Sprawa rozszerzania strefy płatnego parkowania jest groźna również lokalnych targowisk dającym źródło dochodu wielu osobom. Gdy strefa obejmie takie targowisko, to liczba klientów zmaleje. Stali bywalcy będą oczywiście kupować, ale ludzie przejeżdżający obok takiego placu już nie będą się zatrzymywać, żeby kupić np. kilogram jabłek i dwa kilogramy ziemniaków. Po zapłaceniu stawki godzinowej za parkowanie to im się zupełnie nie będzie opłacać. Pojadą do supermarketu, gdzie parking mają za darmo. Pamiętam sytuację z placem „Na stawach”, gdzie po wprowadzeniu strefy drastycznie zmalała liczba klientów, a na dodatek handlowcy musieli płacić opłatę postojową, gdy przyjeżdżali po południu samochodami zabrać towar z placu. Godziny obowiązywania strefy kończyły się o 20.00, a oni kończyli handel między 17, a 18. Wywalczyli sobie, że w paru punktach przy placu można parkować do 30 minut bezpłatnie. Czyli widać, że gdy strefa wchłonie place targowe, mogą one w skończonym czasie przestać istnieć, co uderzy w lokalnych mieszkańców, którzy tam się głównie zaopatrują.
Urzędnicy miejscy argumentują, że rozszerzają strefę, bo na obrzeżach strefy gromadzą się zaparkowane samochody przez ludzi, którzy mają jakieś sprawy do załatwienia w strefie. To jest proste jak włos Mongoła, że tak będzie bez względu na wielkość strefy. Ludzie kalkulują i jeśli ktoś ma do załatwienia coś w strefie i ma do przejścia jakieś 500 metrów od jej granicy, to oczywistą oczywistością jest, że zostawi samochód na obrzeżach. Rozszerzanie granic nic w tym względzie nie zmieni. Przesunie tylko miejsce kumulacji samochodów. Innym argumentem jest ochrona przed smogiem. Urzędnicy miejscy chcą, żeby mniej samochodów wjeżdżało do centrum. Jeśli faktycznie chcieliby chronić mieszkańców przed smogiem, to na granicy strefy w okolicach przystanków autobusowych i tramwajowych wybudowaliby duże, bezpłatne parkingi. Jeżdżąc na rowerze po Krakowie widzę wiele nieużytków, gdzie można by wybudować takie parkingi. Wtedy ludzie zostawialiby tam samochody i przesiadaliby się do komunikacji miejskiej, jechali dalej na rowerach, które przywoziliby w bagażnikach czy szli na piechotę.
Ale widać, że cele deklarowane przez włodarzy miasta, czyli ochrona mieszkańców przed smogiem i ochrona zabytkowych części miasta nie są ich prawdziwymi celami. To co napisałem powyżej oni doskonale wiedzą. Bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że co prawda w krótkiej perspektywie czasowej rozszerzenie strefy przyniesie zyski kasie miasta szczególnie z mandatów od ludzi, którzy nie byli świadomi, że właśnie strefa została rozszerzona, ale w dłuższej - doprowadzi do likwidacji wielu małych biznesów, zubożenia dużej części mieszkańców i zwiększenia obciążenia budżetu urzędu pracy, do którego będzie zgłaszać się coraz więcej zbankrutowanych właścicieli jednoosobowych firm.
Nie wiem co jest prawdziwym celem rządzących Krakowem. Mogę się tylko domyślać, bo uwielbiam teorie spiskowe, którym dałem upust w poprzednich moich wpisach.