu i Północnej Macedonii. Oczywistą sprawą jest, że USA są w konflikcie z Chinami, ale raczej Stany Zjednoczone nie zdecydują się na bezpośrednią wojnę z Chinami. Wietnam ma tego pecha, że graniczy z Chinami i tam może się odbyć zastępcza wojna Chiny - USA. Zostaje Macedonia Północna, która graniczy z Serbią, Kosowem i Grecją. O Grecji już pisałem, a coraz więcej jest sygnałów, że nowy konflikt może rozpocząć się w Serbii. Może się okazać, że to nie Serbia, a Macedonia będzie polem bitwy. A teraz przejdźmy do zestawu kolorów żółty - czerwony - czarny. Taki zestaw kolorów na fladze mają Niemcy. Ten zastaw widziałem tylko w jednym artykule odnoszącym się do nowej pandemii, ale jest to również jakiś trop. Niedługo wybory, a po wyborach temat pandemii rozkręci się na dobre. Zobaczymy jakie kolory będą dominować. ![]() Jakieś cuda się dzieją W nocy z 4 na 5 sierpnia napisałem post o tym, że zginęła strona internetowa Głównego Urzędu Statystycznego z danymi tygodniowymi zgonów w Polsce. Jeszcze we wtorek 8 sierpnia sprawdzałem i jej nie było. Jakież było moje zdziwienie, gdy dzisiaj sprawdziłem i strona się pojawiła. Ciekawe, że jej ostatnia aktualizacja była 4 - go sierpnia, czyli sprzed napisania przeze mnie postu o nieobecności danych i obejmowała okres do 30 lipca tego roku. Według tej nowej statystyki tygodniowa liczba zgonów od kwietnia tego roku nie odbiega od średniej z lat sprzed pandemii, czyli 7500 osób tygodniowo. Poniżej przedstawiam nowe dane z tego roku. ![]() Na stronie Głównego Urzędu Statystycznego od czasu do czasu podawane były dane o zgonach Polaków. Co jakiś czas je sprawdzam i nawet komentuję w moich postach jak np: "Prawie dwa miesiące GUS ociągał się z ujawnieniem danych o śmiertelności Polaków. 26 stycznia tego roku dane zostały opublikowane" i "Dziwne, w zeszłym roku do końca listopada GUS aktualizował bazę danych o zgonach w ujęciu tygodniowym. Ostatnia aktualizacja była 30 listopada 2022. Co się stało?" i "Dziwny jest gwałtowny wzrost i spadek zgonów Polaków w grudniu i na początku stycznia. Czyżby ktoś zaatakował Polskę tajemniczą bronią?". Ostatnia aktualizacja dokonana została 27 kwietnia tego roku. Poniżej pokazuję wykres tygodniowej liczby zgonów od roku 2017 do 2023. Niebieska linia znaczy tygodniową średnią liczbę zgonów z lat poprzednich, która z gruba wynosiła 7500 osób. Co jakiś czas sprawdzałem, czy pojawiła się aktualizacja, a tu nic. Już nie chciałem pisać posta na temat dlaczego GUS już trzy miesiące nie podaje nowych danych o zgonach, tylko czekałem cierpliwie. Jakie było moje zdziwienie ostatnio, gdy na mojej "ulubionej" stronie zobaczyłem coś takiego. Próbowałem znaleźć wyszukiwarką jakieś strony w internecie, które pokazywałaby liczby zgonów Polaków z ostatnich miesięcy, ale nic nie znalazłem. Może źle szukałem.
![]() Okrutnik Putin sprowadza na świat plagę głodu. Nie przedłużył porozumienia zbożowego. Zacytuję portal businessinsider objaśniający nam co to jest porozumienie zbożowe: "Porozumienie zbożowe jest szeregiem umów, których stronami są Rosja, Ukraina, Turcja i Organizacja Narodów Zjednoczonych. Ich treść została wypracowana latem ubiegłego roku. Zawarte 22 lipca 2022 r. porozumienie zakłada zapewnienie bezpiecznych korytarzy morskich z trzech portów. Eksport zboża jest nadzorowany przez Wspólne Centrum Koordynacyjne (JCC) w Stambule, w którym pracuje personel turecki, ukraiński, rosyjski i oenzetowski." I jaka jest konsekwencja nieprzedłużenia tej umowy? Portal Billa Gatesa MSN grzmi: "Rosja, zrywając porozumienie zbożowe, naraziła państwa m.in. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej na głód. Sekretarz stanu USA Antony Blinken przyznaje, że wyrównanie wolumenów dostaw zbóż innymi drogami jest wątpliwe." Widać "szalony" Putin chce zagłodzić swoich sojuszników w tamtym rejonie. A w Polsce płacz i zgrzytanie zębów, bo całe zboże ukraińskie będzie szło przez Polskę i zamiast iść dalej na Bliski Wschód ugrzęźnie gdzieś tutaj i zostanie sprzedane po cenie dumpingowej, co ma doprowadzić polskich rolników do ruiny. Odkąd pamiętam zawsze w Polsce było źle, obojętne co by się nie działo. Mój ojciec, który zmarł w wieku 98 lat i przeżył wiele systemów politycznych i gospodarczych, też nie pamiętał, żeby w Polsce był choć jeden dzień kiedy było dobrze. Zawsze było biadolenie i narzekanie na los. Tanie zboże - źle, drogie zboże - też źle, ceny przeciętne - no jasne, że to katastrofa. Mamy teraz obfitość zboża i zamiast biadolić powinniśmy się zastanowić co robić w takiej sytuacji. Niektóre nasiona można długo przechowywać National Geographic opisuje taki przypadek: "Spośród 34 nasion palmy daktylowej, których wiek określono na 2000 lat, sześć zakiełkowało i wzrosło. Nasiona palmy daktylowej (Phoenix dactylifera) przeleżały w starożytnych ruinach i jaskiniach ok. 1800-2400 lat. Zostały odnalezione przez archeologów w starożytnej fortecy pałacowej zbudowanej przez króla Heroda Wielkiego i jaskiniach położonych w południowym Izraelu między Wzgórzami Judejskimi a Morzem Martwym." Nasiona daktyla nawet wykiełkowały po takim czasie, więc z pewnością były również zdatne do spożycia. A czy mamy przykład z historii jak sobie poradzono z klęską urodzaju? Polska jest krajem katolickim, więc każdy zna historię Józefa. Co władca Egiptu zrobił w czasie klęski urodzaju? Zacytuję Biblię Tysiąclecia: "I powiedział faraon Józefowi: «Oto ustanawiam cię rządcą całego Egiptu!» Po czym faraon zdjął swój pierścień z palca i włożył go na palec Józefa, i kazał go oblec w szatę z najczystszego lnu, a potem zawiesił mu na szyi złoty łańcuch. " A co Józef zrobił? "Józef wyszedłszy od faraona objeżdżał cały kraj. I gdy ziemia rodziła przez siedem lat w wielkiej obfitości, gromadził wszelką żywność w tych siedmiu latach [urodzaju], które nastały w Egipcie, i składał ją w miastach; w każdym mieście gromadził żywność z pól okolicznych. Nagromadził więc Józef tyle zboża, ile jest piasku morskiego; takie mnóstwo, że już przestano mierzyć, bo nie można było zmierzyć." Domyślam się, że zboża z Ukrainy jest mniej niż piasku morskiego. Skoro już w starożytności poradzono sobie z tak wielkim nadmiarem płodów rolnych i zmagazynowano je, to obecnie przy współczesnym poziomie techniki jest to dużo łatwiejsze. Skąd wiemy czy za rok, za dwa nie dopadnie nas klęska głodu? Portal agrokurier.pl podpowiada nam jak przechowywać zboże: "Zboża najwygodniej przechowywać w silosach blaszanych lub betonowych. Alternatywą są magazyny płaskie, których wzniesienie jest o wiele łatwiejsze. Godne polecenia są hale namiotowe przystosowane do potrzeb rolnictwa. " Zbudowanie hal namiotowych do przechowywania zboża, a nawet silosów blaszanych lub betonowych jest dużo łatwiejsze niż polowych szpitali kowidowych. Skoro ze szpitalami się udało, to tym bardziej uda się z magazynami na zboże. Moim zdaniem powinniśmy to całe tanie zboże z Ukrainy skupić i magazynować, bo na pytanie co się stanie, gdy tego nie zrobimy Biblia Tysiąclecia również daje nam odpowiedź : "Kiedy minęło siedem lat urodzaju w Egipcie, nadeszło siedem lat głodu, jak to zapowiedział Józef. A gdy nastał głód we wszystkich krajach, w całym Egipcie była żywność. Ale kiedy i w Egipcie głód zaczął się dawać we znaki, ludność domagała się chleba od faraona. Wtedy faraon mówił do wszystkich Egipcjan: «Udajcie się do Józefa i, co on wam powie, czyńcie». Gdy był głód na całej ziemi, Józef otwierał wszystkie [spichlerze], w których było [zboże], i sprzedawał zboże Egipcjanom, w miarę jak w Egipcie głód stawał się coraz większy. Ze wszystkich krajów ludzie przybywali do Egiptu, by kupować zboże od Józefa, gdyż głód po całej ziemi się wzmagał." W dalszych latach głodu Józef zachował się jak klasyczny globalista, dlatego uważam, że magazyny zboża nie powinny należeć do pojedynczego prywatnego właściciela, a powinny być własnością wielu osób, organizacji, gmin i państwa. Własność żywności powinna być rozproszona, bo inaczej grozi nam to, co opisuje Biblia: "W całym kraju nie było żywności, toteż nastał bardzo ciężki głód. Ziemie Egiptu i Kanaanu były wyczerpane skutkiem głodu. Józef zaś gromadził wówczas wszystkie pieniądze, jakie znajdowały się w Egipcie i Kanaanie, za zboże, które kupowano, i pieniądze te oddawał do pałacu faraona. W końcu wyczerpały się pieniądze mieszkańcom Egiptu i Kanaanu, i wtedy wszyscy Egipcjanie przychodzili do Józefa, prosząc go: «Daj nam chleba. Czyż mamy umrzeć na twoich oczach? Nie mamy już bowiem pieniędzy». A Józef mówił: «Jeśli nie macie pieniędzy, sprowadźcie wasz żywy dobytek, a dam wam za niego zboże». Sprowadzili więc swój żywy dobytek do Józefa i on dawał im żywność w zamian za konie, za stada owiec i wołów oraz za osły. I tak w owym roku żywił ich w zamian za cały ich żywy dobytek. A gdy ten rok upłynął, przyszli w następnym i oznajmili mu: «Nie mamy co ukrywać przed tobą, panie mój, że gdy już wyczerpały się nam pieniądze i gdy stada nasze są u ciebie, nie pozostało nam nic, co moglibyśmy dać tobie, panie, oprócz nas samych i naszej ziemi! Dlaczego na twoich oczach mamy zginąć my i nasza ziemia? Kup więc nas i ziemię naszą za chleb; będziemy niewolnikami faraona, a nasza ziemia [jego własnością]" W Biblii nie jest to napisane, ale domyślam się, że w latach urodzaju rolnicy egipscy pomstowali na obfitość plonów, niskie ceny skupu żywności i śmiali się z Józefa i faraona, że są takimi frajerami i skupują całą żywność. I w efekcie do czasów Józefa Egipcjanie byli wolnymi ludźmi, od czasów Józefa stali się niewolnikami faraona. I tak już zostało. Paręset lat później za czasów Mojżesza Żydzi żalili się na niewolę egipską. Ale nie brali pod uwagę, że nie tylko oni byli niewolnikami w Egipcie, ale wszyscy obywatele byli własnością faraona. Żydzi Mojżesza zawdzięczali tą niewolę swojemu ziomkowi żyjącemu paręset lat wcześniej. Z niewoli ciężko się wyzwolić, a z czasem staje się coraz bardziej uciążliwa, co można prześledzić na przykładzie chłopów pańszczyźnianych w Polsce. Zacytuje tu portal wielkahistoria.pl: "W XV wieku pańszczyzna tygodniowa – o ile w ogóle ją stosowano – wynosiła zwykle jeden dzień z pełnorolnego gospodarstwa chłopskiego. W pierwszej połowie XVI wieku w dobrach należących do szlachty i Kościoła wymagano już z reguły, by kmieć zapewniał dwa dni pracy tygodniowo. W drugiej połowie stulecia były to raczej trzy dni. Na przełomie XVI i XVII wieku często cztery, a w niektórych dobrach – nawet pięć dni w każdym tygodniu. Profesor Edward Trzyna podaje, że po potopie z łanu ziemi kmieć pełnorolny odrabiał średnio pięć dni, półrolnik dni siedem, ćwierćrolnik dziesięć, a gospodarz półćwierciowy, uprawiający 1/8 łanu, zawrotne dwanaście dni." A dlaczego tak się działo? "Przemiany, co ważne były rozciągnięte na całe dekady. Gospodarze tolerowali stopniowy wzrost, w dużym stopniu dlatego, że był to proces z ich perspektywy bardzo powolny. Liczbę dni pracy w tygodniu zmieniano, ale raczej nie częściej niż raz na pokolenie. Synowie pracowali więcej niż ojcowie, ojcowie więcej niż dziadkowie. Każdy miał jednak czas, by oswoić się ze zmianą, nim nadchodziła kolejna." Więc musimy być czujni. Globaliści mogą wywołać głód ogólnoświatowy zwalając to na Putina, a rozwiązaniem problemu będzie oddanie się w niewolę. Oczywiście to będzie ładnie nazwane, żeby nikt tego nie kojarzył z niewolnictwem, a wręcz, żeby było to modne i żeby każdy chciał być w tym stanie, tak jak modne były kredyty czy szczepienia kowidowe. Ludzie zostaną zapędzeni do 15 -minutowych miast, gdzie będzie jedzenie, dach nad głową i opieka medyczna, a opuszczone pola i wsie zagospodarują koncerny. I powolutku, pomalutku, krok za krokiem globaliści zrealizują swoje pomysły względem nas, a my nic nie będziemy mogli powiedzieć, bo przecież sami na to zgodziliśmy się, a wręcz tego domagaliśmy się. ![]() 11 lipca obchodzimy 80 - tą rocznicę Krwawej niedzieli na Wołyniu. Różne środowiska patriotyczne w Polsce domagają się, żeby prezydent Ukrainy przeprosił Polaków. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem dlaczego prezydent Ukrainy ma przepraszać Polaków za zbrodnie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, skoro Ukraina, jako państwo, powstała 16 lipca 1991 roku. W roku 1943 Wołyń należał do Komisariatu Rzeszy Ukraina, a Małopolska Wschodnia do Generalnego Gubernatorstwa. Władze okupacyjne odpowiadają za porządek na podporządkowanym terenie, więc to do Niemców powinniśmy mieć pretensje. Poza tym jak podaje portal blogpress.pl: „OUN-UPA zamordowało łącznie ok. 200 tys. osób, jak wyliczył Wiktor Poliszczuk, który pół życia poświęcił na badania tych spraw. On ledwo się uratował z zagłady ukraińskiej, a pochodzi z rodziny mieszanej polsko-ukraińskiej. Bo UPA zamordowało 120 tys. Polaków, ale i 80 tys. Ukraińców – takich, którzy nie chcieli się podporządkować, oddawać dzieci do służby lub takich, którzy pomagali Polakom. Były jednak także właśnie rodziny mieszane. Dla UPA to byli ludzie rasowo zepsuci." I tu dochodzimy do ciekawej rzeczy. Żydzi psioczą na Polaków, że byli współuczestnikami holokaustu, ale jednak uznają bohaterstwo niektórych z nich i przyznają im medale Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Jakoś nie słyszałem, żeby np. IPN przyznawał bohaterskim Ukraińcom ratujących życie Polaków na Wołyniu analogiczne odznaczenie. Nie słyszałem również o jakimś dniu pamięci im poświęconym, albo chociaż pomniku ku ich czci. Ale na razie pomińmy kwestię przeprosin, pomników i zadośćuczynienia i skupmy się na przebiegu wydarzeń na Wołyniu, Małopolsce Wschodniej i na świecie w tamtym czasie. Spójrzmy na tło wydarzeń w na Zachodniej Ukrainie (Wikipedia): "Po rozpoczęciu likwidacji gett i masowej zagłady ludności żydowskiej (początek 1942), ukraińska policja pomocnicza współdziałała z SS i policją niemiecką przy obławach w gettach i konwojowaniu Żydów do miejsc egzekucji, również niejednokrotnie uczestnicząc w egzekucjach. W Holocauście zostało zamordowanych przez aparat przemocy III Rzeszy około 150 tys. Żydów na Wołyniu i 455 tys. w Małopolsce Wschodniej." Widzimy, że pod nadzorem doświadczonych Niemców wykuwają się przyszłe kadry, które będą mordować Polaków. "Stwarzało to w konsekwencji klimat społecznej obojętności dla przemocy, zbrodni i wreszcie zbrodni na skalę masową – ludobójstwa. Zagłada Żydów stała się dla ukraińskich nacjonalistów przykładem, jak można usunąć Polaków" A teraz jak i dlaczego formowały się ruchy partyzanckie w tamtym rejonie: "W 1942 bezwzględne postępowanie władz niemieckich (wysokie kontyngenty, rabunkowa gospodarka, egzekucje) doprowadziło do żywiołowego rozwoju ruchu partyzanckiego na Wołyniu. Oprócz grup niezwiązanych z żadną organizacją polityczną i partyzantki radzieckiej powstały trzy ukraińskie formacje partyzanckie: tzw. pierwsza UPA (największa), oddziały wojskowe OUN-M oraz drobne oddziały OUN-SD (OUN-R, później OUN-B). Oddziały OUN-SD działały jednak najbardziej dynamicznie. Jako jedyni zdecydowali się oni na zjednoczenie wszystkich ukraińskich partyzanckich formacji zbrojnych (często siłą) oraz na natychmiastowe podjęcie walk partyzanckich. W marcu i kwietniu 1943 nastąpiła na Wołyniu masowa dezercja policjantów Ukraińskiej Policji Pomocniczej. Część dezerterów zasiliła oddziały OUN-B, OUN-M i UPA" Nie będę przepisywał kolejności mordów, bo każdy sobie to sobie może doczytać w internecie i w książkach. W skrócie mogę napisać, że pierwszy duży mord ukraiński odbył się 9 lutego 1943 roku w Parośli Pierwszej, gdzie zabito 173 Polaków, a największe natężenie mordów miało miejsce w lipcu, sierpniu i jeszcze na przełomie roku 1943 i 44: "Do ostatniej fali napadów na Wołyniu doszło na początku 1944 r. Korzystając z wycofywania się garnizonów niemieckich przed zbliżającą się Armią Czerwoną, oddziały UPA i bojówki OUN atakowały pozbawioną obrony polską ludność. 2 lutego 1944 na drodze między Kuśkowcami Wielkimi a Śniegorówką zamordowano 129 uchodźców z Łanowiec. 13 lutego w kilku miejscowościach położonych w pobliżu Włodzimierza Wołyńskiego zabito łącznie około 140 Polaków. W tym samym miesiącu w klasztorze w Wiśniowcu bojówka SB OUN zamordowała około 300 osób, głównie kobiet i dzieci." A kto podjął decyzję o mordowaniu Polaków i wydał rozkazy? Na to pytanie odpowiedź też nam daje Wikipedia: "Odpowiedzialnym za wydanie rozkazu do udziału UPA w czystce etnicznej jest Dmytro Klaczkiwski ps. „Kłym Sawur”, dowódca okręgu UPA-Północ[34] wraz z Wasylem Iwachowem i Iwanem Łytwynczukiem. " Jakiś trzech kolesi wymyśla sobie czystkę etniczną i wszyscy ich słuchają. Ciekawe. Ja kiedyś ogłosiłem się panem wszechświata i nakazałem wymordowanie wszystkich piegowatych. I jaki był rezultat? Żaden. Nic się nie stało. Kompletnie nic. A dlaczego? Bo nikt mnie nie posłuchał. Nikt mnie słuchał, bo nie stały za mną pieniądze i to olbrzymie pieniądze. Podejrzewam, że za tymi panami stały czyjeś bardzo wielkie pieniądze. Przede wszystkim do takich mordów trzeba ludzi zmotywować. Oczywiście zawsze znajdzie się paru "pasjonatów", którzy jeszcze zapłacą, żeby móc mordować. Ale większość ludzi jest temu niechętna. Chcą mieć święty spokój. Więc potrzebni są instruktorzy, którzy wyszkolą tych co mają motywować innych do zabójstw. A to kosztuje. Poza tym takie oddziały muszą coś zjeść, w coś się ubrać, gdzieś nocować itp. A przede wszystkim muszą z czegoś strzelać. Podejrzewam, że broń wyniesiona przez zbiegłych policjantów na długo nie wystarczyła. Ile oni tego mogli wynieść z posterunków policji? Czyli ktoś im dostarczał broń, a przede wszystkim amunicję. Jasne, że mordowano siekierami, piłami i innymi tego typu narzędziami, ale mimo wszystko, amunicji też wiele zużywano. I co najważniejsze, ktoś potężny ochraniał bandytów ukraińskich, bo jak wcześniej cytowałem Wikipedię: "W 1942 bezwzględne postępowanie władz niemieckich (wysokie kontyngenty, rabunkowa gospodarka, egzekucje) doprowadziło do żywiołowego rozwoju ruchu partyzanckiego na Wołyniu." Czyli partyzantów było co niemiara i ukraińskich i polskich i żydowskich i jeszcze jakiś innych, ale bandy morderców ukraińskich grasowały sobie jak gdyby nigdy nic. W zasadzie nikt im w mordach nie przeszkadzał. Warto się pochylić nad zagadnieniem dlaczego partyzantka ukraińska tak tam szybko i tak bujnie się rozwinęła w przeciwieństwie do polskiej (Kurier historyczny). "Według Grzegorza Motyki w zbrodniach na Wołyniu i Rusi Czerwonej mogło być zaangażowanych nawet 50 tys. Ukraińców (na 5 mln), przy czym UPA liczyła wtedy nie więcej niż 35 tys. członków. Nadanie rzeziom „chłopskiego charakteru” było celowe. W ten sposób chciano zakamuflować, że jest to zorganizowana akcja." Odpowiedź nasuwa się sama. Ktoś finansował Ukraińców bardziej niż Polaków. Już Napoleon rzucił złotą myśl, że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. I skądś te pieniądze szły do Ukraińców. Mało tego, ktoś, oczywiście do czasu, zapewniał im znaczącą nietykalność. Zastanówmy się kto z pewnością nie finansował rozwoju ukraińskiej partyzantki w okresie rzezi wołyńskiej. Spójrzmy najpierw na bogatą diasporę ukraińską np. w USA. Wikipedia podaje takie dane: "partyzanci lojalni wobec OUN Bandery wymordowali dziesiątki tysięcy ukraińskich rodaków, podejrzanych o powiązania z Borowcem bądź Melnykiem. Choć nikt jeszcze nie zbadał tej kwestii, prawdopodobnie w 1943 r. UPA wymordowała równie wielu Ukraińców co Polaków" Obawiam się, że żaden z ukraińskich sponsorów zza oceanu nie finansowałby takiego przedsięwzięcia, bo mogłoby mu to popsuć interesy. Przyjrzyjmy się Niemcom (Wikipedia): "Po ataku Niemiec na ZSRR Wołyń został włączony do utworzonego 1 września 1941 r. Komisariatu Rzeszy Ukraina. Hitler zgodnie ze swoją polityką wschodnią traktował Ukrainę jako zaplecze materialne III Rzeszy i nie przewidywał istnienia tam administracji innej niż niemiecka. Głównym jego celem była eksploatacja gospodarcza, której podstawą były wysokie kontyngenty nakładane na ludność." Na portalu polskiedzieje.pl możemy przeczytać: "Organizacja dużych sił partyzanckich trwała aż do 1943 roku, gdy wobec załamywania się frontu wschodniego było wiadomo, że Niemcy nie będą w stanie dotrzymać jakichkolwiek obietnic. Nasilały się kontyngenty dla Wehrmachtu, wobec czego jednym z zadań nowo powstałej bojówki była walka z odbieraniem żywności Ukraińcom." "Niemcy, którym działalność banderowców też zaczynała być nie na rękę, ponieważ ustał dopływ kontyngentów zboża, mięsa itp., a poszczególne bandy atakowały również urzędy niemieckie w terenie, zgodzili się na utworzenie policji złożonej z Polaków, widząc w tym głównie możliwość wyciągnięcia własnych korzyści z konfliktu ukraińsko-polskiego" "Przystanek historia" podaje takie fakty: "Zapowiedzią przyszłych wydarzeń były działania pierwszej sotni (kompanii) UPA. W nocy z 7 na 8 lutego 1943 roku ukraiński oddział zaatakował wołyńskie miasteczko Włodzimierzec i zabił sześciu kozaków z garnizonu oraz ich niemieckiego dowódcę. Kilku pozostałych wzięto do niewoli." "Równocześnie kontynuowano walki z oddziałami niemieckimi, często zwycięskie dla Ukraińców, chociaż w taktyce OUN już wtedy przyjęto, że gros sił należy zachować do stawienia czoła ZSRS, największemu wrogowi ukraińskiej niepodległości." Mało tego, portal blogpress.pl podaje, że Niemcy: "Wycofując się zostawiali nawet często broń oddziałom polskiej samoobrony." Widać, że Niemcy nie byli inicjatorami tej zbrodni, a chcieli, co najwyżej, wykorzystać do swoich celów rozgrywki wewnętrzne "podludzi" A teraz Związek Radziecki. Już wcześnie zacytowałem portal przystanekhistoria.pl, gdzie OUN uznał Związek Radziecki za największe zagrożenie. Większe niż niemieckie. Wikipedia również oczyszcza ZSRR z roli inicjatora zbrodni: "Teza o podsycaniu wzajemnych stosunków polsko-ukraińskich przez Sowietów jest kwestionowana przez Grzegorza Hryciuka, który nie widzi możliwości prowokacji sowieckiej czy niemieckiej przy podejmowaniu decyzji o czystce etnicznej. Także według ostatnich stwierdzeń (2011) Grzegorza Motyki hipotezę o prowokacji sowieckiej przy podejmowaniu decyzji o czystce etnicznej należy stanowczo odrzucić. Nie ma żadnego udokumentowanego przypadku napadu przebranych za UPA enkawudzistów na jakąkolwiek polską wieś. Również prokurator Piotr Zając z departamentu Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu uważa, że rozkaz eksterminacji zapadł w środowiskach przywódczych OUN-UPA, a kolejnymi pozostałymi determinującymi ludobójstwo czynnikami były masowy udział zaagitowanych chłopów ukraińskich w rzeziach i ukraiński nacjonalizm. Jak zauważył Timothy Snyder, podobna sytuacja społecznościowa i historyczna była na terenie obecnej Białorusi, tam jednak nie doszło do czystek na Polakach. Różnicę stanowiła ideologia nacjonalistyczna, która była nierozpowszechniona wśród Białorusinów." Czyli Związek Radziecki również odpada jako sponsor rzezi. No to może Japończycy? Raczej nie, bo mieli już wtedy spore problemy z Amerykanami na Pacyfiku. A czy nie Amerykanie? Prezydent USA w tamtym czasie Franklin Delano Roosevelt chciał stworzyć z USA światowego hegemona i cała jego polityka została temu celowi podporządkowana. Przeszkodą w urzeczywistnieniu tego celu byli Japończycy na Pacyfiku i formalny sojusznik - Wielka Brytania. Po ataku Niemiec na Związek Radziecki Roosevelt zapałał wielką miłością do Kraju Rad i jego przywódcy Stalina. Prawdopodobnie nie była to miłość bezinteresowna, ale z wyrachowania. W roku 1944 Roosevelt wypowiedział znamienne słowa: "Nie dbam o to, czy kraje sąsiadujące z Rosją zostaną skomunizowane" Ponadto Roosevelt należał do tajnych stowarzyszeń: "Do osób takich należał Franklin Delano Roosevelt, przyjęty do masonerii w wieku 29 lat, prezydent Stanów Zjednoczonych od 51 roku życia. Kiedy ogłaszał swój program budowy powojennego świata „na fundamencie czterech podstawowych wolności” (founded upon four essential freedoms) – 6 stycznia 194l r.- miał 59 lat życia i 30 lat masońskiego stażu." Oprócz masonerii, Roosevelt był członkiem Bohemian Grove. Jego udział w tajnych stowarzyszeniach i dziwna miłość do Związku Radzieckiego może mieć związek z tak zwaną mapą Gomberga, czyli "Zarysem powojennej nowej mapy świata", która przedstawiona jest poniżej. Już kiedyś pisałem o mapie Gomberga: "Prawdopodobnie ta wojna już się rozstrzygnęła zanim się zaczęła, tak jak to było z drugą wojną światową, o czym może świadczyć mapa Gomberga (poniżej), której rysowanie ukończono w październiku 1941 roku, czyli gdy wojska niemieckie były pod Moskwą, a wojna z Japonią na Pacyfiku jeszcze się nie rozpoczęła. " Mapa ta w zdumiewająco dokładny sposób oddaje powojenne strefy wpływów szczególnie w Europie i Azji, włączając w to powstanie państwa Izrael. Dominować miały dwa państwa: USA i ZSRR, a wpływy Wielkiej Brytanii miały się dramatycznie zmniejszyć. Ludzie, którzy zlecili wykreślenie tej mapy, byli prawdopodobnie mocodawcami Roosevelta, dzięki którym wielokrotnie zostawał prezydentem USA. I na koniec Wielka Brytania. Według Wikipedii: "W 1925 roku imperium brytyjskie zamieszkiwało około 478 milionów ludzi, co stanowiło jedną czwartą ówczesnej ludności świata. Liczyło około 35,8 mln km² powierzchni, tj. prawie jedną czwartą powierzchni lądowej Ziemi. W rezultacie jego dziedzictwo polityczne, prawne i kulturowe, podobnie jak język angielski, rozprzestrzeniło się w wielu częściach świata. U szczytu swojej potęgi było często określane jako „imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce”, gdyż dzięki jego rozległości zawsze istniało takie terytorium do niego należące, gdzie trwał dzień." Elity brytyjskie z pewnością znały mapę Gomberga. Musiał to być dla nich szok, bo w ciągu 20 lat z elit największego imperium w historii świata staliby się chłopcami na posyłki dla Amerykanów i Rosjan. Rekord świata w utracie potęgi i majątku. Patrząc na kalendarium roku 1943 wszystko wskazywało na to, że czarny koszmar brytyjskich elit, czyli mapa Gomberga stanie się rzeczywistością. "31 stycznia – feldmarszałek Paulus, mimo nominacji, decyduje się na kapitulację i poddaje swoich żołnierzy w stalingradzkim kotle." Klęska Niemców pod Stalingradem stałą się punktem zwrotnym w wojnie niemiecko - radzieckiej. Anglicy widzieli, że Armia Czerwona przechodziła do kontrataku, który mógł się zakończyć w Berlinie, a może i dalej i co najmniej Europa Środkowo - Wschodnia dostanie się pod panowanie Związku Radzieckiego "13 stycznia – obrona japońska na Guadalcanal zostaje przełamana przez wojska amerykańskie. " W tym momencie Amerykanie złamali kręgosłup armii japońskiej, co umożliwiło amerykańską dominację na Pacyfiku. Te dwa fakty dały Brytyjczykom do zrozumienia, że pomysły zawarte w mapie Gomberga zaczynają się materializować. 14 stycznia, czyli po zwycięstwie Amerykanów nad Japończykami, a jeszcze podczas trwania bitwy stalingradzkiej odbyła się konferencja w Casablance w Maroku w której wziął udział Churchill i Roosevelt. Stalin też był zaproszony, ale nie dojechał ze względu na bitwę stalingradzką. Co tam uzgodniono, to uzgodniono, co podano do publicznej wiadomości w oficjalnym komunikacie, to podano. W każdym razie zdecydowano o inwazji aliantów na Włochy, choć Churchill forsował lądowanie w Grecji i marsz na północ, by przeciąć drogę drogę Armii Czerwonej idącej na Zachód i zachować wpływy brytyjskie w Europie Środkowej. Następna konferencja odbyła się mieście Quebec w Kanadzie w dniach 17–24 sierpnia 1943. Stalin ponownie był zaproszony, ale nie dojechał. A kolejna w Teheranie pomiędzy 28 listopada i 1 grudnia 1943 roku. Tym razem już z udziałem Stalina. Warto przyjrzeć się wydarzeniom na świecie pomiędzy powyższymi konferencjami i rozwojowi mordów na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. "2 lutego – ustaje opór ostatnich niemieckich jednostek zgromadzonych w stalingradzkim kotle. Amerykanie na Wyspach Salomona opanowują Tassafaronga. 8 lutego – Japończycy kończą ewakuację garnizonu Guadalcanal, wywożąc w sumie ponad 13 tys. żołnierzy. 9 lutego – Amerykanie opanowują całą wyspę Guadalcanal." I właśnie 9 lutego odbywa się pierwszy masowy mord na Wołyniu. "7 maja – w Sielcach nad Oką rozpoczyna się formowanie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, zalążka Ludowego Wojska Polskiego." A na Wołyniu w tym czasie: "12 maja w powiecie sarneńskim spalono wsie: Ugły, Konstantynówkę, Osty, Ubereż. 24 maja we wsi Niemodlin w pow. kostopolskim zamordowano 170 osób. W nocy z 24 na 25 maja 1943 spalono wszystkie dwory i folwarki w powiecie włodzimierskim. 28 maja 600-osobowy oddział UPA spalił wieś Staryki i wymordował wszystkich jej mieszkańców. " I dalej na świecie: "4 lipca – w katastrofie lotniczej w Gibraltarze ginie Naczelny Wódz i premier Polskiego Rządu na Emigracji gen. Władysław Sikorski. 5 lipca – rozpoczyna się bitwa na łuku kurskim. 10 lipca – alianci rozpoczynają lądowanie na Sycylii opatrzone kryptonimem „Husky”. 12 lipca – na łuku kurskim Armia Czerwona przechodzi do kontrofensywy. 13 lipca – jednostki niemieckie przegrywają bitwę na łuku kurskim, która przeszła do historii jako największe starcie pancerne w dziejach wojskowości." 11 lipca rozpoczęła się rzeź w krwawą niedzielę i trwała do 16 lipca. W dniach 14-24 sierpnia odbyła się konferencja Roosevelta i Churchilla w Quebec. Planowano tam operację "Overlord", czyli lądowanie aliantów we Francji w 1944 roku, a także rozmawiano o użyciu broni jądrowej, której podobno w tamtym czasie jeszcze nie było. A na Wołyniu: "w dniach 28–31 sierpnia, kiedy zaatakowano 85 miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, włodzimierskim i nietkniętym dotąd przez rzezie powiecie lubomelskim. 29 sierpnia UPA przeprowadziła akcję we wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka w powiecie lubomelskim. Zabito wszystkich Polaków, spalono wszystkie budynki, zrabowano mienie i zwierzęta gospodarskie." W następnych miesiącach nic przełomowego się nie działo na świecie i jakby mordy ukraińskie zelżały. Od 28 listopada do 2 grudnia trwała konferencja Wielkiej Trójki w Teheranie, gdzie ustalono nową granicę wschodnią Polski i ZSRR na tak zwanej linii Curzona i pod koniec roku, szczególnie w czasie świąt Bożego Narodzenia na terenach całego Wołynia nastąpiła nowa fala zbrojnych antypolskich akcji nacjonalistów ukraińskich. I faktycznie, wtedy można było powiedzieć, że na terenach które miały przypaść ZSRR Polaków już w zasadzie nie ma. Podejrzewam, że Churchill stale miał nadzieję na zatrzymanie marszu armii radzieckiej i utrzymanie wpływów brytyjskich na terenie Europy Środkowej i Wschodniej. Zauważam jakieś dziwne korelacje czasowe pomiędzy ważnymi wydarzeniami na świecie, a wzmożoną aktywnością oddziałów ukraińskich. Żeby odnaleźć hipotetycznego dobroczyńcę Ukraińców przyjrzyjmy się siłom, które przeciwstawiały się krwiożerczemu żywiołowi ukraińskiemu, a także tym, które mogły się przeciwstawić. Przed wszystkim walczyły oddziały samoobrony powstające lokalnie, które nie miały wystarczającego uzbrojenia i wyszkolenia. Współpracowały one z partyzantami radzieckimi, a czasem i Niemcami w walce przeciw bandom ukraińskim. Skoro jesteśmy przy partyzantach radzieckich, to co robiła w tym czasie Gwardia Ludowa? Przystanek historia daje na to pewną odpowiedź: "W 1943 r. obszar działalności GL obejmował:– Obwód I Warszawski podzielony na: Okręg Warszawa-Miasto, Okręg Warszawa-Lewa Podmiejska, Okręg Warszawa-Prawa; – Obwód II Lubelski podzielony na: Okręg nr 4 Lublin, Okręg nr 5 Janów Lubelski, Okręg nr 6 Siedlce; – Obwód III Radomsko-Kielecki podzielony na: Okręg Radom, Okręg Kielce, Okręg Częstochowa-Piotrków; – Obwód IV Krakowski podzielony na: Okręg Kraków-Miasto i Podgórze, Okręg Podhale, Okręg Miechów, Okręg Tarnów, Okręg Rzeszów, Okręg Jasło; – Obwód V Śląski podzielony na: Okręg Zagłębie Dąbrowskie, Okręg Bielsko, Okręg Katowice, Okręg Chrzanów; – Obwód VI Łódzki podzielony na: Okręg Łódź-Miasto, Okręg Łódź Podmiejska, Okręg Poznań, Okręg Płock. Funkcjonujący wcześniej w ramach tych struktur obwód lwowski, został w 1943 r. podporządkowany sowieckiemu ruchowi partyzanckiemu." No to Gwardia Ludowa jest usprawiedliwiona. A co z Narodowymi Siłami Zbrojnymi? Według Wikipedii władze NSZ praktycznie przez cały rok 1943 skupiały się na rozmowach scaleniowych z AK, więc dowództwo nie miało czasu, ani głowy, żeby zajmować się jakimiś "drobnostkami" typu rzezie Polaków na Wołyniu. Trochę więcej o działalności NZS na Wołyniu możemy przeczytać na portalu blogpress.pl: "Żebrowski przypominał, że NSZ bardzo ściśle domagał się realizowania deklaracji Polskiego Państwa Podziemnego w kwestii ochrony ludności cywilnej. Na Kresach struktury tej formacji były jednak znacznie słabsze od struktur AK. Podkreślał, że narodowcy dokładnie dokumentowali ukraińskie zbrodnie, ale ich dokumentacja w czasie aresztowań po 1944 roku trafiła w ręce UB. Zaznaczał także, że apele o zdecydowane działania przeciw UPA spotykały się przez długi czas z brakiem reakcji pozostałych stronnictw Polski Podziemnej." Czyli Narodowe Siły Zbrojne "domagały się" i "dokumentowały". Dalej mamy Bataliony Chłopskie. Wikipedia podaje, że 1 stycznia 1943 roku powstał VIII Wołyński Okręg Batalionów Chłopskich, ale nic nie informuje o jakichkolwiek działaniach bojowych tego okręgu, nie tylko w czasie rzezi wołyńskiej. Portal warhist.pl bardzo dokładnie opisuje działalność Batalionów Chłopskich, ich zaangażowanie w likwidację konfidentów, ale nie ma żadnej wzmianki o obronie ludności polskiej na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Ale jest bardzo znamienny fakt o którym informuje Wikipedia: "Od jesieni 1942 r. Komenda Główna Armii Krajowej zaczęła wywierać naciski na Centralne Kierownictwo Ruchu Ludowego w celu wcielenia BCh do AK. CKRL zwlekało z decyzją i dopiero pod naciskiem władz emigracyjnych 30 marca 1943 r. podpisało umowę scaleniową." I na koniec najpotężniejsza organizacja partyzancka Armia Krajowa. Co robiła, żeby ratować Polaków przed śmiercią na Wołyniu? Generalnie nic, a jak już coś, to prawie nic. Przygotowywała się do akcji "Burza" na wschodzie skierowanej przeciw Armii Czerwonej. Mało tego. Jak podaje portal blogpress.pl: „Kiedy Leon Mrzygłocki został delegatem rządu we Lwowie, ujawnił przedstawicielom podziemia dokumenty swych poprzedników, z których wynikało, że część środowisk AK-owskich prowadziła rozmowy z UPA, gdy trwały już mordy na Polakach”. Z powyższego można wysnuć wniosek, że partyzanci związani z Londynem i biorący stamtąd pieniądze, albo mający nadzieję brać pieniądze z Londynu, nie zaangażowali się w obronę ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej przed bandami ukraińskimi. Sugeruje to, że za rzezią wołyńską mogła stać Wielka Brytania. W jakim celu miałaby to robić? Wielka Brytania ma wielowiekową tradycję obecności w Europie Środkowej i Wschodniej i kreowania tam wydarzeń. Już w 1555 roku powstała Kompania Moskiewska, która do 1658 roku sprawowała w Anglii monopol na handel z Carstwem Rosyjskim, a ostatecznie działalność Kompanii ustała w roku 1917. Car Rosji Iwan IV Groźny przyznał kompanii prawo bezcłowego handlu na terenie Rosji i przez kilka lat Kompania obsługiwała cały handel rosyjski z Europą. Ciekawostką jest, że handel z Rosją nie dość, że przynosił znaczące dochody, to trwał przez stulecia. Jedyną przerwą były lata 1646–1660, kiedy to angielscy kupcy nie mieli prawa wstępu do cesarstwa. Mogło to mieć związek z rewolucją Cromwella. Ciekawe, że pokrywa się to z powstaniem Chmielnickiego i częściowo z wojną polsko - rosyjską z lat 1654–1667. Istnieją hipotezy, że za powstaniem Chmielnickiego stałą Wielka Brytania, a Maksym Krzywonos był agentem brytyjskim. Wikipedia o pochodzeniu Krzywonosa tak wspomina: "Pochodzenie nieznane, według jednej wersji pochodził z Mohylowa lub Ostroga, według innej – ówczesnego niemieckiego źródła – był Szkotem (przydomek miałby wówczas być dosłownym tłumaczeniem szkockiego nazwiska Cameron)." Był nie lada kozakiem: "Brał udział m.in. w bitwach pod Żółtymi Wodami, Korsuniem, Konstantynowem i Piławcami. Zdobył m.in. Bar, Krzemieniec i Połonne. Brał udział w oblężeniu Lwowa w 1648 roku, gdzie na czele dowodzonych przez siebie kozaków zdobył Wysoki Zamek" Widać, że Krzywonos nie był zwykłym chłopkiem roztropkiem. Warto też byłoby sprawdzić skąd szły pieniądze na powstanie Chmielnickiego. Jakoś nigdy o tym nie ma mowy, gdy się czyta opracowania historyczne. A przecież takie powstanie potrzebowało nie byle jakich pieniędzy. Są sugestie historyczne, że za XIX - sto wiecznymi powstaniami polskimi na terenie zaboru rosyjskiego stała Wielka Brytania. W XIX wieku Wielka Brytania i Rosja prowadziły rywalizację o Azję Środkową i Bliski Wschód zwaną wielką grą. Powstania naiwnych Polaków przeciw Rosji wiązały siły rosyjskie w Europie, dając Anglikom większe możliwości w Azji. Po pierwszej wojnie światowej Wielka Brytania miała duże wpływy w Polsce i generalnie w Europie Środkowej. A teraz zastanówmy się o co mogło chodzić Brytyjczykom wywołując rzeź wołyńską? Jakie korzyści mogliby osiągnąć? Prawdopodobnie chcieli stworzyć dwa wrogie sobie państwa, czyste etnicznie: Polskę i Ukrainę pod kontrolą brytyjską, które nie mogłyby istnieć bez wsparcie Wielkiej Brytanii. Spójrzmy na poniższą mapę Polski i Ukrainy w dzisiejszym kształcie. Myślę, że Brytyjczycy w podobny sposób wyobrażali sobie te państwa po II wojnie światowej. Jak łatwo zauważyć Polska i Ukraina łączą morze Bałtyckie z morzem Czarnym. Wielka Brytania miała dużą flotę i kontrolowała handel morski. W wyniku ekspansji Stanów Zjednoczonych i ich dominacji na Pacyfiku po zwycięstwie nad Japonią, Wielka Brytania utraciłaby część zysków z handlu morskiego, Za to kontrolując Polskę i Ukrainę powetowałaby sobie te straty na handlu lądowym między Europą Zachodnią, a ZSRR i Azją. Podobnie jak przez wieki robiła to Kompania Moskiewska, po II wonie światowej Wielka Brytania przejęłaby kontrolę na lądowymi szlakami handlowymi Euroazji. Mogłoby to zapobiec spadkowi Zjednoczonego Królestwa, to grupy mocarstw trzeciej kategorii, co przewidywała mapa Gomberga. Do końca wojny Brytyjczycy nie dawali za wygraną. Po drugiej chcieli rozpętać trzecią wojnę światową. Operacja miała kryptonim "Unthinkable" - "Nie do pomyślenia". Brytyjscy planiści zakładali, że działania wojenne rozpoczną się 1 lipca 1945 roku - w dniu, kiedy miało nastąpić ustalone ze Związkiem Radzieckim wycofanie brytyjskich i amerykańskich jednostek, które w wyniku działań wojennych znalazły się w Niemczech na terenach, wyznaczonych na radziecką strefę okupacyjną. Przeciwko Armii Czerwonej miały walczyć ramię w ramię jednostki amerykańskie, brytyjskie, polskie i niemieckie. Zacytuję tu portal tech.wp.pl:
"W pierwszej fazie operacji miało wziąć udział 47 (ta i inne liczby w różnych wariantach ulegały następnie znacznym zmianom) brytyjskich i amerykańskich dywizji. W walce miał je wesprzeć niedawny wróg - 10 dywizji niemieckich. W planie uwzględniono także udział 4 dywizji Wojska Polskiego. Brytyjczycy szacowali, że siły te uderzą na 170 radzieckich dywizji, których potencjał oceniano bardzo różnie." "Zgodnie z założeniami, decydujące starcie miało rozegrać się nie na terenie okupowanych Niemiec, ale kilkaset kilometrów dalej na wschód – po wschodniej stronie Odry. Miały tam uformować się dwa fronty, na liniach Szczecin – Bydgoszcz i Lipsk – Poznań, a na jednym z nich wojska Zachodu miały dokonać przełamania. Ciekawą rolę przypisano polskim wojskom, walczącym na wschodzie ramię w ramię z Armią Czerwoną przeciwko Niemcom. Zdaniem Brytyjczyków, niechęć Polaków do Rosjan była tak duża, że siły te przeszłyby na stronę Zachodu, zwiększając jego potencjał o około 10 dodatkowych dywizji." I ważny akapit z tego artykułu: "Mimo tego w Wielkiej Brytanii już od 1943 roku powstawały analizy na temat wpływu działań ZSRR na bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii i całego brytyjskiego imperium, obejmującego w tamtym czasie m.in. Indie czy Bliski Wschód." Akurat w roku, kiedy zaczęła się rzeź wołyńska. Podsumowując można postawić hipotezę, że Brytyjczycy w obliczu zbliżającego się upadku imperium i utraty kontroli nad handlowymi szlakami morskimi na rzecz Amerykanów, chcieli się ratować tworząc w Europie Środkowo - Wschodniej dwa czyste etniczne, wrogie sobie kraje łączące morze Czarne z Bałtyckim, nad którymi sprawowaliby kontrolę. Dzięki temu przejęliby kontrolę nad lądowymi szlakami handlowymi pomiędzy Europą Zachodnią, a Związkiem Radzieckim i państwami Azji. Dlatego nie zdziwię się, gdy po latach okaże się, że dowódcy ukraińskich morderców, a w każdym razie ich doradcy wojskowi, mówili po angielsku. ![]() Od pewnego czasu w internecie pojawiają się artykuły i filmiki sugerujące, że Księżyc chłodzi przedmioty na powierzchni Ziemi. Sam nawet zrobiłem kilka wpisów o chłodzącym wpływie Księżyca. Sprawdzałem również jak zimne przedmioty chłodzą inne przedmioty na odległość. Kupiłem kamerę termowizyjną Reveal Seek Thermal i mierzyłem nią temperaturę Słońca i Księżyca. Jak również samego Księżyca. Sprawdzałem również jak promieniowanie podczerwone odbija się od powierzchni różnych materiałów. Teraz przeprowadziłem kolejny eksperyment. Tym razem bez udziału Księżyca. Chciałem sprawdzić, czy nocne niebo nie powoduje ochładzania przedmiotów. Czyli, czy coś chłodzącego nie płynie z kosmosu. Pomiar zrobiłem w nocy z 31 maja na 1 czerwca 2023 roku. Pogoda była ładna, niebo bezchmurne. Księżyc był na niebie. Wyglądał jak na poniższym rysunku, ale zestaw eksperymentalny umieściłem w takim miejscu, że Księżyc został oddzielony od niego gęstymi krzakami i raczej nie powinien mieć wpływu na wynik eksperymentu. W pierwszej części moich artykułów o wpływie Księżyca na temperaturę na powierzchni Ziemi zacytowałem pewnego autora tłumaczącego chłodzący wpływ Księżyca: "Światło Księżyca nie powoduje, że obiekt (powierzchnia) staje się zimniejszy. Kiedy obiekt jest przykryty lub zasłonięty ręką dachem, drzewem czy chmurą promieniuje mniej ciepła w nocne powietrze i staje się troszkę cieplejszy niż obiekt (powierzchnia) wystawiony na otwarte nocne niebo." Poniżej prezentuję również rysunek poglądowy do tego wyjaśnienia. Obecnie biorąc pod uwagę powyższe wyjaśnienia i wiedząc, że promieniowanie podczerwone odbija się od metalowych powierzchni przeprowadziłem taki eksperyment. Mając kamerę podczerwoną i termometr DT11 mierzący temperaturę z dokładnością do setnych części stopnia Celsjusza ustawiłem układ eksperymentalny w następujący sposób. Na drewnianej ławce położyłem kartonowe pudełko na którym umieściłem termometr tak, że końcówka pomiarowa wystawała daleko poza pudełko i znajdowała się ponad ławką. Pod końcówką ustawiłem miskę stalową, która odbijała promieniowanie podczerwone płynące z kosmosu i zostawiłem na około 20 minut odchodząc kilkanaście metrów od układu, aby temperatura się ustabilizowała. Po czym zbliżyłem się do układu i zrobiłem zdjęcie, które prezentuję poniżej. Termometr wskazał temperaturę 11, 58 stopnia Celsjusza. Następnie spod końcówki termometru usunąłem stalową miskę i również zostawiłem układ na około 20 minut i po tym czasie również zrobiłem zdjęcie, które zamieszczam poniżej. Temperatura podniosła się do 11, 93 stopnia. Ponownie podłożyłem miskę i zmierzona temperatura znowu się obniżyła. Układ pomiarowy nie był przesłaniany niczym od góry. Miska stalowa miała temperaturę otoczenia i nie dotykała termometru. Było bezwietrznie. Jedyne co mogło mieć wpływ, to obecność lub nieobecność miski stalowej od której odbijało się promieniowanie podczerwone płynące z kosmosu. Zdjęcie nieba wykonane kamerą podczerwoną zamieszczam poniżej. A dalej zdjęcie miski w podczerwieni. I zdjęcie końcówki termometru. Z powyższego eksperymentu można wysnuć wniosek, że promieniowanie podczerwone lub inny rodzaj promieniowania płynący z kosmosu, który jest odbijany od powierzchni metalowych, ma wpływ na temperaturę na Ziemi. Jak widać z eksperymentu lokalnie ten wpływ jest niewielki, ale w skali całej Ziemi może być znaczący.
![]() Portal businessinsider.com.pl alarmuje: "Nowe badanie pokazuje, że tzw. generacja Z i młodzi millenialsi mają dość pracy" "Jak na razie dyrektorzy najczęściej sięgają po swoje stare, sprawdzone metody, takie jak zmuszanie pracowników do powrotu do biura. A kiedy to nie działa, narzekają, że młodzi ludzie są leniwi i nie chcą już pracować." Jak się dowiadujemy z innych źródeł i bezpośrednio od młodych ludzi, to nie dość , że oni nie chcą pracować, to jeszcze minimalizują swoje potrzeby. Nie chcą własnego mieszkania czy samochodu, jeśli mieliby na to ciężko pracować. Argumentują to dość logicznie: dziadkowie wypruwali sobie żyły w pracy, a teraz mają takie emerytury, że na lekarstwa ich nie stać, rodzice nadal harują i, mimo comiesięcznych spłat rat, kwota kredytu mieszkaniowego do spłaty wynosi więcej niż wartość mieszkania w którym mieszkają. Płacą za kredyt mieszkaniowy już wiele lat i nadal mieszkanie formalnie nie jest ich i gdy tylko przestaną spłacać raty bank może ich zlicytować i pozbawić mieszkania. Człowiek jest z natury istotą racjonalną i na podstawie swojej wiedzy wyciąga najwłaściwsze wnioski. Gdyby ciężka praca prowadziła do bogactwa, to najbogatsi powinni być niewolnicy. Młode pokolenie opierając się na doświadczeniu dwóch wcześniejszych pokoleń wyciąga właściwe wnioski i nie chce ciężko pracować, ale również minimalizuje swoje potrzeby, żeby nie wpaść w pułapkę zadłużenia jak ich rodzice. Wcześniejsze pokolenia były mamione jakimiś bajeczkami dla frajerów o kulcie pracy, wolnym rynku i tego typu dyrdymałami, a to pokolenie wreszcie zmądrzało i nie chce pracować, ale równocześnie ogranicza swoje potrzeby i plany na przyszłość. Taka postawa doskonale wpisuje się w plany globalistów ze Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) i innych mniej znanych forów. Portal monetarna.pl tak opisuje planowaną nieodległą przyszłość, do której nowe pokolenie pasuje jak ulał: "Nie posiadam samochodu, domu i żadnych urządzeń ani ubrań„ Witaj w roku 2030. Witaj w moim mieście – a raczej „naszym mieście”. Niczego nie posiadam. Nie posiadam samochodu. Nie posiadam domu. Nie posiadam żadnych urządzeń ani ubrań” - pisze już na wstępie Ida Auken, duńska aktywistka klimatyczna, polityk i teolog, parlamentarzystka, w latach 2011–2014 minister środowiska. „Może ci się to wydawać dziwne, ale dla nas w tym mieście ma to sens. Wszystko, co uważałeś za produkt, stało się teraz usługą. Mamy dostęp do transportu, zakwaterowania, jedzenia i wszystkich rzeczy, których potrzebujemy w naszym codziennym życiu. Wszystkie te rzeczy jedna po drugiej stały się darmowe, więc nie miało sensu posiadanie ich zbyt wiele.” - zaznacza. Warto zauważyć, że wszystko będziemy wynajmować (nie ma nic za darmo zawsze są jakieś warunki), ale od kogo, tego nam już pani Ida nie pisze." Skąd pieniądze na wynajem? A z dochodu gwarantowanego. Co to takiego? Portal gowork.pl tak to wyjaśnia: "Bezwarunkowy dochód podstawowy ma zagwarantować każdemu obywatelowi stałe świadczenie finansowe od państwa. " "– Koncepcja powstała, żeby zagwarantować ludziom wolność od ubóstwa. Ubóstwo jest zagrożeniem dla wolności, bo zależymy od innych, i mogą nas wykorzystać. Minimum dochodu to realna podstawa dla wolności – wyjaśnia podczas seminarium PIE Ryszard Szarfenberg, prof. Uniwersytetu Warszawskiego." Nawet z gruba znamy szczegóły jak ma wyglądać idealne miasto niedalekiej przyszłości. Opisałem to w poście "Dziwne zabójstwo w Krakowie, a przygotowania do 15 - minutowego miasta" z którego pochodzi poniższy obrazek Światowe Forum Ekonomiczne powstało 52 lata temu. Akurat dwa nowe pokolenia narodziły się i weszły na rynek pracy podczas jego istnienia. Prawdopodobnie pewne założenia zostały porobione wcześniej, a WEF je tylko dopracowywał. Widać, że globalistom udało się wychować właściwych ludzi. Teraz należy przyspieszyć odejście wcześniejszych pokoleń, które były chowane w innym duchu. Czwarte pokolenie będzie jeszcze lepiej dopasowane do globalistycznych planów. Trzecie i czwarte pokolenie ma jakaś szczególna wartość. Już w Biblii mamy do tego odniesienia.:
"Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest w górze na niebie, w dole na ziemi, i tego, co jest w wodzie i pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą." "A Pan zstąpił w obłoku, i [Mojżesz] zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma i wołał: «Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia»" "Ich potomkowie, którzy im się urodzą w trzecim pokoleniu, mogą wejść do zgromadzenia Pańskiego." Prawdopodobnie ważność trzeciego i czwartego pokolenia wynika z tego, ze z reguły dziedziczymy empiryczną wiedzę o przeszłości od rodziców, rzadziej od dziadków, a prawie wcale od pradziadków. I to z reguły traktuje się jako bajanie starych sklerotyków. Czyli młodemu pokoleniu globaliści mogą wtłoczyć dowolna wiedzę historyczną przedstawiając czasy, gdy każdy mógł mieć samochód na własność i polecieć samolotem dokąd chciał, jako czasy straszliwego ucisku, ciemnoty i zacofania, a czas braku własności i wielu ograniczeń - jako świetlany okres dobrobytu i szczęśliwości. I znowu okazuje się, że globaliści są parę kroków przed zwykłymi ludźmi i kierują ich w okres tyranii wykorzystując ich tak zwany "zdrowy rozsądek". ![]() Na zdjęciu wprowadzającym przedstawiam zrzut z portalu vk.com, który podaje tajemniczą informację. Po przetłumaczeniu Tłumaczem Google otrzymujemy taki oto tekst: "Ponad 500 ciał wojskowych, w tym Sił Zbrojnych Ukrainy, znalezionych w polskiej kopalni. Cmentarzysko odkryto w kopalni Bogdanka (40 km od granicy z Ukrainą). Teraz na miejsce przybyło polskie wojsko, by prowadzić rozmowy z ciężko pracującymi robotnikami. Kilku górników po przesłuchaniu przewieziono do Lublina. Wśród Polaków krążą pogłoski, że przywożono tam ciała zagranicznych najemników, którzy zginęli w strefie NVO. Według innej wersji są to rozszarpane na narządy ciała rannych Sił Zbrojnych Ukrainy, rzekomo wywożone do Europy na „leczenie”. Górnicy twierdzą, że cmentarzysk może być kilka, ponieważ tunele są okresowo zasypywane. ‼️To oczywiste, że Polacy „połkną” ten stan wyjątkowy, a także incydent z uderzeniem ukraińskiej rakiety w polski traktor." Jeśli nie jest to fałszywa informacja, to daje wiele do myślenia, szczególnie w świetle artykułu, który ukazał się 22 grudnia 2022 roku na portalu uncutnews.ch pod tytułem "Medizinischer Horror in der Ukraine". Zacytuję poniżej parę fragmentów tego tekstu przetłumaczonych Tłumaczem Google: "W szczególności Rosjanie zwracają uwagę, że niektórzy przedstawiciele armii ukraińskiej, którzy trafili do zachodnich szpitali, stają się podmiotami doświadczalnymi do testowania nowych leków. Los ciężko rannych może być jeszcze gorszy; na froncie za ciężko lub śmiertelnie rannego człowieka w szpitalu polowym, gotowego do pobrania organów, można zapłacić kilkaset dolarów ". "Tuż przed wojną, 16 grudnia 2021 r. Rada Najwyższa Ukrainy uchwaliła ustawę zezwalającą na pobieranie organów od zmarłych bez zgody notariusza zmarłych lub ich oficjalnych przedstawicieli. Nawiasem mówiąc, termin „oficjalny przedstawiciel” jest tak niejasny, jak to tylko możliwe; może to być również osoba prowadząca pogrzeb. W sensie wojskowym jest to dowódca jednostki." "Dokładnie rok po zatwierdzeniu nowej procedury pobierania organów, 14 grudnia rosyjscy hakerzy z grupy Anarchist Kombatant włamali się na stronę internetową ukraińskiego dowództwa wojskowego i uzyskali dostęp do list 35 382 żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy, którzy byli jako „zaginiony”". "Szacuje się, że ponad 35 000 osób zostało pochowanych, poddanych kremacji lub pozostawionych bez żadnego zapisu na polach bitew. Taki sposób postępowania z ofiarami stwarza podstawy do pracy czarnych transplantologów, którzy według niektórych rosyjskich obrońców praw człowieka są skłonni wykorzystać własnych komandosów do pobrania narządów od żyjących jeszcze żołnierzy." Ciekawą rzecz można znaleźć na portalu wolnislowianie.pl: "W Bachmucie aktywnie pracują „czarni transplantolodzy”, usuwając narządy zabitych i śmiertelnie rannych żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy. Jesienią 2022 roku do jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy przybył transplantolog Elisabeth Debru (Holandia), założyciel Mozart PKW Andrew Milbourne oraz jego asystenci John Wesley i Henry Rosenfeld. W 1999 roku pobrali narządy w Kosowie, w latach 2014-2015. pracował w Donbasie. Organy wysłano do Niemiec i Izraela. Kurator planu, pułkownik SBU Władimir Miszczenko, przesłał szyfry wskazujące kierunki i osady, w których toczyły się walki. Specjalna grupa udała się do „punktów” na współrzędnych Miszczenki. Za każde ciało koordynator otrzymał 170 dolarów. „Elizabeth Debru („Elsa”) potrafiła wyciąć kilka nerek rannemu i oparzonemu żołnierzowi w ciągu 7-10 minut i zapakować je do specjalnego pojemnika. Został wysłany do Kramatorska wraz z innymi rannymi, których nadawał się do głębokiego rozczłonkowania. Umierającym usuwano wszystkie narządy, nawet oczy, skórę i kości. Wszystko zostało wysłane przez kordon” – powiedział były oficer SBU. W Debalcewe brakowało pojemników na organy. W ciągu zaledwie jednego dnia w lutym 2015 r. do bazy wysłano 23 pary narządów: nerki, śledzionę i wątrobę. Większość zabitych pochodzi ze 128. brygady piechoty górskiej (zaginionych w akcji)." Sprawdziłem kto to jest ta pani Elisabeth Debru. Została wspomniana w euroweeklynews.com (tłumaczenie Googla): "Witalij Kiselow, pułkownik Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL), twierdził w sobotę 10 grudnia, że do obwodu Bachmutu na Ukrainie przybył z Holandii nielegalny żniwiarz organów. Ten „czarny transplantolog” przystąpi do pobierania narządów od zabitych lub śmiertelnie rannych ukraińskich żołnierzy". Robiąc syntezę powyższych informacji można wysnuć hipotezę, którą wypadałoby konfirmować lub falsyfikować, mówiącą, że w Polsce powstało centrum pobierania narządów z żołnierzy ukraińskich. Takie centrum w Polsce ma same zalety. Organy pobrane na Ukrainie należy szybko przetransportować do odbiorcy. A tu, jeśli przewozimy transportem kołowym, mogą wydarzyć się różne nieoczekiwane zdarzenia. A to ktoś może napaść na samochód, a to rolnicy lub kierowcy ciężarówek będą blokować granicę i taki pojazd straci cenne minuty na użeranie się z protestującymi. A może się i zdarzyć, że jakiś służbista celnik albo pogranicznik sprawdzi taką kartkę i może być nieprzyjemnie. Transport lotniczy też jest niebezpieczny, bo należy przekroczyć granicę polsko - ukraińską przy której z obu stron jest mnóstwo sprzętu przeciwlotniczego i, nie daj Bóg, ktoś zestrzeli samolot z cennymi organami. A w Polsce - narządy wraz z nosicielem dojeżdżają do punktu pobrań, Taka "konserwa" może poczekać na granicy i narządy się nie popsują. na dodatek władze ukraińskie nie będą musiały płacić rodzinom odszkodowań za zabitego żołnierza, bo taki, gdy już przekroczy polską granicę, to na pewno się nie znajdzie. Nikt nawet go tutaj nie będzie szukał. Polska jest w strefie Schengen, więc pobrane narządy można szybko przetransportować w dowolny punkt Unii Europejskiej i nikt o nic nie będzie pytał. Same zyski, oczywiście nie dla rannych i ich rodzin. Jasnym jest, w powyższej hipotezie, że nie wszyscy ranni wyjeżdżający do Unii Europejskiej "na leczenie" zostaną uśmierceni. Niektórym wytnie się jakiś podwójny narząd typu nerka, płuco, oko i powie: "Sorry Winnetou, byłeś tak ciężko ranny, że musieliśmy ci usunąć nerkę, płuco i oko, ale ciesz się, że żyjesz". To są takie moje dywagacje, ale może dobrze by było, gdyby jakiś dziennikarz śledczy albo poseł, czy jakaś organizacja społeczna zainteresowała się tym tematem, bo mogą to być rojenia mojego umysłu, a może być coś na rzeczy jak z więzieniami CIA. ![]() Zewsząd straszy się nas jaki to katastrofalny wpływ na naszą planetę ma dwutlenek węgla wytworzony przez ludzi poprzez przemysł, uprawę roli i hodowlę zwierząt. Z tego powodu powinniśmy wyrzec się tego wszystkiego i jeść owady i jeszcze płacić podatek węglowy. Światowe Forum Ekonomiczne martwi się: "Ciepło pochłania połowę całkowitego światowego zużycia energii, czyli znacznie więcej niż energia elektryczna (20%) i transport (30%). Nic dziwnego, że ciepło odpowiada za ponad 40% globalnych emisji dwutlenku węgla (CO2) związanych z energią." "Średnio około 60% zapotrzebowania na energię w domach w Stanach Zjednoczonych jest wykorzystywane do ogrzewania, a w Europie liczba ta sięga około 80%." "W warunkach komercyjnych i profesjonalnych wykorzystanie ciepła jest jeszcze szersze. Oprócz dostarczania ciepłego powietrza i wody w biurach, krytyczne znaczenie ma również ogrzewanie. Pomyśl o fast foodowym burgerze, który jadłeś; prażona fasola do twojej latte; pranie pościeli i ręczników w hotelu; parząca para i gorąca woda, które dezynfekują wszystko, od naczyń po skalpele w szpitalu." Oczywiście przemysł jest najgorszy: "Ale największym użytkownikiem jest przemysł, który zużywa 50% całego ciepła, gdzie jest ono niezbędnym elementem produkcji, w tym rafinacji surowców, wytapiania metali i produkcji chemikaliów. Ciepło jest również wykorzystywane do produkcji wszystkiego, od papieru po gumę, po ogromną różnorodność produktów spożywczych i napojów, takich jak pieczenie chleba, warzenie piwa i pasteryzacja mleka. Rzeczywiście, cztery materiały, na których rozwija się ludzka cywilizacja – amoniak, cement, stal, tworzywa sztuczne – wszystkie w dużym stopniu wykorzystują ciepło do ich produkcji." Nawet ogniwa słoneczne, pojazdy elektryczne i wiatraki według WEF są w pewien sposób szkodliwe: "Aby naprawdę podkreślić wyzwania związane z dekarbonizacją ciepła komercyjnego i przemysłowego, przyjrzyjmy się, jak wytwarzane są produkty ekologiczne. Ukończony panel fotowoltaiczny wytwarza ciepło niemal na każdym etapie cyklu produkcyjnego, zanim dotrze na dach. Podstawowym składnikiem jest płytka krzemowa, której formowanie i oczyszczanie odbywa się w temperaturze 1400-1700°C w celu wytworzenia wlewka krzemowego. Krzem ten następnie musi być domieszkowany w celu zwiększenia przewodności, zazwyczaj powyżej 800-1000°C w piecu dyfuzyjnym. Aby chronić to ogniwo słoneczne, jest ono następnie umieszczane pomiędzy ochronnymi warstwami szkła i żywicy, gdzie ciepło jest stosowane w celu utwardzenia żywicy, a samo szkło zostało wyprodukowane z piasku i innych materiałów stopionych razem w piecu osiągającym ponad 1700°C. Elementy elektryczne panelu zostały zlutowane w temperaturze ponad 400°C i połączone, a jeśli występują izolatory ceramiczne, zostały one wykonane poprzez wypalanie i spiekanie w temperaturze ponad 1000°C. Opakowania z tworzyw sztucznych i kartonu używane do wysyłki końcowego produktu solarnego również zostały wykonane przy użyciu ciepła o temperaturze około 200°C; tworzywama sztuczne są często wytłaczane, formowane, a nawet termoutwardzalne pod wpływem ciepła, a masa papiernicza rozkłada się i suszy pod wpływem ciepła. To nie tylko energia słoneczna. Cement w naszych turbinach wiatrowych został poddany piroprzetwarzaniu w piecu o temperaturze 1400-1500°C. Miedź w przewodach Twojego pojazdu elektrycznego została prawdopodobnie nagrzana podczas etapów wyżarzania, formowania i odpuszczania, nie mówiąc już o wszystkich metalach i tworzywach sztucznych składających się na nadwozie samochodu. Oto problem: te temperatury są wysokie. Rzeczywiście, 70% całego ciepła przemysłowego ma temperaturę powyżej 100°C, a prawie połowa ciepła przemysłowego ma temperaturę powyżej 400°C." Również Jerzy Soros jest zaniepokojony. W swoim artykule "Updating My Munich Predictions" martwi się: "Wiedza klimatologów na temat procesu ocieplenia również zrobiła duży krok naprzód. Udało im się udowodnić, że uwalnianie metanu, znacznie silniejszego i bardziej niebezpiecznego gazu cieplarnianego niż dwutlenek węgla, jest większe niż można to wytłumaczyć źródłami emisji związanymi z działalnością człowieka. Odkrycie to implikuje istnienie innych źródeł – na przykład zwiększonej emisji metanu z ocieplającej się wiecznej zmarzliny – wynikającej z ingerencji człowieka w przyrodę. Coraz więcej klimatologów uważa, że należy ogłosić stan zagrożenia klimatycznego, ponieważ w obecnym tempie globalne ocieplenie przekroczy 1,5ºC. Jak powiedział w zeszłym miesiącu Sir David King, główny doradca naukowy rządu brytyjskiego pod rządami Gordona Browna, a obecnie szef Grupy Doradczej ds. Kryzysu Klimatycznego, musimy „szybko zredukować emisje i usunąć nadmiar gazów cieplarnianych, ale, co najważniejsze i pilne, ponownie zamrozić Arktykę”. To dość duży program, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy już spóźnieni." Ta wiedza znana jest od dawna. Nie wiem dlaczego akurat teraz ją ujawnił wszem i wobec. Być może ma to związek z przyszłym zakazem hodowli zwierząt gospodarskich i jedzeniem owadów. I co ciekawe Sorosa wcale nie martwi wojna na Ukrainie, z powodu której mnóstwo gazów cieplarnianych dostaje się do atmosfery: "Siły ukraińskie będą więc mogły przeprowadzić kontratak, gdy otrzymają najnowocześniejsze uzbrojenie, w szczególności obiecane czołgi Leopard 2. Powinno to nastąpić w okolicach maja, ale może być też wcześniej. Tak więc większość ważnych przepowiedni, które poczyniłem miesiąc temu w Monachium na temat wojny – w tym, że potężna ukraińska ofensywa wiosenna zdecydowanie odwróci bieg wydarzeń – prawdopodobnie się spełni." A ja już ponad rok temu martwiłem się stanem klimatu spowodowanego wojną. czego dałem wyraz w artykule "Ekolodzy i Ukraina, Rosja związała rubla ze złotem i wciąganie Polski do wojny" Widać nic proste nie jest. Ale Fundacja Rockefellera ma na to lekarstwo: "Fundacja Rockefellera dołącza do rządu USA i Funduszu Ziemi Bezosa, aby skoncentrować wysiłki w nadchodzącym roku na opracowaniu wysokiej jakości kredytów węglowych w celu wsparcia przyspieszonej sprawiedliwej transformacji z paliw kopalnych." "Rynek węgla jest rodzajem rynku towarowego znormalizowanego do jednostki tony węgla. Działania, które zapobiegają lub eliminują emisje dwutlenku węgla, mogą generować kredyty, które mogą być kupowane, sprzedawane i wymieniane przez uczestników rynku. Działania te mogą być oparte na naturze lub technologii. Niektóre ograniczają emisję dwutlenku węgla do atmosfery, na przykład budując odnawialne źródła energii zamiast paliw kopalnych. Niektóre usuwają węgiel już znajdujący się w atmosferze, wykorzystując projekty ponownego zalesiania, projekty sekwestracji węgla w glebie lub technologie, które wychwytują i sekwestrują dwutlenek węgla z atmosfery." Poniższy rysunek, zaczerpnięty ze strony Fundacji Rockefellera, co prawda po angielsku, wyjaśnia o co chodzi z tymi kredytami. "Na rynkach zgodności popyt jest napędzany przez obowiązkowe rządowe wymagania dotyczące redukcji emisji. Dobrowolny rynek opiera się na złożonym ekosystemie w celu rozwijania i zatwierdzania działań generujących kredyty. Należą do nich twórcy projektów, walidatorzy projektów, organy normalizacyjne dotyczące emisji dwutlenku węgla, podmioty handlujące uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla oraz organy regulujące korzystanie z kredytów przez nabywców. Brak jednego organu regulacyjnego zaowocował kredytami węglowymi o różnej integralności i jakości. Artykuł 6 porozumienia paryskiego, który przewiduje utworzenie międzynarodowego rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla zarządzanego przez organ Narodów Zjednoczonych, będzie kluczowym motorem przyszłego rozwoju rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla." Z powyższego można się dowiedzieć, że grupa cwaniaków chce zarobić na niczym, a dodatkowo zubożyć miliardy ludzi na świecie i podporządkować je sobie. No dobrze, ale jakie funkcje pełni dwutlenek węgla? Już w szkole podstawowej uczono nas, że z dwutlenku węgla i wody w procesie fotosyntezy rośliny tworzą związki organiczne, które potrzebne im są do życia i budowy tkanek. Roślinami żywią się zwierzęta, a zwierzętami i roślinami ludzie. Poniżej przedstawiony jest opis fotosyntezy zaczerpnięty z Wikipedii. Czyli bez dwutlenku węgla nie mielibyśmy co jeść. I co jeszcze? Nie moglibyśmy oddychać. Poniżej cytuję portal sofizjo.pl: "Funkcją mechanizmu oddychania jest utrzymanie prawidłowego i stabilnego składu gazów we krwi. Oddychanie utrzymuje w niej prawidłowe pH oraz prężność tlenu oraz dwutlenku węgla. Wszystko po to by odpowiednia ilość tlenu trafiała do pracujących komórek naszego ciała. Podstawowy rytm i wzorzec oddechowy jest regulowany przez liczne neurony znajdujące się w pniu mózgu. Jest to tzw. ośrodek oddechowy. Oddychanie kontrolowane jest przez napływające informacje do ośrodków oddechowych. Informacje te mogą pochodzić z kory mózgowej, z chemoreceptorów oraz z mechanoreceptorów dróg oddechowych. " I najważniejsze: "Chemoreceptory utrzymują stabilny poziom gazów oddechowych (O2/CO2) we krwi. Wyróżniamy dwa rodzaje tych receptorów: ośrodkowe i obwodowe. Chemoreceptory ośrodkowe reagują głównie na podwyższony poziom CO2. Z kolei receptory obwodowe są wrażliwe na obniżony poziom O2. Zmiany stężeń tych gazów powodują pobudzenie tych receptorów, co prowadzi do zwiększenia częstości rytmu oddechowego." Na poniższym rysunku zaczerpniętym z zacytowanego powyżej portalu wyjaśniony jest cykl oddechowy. A teraz zastanówmy się co może mieć wpływ na temperaturę na Ziemi. Kiedyś robiłem analizę jak to będzie z tym poziomem morza w artykule "Czy ze wzrostem temperatury podniesie się poziom oceanów?" i popełniłem w nim ten sam błąd, który robią płaskoziemcy i wybitni specjaliści od klimatu, czyli założyłem, ze atmosfera ziemska, a generalnie biosfera jest obiektem izolowanym. A przecież tak nie jest. Biosfera, to według Wikipedii: "Biosfera (zob. bio, geosfera) – strefa kuli ziemskiej zamieszkana przez organizmy, w której odbywają się procesy ekologiczne. Obszary na których nie występuje życie nazywa się strefą abiotyczną. Biosfera jest częścią powłoki ziemskiej, która obejmuje skorupę ziemską, a również powietrze, ląd i wodę. Z najobszerniejszego punktu widzenia geofizyki i ekologii, biosfera jest światowym systemem ekologicznym i obejmuje wszystkie istoty żywe (organizmy) i ich powiązania ze sobą i z litosferą (skorupą ziemską), hydrosferą (wodą) i atmosferą (powietrzem)." Poniżej pokazany jest przekrój Ziemi pochodzący również z powyższej strony w Wikipedii. Umowna granicą kosmosu jest linia Karmana na wysokości 100 km. Skorupa ziemska ma grubość od 10 do 100 km. Weźmy średnią 50 km. Łącznie z atmosferą daje to 150 km. Promień Ziemi to 6371 km. Dla równego rachunku załóżmy, że promień bez skorupy ma długość 6300 km, litosfera z atmosferą mają grubość 150 km. Jak łatwo obliczyć stosunek objętości reszty Ziemi do objętości atmosfery z litosferą to 13,67. Klimatolodzy i inni zainteresowani chcą nam wmówić, że nieskończony kosmos i coś co ma objętość około 14 razy większą niż atmosfera z litosferą do kupy wzięte nie ma wpływu na to, co dzieje się w dolnych warstwach atmosfery i górnych skorupy ziemskiej. Tylko jakieś śladowe ilości CO2, w porównaniu z całkowita emisją dwutlenku węgla do ziemskiej atmosfery, mają kluczowy wpływ na klimat. Zacznijmy od analizy wnętrza Ziemi. W artykule "Hipoteza pulsującej Ziemi - czy mamy nieograniczone złoża helu, wodoru i metanu? " przeanalizowałem wnętrze Ziemi i różne warianty jądra ziemskiego. To, że nie bardzo wiemy co jest pod naszymi stopami, nie mówiąc już o tym jak to na nas wpływa, świadczy choćby doniesienie z ostatniego czasu opisanego przez portal MSN: "Żelazna kula jest w jądrze wewnętrznym Ziemi - takiego odkrycia dokonali australijscy naukowcy. Na łamach "Nature Communications" donoszą, że kula ma promień 650 km." A wcześniej miało być jadro żelazo niklowe, a jest hipoteza, że w centrum Ziemi znajduje się uran, który tworzy reaktor jądrowy. Księżyc podnosi stałą powierzchnię Ziemi nawet o 30 cm. Załóżmy, że 1/8 litosfery jest w ciągu doby podnoszona na wysokość 20 cm. Masa skorupy ziemskiej to 3 promile masy planety. Masa Ziemi to 5,97219×10^24 kg, czyli 3 promile to około 1,8 x 10^22 kg. Jedna ósma to około 2,2 x 10^21 kg. Czyli praca wykonana na podniesienie tej masy to około 4,5 x 10^20 J, czyli 1,2 x 10^8 gigawatogodzin. Oczywiście powierzchnia opada po przejściu Księżyca więc generowane jest drugie 1,2 x 10^12 GWh. Jeśli powierzchnia Ziemi nie drga po przejściu pod Księżycem, a nie drga, to znaczy, że mamy do czynienia z drganiem tłumionym i cała energia przekształca się w ciepło. Najpotężniejsza elektrownia na świecie Tama Trzech Przełomów ma moc 22,5 GW, czyli w ciągu doby produkuje około 2 x 10^6 GWh. Czyli wytwarza milion razy mniej energii niż Księżyc, w bardzo przybliżonych obliczeniach. Oczywiście jeśli skorupa podniesie się, to ciekłe jądro zaraz wypełni lukę, czyli Księżyc wywołuje oscylacje płynnego jądra. Do tego dołącza się Słońce, które w o wiele mniejszym stopniu podnosi skorupę ziemską, ale zawsze doda swoje trzy grosze. Czyli w ciekłym jądrze powstają drgania złożone z co najmniej dwóch oscylacji pochodzących od Księżyca i Słońca. Te drgania się sumują tworząc coś na kształt krzywych Lissajous. tylko objętościowych. Poniżej przykładowy obrazek krzywych z portalu datagenetics.com Skorupa ziemska pływająca na ciekłym płaszczu ziemskim wygląda jak kożuch na mleku. Drobne drgania mleka powodują zmarszczki na kożuchu. Podobnie jest z litosferą i płaszczem. Drgania płaszcza przenoszą się na litosferę powodując jej odkształcenia. Jeśli fazy Księżyca i Słońca nie zgrają się z jakiś powodów z oscylacjami płaszcza Ziemi może dojść do wybuchów wulkanów i trzęsień ziemi emitujących olbrzymie ilości dwutlenku węgla. Te rozważania nie są czysto teoretyczne, bo portal naukawpolsce.pl informuje nas: "Największe i najbardziej zabójcze trzęsienia ziemi mają związek z pełnią i nowiem Księżyca - informuje pismo „Nature Geoscience”. Satoshi Ide i jego koledzy z uniwersytetu w Tokio przeanalizowali dane dotyczące naprężeń pływowych w ciągu dwóch tygodni przed dużymi trzęsieniami ziemi, o sile 5,5 lub większej, w ciągu ostatnich dwóch dekad. Spośród dwunastu największych odnotowanych trzęsień ziemi (o magnitudzie 8,2 stopnia lub większej) dziewięć wydarzyło się w czasie, gdy Księżyc był bliski nowiu lub pełni, a naprężenia spowodowane przez siły pływowe - największe. W przypadku niewielkich trzęsień takiej zależności nie zaobserwowano. Podczas pełni i nowiu Słońce, Księżyc i Ziemia są ustawione w jednej linii, ich grawitacja działa silniej na płyty tektoniczne tworzące skorupę naszej planety. Także pływowe ruchy oceanów zwiększają naprężenia skorupy ziemskiej, które rozładowują się w postaci trzęsień. Gdy widoczna była tylko część Księżyca, ziemia drżała słabiej." Straszą nas podniesieniem się poziomu mórz w wyniku działalności człowieka, a ciekawą informację na temat wpływu wnętrza Ziemi na poziom światowego oceanu z czasów gdy nie było jeszcze ludzi na Ziemi podaje portal ewolucjamyslenia.pl: "Istnieje hipoteza, jakoby nasza Ziemia była kiedyś jednym wielkim oceanem. W marcu 2020 roku czasopismo Nature Geoscience opublikowało artykuł, który udowadnia, że na wczesnych etapach ewolucji Ziemi mogła być w całości (lub prawie w całości) pokryta oceanem. Mają tego dowodzić sygnatury chemiczne obecne w skorupie oceanicznej. Jak piszą naukowcy Benjamin W. Johnson i Boswell A. Wing: "Wczesna Ziemia bez powstających kontynentów mogła przypominać „wodny świat”, stanowiąc ważne ograniczenie środowiskowe dla powstania i ewolucji życia na Ziemi, jak również jego możliwego istnienia w innych miejscach." Rok później, w marcu 2021 roku, AGU Advances opublikowało artykuł o zdolności płaszcza Ziemi do wchłaniania wody dawniej i dzisiaj. Woda w płaszczu ziemskim jest zgromadzona w minerałach zwanych ringwoodytami, które są szczególnym rodzajem oliwinów. Mają się znajdować na głębokości ok. 500-600 km. Naukowcy uważają, że dawniej płaszcz Ziemi był cieplejszy, a w związku z tym miał on mniejszą zdolność do wchłaniania wody. Jeżeli ringwoodyt jest obecnie powszechnie obecny w płaszczu ziemskim, to zgodnie z szacunkami naukowców zawiera on więcej wody niż dzisiejsze oceany. A zatem w czasie, gdy płaszcz miał znacznie mniejszą zdolność wchłaniania wody (z powodu wyższej temperatury), cała woda, która teraz jest w płaszczu, musiała znajdować się na powierzchni Ziemi. Ilość wody, jaka miałaby wtedy być na powierzchni Ziemi, mogłaby przykryć najwyższe obecnie góry, włącznie z Mount Everestem." No proszę, czyli wraz z ochładzaniem się wnętrza Ziemi wody na powierzchni będzie ubywać, a nie przybywać, bo ringwoodyt będzie miał większą zdolność wchłaniania wody. I wzrost temperatury atmosfery ziemskiej o jakieś tam 0,1 stopnia w skali stu lat ze względu na wzrost poziomu dwutlenku węgla nie będzie miał żadnego znaczenia. Również nie bardzo wiemy jaki wpływ na klimat ma to co kryje się w głębiach oceanów. Weźmy na przykład hydraty metanowe. Według Wikipedii to: "Klatrat metanu (hydrat metanu, metanowy lód, wodzian metanu) – substancja krystaliczna złożona z cząsteczek wody i metanu." I dalej możemy poczytać: "Złoża klatratów występują pod osadami podmorskimi (głównie na stokach kontynentalnych) oraz na terenach wiecznej zmarzliny, a także na dnie jeziora Bajkał. Największe z dotychczas odkrytych występują w głębi Blake Ridge u wybrzeży Karoliny Północnej, bogate złoża znajdują się także w Zatoce Meksykańskiej oraz rowie Nankai u wybrzeży Japonii. Poszukiwania złóż hydratów ułatwia fakt, że fale dźwiękowe rozchodzą się w nich dwukrotnie szybciej niż w zwykłych osadach dennych. Wielkość zasobów jest bardzo różnie szacowana, ale nie ulega wątpliwości, że znacząco przewyższają złoża gazu ziemnego. Niektóre szacunki mówią, że ilość węgla zawartego w hydratach dwukrotnie przekracza zasoby pozostałych kopalin. Ostrożniejsze oceny mówią o ilości metanu przekraczającej od 2,5 do 10 razy złoża gazu ziemnego. Znane w 2005 roku złoża metanu zawartego w klatratach na wodach przybrzeżnych USA ośmiokrotnie przewyższają zasoby gazu ziemnego w tym kraju. Bardzo duże złoża znajdują się w Kanadzie i u jej wybrzeży. Szacowane są na 44–810 bilionów m³ metanu. Dla porównania znane światowe zasoby gazu ziemnego wynoszą 154 biliony m³." A co w sprawie hydratów metanowych ma do powiedzenia polskie Ministerstwo Edukacji i Nauki? "Stanowią one potencjalne zagrożenie dla klimatu dlatego, że zawarty w tych związkach metan znacznie silniej przyczynia się do efektu cieplarnianego, niż dwutlenek węgla. Z powodu wzrostu temperatury na Ziemi prawdopodobnie już w większej, niż dotąd ilości wydostaje się on z dna oceanicznego w różnych częściach świata, a przy wciąż niewystarczającej wiedzy na temat eksploatacji hydratów metan może zacząć rozkładać się w sposób niekontrolowany i wzmagać efekt cieplarniany." "„To nawet nie są pojedyncze bryły, ale ogromne masy, wielkie pokłady, które mają grubość nawet setek metrów i ciągną się dziesiątkami kilometrów. Badania nad hydratami metanu prowadzone są od niedawna i nie są jeszcze zaawansowane, ale wszystko wskazuje na to, że jest ich więcej, niż wszystkich konwencjonalnych zasobów złóż węglowodorów na świecie” – wskazał Bojanowski." Czyli możemy wyrzucić wszystkie samochody, zamknąć wszystkie fabryki, nie grzać mieszkań, a jakieś zaburzenie spowoduje uwolnienie się metanu z hydratów i katastrofa klimatyczna gotowa. Przeanalizowaliśmy sobie wpływy ziemskiego wnętrza i grawitacyjne wpływy najważniejszych dla nas obiektów kosmicznych. Ale oprócz nich mamy całą gammę wpływów kosmicznych znanych i jeszcze niepoznanych. Ze znanych mamy promieniowanie kosmiczne i wiatr słoneczny. Promieniowanie kosmiczne to (za fizyka.uniedu.pl) : "Promieniowanie kosmiczne jest promieniowaniem złożonym, zarówno elektromagnetycznym, jak i korpuskularnym. Dociera ono do Ziemi z otaczającej ją przestrzeni kosmicznej. Jego korpuskularna część składa się przede wszystkim z protonów, stanowiących 90% cząstek, a także w 9% z cząstek alfa 1% elektronów. Oprócz tego pojawiają się w nim nieliczne, cięższe jądra. To promieniowanie, które dociera bezpośrednio z przestrzeni kosmicznej, określane jest promieniowaniem kosmicznym pierwotnym. Promieniowanie wtórne natomiast dociera do Ziemi za pośrednictwem reakcji promieniowania kosmicznego pierwotnego z jądrami atomów gazów atmosferycznych. Promieniowanie kosmiczne pierwotne pada na zewnętrzne warstwy atmosfery Ziemi z prędkością, która jest bliska prędkości światła w próżni. Atomy atmosfery zderzają się z cząsteczkami promieniowania pierwotnego, powoduje to, że powstaje strumień wysokoenergetycznych mionów, fotonów, protonów i elektronów, czyli tak zwane wtórne promieniowanie kosmiczne. W skład promieniowania pierwotnego wchodzą głównie cząstki alfa, protony oraz jądra innych lekkich pierwiastków, a także bardzo niewielka ilość jąder pierwiastków o średnich masach. Można zaobserwować również pierwotne elektrony, fotony, a także znikomą ilość cząstek neutralnych. Promieniowanie wtórne powstaje w wyniku oddziaływania pierwotnego promieniowania kosmicznego z atomami atmosfery ziemskiej. Po wejściu do niej cząstki pierwotne rozpoczynają zderzenia z jądrami gazów atmosferycznych, w taki sposób, że do poziomu morza już praktycznie nie docierają. Tym zderzeniom towarzyszy zwykle rozbicie jąder gazów atmosferycznych oraz cząstki pierwotnej. Przy tego typu rozbiciu powstają neutrony i protony oraz cząstki elementarne, które unoszą większość energii." Czyli w górnych warstwach atmosfery jest totalna demolka i mogą powstawać nowe pierwiastki, jak choćby takie, jak przedstawione w książce "Fizyka dla kandydatów na wyższe uczelnie" Jana Blinowskiego i Jarosława Trylskiego. ![]() Powyżej mamy przykłady reakcji jądrowych aluminium, azotu i boru. Ktoś się zapyta skąd aluminium czy bor w górnych warstwach atmosfery. Już odpowiadam, z chemtrails. Portal biotalerz.pl podaje taki oto skład oprysków atmosferycznych: Również w górnych warstwach atmosfery powstaje węgiel C14 (Wikipedia): "Powstaje w górnych warstwach troposfery i w stratosferze w wyniku pochłonięcia neutronu przez jądro atomu azotu 14N. Neutrony te powstają w wyniku oddziaływania promieniowania kosmicznego (składającego się głównie z protonów) z jądrami atomowymi pierwiastków obecnych w atmosferze. Powstały węgiel pierwiastkowy jest utleniany do dwutlenku węgla, który wchodzi poprzez fotosyntezę do organicznego obiegu węgla w przyrodzie". Ciekawa sprawa jest z mionami powstającymi pod wpływem promieniowania pierwotnego. Według Wikipedii: "Miony są najsilniej penetrującymi cząstkami naładowanymi, gdyż nie oddziałują silnie z jądrami ośrodka, zarazem dzięki wyższej masie nie tracąc znacząco energii na promieniowanie hamowania (jak to się dzieje z elektronami). Jedynym znaczącym mechanizmem utraty energii przez mion przechodzący przez ośrodek materialny jest jonizacja atomów tego ośrodka. Miony kosmiczne są przez to obserwowane nawet na głębokości kilkuset metrów pod powierzchnią Ziemi." V. Acosta, C. L. Cowan i B. J. Graham w swojej książce " Podstawy fizyki współczesnej" piszą o mionach: Czyli miony mogą prowadzić do fuzji jądrowych nawet w skorupie ziemskiej. Kolejny czynnik to wiatr słoneczny. Wikipedia tak go charakteryzuje: "Wiatr słoneczny to strumień naładowanych cząstek uwalnianych z górnej atmosfery Słońca, zwanej koroną. Plazma ta składa się głównie z elektronów, protonów i cząstek alfa o energii kinetycznej od 0,5 do 10 keV. Skład plazmy wiatru słonecznego obejmuje również mieszaninę materiałów znajdujących się w plazmie słonecznej: śladowe ilości ciężkich jonów i jąder atomowych, takich jak C, N, O, Ne, Mg, Si, S i Fe. Istnieją również rzadsze ślady niektórych innych jąder i izotopów, takich jak P, Ti, Cr, 54Fe i 56Fe oraz 58Ni, 60Ni i 62Ni." "W pobliżu orbity Ziemi na 1 jednostce astronomicznej (AU) plazma płynie z prędkościami w zakresie 250-750 km / s (155-404 mil / s) z gęstością od 3-10 cząstek na centymetr sześcienny i temperaturą od 10,4 do 10,6 kelwinów" Poniżej przedstawiony jest wykres z różnymi parametrami wiatru słonecznego zaczerpnięty z portalu swpc.noaa.gov Mając te dane możemy policzyć ile ton wiatru słonecznego trafia w tarczę o promieniu Ziemi. Oczywiście wiemy, że wiatr słoneczny jest odchylany przez ziemskie pole magnetyczne, ale duża jego część jednak penetruje górne warstwy atmosfery. Promień Ziemi to w przybliżeniu 6500 km. Powierzchnia tarczy to 3,14 x 6500^2, czyli 132 665 000 km kw., to jest 1,3 x 10^18 cm kw. Wiatr słoneczny pędzi w okolicy Ziemi ze średnią prędkością 500 km/s, czyli 5 x 10^7 cm/s. Sekund, w roku mającym 365, 25 dnia, jest około 3,2 x 10^7. Średnio przyjmijmy, że w wietrze słonecznym docierającym do wyższych warstw atmosfery jest 5 cząstek na centymetr sześcienny. Na całą powierzchnię przekroju Ziemi spada 10^34 cząstek rocznie. Załóżmy, że są to protony, więc masa atomowa równa jest 1. Liczba Avogadro wynosi 6,02 x 10^23. Z tego wynika, że do Ziemi przybywa 1,7 x 10^10 gramów protonów, czyli 1,7 x 10^4 ton protonów rocznie. Jest to siedemnaście tysięcy ton protonów. Z obliczeń widać, że to co rejestrujemy naszymi urządzeniami co przylatuje z kosmosu nie stanowi jakiś gigantycznych mas. Masa światowego oceanu, to w przybliżeniu 1,3 x 10^18 ton. Wodór w wodzie stanowi 1/9 masy wody. Znaczy to, że w światowym oceanie jest 1,4 x 10^17 ton wodoru. Czyli wodór przylatujący ze Słońca stanowi śladową ilość w porównaniu z wodorem związanym w ziemskiej wodzie powierzchniowej. No dobrze, to dlaczego tak dużo piszę o tym promieniowaniu? Promieniowanie przybywające z kosmosu jest promieniowaniem jonizującym. Portal zpe.gov.pl tak go określa: "Promieniowanie jonizujące jest promieniowaniem korpuskularnym lub elektromagnetycznym, powodującym jonizację ośrodka, przez który przechodzi. Dzięki odpowiednio dużej energii jest zdolne oderwać elektron od obojętnych atomów lub cząsteczek. Promieniowaniem jonizującym jest promieniowanie jądrowe (αα, ββ i γγ), neutronowe, X i kosmiczne." Portal hyperphysics.phy-astr.gsu.edu informuje nas, że: "wykryty strumień promieniowania kosmicznego osiąga szczyt na wysokości około 15 km, a następnie gwałtownie spada". Poniże w skali logarytmicznej przedstawiony wykres tej zależności pobrany z powyższego portalu. Na wysokości około 15 km nad powierzchnią Ziemi mamy maksimum intensywności promieniowania kosmicznego, które zawiera wszystkie składowe promieniowania jonizującego. Złożone gazy takie jak metan czy para wodna są na tej wysokości intensywnie rozbijane na jony. Metan, jako gaz o masie cząsteczkowej dwukrotnie mniejszej niż cząsteczkowego tlenu, wydzielony na powierzchni z łatwością dociera na tą wysokość i jest rozbijany na węgiel i wodór. Wodór, jako najlżejszy gaz, ucieka w kosmos. Z pewnością podobnie jest z parą wodną. Podstawa najwyższych chmur poza regionem polarnym jest nawet na wysokości 10 kilometrów, a wysokość takiej chmury może dochodzić nawet do kilku kilometrów. Znaczy to, że górna powierzchnia takiej chmury bombardowana jest przez promieniowanie kosmiczne i jonizowana. Poniżej przedstawiam klasyfikację chmur zaczerpniętą z Wikipedii. Ciekawiej rzecz się ma z rejonami polarnym, gdzie promieniowanie kosmiczne i wiatr słoneczny są najintensywniejsze. Wikipedia podaje takie informacje: "Oprócz nich w regionach polarnych występują chmury położone w wyższych warstwach atmosfery. Na wysokości 15–25 km, w stratosferze występują polarne chmury stratosferyczne, do których zalicza się obłoki perłowe. Na wysokościach 75–85 km ponad powierzchnią ziemi, w mezosferze występują obłoki srebrzyste." Podczas procesu jonizacji tlen raczej nie ucieka w kosmos, czego potwierdzeniem może być to, że wagowo 46,1% skorupy ziemskiej stanowi właśnie tlen. Im cieplejsza atmosfera, tym więcej wody jest w stanie wchłonąć. Poniżej załączam wykres wzięty z jednego z moich wcześniejszych postów dotyczących wzrostu poziomu mórz. Na wykresie widzimy, że powietrze o temperaturze 40 stopni jest w stanie wchłonąć pięć razy więcej wody niż powietrze o temperaturze 10 stopni. Można stąd wysnuć wniosek, że wraz z ocieplaniem się klimatu coraz więcej wody będzie przechodzić z oceanów do atmosfery. Będą tworzyć się coraz większe chmury nad planetą i promieniowanie kosmiczne będzie jonizować coraz więcej cząstek pary wodnej i coraz więcej wodoru będzie uciekać w kosmos. W końcu może się okazać, że wraz ze wzrostem temperatury powietrza poziom mórz obniży się, a nie podwyższy. Być może to, co widzimy naszymi oczami i co wykrywa nasza aparatura stanowi tylko niewielki ułamek tego, co tak na prawdę dociera do nas z kosmosu i co z powrotem ucieka w kosmos. Prawdopodobnie jesteśmy jak te glony na zdjęciu wprowadzającym, które żyjąc na kamieniu zanurzonym w wodzie nie zdają sobie sprawy, że woda je obmywa i dzięki temu żyją. Nas też opływa potężna rzeka materii i energii, którą znamy i jeszcze nie znamy, ale na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy. Być może wpływy kosmiczne są silniejsze niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić.
Jakiś czas temu powstała hipoteza elektrycznego wszechświata. Z portalu electricuniverse.info dowiadujemy się, że: "Elektryczność we Wszechświecie została zidentyfikowana pod naszymi stopami, w zwierzętach i roślinach, w naszej biosferze oraz w najdalszych zakątkach Wszechświata. Ogólnie rzecz biorąc, elektryczność jest obecna wszędzie tam, gdzie znajdziemy plazmę, a ponieważ 99,999% widzialnego wszechświata znajduje się w stanie plazmy, pole magnetyczne i prądy elektryczne są prawie wszędzie." "Prądy telluryczne (podziemna elektryczność)
Może się okazać, że nasza atmosfera podlega zupełnie innym wpływom niż te, które usiłują nam wmówić naukowcy - klimatolodzy - wyznawcy kultu efektu cieplarnianego związanego z dwutlenkiem węgla i metanem i gazy te nie mają znaczącego wpływu na temperaturę na Ziemi i na wahania poziomu oceanów. ![]() Dziwne wydarzenie miało miejsce w Krakowie w ostatnich dniach. Zacytuję portal krakow.naszemiasto.pl: "- Przed godz. 11 doszło do zdarzenia w jednym z lokali przy ul. Sławkowskiej. Mężczyzna, który przebywał w lokalu w pewnym momencie wyciągnął broń i zaczął strzelać do innych osób. Jedna osoba została poważnie ranna. Reanimowali ją policjanci, a później ratownicy medyczni. Niestety, mężczyzny nie udało się uratować. Druga osoba został przetransportowana do szpitala." "Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że napastnik strzelał do pracowników budowlanych, którzy mieli wykonać pomiary techniczne w lokalu." I dalej: "Broń z której strzelał miała pochodzić z nielegalnego źródła. Zatrzymany leczył się psychiatrycznie." Jeśli mamy strzelaninę, to strzelający posiada nielegalnie broń i leczy się psychiatrycznie. Niby takie straszne obostrzenia są na posiadanie broni palnej w Polsce, a tu proszę, co wariat, to ma nielegalną broń. Zastanawiam się, czy w psychiatrykach nie ma przypadkiem sklepików z nielegalną bronią, w których mogą zaopatrywać się wyłącznie pacjenci. Ale najważniejsze w tej całej sprawie zostało napisane w Wirtualnej Polsce: "Zatrzymany powiedział, że "coś kazało mu strzelić"." Czyli mamy kolesia, który ma broń nie wiadomo skąd, wchodzi do lokalu i strzela do nieznanych mu, przypadkowych osób, bo coś kazało mu do nich strzelić. Bardzo ciekawe. O podobnych przypadkach pisałem już ponad dwa lata temu we wpisie: "Szczepionka przeciw covid-19. Co właściwe kupił minister Szumowski od handlarza bronią?" "Wtedy z auta padł strzał. Jeden z chłopców, 16-letni uczeń pierwszej klasy technikum sadowniczego, zwalił się na ziemię. Kiedy chłopcy zaczęli krzyczeć, samochód odjechał." "W poniedziałek 15-latek zadał swojej siostrze kilkanaście ciosów drewnianą pałką i nożem w różne części ciała. Bezpośrednio po tragedii zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Mimo reanimacji, dziewczyna zmarła. Sprawca zabójstwa po zatrzymaniu powiedział policjantom, że słyszał głos, który kazał mu zabić starszą siostrę." "Tragedia w jednym z bloków w Krakowie. 41-letni mężczyzna najpierw zastrzelił swoją 70-letnią matkę, zranił 71-letniego ojca i 44-letniego brata, a następnie sam popełnił samobójstwo. Jak dodał, rodzina nie była notowana przez policję. Funkcjonariusze nie podają informacji o rodzaju i pochodzeniu broni, której użył samobójca". Ale nie tylko mamy zabójstwa. Są też samobójstwa. Portal lovekrakow.pl informuje, że w tym roku: "18 stycznia przed godziną 15 z wiaduktu kolejowego nad ulicą Mogilską skoczył mężczyzna. Do zdarzenia doszło niedaleko Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. " Relację z tego zdarzenia znam z pierwszej ręki, bo facet skoczył akurat przed samochód mojej koleżanki. Po skoku był przytomny i rozmawiał z jej mężem. Chciał, żeby go dobić. W artykule "Czy to testy broni psychotronicznej?", oprócz innych zdarzeń, opisałem przypadki moich znajomych , którzy w nieoczekiwanych sytuacjach na krótka chwilę tracili świadomość. W poście "5 G - co z hakerami i terrorystami?" opisałem pewne efekty związane z technologią 5 G i zadałem pytanie: " I dalej dręczy mnie pytanie dlaczego dla 5 G wybrano akurat pasmo częstotliwości mikrofalowej gotujące wodę i powodujące słyszenie dźwięków w głowie, a nie jakieś inne bardziej neutralne, dzięki czemu i mniej byłoby zagrożeń ze strony złych ludzi i mniejsze moce mogłyby być stosowane w stacjach bazowych przy deszczowej lub mglistej pogodzie, co dałoby duże oszczędności dla operatorów sieci komórkowych." Czy obecnie w Krakowie mogą być przeprowadzane takie eksperymenty? Jakiś czas temu zainstalowałem sobie osłonę z folii aluminiowejna jednej ze ścian w moim pokoju, żeby chronić się przed routerem sąsiada. Moc pola mierzyłem za pomocą aplikacji ElectroSmart zainstalowanej na dwóch telefonach. Jeden to nowa Motorola mogąca odbierać sygnał 5G i drugi to 8-io letni Huaiwei odbierający sygnał LTE. Oba telefony pokazywały mniej więcej ten sam poziom sygnału. Ciekawe, że dla stacji 5 G Motorola nie była w stanie określić mocy sygnału. Widocznie tak była skonstruowana aplikacja. Ale do rzeczy. Po zainstalowaniu osłony sygnał w pokoju spadł poniżej 1 nW. Ale z czasem zaczął rosnąć i obecnie dochodzi do 3-ch nW. Zwiększyła się moc sąsiedzkich routerów. Ale ciekawe, że co jakiś czas Huaiwei wykrywa pewną stację LTE emitującą sygnał o mocy 7,9 nW. Ten sygnał nie jest ciągły. Pojawia się na krótką chwilę i znika. Głównie dzieje się to w nocy. Motorola nie wykrywa tego sygnału. Być może w nowszych telefonach został założony filtr na tą częstotliwość i dlatego ta stacja bazowa jest niewidoczna dla nowych telefonów. Poniżej pokazuję zrzut ekranu z Huaiweia w zwykłej sytuacji. Widać , że stacje 4 G mają moc od kilku do kilkunastu pikowatów. Numery PCI są trzycyfrowe. Mniejsza z tym co to jest. Wikipedii określa wartości tego parametru w sieciach LTE przedziałem od 0 do 268 435 455. W mojej okolicy ma wartości trzycyfrowe. Na portalu bip.uke.gov.pl można znaleźć wykaz stacji bazowych w Polsce, a portal bez-kabli.pl opisuje jak zidentyfikować stacje bazowe. Ale jak już pisałem, od czasu do czasu, szczególnie w nocy pojawia się na krótkie chwile tajemnicza stacja bazowa o numerze PCI 0. Co prawda wartość 0 mieści się w przedziale podanym przez Wikipedię, ale Motorola nigdy tej wartości PCI nie wskazała. Poniżej pokazuję zrzut ekranu z Huaiweia. Tajemnicza stacja emituje sygnał około tysiąca razy większy niż inne stacje LTE w okolicy. Być może sygnał o tej częstotliwości ma jakieś szczególne znaczenie i dlatego nie powinniśmy go wykrywać w prosty sposób. Ale co to ma wszystko wspólnego z 15-minutowymi miastami, do grupy których Kraków został wytypowany? Przecież według Onetu takie miasta będą miały same zalety: "Wśród korzyści przypisanych 15-minutowym miastom wymienia się m.in.:
"W Agendzie burmistrzów C40 podkreśla się, że chodzi o stworzenie „odpornych miast” przygotowanych na kolejne blokady z powodu pandemii, buntów czy innych przyczyn. Miasta mają być podzielone na kwartały, które w razie potrzeby można odciąć od innych dzielnic" "Zgodnie z koncepcją „15-minutowych miast” planuje się zmianę zasad użytkowanie przestrzeni miejskich i nieruchomości, co wiąże się z wysiedlaniem ze śródmieść ludzi mniej zamożnych, którzy nie będą w stanie wytrzymać presji podatkowej. Ewentualnie będą oni musieli zdecydować się na tzw. co-living, czyli wspólne zamieszkiwanie np. z obcymi osobami (starsi ze studentami itd.).Generalnie podzielone na sektory miasta czeka maksymalne dogęszczenie i zróżnicowanie pod każdym możliwym względem. Stłoczonych ludzi na małych powierzchniach zmuszać się będzie do interakcji. " "Co więcej, ludzie mają wzajemnie się obserwować, oddziaływać na swoje zachowanie, by ułatwić proces zarządzania społecznością. Pomogą w tym nowe aplikacje i systemy monitoringu tzw. inteligentnych miast. To swoiste przygotowanie do wdrożenia na większą skalę systemu kredytu społecznego, jak w Chinach, w którym za pożądane przez władze zachowanie będzie się nagradzać, a karać za „niepoprawne”." Zdaje się, że do dzielenia miast na kwartały przygotowuje nas grodzenie osiedli na co zwraca uwagę portal money.pl: "Z każdą kolejną inwestycją mieszkaniową miastom ubywa przestrzeni dla mieszkańców, gdyż dziś standardem jest budowa grodzonych osiedli." Oprócz powyższych, są jeszcze inne pomysły na 15-to minutowe miasta, które są przedstawione w poniższej tabelce. Chodzi o zmniejszenie śladu węglowego wymienionego wcześniej. Może się okazać, że dużej części społeczeństwa mogą się nie spodobać pomysły technokratów i spora grupa ludzi po prostu zlekceważy ograniczenia narzucone na 15 minutowe miasta. Jakoś tych ludzi trzeba będzie trzymać w ryzach i "zachęcić" ich do podporządkowania się powyższym pomysłom. Jednym ze sposobów może być sterowanie ludźmi za pomocą mikrofal. Oczywiście grzanie mikrofalami będzie użyte w ostateczności. Na początku, z pomocą przyjdzie efekt Freya. Niepokorny delikwent zacznie słyszeć głosy w głowie przekonujące go do pozytywnych zachowań. Kolejnym sposobem może być wypuszczanie na miasto zaprogramowanych ludzi, zwanych w mediach wariatami, którzy będą strzelać do przypadkowych osób z, jakimś cudem zdobytej, nielegalnej broni. Dzięki temu zastraszy się społeczeństwo, zaostrzy prawo i zwiększy system kontroli. Inna metodą może będzie obezwładniacz diodowy. Wikipedia tak go opisuje: "Obezwładniacz diodowy (LED), to broń zaprojektowana jak latarka. Emituje niezwykle jasną, szybką i dobrze skupioną serię „różnokolorowych losowych impulsów”. Zanim ludzkie oczy mogą skupić się na jednej częstotliwości, pojawia się inna częstotliwość, powodując ciśnienie wewnątrzczaszkowe, które powoduje ból głowy, nudności, wymioty, dezorientację, drażliwość i zaburzenia widzenia u celu." Takie obezwładniacze są w sprzedaży. Co ciekawe mieliśmy w Krakowie kradzież lamp ulicznych jakieś 4 lata temu. Złodzieje nie byli złomiarzami, bo zostawili najwartościowsze dla tej grupy zawodowej metalowe słupy, a ukradli tylko oprawy oświetleniowe z żarówkami. Widocznie to było najcenniejsze. Mogła to być wyżej opisana broń. Włodarze Krakowa planują wymienić 20 tysięcy lamp ulicznych w najbliższych latach. Ponoć w ramach oszczędności. Niby Kraków jest bardzo zadłużony, a jednak stać go na takie inwestycje. Ale nie tylko na takie. Widać wszędzie pojawiają się nowe kamery. A jak mnie doszły słuchy, wraz kamerami montowane są również mikrofony.
A gdzie te dane będą zapisywane i przetwarzane? Dowiaduję się, że niby krakowskie instytucje mają oszczędzać prąd, ale instaluje się w nich serwerownie wielokrotnie przekraczające potrzeby takiej instytucji. Ale nie tylko instytucje należące do miasta rozbudowują serwerownie. Wirtualna Polska informuje o inwestycji TVN i Onet: "Inwestycja o wartości ok. 150 mln zł najprawdopodobniej zrealizowana zostanie w Czyżynach, w części należącej do Politechniki Krakowskiej. Obecnie trwają negocjacje w sprawie zakupu gruntu. Nie jest to jedyna inwestycja firm koncernu ITI w Krakowie. Na terenach III kampusu UJ w Pychowicach, także w obrębie krakowskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, powstaje centrum przetwarzania danych dla firm grupy Onetu.Centrum, swego rodzaju "super serwerownia", obejmowało będzie kilka obiektów, a stworzeniem całego ośrodka o wartości kilkudziesięciu milionów złotych - od ogólnej koncepcji, przez projekt budowlany i projekt wykonawczy, po pełny nadzór nad budową - zajmie się spółka ABG Ster-Projekt. Podpisano już w tej sprawie porozumienie o wartości 636 tys. zł. Obecnie Onet korzysta z serwerów rozmieszczonych w pięciu różnych miejscach i część z nich jest wynajmowana od innych firm." Do tego w Krakowie będziemy mieli nowy superkomputer, o czym wiemy z portalu krakow.pl: "Europejskie Wspólne Przedsięwzięcie w dziedzinie Obliczeń Wielkiej Skali (EuroHPC JU) wytypowało pięć miejsc, w których zostaną zainstalowane nowe superkomputery budujące europejską infrastrukturę przetwarzania danych. Są to: Grecja, Irlandia, Niemcy, Węgry i Polska. Operatorem nowego i najmocniejszego superkomputera w naszym kraju będzie Akademickie Centrum Komputerowe CYFRONET AGH w Krakowie. W Polsce już pod koniec 2023 roku powstanie system skali mid-range o mocy kilkukrotnie większej niż najszybszy obecnie superkomputer w Polsce (Athena). Jego operatorem będzie ACK Cyfronet AGH, a dostęp dla polskich naukowców zostanie zapewniony w ramach infrastruktury PLGrid. Superkomputer mid-range planowany do sfinansowania w Polsce stanie się częścią krajowej infrastruktury PLGrid, podobnie jak obecnie najszybszy polski superkomputer Athena. Zainstalowana w Cyfronecie Athena osiąga teoretyczną moc obliczeniową 7,7 PetaFlopsa, co zapewniło maszynie zajęcie 105 miejsca na czerwcowej liście TOP500. Moc obliczeniowa Atheny dla obliczeń AI to prawie 240 PetaFlopsów, a w rankingu najbardziej ekologicznych superkomputerów Green500 zajmuje bardzo wysoką dziewiątą pozycję." Oba superkomputery będą w Krakowie. Niepokoi zdanie: "Moc obliczeniowa Atheny dla obliczeń AI to prawie 240 PetaFlopsów". AI - to skrót od sztuczna inteligencja. A ten nowy będzie miał moc obliczeniową kilkukrotnie większą. A przecież nie dość, że serwery i superkomputery trzeba zasilać, żeby pracowały, to je jeszcze trzeba chłodzić. A ponoć prądu brak i nakłada się na ludzi jakieś ograniczenia do 2000 MWh rocznie. Przygotowania do wdrożenia miasta 15 - minutowego w Krakowie idą pełną parą: likwiduje się miejsca parkingowe, utrudnia ruch samochodowy poprzez labirynt ulic jednokierunkowych, kwitnie tak zwana patodeweloperka, która, jak widać z założeń 15 - minutowych miast, nie jest wcale patologią, a celowym działaniem. Do tego rozbudowa sztucznej inteligencji, która będzie mieszkańców obserwować, podsłuchiwać, śledzić płatności w sklepie itp. Obawiam się, że zainstalowania 15 - minutowego miasta w Krakowie nie da się zatrzymać. Z tajemniczych miejsc idą na to ogromne pieniądze i masa ludzie jest zainteresowanych, żeby sięgnąć po nie. Patrząc na projekty "nowego wspaniałego świata" nie można uciec od analogii, że masy ludzkie są traktowane jak zwierzęta hodowlane. Najpierw hodowcy maszerowali ze swoimi stadami z pastwiska na pastwisko, potem gdzieś około XIII wieku nastąpiło grodzenie pastwisk i zwierzęta nie miały już takiej swobody przemieszczania się, a obecnie bydło hodowane jest w oborach przemysłowych, w których zwierzęta spędzają całe swoje życie nie wychodząc na zewnątrz. ![]() Dwa dni temu pisałem o wymianie ciosów geofizycznych między mocarstwami, a wczoraj doszła informacja, że i w Kazachstanie było takowe (MSN): "Trzęsienie ziemi w Kazachstanie. Miało magnitudę 5,4 Epicentrum trzęsienia ziemi miało znajdować się na południu kraju, między miastami Szymkent a Turkiestan, około 630 km na zachód od miasta Ałmaty, dawnej stolicy Kazachstanu.Ponadto, wstrząsy o sile około 2 wyczuwalne były w innych miastach regionu, w tym w Szymkencie oraz miejscowości Taraz." Zainteresowałem się jak to z tymi trzęsieniami ziemi na świecie jest. Zdjęcie wprowadzające pokazuje mapę z portalu earthquake.usgs.gov. Sprawdziłem jak to było z trzęsieniami dzisiaj 8 lutego. Dla przybliżenia skutków trzęsienia ziemi w skali Richtera zamieszczam poniżej tabelkę zaczerpniętą z Wikipedii Patrząc na słabe trzęsienia ziemi czyli o magnitudzie w przedziale od 4,3 do 5,4 zauważymy, że rocznie mamy 6200 takich trzęsień, czyli średnio dziennie między 16, a17. Z powyżej cytowanego portalu earthquake.usgs.gov widać, że wstrząsy od 4,3 stopnia i więcej, czyli odczuwane przez wszystkich, miały miejsce, oprócz Turcji, jeszcze w Indonezji 4,5, na Fidżi - 4,8, na Nowej Gwinei - 5,0, w Tanzanii - 4,7, w Hondurasie - 5,5, w Indonezji - 5,0, Vanuatu - 4,8, na Tajwanie - 4,8, w Panamie - 4,6, na wyspach Kurylskich - 4,6, w Iranie - 4,3, w Meksyku - 4,6, w Argentynie - 4,7, Japonii - 4,4, Kenii - 4,7. Łącznie za dzień 8 luty naliczyłem ich 32 czyli dwa razy więcej niż średnia dzienna. Trzęsień ziemi od 5,5 i wyżej mamy rocznie 620 czyli około dwóch dziennie. Co ciekawe takich trzęsień dzisiaj naliczyłem tylko 2, czyli dokładnie tyle ile wychodzi ze średniej. I tu rodzi się pytanie dlaczego tych słabszych trzęsień mamy dwa razy więcej niż to wynika ze statystyki, a tych silnych tyle co powinno być. Na portalu emsc-csem.org zauważyłem, że delikatne wstrząsy o sile 2,1 zanotowano w parku Yellowstone. Ten park jest o tyle ważny, że jak podaje National Geographic: "Druga komora magmowa o niewyobrażalnej pojemności 46 tysięcy kilometrów sześciennych łączy pióropusz lawy z płytszą komorą magmową. Jest ona 4,5 raza większa niż jej płytka towarzyszka i zawiera wystarczającą ilość gorącej skały, by wypełnić Wielki Kanion Kolorado prawie 14 razy!" Czyli atak na park Yellowstone może unicestwić półkulę zachodnią. Ale powróćmy do Polski. Czy Polsce grożą trzęsienia ziemi? Wydawałoby się, że nie, bo Polska nie leży na obszarze aktywnym sejsmicznie. Ale czy w wypadku rozszerzenia wojny na Ukrainie Polska nie zacznie się trząść i to w dosłownym tego słowa znaczeniu? George Friedman w swojej książce "Następne 100 lat" z roku 2009 sugerował, że działania wojenne na Ukrainie zaczną się około roku 2015 i Rosja zajmie Ukrainę, a następnie USA skierują atak Rosji na Polskę i kraje bałtyckie. "Według Friedmana: ”Rosja zmierzy się z grupą państw, które nie mogą się bronić i sojuszem NATO, który jest skuteczny tylko pod warunkiem, że Stany Zjednoczone są gotowe do użycia siły. Jak widzieliśmy, Stany Zjednoczone prowadzą w Eurazji ściśle ukierunkowana politykę - starają się nie dopuścić do tego, by jakiekolwiek państwo podporządkowało sobie ten region lub jego część. Jeśli Chiny będą słabe lub podzielone, Europejczycy zaś słabi i podzieleni, Stany Zjednoczone będą miały jeden zasadniczy cel: zapobiec powszechnej wojnie, skupiając uwagę Rosjan na Bałtach i Polakach, a odciągając ją od sytuacji globalnej.” I faktycznie w 2014 roku coś się zaczęło dziać: drugi Majdan, zajęcie Krymu, wojna w Doniecku i Ługańsku. Wtedy prawdopodobnie spodziewano się większej wojny, ale Putin zawiódł oczekiwania. A co się działo w Polsce przed 2014 rokiem? Jak dobrze pamiętamy mieliśmy szał gazu łupkowego. Wiele firm ze wschodu i zachodu wykupiło koncesje i wierciło w polskiej ziemi. Poniżej przedstawiam rysunek z portalu forsal.pl, wyjaśniający kto kupił koncesje na poszukiwanie gazu łupkowego. Wykupiono koncesje, coś tam powiercono, pomajstrowano, a potem okazało się, że gazu nie ma i firmy zwinęły się z Polski. Ale co nawierciły, to nawierciły. I co zostawiły pod ziemią, tego nie wiadomo. Zarówno państwa Wschodu jak i Zachodu spodziewały się konfrontacji militarnej na terenie Polski w najbliższych latach, więc warto byłoby zapewnić sobie przewagę w tym starciu. A co by było, gdyby pod przykrywką wierceń w poszukiwaniu gazu zainstalowano w odwiertach bomby atomowe? Wtedy dywizja pancerna obmierzłego wroga wjeżdża na obszar rażenia takiej bomby, bomba wybucha i dywizja zapada się pod ziemię w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wojna na Ukrainie dopiero się rozkręca. Dostawy czołgów planowane są już na przyszły rok, czyli 2024 (onet.pl):
"Docelowo, do pierwszego lub drugiego kwartału 2024 r., na Ukrainę powinno trafić ponad 100 czołgów Leopard 1A5 od grupy państw europejskich" W końcu wojna może się przenieść na ziemie polskie, a wtedy ziemia zadrży i to dosłownie i wiele miast legnie w gruzach od wstrząsów sejsmicznych. ![]() Ostatnimi czasy dochodzą nas wiadomości, że Erdogan wspiera obmierzłego Putina. A to (dorzeczy.pl): "Tureckie firmy, pomimo sankcji nałożonych przez Zachód, nadal eksportują do Rosji elektronikę, części zamienne i inne artykuły niezbędne rosyjskim siłom zbrojnym – informuje "The Wall Street Journal". Według gazety, w 2022 r. co najmniej 13 tureckich firm wyeksportowało do Rosji produkty o wartości ponad 18 mln dolarów. W co najmniej trzech przypadkach mowa o dostawie towarów wyprodukowanych w Stanach Zjednoczonych." A to Turcja chce budować u siebie jakiś hub dla gazu z Rosji (msn.com): "W czwartek Putin zaproponował Erdoganowi utworzenie hubu gazowego w Turcji, zaznaczając, że szlak przez ten kraj jest „najbardziej niezawodną drogą” transportu surowca z Rosji do Unii Europejskiej. Zdaniem rosyjskiego prezydenta umożliwiłoby to Europejczykom otrzymywanie gazu po mniej „wygórowanych” cenach." Chyba tego towarzyszom zza oceanu było za wiele, bo straciliby dużo pieniędzy nie pośrednicząc w sprzedaży paliw. I oto informacja z ostatnich dni (MSN): "Trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8 wystąpiło w poniedziałek rano o godz. 4:17 czasu lokalnego, czyli około godziny 2:17 w Polsce. Epicentrum trzęsienia znajdowało się na głębokości 10 km i 37 kilometrów na północny zachód od tureckiego miasta Gaziantep. Jest ono położone blisko granicy z Syrią i liczy około 2 mln mieszkańców. Od tamtej pory doszło do co najmniej 20 wstrząsów wtórnych, z których najsilniejsze miało magnitudę 6,6. O godzinie 13:24 czasu lokalnego doszło do ponownego trzęsienia ziemi w centralnej części Turcji. W kataklizmie zginęło co najmniej 2619 osób: 1651 osób zginęło w Turcji i 968 w Syrii. Liczba rannych przekroczyła 13 tys. osób." To był poniedziałek, a już we wtorek (MSN): "Trzęsienie ziemi o magnitudzie 3,8 nawiedziło o 6:15 czasu lokalnego (ok. 12:15 czasu polskiego) rejon Buffalo, w stanie Nowy Jork." Co za dziwna korelacja czasowa. Trzęsienia ziemi w stanie Nowy Jork nie występują zbyt często. W naukawpolsce.pl znalazłem wzmiankę o aktywności sejsmicznej tego regionu, a konkretnie terenu na którym leży miasto Nowy Jork, : "Sejsmolog Won-Young Kim twierdzi, że w Nowym Jorku dochodzi do trzęsienia ziemi co około 100 lat. W opinii pisma "Bulletin of the Seismological Society of America", siła wstrząsów może wynosić - zgodnie z historycznym doświadczeniem - co najmniej 5 w skali Richtera." "Nowy Jork nie zaznał jeszcze trzęsienia o sile 6 lub 7 w skali Richtera. Gdyby było łagodniejsze i miało tylko siłę 5, to nie spowodowałoby runięcia drapaczy chmur na Manhattanie. Zawalić by się jednak mogły budynki z cegły oraz kominy." Z Buffalo do Nowego Jorku jest około 600 km samochodem. Czytając te wiadomości można nie ulec sugestii, że "ktoś" ukarał Turków za "wybryki" prezydenta i że ten "ktoś" został ostrzeżony przez "tajemniczą siłę, że jeśli nie przestanie dokazywać, to dzisiaj Buffalo, a jutro Nowy Jork, tylko wielokrotnie silniej. Broń geofizyczna nie jest taką mrzonką. Na portalu sciaga.pl możemy uzyskać takie informacje: "W sierpniu 2000 roku Rosyjska Duma zwróciła się z dramatycznym apelem do ONZ i społeczności międzynarodowej o ustanowienie międzynarodowej kontroli nad prowadzonymi przez USA doświadczeniami zmierzającymi do zbudowania broni geofizycznej. W apelu Dumy zawarta była informacja, że większość testów zaplanowana jest na rok 2003. Rosyjscy parlamentarzyści ostrzegali, że niektóre z tych eksperymentów mogą mięć nieprzewidywalne konsekwencje dla środowiska naturalnego, gdyż ich przedmiotem są: jonosfera i magnosfera ziemi. Działanie broni geofizycznej, opiera się na idei oddziaływania na te środki za pomocą dostatecznie silnych i skumulowanych fal ultrakrótkich. Mogą one podgrzewać fragment jonosfery-podobnie jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Powoduje to odkształcenie tej warstwy atmosfery. Można ją unosić, odginać, a nawet tworzyć z niej coś na kształt gigantycznych soczewek elektromagnetycznych skupiających promienie słoneczne w określonych punktach. Każdy kto bawił się kiedykolwiek zwykła soczewką i kalką papierową, wie, co oznacza taka możliwość. Siła sygnału emisyjnego jest przez bombardowane ośrodki wielokrotnie wzmacniana i przekierowywana w stronę powierzchni planety jako monstrualnej już mocy wiązka. Użycie takiej broni elektromagnetycznej wywołać może różnego rodzaju katastrofy-trudne jest jednak do rozpoznania, bo impuls emisyjny trwa bardzo krótko i jest niewidoczny dla oka. Atakowany obiekt nie zdaje sobie z sprawy z dokonywanej agresji. " "Wzbudzona przez emitery potężne impulsy elektromagnetyczne są w stanie nie tylko modyfikować pogodę , ale także powodować awarię wszystkiego, co ma związek z elektrycznością, wywołać sztucznie trzęsienie ziemi (ostatnio w Iranie) o ogromnej sile wzbudzanej w płynnym jądrze ziemi, niszczyć wybrane cele za pomocą plazmy oraz przesyłać fale bezpośrednio do mózgów (emitery mają możliwość nadawania tych samych fal co mózg) wywołując odmienne stany emocjonalne. Za pomocą takich nadajników można nawet wypalać w jonosferze dziury, wystawiając wszystko co pod nimi na zabójcze działanie promieni kosmicznych." Może się okazać, że konflikt na Ukrainie wszedł już w nową fazę, tylko my na razie nie jesteśmy tego w stanie rozpoznać. |
Categories
Wszystkie
|