W pobliżu szczytu znalazłem inne ciekawe kamienie wyglądające jakby ktoś w nich wiercił lub zakładał jakieś klamry. Po klamrach nie ma już śladu, bo skorodowały w tropikalnym, wilgotnym klimacie.
Ale w dniu, gdy wspinałem się na nią szczyt pokryty był mgłą.
Widocznie Sadahurip również miał duszę jak Lalakon i nie podobało mu się, że się na niego wspinam. Zbocza pokryte były polami uprawnymi prawie do szczytu.
Pola uprawne na górze pokazuje nawet zdjęcie z Google Earth.
Ścieżka prowadząca na szczyt była rozmiękła od wilgoci i bardzo śliska.
Szczyt był splanowany. Ciekawe, że drzew ani gęstych krzaków tam nie było. Zastanowiła mnie ubita ziemia, bez jakiejkolwiek roślinności w centrum szczytu. W takich warunkach klimatycznych w ciągu kilku dni plac z ubitej ziemi powinien się zazielenić. Widocznie ktoś cały czas dba, żeby szczyt był stale łatwo dostępny.
Ze względu na gęstą mgłę nie mogłem zobaczyć okolicy. Kompas na niewiele się zdał, bo nie mogłem zobaczyć żadnych punktów charakterystycznych.
Wydaje mi się, że ze względu na intensywną uprawę roli na zboczach góry wszystkie artefakty, jakie można by było znaleźć, zostały już wyzbierane, duże kamienie - usunięte. Jedynie badania georadarem, lub choćby metodą sondowania geoelektrycznego mogłyby poszerzyć naszą wiedzę o tej górze. Ciekawe natomiast jest to, że ktoś dba, żeby szczyt nie porósł gęstą roślinnością. Być może do dzisiaj odbywają się tu jakieś rytuały. Nie byłoby to wcale takie dziwne. Na całym świecie mamy święte góry na których postawione są kapliczki, kościoły lub inne obiekty kultu. Pamiętam, będąc w Japonii wraz z kolega weszliśmy na górę Tsukubę. Na szczycie była kapliczka. Rozsiedliśmy się przy kapliczce i zaczęliśmy jeść kanapki, a tu przyszła japońska para, ukłoniła się kapliczce, klasnęła dwa razy, jeszcze raz się ukłoniła i poszła w dół. Za jakiś czas większa grupa Japończyków wyszła na szczyt i zaczęli robić to samo. W tym momencie zebraliśmy się z kolegą i poszliśmy w dół. Poczuliśmy się trochę niezręcznie. Innym razem pracując w Korei wieczorami biegałem po parku, który usytuowany był na zboczu góry. W zasadzie wszędzie był spad tylko jedna dróżka była w poziomie. Na tej dróżce, koło skały, gdzie było więcej miejsca, robiłem przerwy w biegu i gimnastykowałem się. Pewnego dnia do tej skały przyszły dwie kobiety i mężczyzna z wielkimi torbami. Nie zwracając na mnie uwagi położyli torby na ziemi, padli na kolana, oddali pokłon skale i zaczęli się modlić, jak przypuszczam. Szybko opuściłem to miejsce. Zbiegając z góry zobaczyłem jeszcze dwie kobiety z wielkimi torbami kierujące się ku tej skale. Widać pewne rytuały są wciąż żywe. Dla jednych jest to lokalna tradycja bez głębszego znaczenia, a dla innych - coś mające głęboką wartość duchową.