Imigranci, manifestacje KODu, obniżenie ratingu Polski to tematy dominujące w mediach głównego nurtu i w internecie. A ja zacząłem przemyśliwać nad emeryturami. Europejski system emerytalny wprowadzony w 1880 roku w Prusach i Saksonii. Potem przejęły go inne państwa i obecnie dominuje w praktycznie całej Europie. Cóż zakładał ten system? Polegał na przymusowym wpłacaniu składek na przyszłą emeryturę, którą można było otrzymać w wieku 70 lat. W tam tym czasie średnia długość życia wynosiła 45 lat i na jednego emeryta przypadało ośmiu pracujących. W roku 1916 wiek emerytalny obniżono do 65 lat. Czasy się zmieniły, proporcje starych do młodych zmieniły się radykalnie, ale system pozostał. Ciekawe, że nie myśli się o radykalnym zmianie systemu, tylko namawia się ludzi do większej dzietności i wymyśla się programy typu becikowe czy 500 zł na drugie dziecko. To co sprawdzało się w XIX wieku niekoniecznie musi przystawać do rzeczywistości XXI wieku. W XIX wieku nikt nie myślał, że podstawowym narzędziem pracy będzie komputer, a informatyk będzie najbardziej poszukiwanym zawodem. Obawiam się również, że nikt nie myślał, że w na początku XXI wieku Stany Zjednoczone będą największym mocarstwem ekonomicznym i technologicznym świata i będą wysyłać sondy na Plutona. W tamtym czasie nawet nie wiedziano, że taki obiekt kosmiczny jak Pluton istnieje. Nauki przyrodnicze jak fizyka, chemia, biologia, czy nauki techniczne zrobiły olbrzymi postęp. Tego nie można powiedzieć o ekonomii, szczególnie tej związanej z systemami emerytalnymi. Za co ci wszyscy profesorowie i naukowcy pomniejszego płazu biorą pieniądze? Czym się zajmują, jeśli tak ważna rzecz jaką jest system emerytalny współczesnych społeczeństw leży odłogiem? Bismarckowskie idee próbuje utrzymać się przy życiu namawiając do większej dzietności, sprowadzając uchodźców z Afryki i tego typu półśrodkami, rzecz można ćwierćśrodkami. Inne pomysły, co prawda są i to niekoniecznie pochodzące od tuzów ekonomii, ale nie wprowadza się ich w życie. Powody są trywialne. Po pierwsze zagroziłyby interesom ludzi, którzy doskonale żyją z obecnego systemu, a ludzie ci mają wiele do powiedzenia w państwie, po drugie – rząd może sobie dobrać pieniądze z funduszu emerytalnego, gdy mu się budżet nie dopina (patrz reforma z roku 2013), a po trzecie – nie wiadomo jakie skutki przyniosłoby wprowadzenie tych nowatorskich pomysłów, bo jakoś nikt nie robi dogłębnych analiz. Może się okazać, że w niedalekiej przyszłości maszyny zastąpią ludzi w większości obecnie wykonywanych prac. Będą same orały, siały i zbierały plony. Do ich obsługi wystarczy kilku ludzi, którzy siedząc oddaleni o steki kilometrów, będą nadzorować ich pracę. Całe zastępy rolników nie będą potrzebne. Może się również okazać, że mięso, skórę, futra będzie się hodować w tzw. hodowlach komórkowych, a drukarki 3D będą drukować wyroby mięsne w żądanym kształcie i cały dział gospodarki zajmujący się hodowla zwierząt w obecnym kształcie przestanie istnieć. W supermarketach towar sam będzie wykładał się na półki, roboty wyglądające jak ludzie będą udzielać wszelkich informacji, a kasy będą automatycznie zliczać należność zanim klient do nich podjedzie i automatycznie podejmą pieniądze z konta. Pewne przymiarki do wycofania gotówki już są robione i to nawet w Polsce. Roboty będą budować inne roboty, a programy będą pisać inne programy. Zawody takie jak informatyk i robotyk stracą na znaczeniu. Mniejsza liczba ludzi będzie potrzebna w tych zawodach. Podstawowe potrzeby ludzkie jak pożywienie, ubranie, mieszkanie zostaną zaspokojone przez automaty. Już teraz istnieją drukarki 3D drukujące domy. Masa zawodów stanie się niepotrzebna, ale równocześnie wiele z nich „zejdzie pod strzechy”. Każdy będzie sobie mógł zrobić film z hollywoodzkim rozmachem czy skomponować i nagrać muzykę, która obecnie dostępna jest tylko wielkim zespołom lub malować obrazy z precyzją i polotem Rembrandta czy Matejki. Każdy będzie mógł być wybitnym kucharzem, bo dzięki drukarkom 3D wydrukuje sobie danie jakie sobie tylko wymarzy. Zniknie wiele zawodów i powstanie bardzo wiele nowych. Ale równocześnie okaże się, że cała armia ludzi nie znajdzie sobie żadnej roboty w tak zmienionym świecie, bo ci ludzie nadają się tylko do prostych prac, które będą wykonywane przez maszyny. I myślę, że nie jest to wizja na świat za 1000 lat tylko za jakieś 20 – 30. Będzie więcej ludzi zdolnych do pracy, bo dzięki egzoszkieletom i innym automatom poprawiającym sprawność ludzie starzy wciąż będą w stanie wykonywać pracę ludzi młodych. Nie należy zapominać, że dzięki postępowi w biologii i medycynie ludzie starzy będą mieć dużo większe możliwości fizyczne i umysłowe niż ich rówieśnicy żyjący obecnie. W takiej sytuacji zwiększenie dzietności, by ratować obecny system emerytalny nic tu nie pomoże, bo te dzieci nie będą miały dochodów, żeby płacić składki emerytalne. Indywidualne konta emerytalne na które człowiek będzie sobie zbierał przez całe swoje życie zawodowe też słabo się sprawdzą, gdyż wiele osób będzie pozostawać bez źródeł dochodu przez długi czas. W takiej sytuacji potrzebne będą całkiem nowe, odmienne od obecnych, systemy ekonomiczne zapewniające ludziom godne życie w młodym wieku i na starość. O tym powinni teraz myśleć ekonomiści, a nie jak „wybitny ekonomista” Ryszad Petru, drzeć japę na manifestacjach KODu.
1 Comment
Jakiś czas temu prezes Jarosław Kaczyński wyjawił chęć nakręcenia hollywoodzkich filmów opowiadających prawdziwą historię II wojny w Polsce. W rządzie PiS panuje przekonanie, że trzeba robić filmy z rozmachem pokazujące prawdę o Polsce. Jakiś czas temu zrobiono parę filmów z rozmachem jak „Quo Vadis” , „Bitwa Warszawska” czy „Ogniem i mieczem”, ale jakoś nie zachwyciły świata. Pocieszmy się, że nie tylko nasze filmy robione z rozmachem odnoszą klapę. W Rosji chciano pokazać „prawdę” o polskiej okupacji Kremla filmem „Rok 1612” i jakoś film ten furory nie zrobił. Hindusi też robią filmy historyczne jak np. „Bahubali”, gdzie scena z bykiem wyszła im zdecydowanie lepiej niż naszym specom filmowym w „Quo vadis”, ale Indie są rynkiem samym dla siebie. Ponad miliard ludzi, ogromna widownia. Hinduskie filmy są również oglądane w innych azjatyckich krajach. Chińczycy też robią historyczne filmy, ale są w podobnej sytuacji do Hindusów i sami są rynkiem dla swoich filmów. Polska raczej nie powinna iść tym tropem. Jesteśmy za mali, żeby robić wielkie widowiska sami dla siebie. A poza tym chcemy, żeby swiat poznał nas od dobrej strony. Japonia w połowie XX wieku filmami historycznymi nie mającymi wiele wspólnego z prawdą historyczną, ale oddającymi japońskiego ducha takimi jak „Siedmiu samurajów”, czy „Tron we krwi” w reżyserii Akiro Kurosawy pokazała się światu. Ten sam reżyser spopularyzował w świecie japoński sport narodowy jakim jest judo filmami „Saga o judo”. Powinniśmy pokazywać światu naszą historię i tradycję nie według prawdy historycznej, która nikogo w świecie nie obchodzi, tak jak przeciętnego Polaka nie interesuje historia Malezji czy Ugandy, a raczej według dawnych wzorców japońskich czy hongkońskich gdzie od lat 30-ch XX wieku kręciło się filmy Kung Fu, czy obecnych z Tajlandii, Malezji lub Indonezji. Chińczycy z Hongkongu pokazują swoja historię i kulturę w sposób atrakcyjny dla świata poprzez walki Kung Fu. Przeciętny widz na świecie nie jest zainteresowany historią Chin i subtelnością ich kultury, ale po powrocie z pracy leżąc na łóżku z butelką piwa chętnie poogląda naparzankę po mordach. I to właśnie oferują Chińczycy z Hongkongu, Tajowie, Malezyjczycy czy Indonezyjczycy. Ktoś powie: „No dobrze, ale tamci mają swoje kung fu, boks tajski, silat melay czy pencak silat, a my Polscy co?”. My mamy staropolska sztukę walki szablą i to trzeba by było przenieść na ekran. Robiłoby się filmy klasy B, C, D czy nawet E, gdzie przez 5 minut byłaby jakaś normalna akcja, jakieś dialogi i potem 10 minut naparzanki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście akcja musi się toczyć wartko, a walki odbywać w odpowiednim tempie.Jeśli chcemy przedstawić np. bohaterską obronę Westerplatte, to nie możemy robić filmu, tak jak to zrobił pan Paweł Chochlew, bo oprócz niego, nikt tego filmu nie obejrzy. Moim zdaniem, żeby przeciętny światowy widz zakonotował sobie w pamięci, że Polacy w czasie II wojny światowej bronili Westerplatte przed Niemcami, to film powinien wyglądać mniej więcej tak jak początek filmu z Jetem Lee „Czarna maska”, wprowadzając elementy humorystyczne, jak w filmach z Jackie Chanem. Żołnierze, oprócz strzelania, powinni walczyć wręcz, na bagnety, a w finałowej scenie tuż przed kapitulacją major Sucharski w ruinach koszar poszatkowałby szablą parę tuzinów Niemców. A w sumie po co mówić w filmie o kapitulacji. Major Sucharski poszatkowałby te tuziny, a może i więcej Niemców, a oni w końcu odstąpiliby od ataku i w tym momencie skończyłby się film. Jak się spodoba, to można dorobić następną część. Weźmy na tapetę inne wydarzenie kampanii wrześniowej Bitwę nad Bzurą. Z tej bitwy pochodzi legenda o ataku z szablami na czołgi. I nie jest to legenda lokalna, tylko polska, bo moi znajomi Niemcy też ją słyszeli. I to nie ode mnie. Skoro jest taka legenda, to trzeba ją wykorzystać w filmie. Już widzę oczami wyobraźni jak ułan podjeżdża na koniu do niemieckiego czołgu, obcina szablą lufę i przez otwór po lufie dźga szablą ładowniczego. Inny ułan jedzie w stronę czołgu niemieckiego, obija się z siodła robi dwa salta w powietrzu, ląduje na wieżyczce niemieckiego czołu, otwiera klapę, wrzuca do środka granat, skacze robiąc dwa salta w tył, ląduje na siodle swojego konia i ucieka. Czołg niemiecki eksploduje. Cały film o bitwie nad Bzurą powinien być wypełniony tego typu elementami, a akcja powinna toczyć się wartko, a nie, jak jest to przyjęte w polskich filmach, jak krew z nosa. Film zakończyłbym w momencie, gdy Polacy uzyskują przewagę nad Niemcami. Nikt w USA czy w Burkina Faso nie jest zainteresowany jak ta bitwa się skończyła. Jeśli chcemy zapoznać świat z historią Polski XVI i XVII i uzmysłowić ludziom, że Polska była wtedy mocarstwem, trzeba zrobić filmy „płaszcza i szpady”. Filmy powinny być śmieszne, akcja powinna toczyć się szybko i jak wcześniej pisałem 5 minut gadania i 10 walki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście walki na szable powinny wyglądać jak w linku 1, a nie jak standardowo wyglądają w polskich filmach w linku 2. Mamy ładne szablistki, które marnują się gdzieś ukryte w salach treningowych, a mogłyby grać główne role w takich filmach. Jak widać z dotychczasowej praktyki polskich filmów nie mamy reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy umieliby wyprodukować takie filmy. Należałoby więc wysłać chętną młodzież filmową do Hollywood czy Hongkongu, by nauczyła się kręcić takie filmy. Do produkcji należałoby zaprosić specjalistów z tych ośrodków filmowych. W Polsce mamy znakomitych grafików komputerowych, którzy uatrakcyjniliby filmy efektami specjalnymi. W ten oto prosty sposób Polska zostałaby wypromowana w świecie i jeszcze by się na tym zarobiło. Dodatkowo, dzięki tym filmom, odżyłaby i upowszechniła się staropolska sztuka władania szablą, która z czasem mogłaby się stać dyscyplina olimpijską, a młodzież zamiast męczyć smartfony zaczęłaby trenować władanie szablą. Od jakiegoś czasu trwają protesty uliczne w sprawie obsady sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Korzystając z wolnego czasu w okresie świątecznym odwiedziłem wielu znajomych. Zawsze w czasie rozmów przewijał się motyw obsady Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy pytałem znajomych czy potrafią wymienić choćby jednego sędziego trybunału, oprócz pana Andrzeja Rzeplińskiego znanego z konsultacji z premierem Tuskiem w sprawie potencjalnej niezgodności z konstytucją rabunku pieniędzy z OFE. Oczywiście nikt nie potrafił wymienić żadnego sędziego. Potem zadałem pytanie czy znają choćby jedno orzeczenie trybunału w którym wykazana byłaby niekonstytucyjność działań władzy i żeby władza tą decyzją się przejęła. Oczywiście nikt nie znał takiego przypadku. Podejrzewam, że protestujący na manifestacji Komitetu Obrony Demokracji (KOD) w obronie Trybunału Konstytucyjnego również mieli takie samo pojęcie o składzie i działaniach tego trybunału. Dało mi to do myślenia nad sensem istnienia takiego ciała jak Trybunał Konstytucyjny. Poszedłem jeszcze dalej i zacząłem czytać Konstytucję RP. Nie będę tu zanudzał czytelnika wszystkim co w niej znalazłem, podam tylko niektóre przykłady, które są moim zdaniem, bardzo znaczące. Już artykuł drugi z pierwszego rozdziału głęboko mnie zastanowił: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.” Co to znaczy? Znalazłem definicję państwa prawa, ale państwo prawne? W końcu portal prawo-administracyjne.wyklady.org rzucił pewne światło na sprawę: „Pojęcie demokratycznego państwa prawnego nie zostało zdefiniowane w żadnym przepisie prawa.” No pięknie. Dopiero drugi artykuł rozdziału pierwszego, a już bełkot. Następnie sprawdziłem co to jest sprawiedliwość społeczna. Znalazłem takie oto wyjaśnienie: „Sprawiedliwość społeczna to pojęcie używane w nauce ekonomii, filozofii i prawie; wieloznaczne i kontrowersyjne.” Brawa dla twórców konstytucji. Czytam dalej. Sprawdzam głównie punkty dotyczące szarego obywatela. I widzę artykuł 20 rozdziału I: „Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej.” No wspaniale. Mamy wolność działalności gospodarczej! Ale nie do końca. Artykuł 22 tego rozdziału mówi: „Ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny.” I super, koleś bruździ władzy, to tworzy się ustawę i likwiduje się jego biznes. Patrzę na artykuł 21 rozdziału I punkt 1: „1. Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia.” Ale już drugi punkt tego samego artykułu mówi: „2. Wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem.” Co to jest słuszne odszkodowanie, Bóg raczy wiedzieć. Ale widać, że Rzeczpospolita niby chroni własność prywatną, ale tak nie do końca. Jeśli ktoś z rządzących ma jakieś „widzi mi się”, to pozbawi obywatela własności. Przechodzę teraz do rozdziału II i czytam artykuł 31 punkt 1 i 2: „1. Wolność człowieka podlega ochronie prawnej. 2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.” A teraz punkt 3 tego artykułu: „3. Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.” Artykuł 41 rozdział II punkt 1 informuje nas: „Każdemu zapewnia się nietykalność osobistą i wolność osobistą. Pozbawienie lub ograniczenie wolności może nastąpić tylko na zasadach i w trybie określonych w ustawie.” Niby jest zapewniona nietykalność osobista i wolność, ale nie do końca. Wolność jest zagwarantowana, ale jeśli komuś z rządzących przeszkadza taki obywatel, to można go zamknąć kiedykolwiek, bo zawsze można powiedzieć, że jest to konieczne dla porządku publicznego czy jakiegoś innego powodu do którego dorobi się ustawę. Oczywiście zgadzam się, że złodziei, gwałcicieli czy morderców trzeba zamykać, a nawet fizycznie likwidować, tylko powody trzeba konkretnie wyszczególnić. A jeśli jest ich zbyt wiele, to w ogóle nie pisać w konstytucji o wolności osobistej, bo ewidentnie widać, że wolność nie jest nienaruszalna. Moim zdaniem konstytucja powinna być zbiorem nienaruszalnych zasad, a nie przepisów sytuacyjnych. Czytając dalej konstytucję brniemy w sprzeczności. Artykuł 48 rozdział II: „1. Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania. 2. Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.” Jeśli się władzy nie podoba sposób wychowywania dzieci, to się dzieci zabiera zgodnie z konstytucją. Artykuły 49 i 50 rozdziału II mówią: „Art. 49. Zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się. Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony. Art. 50. Zapewnia się nienaruszalność mieszkania. Przeszukanie mieszkania, pomieszczenia lub pojazdu może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony.” Czyli niby jest tajemnica, ale jej nie ma. Jest nienaruszalność mieszkania, ale w sumie można ja naruszyć. Artykuł 52, rozdział II: „1. Każdemu zapewnia się wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu. 2. Każdy może swobodnie opuścić terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. 3. Wolności, o których mowa w ust. 1 i 2, mogą podlegać ograniczeniom określonym w ustawie. Na mocy artykułu 55 rozdziału II ekstradycja polskiego obywatela jest niedozwolona, ale w zasadzie jest dozwolona: "1. Ekstradycja obywatela polskiego jest zakazana, z wyjątkiem przypadków określonych w ust. 2 i 3. 2. Ekstradycja obywatela polskiego może być dokonana na wniosek innego państwa lub sądowego organu międzynarodowego, jeżeli możliwość taka wynika z ratyfikowanej przez Rzeczpospolitą Polską umowy międzynarodowej lub ustawy wykonującej akt prawa stanowionego przez organizację międzynarodową, której Rzeczpospolita Polska jest członkiem, pod warunkiem że czyn objęty wnioskiem o ekstradycję: 1) został popełniony poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, oraz 2) stanowił przestępstwo według prawa Rzeczypospolitej Polskiej lub stanowiłby przestępstwo według prawa Rzeczypospolitej Polskiej w razie popełnienia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, zarówno w czasie jego popełnienia, jak i w chwili złożenia wniosku. 3. Nie wymaga spełnienia warunków określonych w ust. 2 pkt 1 i 2 ekstradycja mająca nastąpić na wniosek sądowego organu międzynarodowego powołanego na podstawie ratyfikowanej przez Rzeczpospolitą Polską umowy międzynarodowej, w związku z objętą jurysdykcją tego organu zbrodnią ludobójstwa, zbrodnią przeciwko ludzkości, zbrodnią wojenną lub zbrodnią agresji." Jak z powyższego widać szarego obywatela konstytucja wcale nie chroni przed zakusami władzy. A raczej na odwrót. Legitymizuje niecne metody władzy wobec obywatela. Widać, że w jednym punkcie jest nadane prawo obywatelowi, ale już w następnym jest ono negowane w szczególnych przypadkach. Te „szczególne przypadki” zawsze się znajdą, gdy obywatel za bardzo bryka przeciw władzy. Nie chce mi się już wymieniać więcej przypadków sprzeczności konstytucji, bo zanudziłbym czytelnika na śmierć. Generalnie z powyższego wyłania się obraz, że zgodnie z konstytucją władza państwowa może pozbawić obywatela wolności, majątku i dzieci pisząc odpowiednią ustawę sytuacyjną. Czyli takie sformułowanie artykułów konstytucyjnych stawia pod znakiem zapytania sens istnienia konstytucji. Moim zdaniem jeśli już umieszcza się w konstytucji zapis, że obywatela można pozbawić wolności, własności i dzieci, to powinny być wyszczególnione przypadki, kiedy to jest dozwolone, a nie odwołuje się się do ustawy, która, na przykład, jeszcze nie powstała, ale powstanie, gdy jakaś specyficzna opcja polityczna dojdzie do władzy. Weźmy hipotetyczny przykład, że partia gejów i lesbijek wygra wybory i stworzy ustawę, że związki różnopłciowe są nielegalne i wszystkie dzieci należy przekazać parom homoseksualnych, a żyjący w parach heteroseksualnych zostaną ukarani grzywnami lub więzieniem. I wszystko to będzie zgodne z Konstytucją RP. Na zakończenie chciałbym podzielić się refleksją. Szarzy ludzie biorący udział w manifestacjach KOD w obronie konstytucji chyba nie zdają sobie sprawy, że za chwilę mogą pójść do pudła lub być pozbawionym majątków całkowicie zgodnie z konstytucją, którą bronia, na mocy ustawy, która właśnie powstanie specjalnie dla uczestników manifestacji KOD. |
Archives
Sierpień 2023
Categories
Wszystkie
|