Od jakiegoś czasu bawię się aplikacją Network Cell Info Lite i sprawdzam z która stacją bazową jestem aktualnie w kontakcie. Aplikacja pokazuje gdzie jestem ja i gdzie stacja bazowa. Do przedwczoraj gdy otwierałem mapę w tej aplikacji wyświetlała się prawidłowa lokalizacja i współrzędne. Od dwóch dni, gdy otwieram mapę współrzędne mojej pozycji podawane są prawidłowo, ale mapa pokazuje fragment dna Oceanu Atlantyckiego w okolicach południowej części Afryki. Zaczyna się od bardzo powiększonej rozmytej części, po zmniejszeniu obrazu pojawia się coś takiego jak na zdjęciu poniżej. Przy dalszym oddalaniu obrazu otrzymuję coś takiego. I przy dalszym oddalaniu widzę to. Zdumiało mnie dlaczego zmieniło się obserwowane miejsce, jeśli żadnych ustawień nie zmieniałem. Od dłuższego czasu miałem ustawioną mapę satelitarną i zawsze po uruchomieniu aplikacji pojawiało się miejsce, gdzie akurat znajdowałem się. Moje przemyślenia nie doprowadziły mnie do żadnych konkretnych wniosków, ale postanowiłem przyjrzeć się wskazywanej okolicy za pomocą Google Earth. Kiedyś na podstawie obserwacji z Google Earth napisałem artykuł "Co to za struktury na dnie mórz?", gdzie zastanawiałem się nad pewnymi dziwnymi obiektami znajdującymi się na dnie oceanów. Teraz też znalazłem we wskazanej przez aplikację okolicy jakieś dziwne obiekty. Obszar, który przeglądałem ma współrzędne geograficzne pokazane na poniższym zdjęciu na dole. Po większym oddaleniu można zauważyć regularne kształty, jak gwiazda pięcioramienna z prawej strony poniższego zdjęcia, czy linia załamująca się pod kątem prostym w centralnej części zdjęcia. Na większym zbliżeniu ta gwiazda już nie wygląda jak gwiazda, ale składa się z regularnych linii, jakby był to twór sztuczny (współrzędne geograficzne i skala długości umieszczone są w prawym dolnym rogu zdjęcia). W niedalekiej odległości od powyżej przedstawionych struktur znajdują się inne, równie ciekawe, wyglądające na sztuczne. Są to równoległe linie proste. Na zdjęciu poniżej widać, że Google niektóre fragmenty dna oceanu zrobił w lepszej rozdzielczości. Współrzędne geograficzne i skala długości pokazane są w prawym dolnym rogu zdjęcia. Po powiększeniu widać jakby wyżłobiony w skale kanion ciągnący się na setki kilometrów. W miejscach zeskanowanych przez Google z lepszą rozdzielczością można zauważyć inne ciekawe obiekty o rozmiarach kilkudziesięciu kilometrów wykonanych jakby przez jakąś cywilizację morską tworzoną przez istoty inteligentne żyjące w wodzie lub antyczną w czasach, gdy według niektórych mitów, dna oceanów były lądem. Oczywiście te wszystkie obiekty mogą być spowodowane złudzeniem optycznym i niedoskonałością narzędzi stosowanych przez Google do obserwacji dna morskiego. Mogą też być tworami naturalnymi. Ale równie dobrze mogą być wytworem sztucznym, pozostałością po jakiejś dawnej cywilizacji technicznej.
0 Comments
Szokująca wypowiedź Claptona. Czyżby następowało przegrupowanie sił w wojnie najbogatszych rodów?26/1/2022 Zdumiewający tekst pojawił się na portalu MSN należącym do korporacji Microsoft pod tytułem "Eric Clapton twierdzi, że osoby zaszczepione przeciwko COVID-19 są pod "hipnozą"". I co czytamy w tym artykule? "Eric Clapton wierzy, że w dobie pandemii koronawirusa społeczeństwa są poddawane masowej kontroli umysłu. Brytyjski wokalista mówi o podprogowych treściach, które mają wymusić posłuszeństwo i szczepienia przeciwko COVID-19. Przekonuje, że sam padł ofiarą tej "hipnozy"." "76-letni brytyjski muzyk mówił, że przyjął szczepionkę przeciwko COVID-19 w 2021 r. pod wpływem... podprogowego przekazu w reklamie farmaceutycznej" "Clapton powołał się przy tym na opinie belgijskiego psychologa Mattiasa Desmeta, mówiącego o masowej hipnozie, na którego często powołują się antyszczepionkowcy.Zacząłem zdawać sobie sprawę, że to naprawdę istnieje. (...) I wtedy mogłem to zobaczyć. Kiedy już zacząłem szukać tych treści, widziałem je wszędzie - mówił Clapton."" Zaskakujący tekst jak na portal podporządkowany Billowi Gatesowi - frontmenowi pandemii covid-19. To, że telewizja hipnotyzuje to wiadomo od dawna. Można o tym przeczytać np. w książce Rachel Copelan "Hipnoza - klucz do umysłu" z roku 1992. Poniżej zamieszczam tekst polski z książki wydanej w roku 1996 przez wydawnictwo Limbus. Zdumiewające jest, że taki portal jak MSN drukuje takie rzeczy i to jeszcze w wielu językach świata, bo ja to przeczytałem w języku polski, a tekst oryginału to z pewnością angielski. Wygląda to tak, jakby ludzie stojący za Billem Gatesem zaczęli się wycofywać z projektu kowid, może nie całkowicie, a tylko przegrupowują siły. O tym, ze trwa wojna rodów pisałem już rok temu w artykule "Tajemnicze zgony w styczniu. Czy to jest wojna żydowskich rodów?". Wojna ta prawdopodobnie rozprzestrzeniła się również na nieżydowskie rody. Ludzie stojący za Gatesem zmieniają kierunek natarcia i zwierają szyki o czym może świadczyć niedawna wypowiedź ich frontmena zacytowana przez komputerswiat.pl w artykule "Bill Gates przedstawia plan zakończenia pandemii i zapobieżenia kolejnej": "Bill Gates uważa, że pandemia może zakończyć się jeszcze w 2022 r. Niezbędna będzie do tego jednak jeszcze ściślejsza współpraca naukowców, rządów i firm, mająca na celu przyspieszenie opracowania nowych szczepionek. Zdaniem Gatesa niezbędne będzie wsparcie, przede wszystkim finansowe, dzięki któremu możliwe będzie rozszerzenie pomocy na większość regionów świata." "Teraz były szef Microsoftu zdecydował się przedstawić rozwiązanie, dzięki któremu pandemia miałaby się zakończyć, kolejnych nigdy byśmy nie już nie ujrzeli. Zdaniem Gatesa musimy skupić się na innowacjach, dzięki którym możliwe będzie stworzenie m.in. lepszych szczepionek." Jakby te, którymi teraz jesteśmy szczepieni były złe. Przecież według zapewnień naszych medycznych celebrytów są super-świetne. I dalej: "Fundacja Gatesa ma zwiększyć wsparcie dla Coalition for Epidemic Preparedness Innovations (Cepi) o 50 proc. do 264 mln dol. Chce też, by inne fundacje i państwa dołożyły się do finansowania Cepi, by ta mogła osiągnąć swój cel w wysokości 3,5 mld dol. Dzięki tym pieniądzom możliwe ma być szybsze rozwiązywanie problemu przyszłych epidemii, poprzez przyspieszenie rozwoju szczepionek i pomoc w szybszym i sprawiedliwszym dystrybuowaniu ich do najbardziej potrzebujących krajów. Cepi miało finansować aż 14 projektów szczepionek, z czego trzy wpisano na listę zastosowań awaryjnych przez Światową Organizację Zdrowia, a sześć jest nadal rozwijanych.". O co właściwie chodzi z tymi szczepionkami, skoro szczepionki nie wyeliminowały sztandarowej choroby szczepionkowców czyli czarnej ospy, o czym można przeczytać w wykładzie dr Toma Macka i w moim spiskowym poście sprzed lat? Pewną odpowiedź daje Credo Mutwa - szaman z Południowej Afryki w rozmowie z Davidem Icke, Credo twierdził, że szczepienia białych zabijały w murzyńskich dzieciach zdolność kontaktowania się z duchami. I cos w tym może być, bo Julian Rose w swojej książce " Pokonać umysł robota, zachować człowieczeństwo" z roku 2021 cytuje Rudolfa Steinera: Czyli rody chcą zmienić ludzi w zombie, a gra się toczy o to, kto będzie władał watahą zombie. W możliwość zrobienia z ludzi zombie możemy wierzyć albo nie, ale 30 kwietnia 2011 roku został zatwierdzony conplan 8888 znany również jako „Plan Przeciwdziałania Dominacji Zombie”. Na portalu gamesguru.pl możemy przeczytać coś więcej o tym planie:
"USA postanowiło przygotować plan na wypadek apokalipsy nieumarłych. CONPLAN 8888 jest dokumentem zawierającym nie tylko opis rodzajów zombie, ale i specjalny plan działania podczas potencjalnej epidemii." "został stworzony jako szkolenie dla nowych strategów wojennych do pracy z nietypowymi źródłami zagrożenia, to zawiera on pełny plan działań wojska oraz instytucji państwa podczas apokalipsy. Poza standardowymi, „nietypowymi” sytuacjami, tzn. powodziami, pożarami czy wojnami z innymi krajami, postanowiono podkręcić poziom trudności i dać problem, z którym jeszcze nikt realnie się nie spotkał. Teraz wyobraźmy sobie, że taka apokalipsa zombie jest możliwa. Moim zdaniem stratedzy zdali egzamin. Są przygotowani na różne, nawet najbardziej absurdalne odmiany nieumarłych, mają plan, co robić przed, w trakcie i po. Zdają sobie sprawę, że nie wolno się cackać i dołączać do hordy w skórzanej masce, tylko trzeba je eliminować jako zagrożenie." Conplan wyróżnia osiem typów zombie: "Patogenne zombie, które powstały w wyniku infekcji. Radiacyjne zombie, które powstały w wyniku napromieniowania. Symbiotyczne powstałe na skutek pasożyta. Kosmiczne zombie, które zaraziły się czynnikami z kosmosu (np. w wyniku upadku meteorytu) bądź same są kosmitami. Militarne będące biologiczną bronią wojskową. Magiczne zombie powstałe w wyniku mrocznej magii lub eksperymentów. Wegetariańskie (to może wywołać śmiech, ale wyobraźcie sobie, co będzie, jak taka wiecznie głodna armia przejdzie przez pola uprawne? Klęska głodu gotowa). Zombie kurczaki (ta nazwa również może budzić uśmiech, ale wzięła się z eutanazji kurczaków, które nie mogą już składać jaj. Uśmierca się je dwutlenkiem węgla, a po odcięciu dopływu gazu niektóre kury obudziły się i mimo szoku zaczęły normalnie chodzić)." "Co ciekawe, CONPLAN 8888 reguluje również status prawny zombie. Jako że nie są one istotami żywymi w naszym rozumieniu tego słowa, tj. nie myślą i nie czują, to nie obowiązują ich żadne prawa ochrony ludzi czy zwierząt. W efekcie tego w walce z nimi wszystkie chwyty są dozwolone. Może będą jakieś nagrody „Zombie Kill Of The Year”? Dokument ten posiada nawet instrukcje, jak skutecznie eliminować takie osobniki. Zaleca się uszkodzenie pnia mózgu, czyli elementu odpowiedzialnego za podtrzymywanie wszystkich czynności życiowych. To właśnie w nim znajduje się między innymi ośrodek oddychania, termoregulacji oraz regulujący pracę serca i kończyn. Dodatkowo zalecane jest zapakowanie i oznaczenie zabitych zombie, by mieć sto procent pewności, że nikt się do nich nie zbliży, aż zostaną zutylizowane." Artykuł, który cytowałem zawiera więcej ciekawych rzeczy na temat walki z zombie. Śmiechy śmiechami, ale plan już jest i pewnie pierwsze do niego podejścia były dużo wcześniej niż w roku 2011. Co ciekawe plan został opracowany w okolicy czasowej epidemii grypy A/H1N1 w roku 2009, kiedy to Ewa Kopacz, pełniąca funkcję ministra zdrowia, przeciwstawiła się zakupowi szczepionek przeciw świńskiej grypie. Prawdopodobnie "świńska" pochodzi od tego, że była tak perfidnie spreparowana na zlecenie możnych tego świata. Pani Kopacz, za zgodą lub nawet na polecenie swoich mocodawców, zablokowała zakup szczepionek, przez co cały misterny plan pewnej frakcji globalistów posypał się w tamtym czasie. Teraz już byli lepiej przygotowani i nie pozwolili poszczególnym państwom Unii Europejskiej decydować o zakupie, ale Unia jako całość kupiła szczepionki dla państw członkowskich. Lepiej na zimne dmuchać niż na gorącym się sparzyć, bo w którymś z państw członkowski mogłaby się objawić druga taka Kopacz i znowu plan nie powiódłby się. Widać wtedy pani Kopacz dobrze się spisała i w nagrodę jej mocodawcy zrobili ją premierem Polski, a teraz wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego. Być może tam również ma za zadanie sypać piasek w tryby pewnej frakcji globalistów walczącej z mocodawcami pani wiceprzewodniczącej. Obecnie coraz wyraźniej widać walkę różnych grup globalistów o panowanie nad stadem ludzkim i o dominację jednej grupy nad innymi. Widać ataki, odwroty i przegrupowywanie sił. My ludzie, jesteśmy przez wielkich tego świata traktowani jak stado owiec. A nie ma dobrych czy złych właścicieli stada. Wszyscy oni chcą owce strzyc, doić, a na końcu zabić na mięso. Nawet dobry pasterz szuka zagubionej owieczki, nie dlatego, że ją tak kocha, choć może i to wchodzi w grę, ale głównie dlatego, że ma z niej pieniądze. Niech pretendenci do posiadania nas zabijają się między sobą. Najlepsze co możemy w takiej sytuacji zrobić, to nie przeszkadzać im w tej walce, a tym bardziej nie pomagać. Niech się wybiją nawzajem. My powinniśmy się zająć swoimi sprawami. Gdy wielcy się wykrwawią we wzajemnej walce, to wtedy ich dobijemy. W niedzielę 16-tego stycznia gęsto latały samoloty zostawiając białe smugi na niebie, a w poniedziałek 17-tego była burza śnieżna z walącymi piorunami. Podobnie we środę 19 - go stycznia samoloty latały jak opętane, zasnuwając niebo białymi smugami, a we czwartek 20 - tego znowu mieliśmy burzę śnieżną z piorunami. W środę po południu udało mi się zrobić zdjęcie dziwnego obiektu, co opisałem w artykule "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?". Po przeczytaniu tego artykułu kolega podesłał mi zdjęcie, które wykonał o zachodzie słońca we środę, na którym widniały trzy dziwne obiekty. Opisałem to w artykule "Czy w środę 19 stycznia nad Krakowem rozegrała się jakaś bitwa powietrzna?". W międzyczasie chciałem rozgryźć przyczynę zmiany koloru obiektu, który zaobserwowałem we środę 19 - tego. Swoje przemyślenia opisałem w poście "Dziwne obiekty na niebie - odbłyski w obiektywnie, czy pojazdy pokryte metamatariełem?". Wczoraj w poniedziałek 24 - go stycznia była ładna pogoda i od rana latały samoloty i ciągnęły za sobą smugi różnej długości. Wyglądało na to, że część samolotów należała do jakiś linii lotniczych, a część była nieokreślona. Zdarzył się też jeden samolot nie zostawiający smugi, ale leciał on relatywnie nisko. Nieoczekiwanie zrobiłem zdjęcia zdublowanych samolotów. Ciekawe, że samolot, smugi, które zostawił i jego zdublowany obraz ze smugami są różnie oświetlone przez słońce. Jakby to były dwa różne samoloty, a nie błąd zdjęcia. I poniżej drugi samolot w podwojonej wersji, jakby to były dwa różne samoloty jeden nad drugim. Jedna smuga tego powyżej jest przesłonięta, przez smugę tego poniżej. Dziub samolotu wyżej lecącego jest przesłonięty przez skrzydło samolotu niżej lecącego. Wydaje mi się, że jeśli byłby to błąd obiektywu, to cały dziób samolotu wyżej lecącego dałby się zauważyć na skrzydle tego poniżej lecącego. Ale może mi się tylko zdaje i jest to złudzenie optyczne i błąd zdjęcia. Smugi pozostawione przez samoloty układały się później w ciekawe wzory i chmury. Koniec końców niebo zaczęło się pokrywać ciemnymi chmurami i na drugi dzień we czwartek było już pochmurnie, ponuro i cały dzień była mżawka. Korzystając, że w środę dzień był słoneczny i samoloty coś w atmosferze rozpylały postanowiłem sprawdzić moją hipotezę o możliwości sfotografowania tajemniczych obiektów poruszających się w powietrzu zwykle niewidocznych, ale możliwych do sfotografowania, gdy wystąpią trzy czynniki: smugi samolotowe na niebie, silne źródło światła i odpowiedni kąt źródło światła - tajemniczy obiekt - obiektyw aparatu fotograficznego. Około 14.00 wyszedłem na spacer na Łąki Nowohuckie, aby przeprowadzić eksperyment. Zabrałem ze sobą smartfon Motoroli i aparat fotograficzny Nikon Coolpix P900. Na łąkach robiłem zdjęcia oboma urządzeniami w różnych kierunkach: i pod słońce i ze słońcem i obok słońca i pod różnymi katami w stosunku do słońca. Aparat Nikon ma opcję fotografowania pod słońce. Robiłem zdjęcia w różnych trybach aparatu, a tylko w jednym ustawiłem datę i godzinę wykonywania zdjęcia, stąd tylko na niektórych fotografiach uwidoczniony jest czas robienia zdjęcia. Poza tym część zdjęć obciąłem, żeby usunąć zbędne rzeczy. Pewna grupa zdjęć została zrobiona smartfonem, gdzie nie ustawiłem wyświetlania czasu wykonania zdjęcia. Na zdjęciach robionych smartfonem nic niepokojącego nie zauważyłem. Co innego z Nikonem. Zdjęcia pod słońce, albo obok słońca, ale w jego kierunku czasem nic ciekawego nie pokazywały. A czasem coś dziwnego pojawiało się na nich. Oczywiście komentarze będą takie, że to jakieś refleksy w obiektywie i że zdjęcia są sknocone. Może być to prawdą ale może nią nie być. Refleksy na zdjęciach mogą być tak zwanymi orbami. W artykule "Orby - tajemnicze świetliste kule" możemy przeczytać opis tych dziwnych obiektów: "Zagadkowe, półprzeźroczyste kule, zwykle niewidoczne gołym okiem, ale pojawiające się na fotografiach… Nazwa Orby pochodzi od łacińskiego słowa „orbis” – krąg, sfera. Pojawiają się pojedynczo, albo w grupach po kilka-kilkanaście sztuk. Średnice tych sfer wynoszą od kilku centymetrów do pół metra i więcej. Jeśli chodzi o kolor - bywają białe, niebieskawe, zielone, różowe albo złociste. Orby można spotkać o dowolnej porze roku i dnia.Czasem przybierają kształty niekonieczne kuliste. Większość orbów posiada podobną strukturę: w pobliżu zewnętrznej granicy obiektu widać koncentryczne formy, a powierzchnia nie jest gładka, wygląda na komórkową i nierówną. Bywa, że centrum odznacza się wypukłością albo większą przezroczystością, przez którą widoczny jest drugi plan. Pojawienie się w kadrze podobnych obiektów próbowano początkowo tłumaczyć wadą zdjęcia, kroplą zanieczyszczenia na obiektywie, pyłem albo odbiciem światła. Jednak optycznie orby wydają się być przed obiektywem, a nie na jego soczewkach.". Jeśli przyjrzeć się pierwszemu zdjęciu z orbami, to z lewej strony słońca orb przeslania gałązkę krzaka, jakby był bliżej obiektywu niż krzak. Oprócz orbów na dwóch zdjęciach udało mi się również uwiecznić tajemniczy obiekt podobny do tych z wcześniejszych artykułów. A poniżej pokazany jest ten świetlisty obiekt wycięty ze zdjęcia i powiększony. Może to być jakieś zjawisko optyczne, które zaszło w obiektywie, ale może to też być realny obiekt unoszący się w powietrzu. Jeśli to był pojazd pokryty metamateriałem, to jego tęczowe barwy mogły wynikać z nierównomiernego osadzenia się na jego powierzchni nano i mikrocząstek pochodzących ze smug wypluwanych przez samoloty i różnego oświetlenia jego części przez słońce. Oczywiście jego niewidzialność mogła być wytworzona poprzez zupełnie inne technologie niż metamateriały, ale i tak cząstki sypane przez samoloty zaburzały pracę systemu maskującego.
Ostatnio zaszły tajemnicze zjawiska pogodowe i z tego powodu napisałem dwa posty "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?" i "Dziwne obiekty na niebie - odbłyski w obiektywnie, czy pojazdy pokryte metamatariełem?" w których pokazałem zdjęcia latającego obiektu zmieniającego kolor, który jest na zdjęciu wprowadzającym. Mój kolega, który przeczytał powyższe artykuły, też zrobił zdjęcie nieba 19 stycznia o godzinie 16:13 i przesłał mi je. Ktoś powie, że to satelity Elona Muska z projektu Starlink. Satelity Muska przelatywały nad Polską w ten dzień, ale o godzinie 17:56 i inaczej wyglądały, co jest przedstawione na stronie kontakt24.tvn24.pl. Patrząc na powyższe zdjęcie znowu mamy zbieżność trzech elementów: obecność smug samolotowych, silne źródło światła - zachodzące słońce i odpowiedni kąt między źródłem światła, obiektem i obiektywem smartfona. Zachód słońca w Krakowie był dokładnie o 16:12, czyli praktycznie w chwili robienia zdjęcia. Poniżej przedstawiam powiększone obrazy obiektów. Za jakiś czas może się okazać, ze nad Krakowem rozegrała się jakaś bitwa powietrzna, ale na takim poziomie technologicznym, że nie pojmujemy tego naszym umysłem i nawet nie zauważamy. Możemy być w podobnej sytuacji jak podczas II wojny światowej Papuasi z Nowej Gwinei i inne ludy Pacyfiku, które rozwinęli kulty cargo, o czym wspominałem w "Zamachy terrorystyczne, ŚDM i rozważania teologiczne", które nie rozumiały, że Amerykanie przyszli do nich tylko przypadkiem przegrupowując wojska do rozprawy z Japończykami, a nie po to by im dawać jedzenie, ubrania i pieniądze. Prawdopodobnie Papuasi nie zdawali sobie sprawy, że jakaś wielka wojna toczy się na świecie.
Powracając do naszych podniebnych obiektów, mogły być one pokryte metamateriałem, który czynił je niewidzialnymi z zakresie światła widzialnego i materiałem pochłaniającym fale radarowe, przez co były praktycznie niewykrywalne. Za to samoloty mogły rozpylać jakieś nanocząstki, cząstki submikronowe i mikrocząstki, które przylepiały się do niewidzialnych pojazdów czyniąc je widzialnymi, gdyż bieg promieni świetlnych w metamateriale był zaburzony, a dodatkowo mikrofale z radarów miały się od czego odbić. Gdy już stały się wykrywalne można było je strącić. Być może to było przyczyną szaleńczych lotów samolotów ciągnących za sobą długie smugi, które po jakimś czasie pokrywały całe niebo. Niewykluczone, że za jakiś czas dowiemy się, że nad Krakowem rozegrała się wielka bitwa powietrzna, której nawet nie zauważyliśmy. Kiedyś napisałem post "Dziwne zjawisko na niebie 30 kwietnia 2018 roku", kiedy podczas fotografowania Marsa w pobliżu Księżyca zaobserwowałem dziwny obiekt, który się przemieszczał. Ważny szczegół, że w pobliżu leciał samolot zostawiający za sobą smugę, co widać na zdjęciu wprowadzającym. Poniżej przestawiam zdjęcie układu Mars - obiekt - Księżyc, i zbliżenie cyfrowe samego obiektu. Na kolejnym zdjęciu poniżej widać ten sam obiekt zbliżony bardziej do Księżyca. Zdjęcia powyższej były robione aparatem Nikon Coolpix P900. Po napisaniu artykułu posypały się komentarze, że to brud na obiektywie, odbłysk światła itp. Może to była i prawda, a może nie. Warte podkreślenia jest to, że obiekt jest widoczny w pobliżu smugi samolotowej i pod określonym kątem w stosunku do silnego źródła światła. W ostatnią środę zrobiłem zdjęcia smug chemicznych, tym razem smartfonem, i opisałem w artykule "Dziwne zjawiska na niebie i na ziemi. Czy to jakaś niewidzialna wojna?". I znowu na dwóch zdjęciach zrobionych z tego samego miejsca w tym samym kierunku pokazał się podobny tajemniczy obiekt. Oczywiście komentarze czytelników były takie, że to jakiś odbłysk światła w obiektywie, bo zdjęcie było robione pod słońce. Może mają rację, a może nie. Obiekt w powiększeniu był lekko żółtawy. Zdjęcie zrobione kilkanaście sekund później z tego samego miejsca i w tym samym kierunku pokazuje, że obiekt przesunął się względem smug samolotowych i zmienił kolor na seledynowy. Nieznacznie zmienił się kąt słońce- obiekt - smartfon i nastąpiła zmiana koloru.
Mamy trzy elementy znaczące, aby zobaczyć tajemniczy obiekt: 1. smugi chemiczne 2. mocne źródło światła 3. odpowiedni kąt źródło światła - obiekt - aparat fotograficzny. Jeżeli obiekt nie jest jakimś złudzeniem optycznym, czy efektem pracy obiektywu aparatu fotograficznego, a czymś realnym, to co to może być? To może być urządzenie latające pokryte optycznym metamateriałem. Metamateriały to szeroka klasa materiałów oddziałujących z promieniowaniem elektromagnetycznym o własnościach nie występujących naturalnie w przyrodzie. Ciekawy fragment zacytuję z Wikipedii: "Unikalne własności metamateriałów zostały zweryfikowane przez Caloza (2001). Pierwsze lewoskrętne materiały były jednak niepraktyczne z powodu dużego rozpraszania i wpływu na bardzo wąski zakres częstotliwości. W 2004 roku zademonstrowano pierwsze supersoczewki dla mikrofal, zbudowane z materiałów o ujemnym współczynniku załamania. Pozwalały one uzyskać rozdzielczość trzykrotnie mniejszą od długości fali. W kwietniu 2005 przy pomocy innej metody (opartej na powierzchniowych plazmonach) skonstruowano analogiczne supersoczewki dla światła widzialnego. W 2006 roku opisano jak za pomocą metamateriałów można uzyskać optyczną niewidzialność. Przy pomocy odpowiednich metamateriałów fala elektromagnetyczna może zostać zakrzywiana tak żeby ominąć otaczany obiekt i wrócić na dotychczasowy tor. Układ taki zrealizowano dla mikrofal. W 2007 roku zaprezentowano materiał o ujemnym współczynniku załamania dla światła widzialnego. Do 2008 roku wszystkie tego typu struktury działały jedynie dla jednej, wybranej częstotliwości fal elektromagentycznych. W 2009 roku zaprezentowano pierwszą strukturę, która umożliwia ukrycie obiektu przed szerokim zakresem częstotliwości" Czyli już od 13 co najmniej lat mamy materiały pozwalające ukryć obiekty na widoku. Ale być może obiekty pokryte metamateriałem mają pewną słabość i w obecności silnego źródła światła w połączeniu z cząstkami rozpylanymi przez samoloty stają się widzialne w pewnych zakresach długości fal i w pewnych zakresach kątów obserwacji. I raz będą np. żółtawe, a pod trochę innym kątem obserwacji - seledynowe. Być może takich obiektów jest w powietrzu więcej, tylko rzadko je widzimy, bo po pierwsze mało kto gapi się w niebo, a po drugie rzadko występują korzystne warunki obserwacji. Moja mama, gdy wspomina druga wojnę światową, to mówi, że w jeden dzień przez Kraków przemieszczali się umęczeni polscy żołnierze, a w dwa dni później krokiem defiladowym wkroczyli Niemcy. Radia należało oddać. Za posiadanie radia groziła kara śmierci. Informacje czerpano głównie z megafonów rozstawionych na ulicach zwanych szczekaczkami, z obwieszczeń rozklejonych na murach i kto chodził do kina, z kroniki przed filmem. Z podanych wiadomości wynikało, że Niemcy zawsze wygrywali i parli do przodu. W tym czasie były ograniczenia w poruszaniu się, godzina policyjna, sklepy i tramwaje dla Niemców itp. Były niedobory towarów, system kartkowy. Potem Niemcy się wycofali, wkroczyli Rosjanie i tak się wojna skończyła. Oczywiście nie wspomnę o dzikim zasiedlaniu mieszkań przez Krakusów zaraz po wkroczeniu do miasta Armii Czerwonej i innych ciekawych przypadkach, ale to inna sprawa. I tak dla mojej mamy wyglądała wojna. Nic nie wiedziała o Stalingradzie, bitwie pod Moskwą, że nie wspomnę o bitwie o Okinawę. Ale za to, dzięki plotkom rozpuszczanym przez Niemców wiedziała, że Żydzi roznosili tyfus i przez to stanowili zagrożenie dla Polaków. Już w 2019 roku pisałem o przygotowaniach do wojny "5 G - przygotowanie do wojny na terenie Polski?", a w pierwszej połowie 2020 pisałem już o wojnie "Covid - 19 - czy jesteśmy już na wojnie czy na drodze do światowego niewolnictwa?". A teraz spójrzmy, co się działo przez te dwa lata. Mamy eksplozję w Bejrucie, tajemnicze zatonięcie największego irańskiego okrętu wojennego, na świecie wybuchają dziwne pożary, zamieszki w różnych krajach. Obecnie toczą się 42 konflikty zbrojne. Ale wszystko wskazuje na to, że obecnie toczy się jakaś wojna światowa, ale prowadzona metodami, że nie jesteśmy w stanie rozpoznać, że jakieś strony ze sobą walczą. Tak jak moja mama nie wiedziała, że Niemcy przegrali bitwę na Łuku Kurskim. Dowiedziała się dopiero po wojnie. Obecna wojna może rozgrywać się w kosmosie, na morzach na powierzchni i w głębinach, na lądach, również za pomocą broni klimatycznych i geofizycznych, w cyberprzestrzeni i za pomocą manipulowania świadomością ludzi. Ostatnio mieliśmy erupcje wulkanów na Wyspach Kanaryjskich i na wyspie Tonga, tak silną, że: "W sobotę o 20:23 "zameldowała się" na Kasprowym Wierchu." W ostatnich dwóch latach Chiny dotknęły katastrofalne powodzie: 2020 (urszulakuczynska.wordpress.com): "Od czerwca w południowych i środkowych Chinach nieprzerwanie pada deszcz, doprowadzając do największych od dekad powodzi. Ewakuowano już ponad 2 000 000 osób, rośnie bilans ofiar śmiertelnych i strat w rolnictwie, przemyśle i ludzkim mieniu. Dyrekcja stojącej w centralnych Chinach Tamy Trzech Przełomów – największej zapory wodnej i hydroelektrowni na świcie – już trzykrotnie spuszczała wodę ze zbiornika. Zbiornik jest zaprojektowany tak, aby przyjąć wodę do głębokości 175 metrów. Obecny poziom to już 165 metrów a wody wciąż przybywa. W koordynacji ze służbami innych prowincji, zaczęto otwierać śluzy tam na dopływach Jangcy i doprowadzać do kontrolowanego zalania terenu, by zmniejszyć presję na Tamę. " 2021 (dobrapogo24.pl): "Pogoda szaleje niemal na całym świecie. Uderzyła kolejna katastrofalna powódź, ale tym razem w Chinach. W prowincji Henan położonej w centrum Chin spadło ponad 617 mm wody, z czego aż 202 mm w ciągu jednej godziny! Miejscowi katastrofalną powódź określili powodzią tysiąclecia. W mieście Zhengzhou wylała Rzeka Żółta. Woda zalała metro, gdzie zginęło co najmniej 12 osób. Na nagraniach i zdjęciach widać, że woda w wagonach sięgała ludziom po szyję. Wcześniej z zalanych stacji i wagonów metra zdołano ewakuować ponad 500 osób. Ofiar z pewnością może być więcej. W Zhengzhou mieszka ponad 12 milionów osób. Z zalanych terenów do tej pory ewakuowano ponad 100 tys. ludzi. Nadal wiele ulic jest zalanych i nieprzejezdnych." Dziwne rzeczy dzieją się w kosmosie. Elon Musk docelowo chce wysłać w kosmos 42 000 satelitów do swojego internetu. Obecnie jest ich ponad 20 000. Projek Starlink prawdopodobnie docelowo nie ma służyć temu, o czym mówi Musk, czyli dostarczeniu kosmicznego internetu wszystkim potrzebującym, bo jak na razie cena podłączenia jest również kosmiczna: "Oferta jest limitowana – zainteresowane osoby powinny śpieszyć się z zamawianiem usługi. Na cenę internetu satelitarnego dostępnego w ofercie SpaceX składa się:
Wygląda na to, że główne cele budowy sieci satelitów to nie były względy komercyjne, o czym może świadczyć taka oto przesłanka: "Chiny zgłosiły dwa incydenty z satelitami SpaceX Elona Muska, które prawie uderzyły w swoją stację kosmiczną w tym roku". Być może głównym celem umieszczenia tysięcy satelitów jest wojna kosmiczna i strącanie obiektów wroga, a dostarczanie internetu na Ziemię jest tak przy okazji, dla odwrócenia uwagi i zarobienia trochę grosza w czasie pokoju. Za to na naszym podwórku mamy przepychanki z uchodźcami jako fragmentu większej operacji. Na całym świecie trwa akcja szczepień, która wygląda jak znakowanie bydła. Poszczególne rządzące rody z kilku krajów znaczą swoich niewolników. Zauważmy, że obecnie w mediach mało mówi się o ludziach, a zamiast tego używa się sformułowań: "zasoby ludzkie", "siła żywa", "siłą robocza", "ręce do pracy", ewentualnie "zasoby pracowników". Poprzez manipulacje słowami odzwyczaja się nas, od tego, że jesteśmy ludźmi. Jesteśmy zasobem, jak zasoby złóż mineralnych, zasoby naturalne itp. Manipuluje się naszą świadomością i szczepionkowcy atakują antyszczepionkowców i na odwrót, maseczkowcy atakują antymaseczkowców ze wzajemnością, zamiast szukać, kto nam to wszystko organizuje i go powstrzymać. Wróćmy do Polski. Mamy oficjalnie na granicy z Białorusią problem z uchodźcami. Co się tam na prawdę dzieje, tego nie wiemy. O wielu rzeczach media nas nie informują. Na przykład Julian Rose w swojej książce "Pokonać umysł robota" na stronie 23 podaje taką ciekawostkę: "NATO zatwierdziło to przesunięcie na wschód poprzez utworzenie w Krakowie Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO". Pierwsze słyszę, choć w Krakowie mieszkam od urodzenia. A tu inna ciekawostka z tej samej książki, ze strony 36: "Tak jak tereny północno-wschodniej części Szczecina są obecnie przygotowywane pod siedlisko dla bazy wojskowej NATO - tzw. "szpicy", "sił szybkiego reagowania", do użycia w obliczu "rosyjskiego zagrożenia", tak też jednocześnie w nowe miejsce, w okolice Warszawy, przenoszone są baterie rakiet nuklearnych. Mówił o tym generał Hodges w wywiadzie dla Daily Telegraph na odprawie po ćwiczeniach, na których dokonywano relokacji uzbrojonych pocisków Patriot przy użyciu transportu drogowego..., , aby w końcu umieścić je na obrzeżach Warszawy (Daily Telegraph, kwiecien 2015)." Ciekawe, nic w polskich mediach nie słyszałem, żeby na terenie Polski stacjonowała broń jądrowa. A teraz spójrzmy na sytuację w Polsce w ostatnich dniach. W ostatnią niedzielę była dość ładna pogoda. Byłem na wycieczce pod Krakowem i na niebie pojawiły się samoloty zostawiające za sobą białe smugi. W międzyczasie dostałem komunikat o silnym wietrze mającym wiać następnego dnia, przerwach w dostawie prądu itp. Wieczorem niebo nabrało interesujących barw. I faktycznie, następnego dnia ni stąd ni z owąd wiał silny wiatr, najpierw zaczął padać deszcz, potem śnieg z deszczem, a potem była burza śnieżna z wyładowaniami atmosferycznymi. Waliły pioruny na potęgę. Śnieżyca z piorunami trwała relatywnie krótko. A później padły takie komunikaty jak w tvp.info: "Według rzeczniczki szwedzkiego wojska Therese Fagerstedt w poniedziałek o godz. 11:00 sześć rosyjskich okrętów desantowych znajdowało się na międzynarodowych wodach Morza Bałtyckiego na wysokości Trelleborga, portu na południu Szwecji. Zazwyczaj w tym akwenie przemieszcza się jedna lub dwie jednostki. Jak podkreślił na antenie Szwedzkiego Radia dowódca operacyjny sił zbrojnych Szwecji Michael Claesson, okręty „wyruszyły w kierunku zachodnim oraz północno-zachodnim”. – Są w trakcie opuszczania Morza Bałtyckiego – zaznaczył." Nawałnica śnieżna zaczęła się właśnie około 11. Jaka dziwna zbieżność. Tak jakby okręty rosyjskie zostały zaatakowane bronią klimatyczną i zmuszone do ucieczki z Bałtyku. Analogiczna sytuacja wystąpiła we środę i czwartek. We środę była w miarę ładna pogoda, za to samoloty zostawiające za sobą długie smugi latały jak opętane. Wyraźnie widać było, że latają na różnych wysokościach, a smugi, mimo różnych warunków tam panujących, zostawiały. A co ciekawe zdarzały się między nimi samoloty, bardzo rzadko, które smug nie zostawiały. Niestety, tych bezsmugowych samolotów nie udało mi się sfotografować, gdyż miałem przy sobie tylko smartfon. Samoloty zostawiały za sobą dość nietypowe ślady. O zmierzchu we środę niebo również nabrało ciekawych barw jak to było w niedzielę. A następnego dnia, czyli we czwartek, znowu nastąpiła burza śnieżna. W ciągu kilku minut zrobiło się całkiem biało. Wiał silny wiatr i waliły pioruny. Drogi pokryły się śniegiem. Znów jakby ktoś użył broni klimatycznej. W jeden dzień następuje rozpylanie czegoś w powietrzu, a na drugi dzień spadek temperatury i gwałtowne burze śnieżne. Co to może być? Wiemy, że fale krótkie odbijają się od jonosfery i jeśliby ktoś chciał i miał takie możliwości techniczne, to mógłby zaatakować wroga daleko poza horyzontem. Odpowiednikiem laserów dla fal krótkich są rasery. Ale fale krótkie prawdopodobnie słabo nadają się do ataku. Co innego mikrofale. Ale akurat mikrofale nie odbijają się od jonosfery, więc warto by było rozpylić coś w powietrzu, od czego mikrofale mogłyby się odbić i uderzyć w coś za horyzontem. Są jeszcze fale terahercowe, o których mało wiemy. W artykule "Czy światło Księżyca ochładza przedmioty - cześć II" sugerowałem, że promieniowanie to hipotetycznie mogłoby chłodzić. Oczywiście z fizyki wiemy, że gdy ciało pochłonie promieniowanie o danej długości, to jego energia wewnętrzna, a co za tym idzie i temperatura wzrastają. Ale równocześnie wiemy, że gdy do ciepłego ciała przyłożymy zimne, to temperatura ciała ciepłego nie zwiększa się o temperaturę ciała zimnego, a zmniejsza się. Być może czegoś nie wiemy na temat promieniowania. Ale są tacy co to wiedzą i stosują. Oczywiście taka hipoteza wydaje się śmieszna, ale podejrzewam, że gdyby ktoś w roku 1895 powiedział, że za 50 lat dwa miasta w Japonii zostaną zniszczone bombami opartymi o rozpad jądra atomu, to śmiechu by było co niemiara. Wszyscy przecież wiedzieli, że już Lavoisier udowodnił, że pierwiastki się nie zmieniają w reakcjach. Wtedy znano tylko reakcje chemiczne. W 1896 roku odkryto rozpady jądrowe. Podobnie z hipotezami dlaczego Słońce świeci. W XIX wieku wierzono, że na powierzchni Słońca są ogromne pokłady węgla, które płoną. Podobnie może być za jakiś czas z obecnie panującymi teoriami naukowymi. Podczas środowego fotografowania zlotu pilotów - miłośników chemtrailsów zrobiłem dwa zdjęcia w odstępie kilkunastosekundowym na którym był dziwny obiekt. Obiekt ten jest w prawym górnym rogu poniższego zdjęcia. I poniżej ten tajemniczy obiekt wycięty ze zdjęcia i powiększony. Jest jakby lekko żółty. A poniżej kolejne zdjęcie. I powiększony obiekt. Teraz jest jakby seledynowy. Zmienił kolor. Nie jest to Księżyc. Widać na zdjęciach, że w ciągu tych kilkunastu sekund obiekt zmienił położenie względem smug na niebie. Ktoś może powiedzieć, że to refleks w obiektywie. Może i tak, tylko na dwóch zdjęciach, w różnych kolorach i trochę innym położeniu? Parę lat temu zaobserwowałem podobne zjawisko, które opisałem na blogu. Do tej pory nie wiem co to było. Powracając do powyższych zdjęć ja raczej przychylam się do hipotezy, że ten obiekt był realny i miał związek z rozpylaniem czegoś w atmosferze. Mogło to być jakieś urządzenie militarne wykorzystywane w toczącej się obecnie wojnie światowej.
Właśnie dostałem od koleżanki z Brazylii tekst łączący wirusa Omikron z promieniowaniem elektromagnetycznym w zakresie częstotliwości 5 G. Koleżanka była tak miła, że za pomocą tłumacza Google przetłumaczyła mi ten tekst z portugalskiego na polski. Wcześniej ten tekst był, z pewnością automatycznie, tłumaczony z hiszpańskiego na portugalski. Mogły różne ciekawe i zaskakujące rzeczy wyjść podczas takiego tłumaczenia. Generalnie da się zrozumieć ideę, która przyświecała autorowi artykułu. Poniżej zamieszczam zrzuty ekranu z tym tekstem: Z tekstu wynika, że ktoś po nocy podnosi moc stacji bazowych telefonii komórkowej chcąc pozabijać ludzi i zwalić to później na nowy wariant wirusa zwany Omikronem. Dało mi to trochę do myślenia. Na moim smartfonie mam aplikację ElektroSmart mierzącą moc pola elektromagnetycznego w danym miejscu. Tak się szczęśliwie składa, że ta aplikacja zapamiętuje dane z kilku dni i robi statystykę. Ja nieczęsto noszę ze sobą smartfon. Nawet na zakupy czy na spacer w większości przypadków nie zabieram go ze sobą. Czyli przez większą część doby urządzenie to leży na stole w pokoju i routery sąsiadów i inne ich maszynki emitujące mikrofale naświetlają mój smartfon w stały sposób. Sprawdziłem jak to było z mocą pola w ostatnich dniach. Poniżej przedstawiam zrzut ekranu: Z danych wynika, że szóstego stycznia zmierzona moc pola była dziesięć razy większa niż siódmego stycznia, a 50 razy większa niż piątego stycznia. Ciekawe, że w porównaniu z trzecim stycznia moc pola z szóstego stycznia była prawie 200 razy większa. Ciekawe również, że właśnie 6 stycznia włączył się jakiś Play Internet 4G LTE-5G-1234 o mocy 158,5 nW i Play Internet 4G LTE-1234 o mocy 100 nW, których ani w dniach wcześniejszych, ani późniejszych nie mogłem znaleźć. Postanowiłem sprawdzić jak to było ze śmiertelnością na covid w tych dniach w Krakowie i okolicach. Poniżej przedstawiam wykresy ze strony koronawirusunas.pl: I tak:
5 stycznia mieliśmy 26 zgonów i 2173 zakażeń 6 stycznia - 70 zgonów i 2017 zakażeń 7 stycznia - 10 zgonów i 1687 zakażeń 3 stycznia - 2 zgony i 980 zakażeń. Żeby być uczciwym, to drugiego stycznia, gdzie moc pola była sześć razy większa niż trzeciego był 1 zgon i 762 zakażenia. Ciekawa sprawa, bo dla 29 i 30 grudnia i 1 stycznia aplikacja nie zrobiła zapisów. Wtedy nastąpiły odpowiednio: 69, 60 i 54 zgony. Z tych szczątkowych danych nie można wyciągać jakiś definitywnych wniosków, ale widać, że jakaś korelacja między mocą pola elektromagnetycznego w zakresie mikrofalowym i śmiertelnością na covid - 19 może zachodzić. |
Archives
Sierpień 2023
Categories
Wszystkie
|